"Po co mamy jeździć na jakieś warsztaty do ośrodka adopcyjnego? Czy to naprawdę konieczne? Przecież oboje pracujemy, nie mamy czasu i nie będziemy brać wolnego dnia za każdym razem, kiedy trzeba pojawić się w ośrodku. Nie można załatwić tego jakoś "zaocznie" i na odległość? To jakaś bzdura, granda, bezsensowny wymysł urzędników!"
***
Kochani, dzisiaj nie będzie miło i sympatycznie. Kiedy czytam albo słyszę tego typu komentarze lub dostaję na swoją skrzynkę maile praktycznie w całości utrzymane w podobnym tonie - to już mi się naprawdę ulewa. Czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy ludzie chcieliby po prostu pójść do ośrodka adopcyjnego, zostawić tam swoje podanie o dziecko - a potem nie dawać z siebie już absolutnie nic i zmaterializować się ponownie dopiero w momencie, kiedy pojawi się dla nich odpowiednia "propozycja".
Trochę mnie to dziwi, trochę śmieszy - lecz jeszcze bardziej smuci i przeraża. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego na leczenie niepłodności i starania o ciążę można poświęcać nawet całe długie dekady, pielgrzymując niemal bez przerwy po kolejnych klinikach i lekarskich gabinetach, czekając w wielogodzinnych kolejkach i odkładając "na później" wszystkie inne życiowe plany - natomiast na potrzeby adopcji nie da się wygospodarować nawet jednego popołudnia w tygodniu przez okres ZALEDWIE 3 miesięcy...
Przecież zarówno na końcu jednej, jak i drugiej drogi - czeka na nas Dziecko.
Czy zatem to biologiczne jest warte
wszelkich możliwych i będących w naszym zasięgu poświęceń oraz wyrzeczeń -
natomiast dla tego adoptowanego de facto nie chce nam się ruszyć tyłka
(nawet nie tyle z domu, ile z własnej przytulnej strefy komfortu) ?
foto: friesenliesel/pixabay |
"Bo sam fakt, że zdecydowaliśmy się na adopcję - to już powinno wystarczyć."
"Bo chcemy dać dziecku nowy dom - a oni będą nas jeszcze prześwietlać, maglować i decydować,
czy spełniamy jakieś tam wydumane wymogi."
"Bo rodziców biologicznych jakoś nikt z ich rodzicielstwa nie rozlicza
i nie każe im wygłupiać się na żadnych warsztatach."
Tak, to poniekąd prawda. Rodziców biologicznych rzeczywiście nikt nie sprawdza i nie kontroluje. Nikt nie bada ich zasobów, wychowawczych kompetencji, poziomu życiowego ogarnięcia, emocjonalnej dojrzałości ani motywacji i gotowości do powołania dziecka na świat.
I właśnie dlatego tak wiele dzieci przychodzi na ten świat w sposób zupełnie przypadkowy i nieplanowany - w rodzinach niewydolnych, dysfunkcyjnych i patologicznych, które nigdy nie obdarzą swojego potomstwa bezinteresowną miłością ani nie zadbają o zaspokojenie wszystkich jego fundamentalnych potrzeb.
I właśnie dlatego tak wiele jest dzieci całymi latami krzywdzonych, bitych oraz zaniedbywanych - którym ich rodzice biologiczni zamiast beztroskiego dzieciństwa fundują uraz i traumę na całe życie, a pobyt w placówce opiekuńczo-wychowawczej to dla nich często niemal "wybawienie" w porównaniu z tym, co działo się w ich rodzinnych domach.
I właśnie z takimi dziećmi oraz z ich trudnymi historiami najprawdopodobniej spotkacie się na swojej adopcyjnej drodze. Z dziećmi, które pomimo bardzo młodego wieku niosą na swoich barkach wielki ciężar i ogromny bagaż doświadczeń. Z dziećmi, w przypadku których sama Wasza gorąca miłość może po prostu nie wystarczyć - bo potrzeba również wielkiej świadomości oraz przynajmniej podstawowej wiedzy o zagadnieniach, jakie omawiane są na adopcyjnym kursie.
Dlatego zanim kolejny raz zaczniecie narzekać na wszystkie "durne biurokratyczne procedury" - konieczność uczestnictwa w warsztatach, przechodzenia testów psychologicznych, indywidualnych spotkań z pracownikami ośrodka, a nawet zaleconej dodatkowo terapii małżeńskiej - pomyślcie sobie, że TO WSZYSTKO JEST PO COŚ!
To wszystko ma pomóc Wam oraz Waszemu Dziecku, poszerzyć Wasze horyzonty i sprawić, że na wiele kwestii spojrzycie z zupełnie innej perspektywy. Takiego przygotowania nie da się po prostu odbębnić i zdobyć na odległość, korespondencyjnie - bez jakiegokolwiek zaangażowania, nakładu pracy i emocji z Waszej strony.
