W ciągu ostatnich kilkunastu dni wydarzyło się
naprawdę dużo złego. Widzieliśmy w mediach mnóstwo scen, których pewnie
wolelibyśmy nigdy nie oglądać. Niepełnosprawne osoby na wózkach
inwalidzkich, przygotowujące koktajle Mołotowa. Niemowlęta uwięzione z
matkami w piwnicach bombardowanych budynków. Kilkuletnie dzieci
koczujące na granicy w wielokilometrowych kolejkach, na mrozie i bez
jedzenia. Całe rodziny ostrzeliwane w korytarzach humanitarnych podczas pozornego,
fikcyjnego "zawieszenia broni". Smutne zgliszcza - pozostałości pięknych
miast, które jeszcze nie tak dawno bardzo chcieliśmy odwiedzić...
Powiem Wam, że dopóki aktywnie działałam i
byłam na pełnych obrotach - jakoś dawałam radę podchodzić do tego
wszystkiego zadaniowo, znajdować w sobie pokłady energii i odcinać się
od pewnych rzeczy. Ale kiedy po raz drugi wróciliśmy z ukraińskiej
granicy do ciepłego, bezpiecznego mieszkania - po prostu coś we mnie
pękło. Przez kilka godzin siedziałam, płakałam, gapiłam się w ścianę - i
wszystkie te obrazy wracały do mnie ze zdwojoną siłą...
Jak pójść do restauracji i delektować się posiłkiem - mając świadomość, że w niektórych rejonach Ukrainy ludzie przymierają głodem? Matka karmi niemowlę wodą, bo ze stresu nie ma już laktacji. Rodzina z dziećmi od kilku dni żywi się tylko jabłkami - bo nic innego nie udało im się dostać w sklepie. Puste półki, puste lodówki, jeszcze bardziej puste brzuchy...
Jak spać spokojnie w nocy, mając w pamięci tych wszystkich przerażonych ludzi, wysiadających z autokarów po polskiej stronie? Niejednokrotnie bez żadnego konkretnego celu, bez żadnego zagwarantowanego noclegu, bez znajomości języka, bez jakiegokolwiek planu na przyszłość - byle dalej od wojny, od śmierci i pożogi...
Jak sensownie funkcjonować, oglądając nagrania z Chersonia, gdzie cywile kładą się pod kołami wojskowych aut - i wychodzą z gołymi rękoma naprzeciw żołnierzom uzbrojonym w kałasznikowy, by uniemożliwić przejazd okupanta?
Jak dojść do siebie po kilku godzinach wolontariatu na granicy albo w punkcie recepcyjnym? Ja nawet nie jestem w stanie nic mądrego i sensownego na ten temat napisać. Jeśli raz się coś takiego zobaczy na własne oczy - to świat już chyba nigdy nie będzie wyglądał tak samo...Po wyjściu stamtąd tak się rozkleiłam, że nie umiałam znależć drogi powrotnej do naszego auta - więc co dopiero muszą czuć ludzie, którzy osobiście doświadczyli takiej wojennej traumy?
Jak nie bać się o własny los i przyszłość swojej rodziny - kiedy za tym wszystkim stoi żądny krwi ludobójca i psychopata, nieuznający jakichkolwiek kompromisów i nieprzebierający w środkach, mający głęboko w dupie wszelkie konwencje oraz międzynarodowe prawo humanitarne?
A z drugiej strony myślę sobie, że
jakaś namiastka "normalności" jest nam wszystkim potrzebna, bo inaczej zwariujemy.
Żeby wspierać innych - samemu też trzeba mieć moc, być we względnie
dobrym stanie psychicznym, nie rozpadać się na kawałki i nie stawać się
wrakiem człowieka, który za chwilę sam będzie potrzebował pomocy!
Ostatnio usłyszałam bardzo mądre
słowa, że "pomoc Ukrainie to nie będzie sprint, tylko maraton". To nie
potrwa kilka dni czy tygodni, ale całe miesiące - i niemal na pewno zaowocuje kryzysem nie tylko humanitarnym, lecz również gospodarczym oraz
emocjonalnym u wielu osób. Dlatego warto odpowiednio rozkładać swoje
siły - bo obawiam się, że za jakiś czas zapał i entuzjazm osłabnie, zryw
serc zamieni się w znużenie i rezygnację, a ludzka empatia zostanie
wystawiona na naprawdę ciężką próbę...
Ja jestem bardzo wrażliwą osobą na takie rzeczy i gdy to wszystko widzę, czytam, bardzo przeżywam :( wierzę, że kiedyś wszystko da się naprawić i wrócą dobre, piękne lata!
