Panie i Panowie, oto ONA! :) Katarzyna Wierzbicka - autorka książki "O królewiczu, który się odważył" i zwyciężczyni konkursu Biedronki "Piórko 2019" na najlepszą książkę dla dzieci. Całkiem możliwe, że wschodząca gwiazda polskiej literatury - dlatego tym bardziej cieszy mnie fakt, iż miałam okazję Ją poznać (choć tylko wirtualnie) i że zgodziła się udzielić mi krótkiego, aczkolwiek bardzo treściwego wywiadu :)
Katarzyna Wierzbicka / zdjęcie: Fotografia Barbara Soczomska |
1. Dokonałaś tego, o czym marzą całe rzesze początkujących polskich Autorów - wygrałaś konkurs Biedronki "Piórko 2019" na najlepszą książkę dla dzieci. Jakich rad udzieliłabyś innym twórcom, którzy zamierzają spróbować swoich sił w kolejnych edycjach konkursu?
Trudno mi jest udzielać rad, bo wydaje mi się, że każdy powinien pisać po swojemu, tak jak czuje. Nie ma sensu wymyślać czegoś na siłę i tworzyć wbrew sobie, tylko dlatego, że wydaje nam się, że ten styl czy temat może spodobać się jury lub publiczności. Pisanie samo w sobie powinno być frajdą, sposobem wyrażenia siebie, własnych emocji i przemyśleń. Natomiast na pewno warto pracować nad stylem czy konstrukcją utworu. Pierwsze bajeczki zaczęłam pisać kilka lat temu i choć nadal uważam, że mam jeszcze wiele nauki przed sobą, to naprawdę widzę różnicę. A zatem moja jedyna rada to próbować, nie poddawać się, nie zrażać przeciwnościami, tylko działać!
2. Skąd pomysł na taką, a nie inną tematykę książki? Czy w Twoim życiu również miały miejsce jakieś ważne wydarzenia, kiedy
musiałaś "odważyć się" podobnie, jak tytułowy Królewicz? Może
właśnie sam udział w konkursie był dla Ciebie taką próbą sił, wymagał
odwagi i wyjścia z własnej strefy
komfortu?
Samo posiadanie dzieci jest wyjściem ze strefy komfortu ;) Poza tym rzeczywiście, wiele się w moim życiu w ciągu ostatnich kilku lat pozmieniało, musiałam podjąć pewne decyzje, które wymagały ode mnie jakiejś tam odwagi. Przez wiele lat pracowałam za biurkiem w jednej małej, rodzinnej firmie. Kiedy zaszłam w trzecią ciążę, szef oznajmił mi, że jak dla niego matka z kilkorgiem dzieci jest skończona na rynku pracy i poprosił mnie, żebym nie wracała do jego firmy po macierzyńskim. Oczywiście mogłam się kłócić czy walczyć. Ale nie chciałam pchać się gdzieś, gdzie mnie nie chciano. Potem moje dzieci zaczęły chorować. Nic wielkiego ani dramatycznego, zwykłe infekcje, ale trwające non stop. Nie wyobrażałam sobie szukania w tym momencie pracy na cały etat, bo wiedziałam, że skończyłoby się to dużą ilością zwolnień lekarskich branych na dzieci, a tego nie chciałabym żadnemu pracodawcy robić. Szukałam rozpaczliwie jakiegoś sposobu na siebie i zarobienie kilku groszy. Wtedy zaczęłam właśnie prowadzić bloga. To też wymagało ode mnie odwagi, zawsze byłam bowiem jedną z tych osób, które bały się publicznie zabrać głos, wypowiedzieć, wystawić na ocenę innych. Na początku przeżywałam stresy przy każdym opublikowaniu wpisu. Potem zorientowałam się, że wcale tak dużo osób mnie nie czyta, ludzie mają inne rozrywki i zmartwienia, więc nawet jeśli wygłupię się i napiszę coś bez sensu, lub - o zgrozo! - popełnię błąd ortograficzny, to świat się nie zawali. Zaczęłam pisać coraz więcej i coraz odważniej. Opowiadania, bajki, historyjki. W zeszłym roku po raz pierwszy zgłosiłam się do konkursu Piórko. Nie dostałam się nawet do finałowej setki. Wiedziałam, że w tym roku będę próbować jeszcze raz, z inną bajką. W międzyczasie zatrudniłam się na pół etatu w przedszkolu. To też dobry sposób na to, aby przestać bać się różnych niekomfortowych czy nieprzyjemnych sytuacji. Dzieci są mistrzami, jeśli chodzi o stawianie nas w takich. Ale poza tym są też znacznie bardziej szczere, życzliwe i przyjacielskie niż dorośli. Praca z nimi bardzo mnie zmieniła. Sprawiła, że zaczęłam patrzeć z dystansem i przymrużeniem oka na większość spraw.