A przede wszystkim pamiętajcie o tym, że "głównym zadaniem ośrodków adopcyjnych
nie jest pomaganie rodzinie, której brakuje dziecka -
lecz znajdowanie optymalnych opiekunów dla dziecka w potrzebie."***
To nie Wy jesteście tutaj na uprzywilejowanej pozycji i na pierwszym planie.
Im wcześniej to zrozumiecie - tym szybciej będziecie mogli pójść dalej
z nowym, pozytywnym nastawieniem.
foto: free-photos / pixabay |
____________________________
*** cytat z filmu "Wymarzony" w reżyserii Jeanne Herry
Przykre że niektórzy ludzie nie biora tego na poważnie. Jak nie mają czasu niech kupia sobie lalkę
OdpowiedzUsuńludzie nie biorą tego na poważnie
OdpowiedzUsuńpiękne dzicię
Bardzo dobrze to napisałaś- jak można tak nawet podchodzić do tego.Ważny temat i cisze się ze mogła przeczytac Twój wpis
OdpowiedzUsuńpiekne mądre słowa, zawsze się wzruszam gdy czytam co napisałas. A zdjęcia...dopełniaja. kocham zdjęcia a ty potrafisz nimi mówić...
OdpowiedzUsuńBardzo dobry głos, zapraszam do mnie pisze właśnie o in vitro www.filocoaching.pl. Ile trudu zadają sobie ludzie, żeby mieć dziecko poprzez sztuczne zapłodnienie, a może warto pomyśleć o adopcji i dać szanse jakiemuś dziecku na lepsze życie.
OdpowiedzUsuńTakie warsztaty są bardzo istotne. Dobrze, że o tym napisałaś.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze ze się mówi o takich rzeczach. Wkoncu będąc w ciąży oczekując dziecka przygotowujemy się do tego latamy po lekarzach. Przy adopcji tak samo musimy się przygotować tylko przygotowanie wygląda nieco inaczej
OdpowiedzUsuńDObrze, że o tym wszystkim piszesz...
OdpowiedzUsuńTak, rzeczywiście często takie głosy się pojawiają.
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony:
- Sama dobrze wiesz, że część procedur jest zwyczajnie bez sensu, a trzymanie ludzi w niepewności latami nie poprawia morale.
- Nie ma co pisać, że "rodzin biologicznych" nikt nie kontroluje. Po przysposobieniu "adopcyjnych" bez podstaw też nikt nie będzie sprawdzał.
Natomiast to co napisałaś o czasie, który można, a nawet należy, poświecić dziecku jest oczywistą ale czasem nieuświadamianą prawdą. Jest dokładnie tak jak napisałaś. Jak nie ma czasu przed to tym bardziej nie będzie go po.
Pozdr
M
Fakt, sens niektórych wymogów jest dość wątpliwy (np. bezwzględne parcie wielu ośrodków na przynajmniej 5-letni staż małżeński, podczas gdy powszechnie wiadomo, że nawet małżeństwa po 10 czy 15 latach się rozpadają i nie jest to żadną gwarancją udanego, trwałego związku). Ale akurat same warsztaty mają dla mnie głęboki sens - chociażby ze względu na poruszaną tam tematykę, możliwość wymiany doświadczeń z osobami w podobnej życiowej sytuacji oraz konieczność zmierzenia się z własnymi lękami, uprzedzeniami i przepracowania emocji, które nami targają.
UsuńCo do trzymania ludzi w niepewności przez długie lata oczywiście się zgadzam. Natomiast obecnie to chyba jednak nie do końca kwestia widzimisię ośrodków i czasu trwania samych procedur - tylko raczej efekt aktualnej sytuacji społeczno-politycznej, w ramach której dzieci z uregulowaną sytuacją prawną jest po prostu bardzo niewiele.
O aktualnej sytuacji społeczno-politycznej to możemy mówić w kontekście wyników niedzielnych wyborów parlamentarnych.
UsuńA dzieci z uregulowaną sytuacja prawną "zawsze" było mniej niż tych, które w ogóle trafiały do systemu.
"Łatwiej" w staraniach o dziecko to już na pewno nie będzie. I to bez względu na to kto będzie wygrywał wybory.
A moim zdaniem jednak ten kontekst polityczny ma tu spore znaczenie. Uważam, że pewne "benefity" robią swoje - i bardzo często są jedyną motywacją dla rodziców biologicznych, by zostawić dziecko przy sobie (co niekoniecznie wiąże się z zapewnieniem mu odpowiedniego zaplecza emocjonalnego i warunków do prawidłowego rozwoju). Ale to temat rzeka i chyba nawet nie mam ochoty się w niego zagłębiać.
Usuń"Łatwiej" nie będzie również dlatego, że niepłodność dotyka coraz większej liczby par i nie bez powodu zaczyna być postrzegana jako choroba cywilizacyjna - więc "kolejki" w ośrodkach będą się zapewne wydłużać.
Na temat wpływu tych benefitów można sobie ze mną pogadać jak kto chce i ile kto chce. Ale rozumiem jeśli nie chcesz tego rozwijać u siebie.
UsuńA tak przy okazji to radziłbym częściej spoglądać na to co dzieje się u naszych zachodnich sąsiadów Niemców. to wbrew pozorom bardzo bliskie nam społeczeństwo.
Tam też ostatnio spada liczba adopcji (wyraźniejszy spadek niż u nas), tam też oczekujący narzekają, ze jest trudno... A sytuacja ekonomiczna? Tam wprost już mówią, że większy wpływ ma "przeciążenie" rodziców niż ekonomia.
Pozdr
M
Nie wyobrażam sobie nie chodzić na takie warsztaty jeśli miałabym adoptować dziecko.
OdpowiedzUsuńNawet nie ma takiej opcji - to formalny wymóg, który trzeba spełnić, by otrzymać finalną kwalifikację.
UsuńNie chce mi się wierzyć, że ludzie tak nieodpowiedzialnie myślą...
OdpowiedzUsuńTo jakieś chyba nieporozumienie...Nie powinni w ogóle otrzymać dziecka.
Takie warsztaty to podstawa, to okazja by zobaczyć czy jednak pasują na rodziców.
Chyba nie pasują, przy takim podejściu...
Krysiu, to chyba zbyt surowa ocena. Na początku naprawdę może rodzić się w ludziach bunt i wiele negatywnych emocji - ale z doświadczenia własnego i wszystkich znanych mi rodzin adopcyjnych wiem, że z perspektywy czasu bardzo się te warsztaty docenia. One między innymi właśnie po to są, żeby dojrzeć i zmienić podejście do wielu spraw.
UsuńMoże z racji wolontariatu kociego mam okazję obserwować różne zachowania ludzi
Usuńi kojarzy mi się to również dziećmi.
Koty i dzieci są takie bezbronne.
Myślę, że jest wiele prawdy w tym o czym piszesz, zwłaszcza o bagażu który niosą adoptowane dzieci, którym nie wystarczy czasem po prostu być. To znacznie większa odpowiedzialność by kochać to dziecko jak swoje i wnosić do jego życia kolejnej traumy pt. „Jesteś adoptowany”.
OdpowiedzUsuńSamo "Jesteś adoptowany" to wcale nie musi być trauma (pomijając traumę, jaką stanowi wcześniejsze odrzucenie) - bo wszystko zależy właśnie od tego, jak się adopcję postrzega i jak się z nią dziecko "oswaja". Jeżeli rodzice przekazują ją jako radosne, pozytywne, wyjątkowe i bardzo ważne wydarzenie w życiu całej rodziny oraz po prostu inną drogę ku rodzicielstwu - to istnieje duża szansa, że również dziecko podejdzie do tematu w podobny, naturalny sposób.
UsuńJestem szczerze poruszona Twoim wpisem. Myślałam, ze kiedy decydujemy się na dziecko (nie ważne jaka droga) rozumiemy i akceptujemy tez wszystkie obowiązki jakie mamy dookoła, a tu taka... niespodzianka... nie rozumiem takiego postępowania.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wszyscy mają takie podejście - ale ostatnio odczułam jakiś przesyt tego typu komentarzy oraz wiadomości i po prostu musiałam zabrać głos w tej sprawie. Strasznie mierzi mnie taka roszczeniowa postawa pod tytułem "dajcie mi dziecko tu i teraz - ale nie wymagajcie ode mnie żadnego zaangażowania". To nie prowadzi do niczego dobrego.
UsuńNa pewno dla Kogoś, Kto zastanawia się nad adopcją ilośc tych zagadnień wydaje się ogromna i zaskakująca, szczególnie wtedy jeśli nigdy wczesniej nie miał do czynienia z zagadnieniami socjologicznymi. Ale gdy tylko usiadą i na spokojnie się zastanowią czym jest adopcja, zaraz pójdą po rozum do głowy, że nie tylko adopcją dziecka, ale też wszystkim zaadoptowaniem wszystkich spraw, problemów, i doświadczeń dotychczasowych tego dziecka.. Tak jak piszesz - super, że to podkreślasz :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę trudno mi uwierzyć, że ludzie mają takie myślenie. Bardzo się cieszę, że ja miałam szczęście spotykać tylko tych w pełni zaangażowanych.
OdpowiedzUsuńZ innej strony, nie rozumiem braku chęci, ale rozumiem brak możliwości. Wierzę, że branie regularne branie urlopu w pracy, moze byc trudne
Tak, to prawda - może być nawet bardzo trudne. Wiem z autopsji, bo swojej byłej szefowej nie mogłam powiedzieć prawdy na temat przygotowań do adopcji. Najpewniej spotkałoby się to ze zwolnieniem pod byle pretekstem - więc musiałam dosłownie stawać na rzęsach, żeby jakoś to wszystko logistycznie ogarnąć.
Usuń