OdpowiedzUsuńTeż w to wierzę i mam taką nadzieję - ale niestety do tego czasu zginie jeszcze mnóstwo bezbronnych, niczemu niewinnych ludzi. I to jest właśnie najstraszniejsza niesprawiedliwość tego świata - że w wyniku decyzji jednego popieprzonego oszołoma cierpią miliony osób.
Usuńja dzisiaj pękłam jadąc samochodem, już nie będę mówiła, co wywołało płacz, ale do tej pory jestem poruszona
UsuńNiestety w ostatnim czasie bardzo ciezko jest mi funkcjonować ze względu na to jaką tragedie przechodzą osoby tuz za naszą granicą! Zastanawiam się nad wstąpieniem do wojska na Ukrainie.
OdpowiedzUsuńSzacunek. Ja - pomimo całej swojej empatii i pomocy, jaką niosę - nie odważyłabym się (ani nie nadawała).
UsuńOstatnio naprawde sporo sie dzieje i oczywiscie pomagam ile tylko i jak moge. Nie chcac zabrzmiec egoistycznie - musimy jednak starac sie zyc, normalnie funkcjonować, zeby nie zwariowac. . Czeka nas jeszcze sporo,wiec musimy miec sily.
OdpowiedzUsuńNie brzmisz egoistycznie. Brzmisz bardzo rozsądnie.
UsuńJa też mam takie podejście, że staram się funkcjonować i żyć normalnie, na ile się da oglądając codziennie nawet jeden serwis informacyjny. Dobrze czytać, że nie jestem jedyna, bo też pomyślałam, że to trochę egoistyczne.
UsuńTrudno jest normalnie funkcjonować gdy obok nas dzieje się tyle złego.
OdpowiedzUsuńWarto pomagać tyle ile jesteśmy w stanie nieść pomoc.
OdpowiedzUsuńJa przez pierwszy tydzień wojny śledziłam wszystkie przekazy telewizyjne, reportaże w programach interwencyjnych, wywiady wszystko. Także to o czym piszesz historie ludzi, którzy zostawili w Ukrainie wszystko. Potem powiedziałam sobie stop bo nie dasz rady psychicznie. Zamiast płakać i użalać się na ich losem postanowiłam pomóc na tyle na ile mogłam i zrobiło mi się lżej. Teraz oglądam tylko jeden serwis informacyjny dziennie. Czytam o tym w sieci, ale też z umiarem. Teraz staram się funkcjonować i żyć normalnie, nie katować się tymi obrazami w każdej chwili. Nie poszłam do kina choć miałam to w planie, nie zrobiłam kilku innych rzeczy, bo jakoś nie mogłam się bawić tak jak planowałam. Teraz czytam też o innych rzeczach, o sporcie, aktorkach, dużo piszę na blogi, mam też sporo rzeczy, które pozwalają mi choć na chwilę oderwać od tego myśli. Na szczęście nie dostaję takich strasznych wiadomości. Nie znam nikogo z Ukrainy. Wtedy jeszcze bardziej bym to przeżywała. Tak sobie myślę, że zniesiono obostrzenia i limity wszędzie to przyszła wojna, która nie pozwala nam się w pełni tym wszystkim cieszyć. To, że w mediach nie ma innego tematu niż wojna też nie ułatwia sprawy. Masz rację każdy z nas potrzebuje namiastki normalności i odskoczni.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to chodzi - najpierw był covid, teraz wojna. Najbardziej tragiczne jest dla mnie to, że dzieci nie mogą cieszyć się normalnym, beztroskim dzieciństwem. Jak byliśmy na wolontariacie w Przemyślu to próbowaliśmy stworzyć im chociaż jakąś namiastkę, ułamek "normalności". Rozdawaliśmy pluszaki, kolorowanki i kredki. Puszczaliśmy bańki mydlane. Na początku podchodziły do nas z dystansem (co zresztą nie dziwi) - ale potem kilkoro udało się wciągnąć do zabawy.
UsuńWiesz, w tym wszystkim trafiają się też straszne mendy, żerujące na ludzkiej tragedii. Pojawiają się doniesienia o porwaniach dzieci, grasujących sutenerach - i nawet jeśli człowiek naprawdę chce pomóc i zrobić coś pozytywnego to bardzo trudno zdobyć czyjeś zaufanie (pomimo kamizelki/opaski wolontariusza).
To na pewno wszyscy są niepewni, nie wiedzą kto chce naprawdę pomóc, a kto oszukać. Trudno im uwierzyć, że uwierzyć, że ktoś chce pomóc bezinteresowni, że daje coś za darmo. Dzieci, nie rozumieją dlaczego musiały wyjechać, zostawić ojców, przyjaciół, zabawki, zwierzaki. Do tego dochodzi bariera językowa, niewiedza jak długo to potrwa i ile będą musiały uczyć się i żyć u nas. Oj temat rzeka. Zastanawiam się też na ile wystarczy kasy ze zbiórek, jak długo ludzie będą tak hojni, a kiedy zacznie być to dla nich męczące nie mówię o pomaganiu, ale o tym, że nie ma w mediach innego tematu niż wojna. Owszem państwo polskie przygotowuję rozwiązania systemowe, ale czy to wystarczy ? Wątpię. Dzieci one już zaczynają tęsknić na pewno, a co będzie za jakiś czas ?