Samo posiadanie dzieci jest wyjściem ze strefy komfortu ;) Poza tym rzeczywiście, wiele się w moim życiu w ciągu ostatnich kilku lat pozmieniało, musiałam podjąć pewne decyzje, które wymagały ode mnie jakiejś tam odwagi. Przez wiele lat pracowałam za biurkiem w jednej małej, rodzinnej firmie. Kiedy zaszłam w trzecią ciążę, szef oznajmił mi, że jak dla niego matka z kilkorgiem dzieci jest skończona na rynku pracy i poprosił mnie, żebym nie wracała do jego firmy po macierzyńskim. Oczywiście mogłam się kłócić czy walczyć. Ale nie chciałam pchać się gdzieś, gdzie mnie nie chciano. Potem moje dzieci zaczęły chorować. Nic wielkiego ani dramatycznego, zwykłe infekcje, ale trwające non stop. Nie wyobrażałam sobie szukania w tym momencie pracy na cały etat, bo wiedziałam, że skończyłoby się to dużą ilością zwolnień lekarskich branych na dzieci, a tego nie chciałabym żadnemu pracodawcy robić. Szukałam rozpaczliwie jakiegoś sposobu na siebie i zarobienie kilku groszy. Wtedy zaczęłam właśnie prowadzić bloga. To też wymagało ode mnie odwagi, zawsze byłam bowiem jedną z tych osób, które bały się publicznie zabrać głos, wypowiedzieć, wystawić na ocenę innych. Na początku przeżywałam stresy przy każdym opublikowaniu wpisu. Potem zorientowałam się, że wcale tak dużo osób mnie nie czyta, ludzie mają inne rozrywki i zmartwienia, więc nawet jeśli wygłupię się i napiszę coś bez sensu, lub - o zgrozo! - popełnię błąd ortograficzny, to świat się nie zawali. Zaczęłam pisać coraz więcej i coraz odważniej. Opowiadania, bajki, historyjki. W zeszłym roku po raz pierwszy zgłosiłam się do konkursu Piórko. Nie dostałam się nawet do finałowej setki. Wiedziałam, że w tym roku będę próbować jeszcze raz, z inną bajką. W międzyczasie zatrudniłam się na pół etatu w przedszkolu. To też dobry sposób na to, aby przestać bać się różnych niekomfortowych czy nieprzyjemnych sytuacji. Dzieci są mistrzami, jeśli chodzi o stawianie nas w takich. Ale poza tym są też znacznie bardziej szczere, życzliwe i przyjacielskie niż dorośli. Praca z nimi bardzo mnie zmieniła. Sprawiła, że zaczęłam patrzeć z dystansem i przymrużeniem oka na większość spraw.
To
tyle co do odwagi w mojej bajce. Dla mnie jest tam zawarty jeszcze inny bardzo
istotny aspekt - potrzeby sukcesu, bycia najlepszym, zdobycia uznania
otoczenia. Nie ukrywam, że kiedy mój były szef bez ogródek powiedział mi, że
jak dla niego się nie nadaję i nie jestem wystarczająco dobra, odczułam to jako
swoją porażkę. Potem nastąpił długi okres mojego blogowania, gdzie
bardzo często pisałam niemalże tylko dla siebie i swoich najbliższych, bo nikt
inny do mnie nie zaglądał. Może poprzez Królewicza chciałam wyrazić to, że nie
musimy zawsze być zwycięzcami, być świetni i idealni w oczach wszystkich
dookoła. Że ważne jest to, abyśmy sami czuli, że się realizujemy i robimy coś
fajnego, nawet jeśli nie znajduje to aplauzu i zachwytu.
3.
Domyślam się, że po ogłoszeniu werdyktu spotkałaś się w większości z
bardzo pozytywnymi i budującymi reakcjami otoczenia. Czy
zdarzają Ci się sytuacje, kiedy jesteś przez kogoś rozpoznawana,
proszona o autograf? Jednym słowem, czy
już odczuwasz cały
ten "fejm"? ;)
Jezu, nie. Bez przesady, nie wystąpiłam przecież w filmie, nie zdobyłam Oscara ani nagrody Nobla. O tym, że udało mi się wygrać konkurs i wydać książkę, wiedzą ci, którym o tym opowiedziałam. A trąbiłam o tym na prawo i lewo, bo strasznie się cieszę i nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Natomiast jedną z najprzyjemniejszych i najsympatyczniejszych aspektów wygranej jest rzeczywiście reakcja bliskich i znajomych, także tych internetowych. Kiedy mój Królewicz się ukazał, wiele osób przesyłało lub zamieszczało w Internecie zdjęcia, że go widzieli w sklepie, że czytają, że polecają. Wzrusza mnie to do łez. Ale ja w ogóle beksa jestem. W każdym razie naprawdę każda taka miła czytelnicza reakcja to dla mnie ogromna radość i nie potrafię znaleźć słów, by opisać swoją wdzięczność.
Jezu, nie. Bez przesady, nie wystąpiłam przecież w filmie, nie zdobyłam Oscara ani nagrody Nobla. O tym, że udało mi się wygrać konkurs i wydać książkę, wiedzą ci, którym o tym opowiedziałam. A trąbiłam o tym na prawo i lewo, bo strasznie się cieszę i nadal nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Natomiast jedną z najprzyjemniejszych i najsympatyczniejszych aspektów wygranej jest rzeczywiście reakcja bliskich i znajomych, także tych internetowych. Kiedy mój Królewicz się ukazał, wiele osób przesyłało lub zamieszczało w Internecie zdjęcia, że go widzieli w sklepie, że czytają, że polecają. Wzrusza mnie to do łez. Ale ja w ogóle beksa jestem. W każdym razie naprawdę każda taka miła czytelnicza reakcja to dla mnie ogromna radość i nie potrafię znaleźć słów, by opisać swoją wdzięczność.
4. Jak zmieniło się Twoje życie od momentu wygranej ? Czy
pojawiły
się jakieś inne ciekawe propozycje i projekty, w których weźmiesz udział ? A może już planujesz wydanie następnych książek?
Tak, tuż po ogłoszeniu werdyktu jury odezwała się do mnie Julia Górecka z bardzo ciekawą propozycją. Zaprosiła mnie do wzięcia udziału w akcji Book.szpan. Główne założenia tej kampanii to propagowanie czytelnictwa wśród dzieci i uwrażliwianie ich na los zwierząt. W skrócie, co miesiąc od stycznia 2020 r. w specjalnej aplikacji będą publikowane bajki, które pod koniec roku mają się ukazać w wersji papierowej. Dochód ze sprzedaży będzie przekazany organizacjom pomagającym zwierzętom. Ogromnie się cieszę i jestem zaszczycona, że moja historyjka „Pudel i Zaskroniec” znajdzie się wśród wielu fantastycznych bajek znanych autorek. Ilustracje do mojej opowieści wykonuje Pani Sylwia Tracz z bloga Świat ilustrowany.
Poza tym mam już
napisane dwie takie trochę baśnie, trochę opowieści fantasy dla starszych dzieci.
Właśnie się zbieram, żeby zacząć rozsyłać je do wydawnictw. Ale brakuje mi
odwagi. Może mój Królewicz mógłby mi trochę jej użyczyć? ;)
Tak, tuż po ogłoszeniu werdyktu jury odezwała się do mnie Julia Górecka z bardzo ciekawą propozycją. Zaprosiła mnie do wzięcia udziału w akcji Book.szpan. Główne założenia tej kampanii to propagowanie czytelnictwa wśród dzieci i uwrażliwianie ich na los zwierząt. W skrócie, co miesiąc od stycznia 2020 r. w specjalnej aplikacji będą publikowane bajki, które pod koniec roku mają się ukazać w wersji papierowej. Dochód ze sprzedaży będzie przekazany organizacjom pomagającym zwierzętom. Ogromnie się cieszę i jestem zaszczycona, że moja historyjka „Pudel i Zaskroniec” znajdzie się wśród wielu fantastycznych bajek znanych autorek. Ilustracje do mojej opowieści wykonuje Pani Sylwia Tracz z bloga Świat ilustrowany.
5. Prywatnie jesteś mamą trójki dzieci, kobietą aktywną zawodowo i autorką bloga "Madka roku". Jak Ty to wszystko ogarniasz - i jak udaje Ci się wygospodarować dodatkowy
czas na pisanie? Może osobiście spotkałaś zaczarowaną żabę ze swojej książki - i poprosiłaś ją o magiczne wydłużenie doby? ;)
Wiesz
co, nie mam pojęcia. Pewnie udaje mi się to dlatego, że porzuciłam już
dawno marzenie o robieniu czegokolwiek perfekcyjnie. Piszę szybko,
gotuję używając półproduktów, porządku w domu nie umiem utrzymać.
Szczerze mówiąc, jestem okropną panią domu. Staram się za to spędzać jak
najwięcej czasu z dziećmi. Popołudnia należą zwykle do nich. Piszę
zazwyczaj przez godzinę, jaką mam między pracą a odbieraniem dzieci z
trzech różnych placówek, i nocami. Jakoś to idzie. Choć książki, którą
teraz próbuję pisać, nie mogę w żaden sposób skończyć. Najgorzej, jak
dopada mnie wena, a zwyczajnie nie mam możliwości, żeby usiąść i zapisać
swoje pomysły. Ale takie już jest życie pracujących mamuś...
***
Kasi oczywiście bardzo dziękuję za rozmowę,
życzę Jej kolejnych sukcesów i rosnącego grona oddanych Czytelników -
a teraz słów kilka o samej książce, już z mojego punktu widzenia.
Czy "O królewiczu, który się odważył" to bajka, jak każda inna? Zapewniam Was, że tylko pozornie! Mamy tu wprawdzie piękny zamek, koronowane głowy, groźnego smoka i czarownicę zamieszkującą w chatce na kurzej nóżce - ale żaden z bohaterów nie powiela znanych nam dobrze, bajkowych stereotypów. Tytułowy Królewicz zamiast turniejów i zawodów rycerskich woli szachy i przejawia spore skłonności filozoficzne. Czarownica okazuje się całkiem sympatyczną staruszką, a smok akurat cierpi na katar, w wyniku którego nie może zionąć ogniem i jest niezdolny do walki. Nawet zaklęta żaba jawi się jako postać daleka od sztampy i wyzwolona ;) Zamiast biernie czekać na księcia, który odczaruje ją pocałunkiem - bierze swój los we własne żabie łapki i sama spełnia swoje odwieczne marzenie o byciu piękną księżniczką.
Akcja toczy się wartko, w trakcie lektury musimy być przygotowani na jej dynamiczne i zaskakujące zwroty - jednak najważniejsze w tej historii jest jej piękne przesłanie, o którym zresztą sama Autorka już wspomniała w udzielonym mi wywiadzie. Ciągła pogoń za sukcesem, potrzeba nieustannego podnoszenia sobie poprzeczki, udowadniania własnej wartości oraz porównywania się z innymi to prawdziwa zmora czasów, w których żyjemy. Królewicz również chce być doceniony i postrzegany przez swoje otoczenie jako ktoś, kto dokonał niesamowicie bohaterskich czynów. W trakcie swojej podróży usilnie poszukuje sposobności, żeby wykazać się heroizmem i wsławić czymś, o czym będzie potem głośno w całym królestwie i czym zaskarbi sobie szacunek rodziców oraz uwielbienie poddanych. Dopiero dzięki napotykanym na swojej drodze przyjaciołom zaczyna rozumieć, że niezależnie od pokonanego dystansu nie jest w stanie uciec od samego siebie - a prawdziwa odwaga bardzo często polega właśnie na tym, by być po prostu autentycznym, niczego nie udawać i nie zmieniać się za wszelką cenę dla chwilowego poklasku.
Zgadzacie się ze mną, że to niezwykle wartościowy przekaz?
Zachęcam do dyskusji w komentarzach :)