Strony

sobota, 30 października 2021

"Self-Regulation. Nie ma niegrzecznych dzieci. Opowieści dla dzieci o tym, jak działać, gdy emocje biorą górę". Agnieszka Stążka-Gawrysiak (dylematki.pl)

Wiedzieliście, że nie ma niegrzecznych dzieci? Są tylko takie, którym skończyło się "paliwo": zmęczone, doświadczające skrajnych emocji, niezaspokojonych potrzeb i trudnych sytuacji; narażone na różnego rodzaju stresory - bodźce wywołujące napięcie... Ja niby zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale jednak przez długi czas w mojej głowie tkwił głęboko wdrukowany podział na dzieci "grzeczne" i "niegrzeczne" - i naprawdę sporo czasu zajęło mi wyeliminowanie tego nazewnictwa z mojego osobistego słownika. Bardzo pomocna w tym mozolnym procesie okazała się dla mnie książka autorstwa Agnieszki Stążki-Gawrysiak, która w przystępny sposób wprowadza czytelników w tematykę samoregulacji i odbudowywania własnych emocjonalnych zasobów, zahaczając również o kwestię wysokiej wrażliwości. 

 

Zacznijmy może od tego, czym jest Self-Regulation. To metoda opracowana przez kanadyjskiego psychologa - profesora Stuarta Shankera - na bazie naukowej wiedzy i jego wieloletnich doświadczeń. Jej zasadniczym celem jest wyrwanie się z zaklętego koła stresu, budowanie pozytywnych relacji międzyludzkich (zwłaszcza w rodzinie) oraz umożliwienie dzieciom pełnej realizacji ich potencjału rozwojowego. Podejście Self-Reg wyróżnia 5 różnych obszarów, z których mogą pochodzić oddziałujące na nas stresory: obszar biologiczny, emocjonalny, poznawczy, społeczny oraz prospołeczny. Każdy z nich został pokrótce scharakteryzowany we wstępie recenzowanej książki, więc nie będę zagłębiała się tutaj w szczegóły. Autorka przybliżyła nam również schemat, według którego nasz organizm reaguje na pojawiający się stres - a także zwróciła uwagę na konieczność powrotu do równowagi i odzyskania energii, jaką zużyliśmy w konfrontacji ze stresującą sytuacją. W wielkim skrócie można zatem powiedzieć, że Self-Regulation to umiejętność gospodarowania własną energią w taki sposób, by nasza wewnętrzna homeostaza nie została trwale zaburzona. 

Oczywiście dzieci mają bardzo ograniczone możliwości takiego "zarządzania" własnymi emocjami - i dlatego rola dorosłych polega na ich wspieraniu, odpowiednim reagowaniu, a przede wszystkim...na zachowaniu zimnej krwi i stoickiego spokoju w kryzysowych sytuacjach. (Przyznaję bez bicia, że z moim porywczym charakterem nadal mi się to nie do końca udaje i zapewne jeszcze długa droga przede mną, zanim opanuję tę cenną umiejętność...)

Na czym polega wyjątkowość tej konkretnej książki? Otóż, nie jest to ani typowy poradnik dla rodziców - ani typowa lektura dedykowana dzieciom. Jest to absolutnie fenomenalne połączenie obu tych gatunków! Do każdego opowiadania dotyczącego istotnych dziecięcych spraw i problemów dołączony został rozbudowany komentarz Autorki, pomagający zrozumieć dziecięce uczucia, zachowania - i spojrzeć na daną sytuację z perspektywy kilkulatka. 

Znajdziemy tu między innymi historie o pojawiającym się w rodzinie niemowlaku, o kłótniach z przedszkolnymi przyjaciółmi, o tęsknocie za rodzicami, nadwrażliwości na zewnętrzne bodźce, impulsywności i trudnościach w obszarze integracji sensorycznej, dziecięcym fantazjowaniu, roztargnieniu i porównywaniu się ze szkolnymi kolegami... W każdym z wymienionych przypadków otrzymamy cenne wskazówki i propozycje konkretnych strategii radzenia sobie ze stresem - w taki sposób, by każda ze stron (zarówno dziecko, jak i rodzic) wyszła z tej emocjonalnej "walki" zwycięsko, z pełnym bakiem wspomnianego wcześniej "paliwa".

 
"Self-Regulation. Nie ma niegrzecznych dzieci. 
Opowieści dla dzieci o tym, jak działać, gdy emocje biorą górę"
Wydawnictwo Znak Emotikon
 tekst: Agnieszka Stążka-Gawrysiak
ilustracje: Anna Teodorczyk
stron: 184 / wiek: do 6 lat

czwartek, 28 października 2021

6 rzeczy,które regularnie podbieram swojemu mężowi. /Lazy Bear NIEBIESKA SKŁADANA TORBA NA RAMIĘ LAMAIR EDYCJA LIMITOWANA by Trendhim./

Która z nas nigdy nie podebrała mężowi/chłopakowi/narzeczonemu/partnerowi jakiejś jego rzeczy, gadżetu, ubrania czy ulubionego produktu - niech pierwsza rzuci kamieniem ;) W naszym małżeństwie jest to zupełnie legalny i bardzo częsty proceder, który zresztą działa w obie strony - bo i mąż czasami "częstuje się" tym, co kupiłam akurat z myślą o sobie. 

6 rzeczy,które regularnie podbieram swojemu mężowi - 
i nie mam w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia ;)

1. Kosmetyki. Istnieją takie serie kosmetyków dla mężczyzn,które sprawdzają się u mnie zdecydowanie lepiej, niż te damskie. Skuteczniej złuszczają skórę, dogłębnie ją oczyszczają, mają po prostu intensywniejsze i  bardziej spektakularne działanie. Moja cera nie należy do jakichś szczególnie wrażliwych, naczynkowych ani tym bardziej alergicznych - więc kosmetyki o mocnych (i potencjalnie drażniących) składach najczęściej bardzo jej służą. W związku z powyższym, na łazienkowe półki mojego męża sięgam niemal równie często, jak na swoje.

2. Maszynki do golenia. Temat wielokrotnie przegadany ze znajomymi - i gwarantuję Wam, że nie jestem jakimś wyjątkiem od reguły ;) Jedyna różnica polega na tym,że mąż używa ich do twarzy - a ja podbieram mu ostrza w trakcie golenia nóg... Wszystko oczywiście za jego wiedzą i zgodą - ale któregoś dnia w końcu się poirytował i kupił mi moją własną, osobistą maszynkę z męskiej linii Gilette.

3. T-shirty i swetry. Nie ma nic lepszego na jesienne i zimowe chłody - niż owinąć się męskim swetrem, za dużym o jakieś trzy rozmiary ;) Mężowskie bawełniane T-shirty traktuję natomiast często jako koszulki do spania - bo są zdecydowanie wygodniejsze i bardziej oddychające niż wszystkie te gorsety, satyny czy koronki.

4. Skarpetki. Być może będzie Wam trudno w to uwierzyć, ale w swojej szafie nie posiadam ani jednej pary porządnych, grubych skarpet. Na co dzień noszę tylko nylonowe podkolanówki, pończochy albo bawełniane stopki - a kiedy potrzebuję czegoś cieplejszego np. na wypad w góry to wtedy doskonale wiem, że szuflady męża stoją przede mną otworem ;) 

5. Wszelkie ładowarki, słuchawki, dyski przenośne, pendrive'y itp. - ponieważ moje przeważnie nie działają, mają powyrywane kable albo są wadliwe i niezdatne do użytku z innych względów. Gdybym miała wymienić swój największy antytalent - byłoby to właśnie obchodzenie się z tego typu sprzętem, który zawsze w jakiś magiczny sposób udaje mi się uszkodzić i pozbawić jego pierwotnych funkcji ;) 

6. Rzeczy z Trendhim.pl. Stronę internetową Trendhim odkryłam kilka lat temu, kiedy poszukiwałam dla męża prezentu z okazji kolejnej rocznicy ślubu. Niektóre produkty z ich oferty wpadły mi w oko tak bardzo, że do tej pory zdarza mi się zamówić u nich również coś dla siebie: elementy biżuterii, okulary przeciwsłoneczne, nakrycia głowy czy zegarki, które w dużej mierze można potraktować jako asortyment unisex.

Ostatnio przeglądając ich torby (https://www.trendhim.pl/torby-c.html) trafiłam na kolekcję Lazy Bear i upolowałam taką składaną granatową torbę na ramię z limitowanej edycji. Sprawdza mi się wręcz idealnie, kiedy wybieram się na shopping z koleżankami, idę z Bąblem na tańce albo na dodatkowe zajęcia na basenie. Jest przede wszystkim pojemna i wodoodporna, można zmieścić w niej naprawdę sporo najróżniejszych "przydasiów" - a zamykane na zamek schowki i kieszenie pozwalają mi zapanować nad totalnym chaosem, który króluje przeważnie w moich podręcznych bagażach. Oprócz tego, można złożyć ją w bardzo prosty sposób do niewielkiego, kompaktowego rozmiaru - dzięki czemu nie zajmuje dużo miejsca i mogę mieć ją zawsze pod ręką na wypadek nieprzewidzianych większych zakupów. 

 

Jestem bardzo ciekawa, czy Wy również podbieracie jakieś rzeczy
 swoim mężom/chłopakom/narzeczonym/partnerom -
a jeśli tak, to co najczęściej zdarza się Wam "przywłaszczać"? ;) 

______________________
*współpraca 
**wszystkie zdjęcia wykorzystane we wpisie pochodzą ze strony internetowej Trendhim.pl
 
 

wtorek, 26 października 2021

"Mała Księżniczka", Karolina Lewestam - czyli o tym, by nie oceniać książki po okładce.

Zanim zaczęłam recenzować dla Was "Małą Księżniczkę", zerknęłam sobie na inne opinie,które pojawiły się na jej temat w internecie. Przeraziło mnie to, jak wielu ludzi okrzyknęło książkę Karoliny Lewestam "plagiatem"  - jednocześnie przyznając w swoich komentarzach, że...nigdy nawet nie mieli jej w ręku (a już tym bardziej nie zapoznali się z jej treścią i nie ogarnęli przesłania,jakie ze sobą niesie). To trochę tak,jak oceniać drugiego człowieka wyłącznie na podstawie jego aparycji. W sumie nic o nim nie wiemy, nie znamy jego charakteru, systemu wartości ani zasad,jakimi kieruje się w życiu - lecz z góry zakładamy, że jest taki czy owaki,bo wygląda w ten lub inny sposób...Cholernie smutne, krzywdzące  - i piszę to również na bazie własnych doświadczeń, ponieważ niejeden raz zostałam w swoim życiu niesprawiedliwie oceniona i zaszufladkowana.

Jak wynika z wywiadu z Autorką, ona również obawiała się tego typu krytyki, porównań do twórczości Exupery'ego i oskarżeń, że porywa się na kulturowe tabu. Jednak od samego początku podkreślała, że jej książka to pewnego rodzaju dialog z "Małym Księciem" - a nie próba napisania go od nowa w wersji przeznaczonej dla dziewczynek! Ciężko zatem uniknąć pewnych podobieństw, analogii i nasuwających się automatycznie skojarzeń - ale jak dla mnie jest to jednak zupełnie inna (i chyba nawet bardziej trafiająca w mój gust czytelniczy) lektura. 

Bohaterka książki to Amelia Earhart - pierwsza kobieta, która przeleciała samolotem nad Oceanem Atlantyckim. Poznajemy ją jako kilkuletnią dziewczynkę, już na tak wczesnym etapie swojego życia marzącą o lataniu - jednak rodzice nieustannie podcinają jej skrzydła i sugerują, by zajęła się bardziej przyziemnymi, prozaicznymi sprawami. Amelia nie poddaje się i zostaje słynną pilotką pomimo wielu przeciwności losu - a pewnego dnia po katastrofie swojego samolotu ląduje na tajemniczej planecie, na której spotyka tytułową Małą Księżniczkę...

Księżniczka również ma na swoim koncie liczne podróże, w trakcie których poznaje głównie osoby podobne do siebie: niepewne swojej wartości, uwikłane w toksyczne relacje, nie umiejące zaakceptować w pełni własnego "ja". Jest wśród nich chociażby Królowa, która nie wydaje rozkazów z obawy przed utratą sympatii swoich podwładnych; samotna mewa, która trzyma się z daleka od reszty stada, ponieważ niczego innego nie boi się tak bardzo, jak odrzucenia; modelka, która zupełnie zmienia wygląd do sesji zdjęciowych, bo chce być nieustannie podziwiana i wstydzi się pokazywania swojej prawdziwej twarzy...Wspólnym mianownikiem tych wszystkich postaci jest fakt, że w pierwszej kolejności zawsze spełniają oczekiwania i zachcianki innych - zupełnie zapominając o sobie oraz o własnej tożsamości.

Książka Karoliny Lewestam to powieść wielowątkowa, pełna metafor i napisana niezwykle poetyckim językiem. Jej bohaterowie są wewnętrznie rozdarci i stoją w rozkroku pomiędzy potrzebą "latania" oraz spełniania własnych marzeń - a przywiązaniem do konkretnych miejsc, osób i "korzeni", które już zdążyli zapuścić. Bardzo istotnym wątkiem jest tutaj obecność Tulipana, którego Księżniczka zasadziła na swojej planecie - i który potem nieustannie wpędzał ją w poczucie winy, umniejszał jej znaczenie oraz każdego dnia sprawiał, że przestawała wierzyć w swoją wyjątkowość i we własne możliwości. Myślę, że każdy z nas choć raz w swoim życiu miał do czynienia z taką toksyczną osobą, od której bardzo trudno się uwolnić. Autorka kładzie tutaj duży nacisk na potrzebę wsłuchiwania się w swój wewnętrzny głos i na angażowanie się w relacje, które nam służą - a nie takie, przez które ciągle cierpimy, czujemy się mniej ważni i tracimy z oczu swoje cele. 

Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo mnie w tej książce cieszy - a mianowicie obecność bohaterek płci żeńskiej, których w przypadku "Małego Księcia" jednak trochę zabrakło. Nie chodzi tutaj bynajmniej o konieczność przestrzegania w literaturze jakichkolwiek parytetów, ale moim zdaniem nadal zbyt mało jest lektur, które stawiają w centrum kobiece doświadczenia i kobiecy sposób postrzegania świata. Oczywiście nie zmienia to faktu, że z książkowymi postaciami może utożsamić się tak naprawdę każdy, niezależnie od swojej płci i wieku. Ja jednak rekomenduję "Małą Księżniczkę" raczej czytelnikom z nieco starszej kategorii wiekowej - ponieważ małe dzieci mogą jeszcze nie zrozumieć jej przesłania i może wydać się im zbyt enigmatyczna. 

 
Na zakończenie ponownie apeluję do Was, żebyście nigdy nie oceniali książki/drugiego człowieka, bazując na samej okładce/powierzchowności. Zdecydowanie warto zadać sobie trud poznania tego,co na pierwszy rzut oka wydaje się nam "jakieś", już określone i wpisujące się w pewne stereotypy. Po zgłębieniu tematu można się naprawdę zdziwić i miło zaskoczyć...
 
"Mała Księżniczka"
Wydawnictwo W.A.B.
tekst i ilustracje: Karolina Lewestam
stron: 96 / wiek: 4-104 lat
 

czwartek, 21 października 2021

Jak wspierać pierwszoklasistę i co zrobić, żeby szkoła nie kojarzyła się wyłącznie ze stresem? Wywiad z mgr Marleną Bronhard-Puchałą - psychologiem dziecięcym, pedagogiem i autorką bloga Psychologove.pl

Niedawno zaczął się nowy rok szkolny, więc mam do Pani kilka pytań odnośnie tego, jak wspierać świeżo upieczonych pierwszoklasistów. Sama jestem mamą siedmiolatka, który właśnie rozpoczął swoją przygodę ze szkołą i zupełnie szczerze przyznaję, że bardzo mocno wstrząsnęło to naszym poukładanym światem oraz wygenerowało mnóstwo stresów dla całej rodziny.

1) Zastanawiam się zatem, w jaki sposób można ułatwić dziecku adaptację w tej nowej rzeczywistości – i sprawić, żeby szkolna ławka nie kojarzyła się wyłącznie ze stresem oraz bezpowrotną utratą dotychczasowej beztroski. Czy jako doświadczony pedagog i psycholog dziecięcy ma Pani na to jakieś sprawdzone sposoby i porady dla rodziców?  

Przede wszystkim należy autentycznie wspierać dziecko i otworzyć się na to, co chce nam powiedzieć. Nie przekonujmy na siłę dziecka, że w szkole będzie super, bo tak naprawdę nie wiemy czy rzeczywiście w takich pozytywach ono tę szkolną rzeczywistość odbierze. To, czy dziecko będzie odbierać szkołę jako stres w dużej mierze zależy od tego, jak my rodzice będziemy do niej podchodzić. Jeżeli notorycznie będziemy porównywać dziecko, wmawiać mu, że musi mieć dobre oceny i wzorowe zachowanie, to z dużym prawdopodobieństwem dziecko rzeczywiście będzie się stresować, a tym samym straci dotychczasową beztroskę. 

Szkoła i edukacja są bardzo ważne owszem, ale warto pamiętać, że oceny w niej wystawiane w żaden sposób nie definiują dziecka, więc nie ma też co kłaść na nie zbytniego nacisku.  Warto z dzieckiem rozmawiać, aktywnie go słuchać, zauważać i podkreślać jego sukcesy. Nie chcąc, by szkoła kojarzyła się dziecku wyłącznie ze stresem, nie należy dziecka karać, wyśmiewać jego porażek, porównywać go z innymi. Równie ważne jest stworzenie przestrzeni na wyrażanie emocji i to, by o tych emocjach rozmawiać. Nie chcąc dziecku bezpowrotnie odbierać dziecięcej beztroski należy zadbać tez o to, by miało czas dla siebie, by mogło rozwijać swoje zainteresowania, mogło się pobawić, po prostu sprawić, by dziecko miało czas być dzieckiem. 

foto: www.pixabay.com/jarmoluk
2) Z moich doświadczeń z synkiem oraz z opowieści innych mam ewidentnie wynika, że po powrocie ze szkoły dzieci bardzo często są skrajnie zmęczone i przebodźcowane. Na szkolnych korytarzach panuje przeważnie tłok i hałas, wokół przewija się mnóstwo obcych ludzi, tak naprawdę wszystko jest nowe i napawa lękiem przed nieznanym…Czy istnieją jakieś specjalne techniki, które mogą choć trochę złagodzić to napięcie, pomóc dziecku się wyciszyć i zrelaksować po całym męczącym dniu?  

Zacznijmy od tego, że każde dziecko jest inne i każde też w inny sposób się relaksuje. Dla jednych pomocne okażą się ćwiczenia oddechowe, dla innych będzie to bajka relaksacyjna, dla jeszcze innych przeczytanie książki/opowiadania, spacer lub dawka ruchu. To prawda, że istnieją techniki relaksacyjne, ale nie jestem zwolenniczką narzucania dziecku w jaki sposób ma się relaksować. Dziecko samo, na zasadzie prób i błędów musi znaleźć sposób na wyciszenie, relaks i regenerację. My jako rodzice możemy, a nawet powinniśmy je w tym procesie poszukiwania wspierać i podpowiadać (ale nie narzucać!), jakie jeszcze sposoby mogą okazać się pomocne.

3) Odkąd nasz synek poszedł do szkoły, często słyszę od niego słowa: „Nie umiem”, „Nie dam rady”, „Nie zrobię tego tak, jak trzeba”…Sami nigdy nie oczekiwaliśmy od niego perfekcji i generalnie jesteśmy bardzo przeciwni wtłaczaniu dziecka w jakieś sztywne ramy czy schematy. Niestety, rzeczywistość szkolna w dużej mierze tak właśnie wygląda: trzeba dopasować się do określonych wymogów, wpisać w klucz odpowiedzi i „zasłużyć sobie” na pochwałę ze strony nauczyciela. Jak skutecznie budować w dziecku poczucie własnej wartości, nawet pomimo mniejszych lub większych szkolnych niepowodzeń?  

To o czym Pani mówi to jeden z powodów, dla których zarówno dzieci, jak i rodzice nie lubią szkoły. Prawda jest taka, że niewiele osób chętnie dopasowuje się do sztywnych, odgórnie narzuconych schematów. A jak wspierać w tym wszystkim poczucie własnej wartości dziecka? Zacznijmy od tego, że to poczucie własnej wartości dziecka należy budować już od pierwszych miesięcy życia dziecka. Kluczem jest dobra komunikacja, ponieważ to od komunikatów i wartości z nich płynących zależy, czy dziecko odbierze daną sytuację w sposób pozytywny czy negatywny. Zawsze warto też zauważać i doceniać sytuacje, w których dziecko zrobiło coś dobrze, w których widać jego starania. Nie mniej ważny jest też sposób w jaki chwalimy dziecko. Chcąc wzmocnić poczucie własnej wartości u dziecka warto też dać mu przyzwolenie na popełnianie błędów i potknięcia. Co ważne, dziecka należy słuchać i dawać mu poczucie bezpieczeństwa. Warto zachęcać dziecko do działania i podejmowania nowych wyzwań.

Niektórym rodzicom wciąż zdarza się pytać swoje dziecko jaką ocenę dostał kolega z klasy, mając nadzieję, że w ten sposób dziecko zmotywują. Nie, tak nie robimy, ponieważ porównywanie może wpłynąć negatywnie na poczucie własnej wartości dziecka. Chcąc dodać dziecku skrzydeł i sprawić, że będzie pewne siebie nie należy nie tylko nie porywać, ale nie można też krytykować, wyśmiewać, ani też długo rozpamiętywać niepowodzeń. 

foto: www.pixabay.com/jarmoluk
4) Nowa szkoła to również nowa grupa rówieśnicza, w której dziecko nie zawsze czuje się w pełni akceptowane. Zdarzają się niezbyt mili czy wręcz agresywni koledzy, różne nieprzyjemne i konfliktowe sytuacje…Jak reagować, kiedy nasza pociecha nie potrafi odnaleźć się wśród innych dzieci i nawiązać pozytywnych koleżeńskich relacji ze swoją klasą?   

Przede wszystkim warto pochylić się nad tym, czym te trudności w odnalezieniu się w grupie są spowodowane. Czy jest to niskie poczucie własnej wartości, nieśmiałość dziecka, trudności z odnalezieniem się w środowisku innym niż domowe czy może ten powód jest zupełnie inny.

Wiedząc, że dziecko jest odrzucone przez grupę rówieśniczą nie należy obarczać go winą za tę sytuację, zawstydzać ani też pozostawiać samemu sobie. Stanowczo nie polecam też wszelkich „dobrych” rad sugerujących, że dziecko ma się tym nie przejmować, a także motywowania typu „pokaż na co cię stać!”, ponieważ mogą one prowadzić do zachowań agresywnych.

Co zatem robić, kiedy dziecko nie potrafi odnaleźć się wśród rówieśników lub jest przez grupę nieakceptowane? Przede wszystkim uczyć dziecko szacunku, nie tylko do innych, ale też do samego siebie. Warto zadbać o to, by dziecko czuło się ważne, doceniane, kochane i akceptowane. Nie mniej istotne są też rozmowy z dzieckiem, podczas których należy okazać mu zrozumienie i akceptację. Dobrym pomysłem będzie też stwarzanie okazji do poznawania nowych osób, ale bez zmuszania do jakichkolwiek kontaktów.

Zachęcam też, by w takiej sytuacji skorzystać z pomocy psychologa, który po zapoznaniu się z konkretnym przypadkiem, pomoże znaleźć źródło problemów, podpowie jak radzić sobie w sytuacjach stresowych czy też ułatwi wprowadzenie metod reagowania w sytuacjach trudnych i stresujących.

5) Odnoszę wrażenie, że rodzicom dość trudno jest zachować odpowiedni balans. Z jednej strony chcieliby dać dziecku więcej swobody, wspierać jego samodzielność i pozwolić mu na rozwijanie skrzydeł – a z drugiej strony nadal zdarza im się być typem „helikoptera” czy też „krążownika”: nieustannie czuwać, stale trzymać rękę na pulsie i kontrolować absolutnie wszystko, co dzieje się za szkolnymi drzwiami. Czy w swojej karierze zawodowej spotkała się Pani z takimi sytuacjami – i jak poradzić sobie z tego typu rodzicielską przypadłością?  

Tak, wielokrotnie zdarzało się spotkać z takimi nadopiekuńczymi rodzicami, którzy nieustannie krążyli nad głową dziecka. Pierwszym i najważniejszym krokiem, by poradzić sobie z tego typu rodzicielską jak to Pani nazywa przypadłością, jest uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie uchronimy w ten sposób dziecka przed porażką, trudnymi sytuacjami. Co więcej, warto mieć na uwadze, że takie nieustanne krążenie nad głową dziecka może być źródłem dziecięcych lęków. Co jeszcze? Nawet jeżeli dla rodzica helikoptera to niełatwe, trzeba dać dziecku przestrzeń wolną od siebie, małymi kroczkami. Niech szkoła stanie się miejscem bez rodzica. Trzeba pozwalać dziecku na samodzielność i wzięcie odpowiedzialności za swoje obowiązki. Ważne również, by akceptować dziecko, dawać mu możliwość popełniania błędów i dać szansę na bycie sobą. 

foto: www.pixabay.com/pexels
6) Domyślam się, że bardzo istotną kwestią jest też zaufanie do nauczyciela, nawiązanie z nim współpracy i dobry przepływ informacji na linii rodzice-grono pedagogiczne. Czasami jest tak, że nasze osobiste wspomnienia i doświadczenia z czasów szkolnych bardzo mocno rzutują na to, w jaki sposób postrzegamy placówkę naszego dziecka i pracujące w niej osoby. Jak z punktu widzenia psychologii powinna wyglądać relacja ze szkolnym wychowawcą, by przyniosła ona dziecku jak najwięcej „korzyści”?   

Przede wszystkim relacja ta powinna opierać się właśnie na tym wzajemnym zaufaniu, a także szacunku. Ważnym jest, żeby dwóm stronom zależało na stworzeniu dobrej relacji, w której będzie panować atmosfera życzliwości. Informacje, które rodzic przekazuje nauczycielowi, ale i te, które nauczyciel przekazuje rodzicowi powinny być szczere i rzeczowe. Najważniejsze, by zrozumieć, że rodzic i nauczyciel nie są w przeciwnych drużynach i nie traktować tych relacji jako próby sił, lecz ze sobą spokojnie rozmawiać i wyjaśniać wszelkie wątpliwości. Trzeba wspólnie dążyć do porozumienia i współpracy.

Rodzic powinien mieć świadomość, że nauczyciel chce dobrze dla dziecka, i że to jego sprzymierzeniec, nawet mimo pojawiających się różnic w poglądach.

7) Pozostaje jeszcze temat zajęć dodatkowych. Ich wybór jest obecnie naprawdę szeroki: basen, taniec, zajęcia sportowe, kółka teatralne, sztuki walki, języki obce, a nawet joga dla dzieci. Często rodzice wręcz prześcigają się w ilości tego typu pozalekcyjnych atrakcji – ale czy pomimo dobrych intencji nie jest to dla pierwszoklasisty zbyt obciążające? Czy nie lepiej spokojnie poczekać, aż dziecko ogarnie te obowiązkowe przedmioty, ujęte w podstawie programowej – a dopiero potem dokładać mu jakieś ewentualne, inne aktywności? 

Zdecydowanie lepiej spokojnie poczekać. Rozpoczęcie edukacji w szkole to dla dziecka nie tylko ogrom nowych wiadomości do przyswojenia czy nowe nawyki do wprowadzenia, ale również bardzo duży ładunek emocjonalny.

Dziecko, które w szkole styka się z ogromem bodźców, a które później przewożone jest na kolejne zajęcia jest po prostu przemęczone i często sfrustrowane. Nie zapominajmy o tym, że pierwszoklasista to nadal dziecko, które potrzebuje zabawy, luźnego czasu dla siebie. Oczywiście, jeżeli dziecko chce chodzić na jakieś zajęcia, a inicjatywa wychodzi od niego i te zajęcia rzeczywiście sprawiają mu frajdę to nie widzę przeciwwskazań. Ważne jednak, żeby w tym wszystkim zachować umiar i obserwować swoje dziecko.

________________________________________

mgr Marlena Bronhard-Puchała - psycholog z pasji, pedagog z powołania, terapeuta uzależnień z zamiłowania. Zawodowe doświadczenie zdobywała pracując z dziećmi i ich rodzinami na stanowiskach psychologa i wychowawcy w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, domu dziecka i gabinecie integracji sensorycznej. Od kilku lat prowadzi prywatną praktykę, a na stronie internetowej Psychologove.pl szerzy wiedzę z zakresu psychologii, udziela profesjonalnego wsparcia podczas konsultacji online, oferuje zabawki wspierające rozwój dziecka, tworzy własne e-booki oraz bajki z przesłaniem.