UsuńAkurat odnoszę wrażenie, że bariera językowa to najmniejszy problem - bo z dziećmi dogadywaliśmy się praktycznie bez słów (ewentualnie onomatopeje). One po swojemu, my po swojemu - a i tak wszyscy wiedzieli, że chodzi o "upolowanie" największej mydlanej bańki. (Jest też Google Translate w razie czego.)
UsuńPaństwo polskie te rozwiązania przygotowuje "ciut" za późno - do tej pory niemal cała pomoc pochodzi od prywatnych osób i NGO. Politycy póki co tylko dużo deklarują, cykają sobie fotki z uchodźcami i podpinają się pod pomoc, której de facto w większości przypadków sami nie udzielili - moim zdaniem totalnie nie na miejscu.
To prawda. Ale lepiej późno niż wcale. Dla mnie bariera językowa byłaby sporym problemem mino wszystko. O ile z dzieckiem podczas zabawy można dogadać się bez słów na migi tak zwane to z dorosłym na poważne tematy już gorzej. Mówię o sytuacji przyjęcia takiej rodziny np.
UsuńTo prawda, poważniejsze i bardziej zaawansowane rozmowy wymagałyby szlifowania języków obcych po obu stronach (i polskiego, i ukrańskiego). Natomiast podpowiem, że do porozumiewania się z dziećmi widziałam, że ktoś zrobił bardzo fajne karty obrazkowe, sygnalizujące najszęstsze potrzeby (pić, jeść, skorzystać z toalety, spać, przytulić się itd.) - i one są naprawdę świetne, niezależnie od narodowości.
UsuńMyślę, że w pewnym stopniu zycie każdego z nas się zmieniło przez tą wojnę i na odbudowę spokoju ducha potrzeba wiele miesięcy.
OdpowiedzUsuńPełna zgoda. Perspektywa zmienia się w takich chwilach o 180 stopni. Wszystkie dotychczasowe problemy i zmartwienia wydają się niczym w obliczu tak wielkiej ludzkiej tragedii :(
UsuńPozwolę sobie na dalszą dyskusję. Sądziłam, że właśnie inne rzeczy jakie mnie dotychczas dotyczyły czyli problemy jakieś, nierozwiązane sprawy będą w mojej głowie na długi czas. A teraz kiedy za granicami naszego państwa rozgrywają się tak brutalne rzeczy te osobiste problemy poszły w "kąt". Liczy się przecież ludzkie życie...
UsuńJa się strasznie obawiam, że te problemy za granicami już niedługo mogą stać się również naszą rzeczywistością. Kto wie, co temu szaleńcowi przyjdzie jeszcze do głowy :(
UsuńNie da się. Trudno odciąć się od tego, co się dzieje i skupić na naszej codzienności.
OdpowiedzUsuńja już czuję się podle widzą ile jest potrzeba, a ile mogę dać od siebie i chociaż wiem, że sama świata nie zbawię nie jest łatwo na to wszystko patrzeć
OdpowiedzUsuńJeżeli inni się zaangażują z pojedynczej pomocy robi się już wiele.
UsuńTo naprawdę przerażające, chciałabym by był to scenariusz filmu. Niestety nie jest. Informacji jest tak dużo, jasne jest dla mnie że nie pokazują wszystkiego, ale i tak można pewne rzeczy sobie dopowiedzieć.
OdpowiedzUsuńRacja że ta pomoc jeszcze długo będzie potrzebna, przeraża mnie to wszystko...
Dużo więcej pokazują w aplikacji Telegram. Tam są filmiki nakręcone bezpośrednio na froncie, przez żołnierzy - ale oglądanie tego to nie na moje nerwy :(
UsuńMyślałam, że już nic nie jest w stanie bardziej mnie wyciszyć niż covid. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że będzie mi tak smutno.. z powodu Wojny.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tego nikt się nie spodziewał.
UsuńDosłownie nie wiem co napisać. Jest mi smutno, źle i mam nadzieję, że tego P. szlag trafi.
OdpowiedzUsuńTak! Tylko niech to nie będzie szybka, bezbolesna śmierć - lecz agonia, konanie w męczarniach. Ch*j zasłużył sobie, jak nikt inny od czasów Hitlera.
UsuńJestem jak najbardziej za!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń