Jedno z najczęściej spotykanych "zadań domowych"
podczas warsztatów w ośrodku adopcyjnym:
"Napisz list do rodziców biologicznych
swojego adoptowanego dziecka."
"Po co to komu" - spytacie ?
Ja widzę w tym pewien głęboki sens...
Taki list (nawet jeśli pisany tylko na potrzeby warsztatów, do szuflady - i nigdy nie trafi do faktycznego adresata) każe nam pamiętać o tym, że biologiczni rodzice naprawdę istnieją. Nie są jakimiś wyimaginowanymi postaciami z pogranicza science fiction - tylko realnymi ludźmi, którzy żyją niekiedy w bardzo bliskiej odległości od nas. Zauważyłam ostatnio, że wielu rodziców adopcyjnych ma tendencję do wypierania tego faktu i zakłamywania rzeczywistości w mniejszym lub większym stopniu. No sorry, tego w żaden sposób nie da się przeskoczyć - adoptując dziecko nie będziemy jego jedynymi rodzicami i powinno być to dla nas oczywiste.
www.pixabay.com |
Wiem, że masz bardzo ładne imię - a jeśli urodę odziedziczył po Tobie, to jesteś też zapewne piękną kobietą. Nie znamy się i nigdy nie spotkałyśmy się osobiście - a jednak łączy nas tak wiele...
Ten mały człowiek - miarowo oddychający obok mnie, zwinięty w pozycji embrionalnej w swoim łóżeczku - jeszcze całkiem niedawno w takiej samej pozycji mieszkał pod Twoim sercem ( choć w tamtym momencie nawet nie wiedziałam o jego istnieniu).
Piszę do Ciebie, bo chciałam Ci o nim opowiedzieć. Jest doskonały - rezolutny, mądry i śliczny jak z obrazka. Myślę sobie, że w pewnej mierze to również Twoja zasługa - choć wielu ludzi usiłowało przekonywać mnie o tych "złych genach", po których ponoć niczego pozytywnego nie można było się spodziewać. Jest też temperamentny , niesamowicie uparty i wie, czego chce - ale zdaje się, że w tym dzisiejszym zwariowanym świecie to raczej zaleta, niż wada.
Lubi jeździć na rowerze i pomagać w kuchni. Uwielbia mydlane bańki, wesołe miasteczka i wycieczki w góry. Kiedy śpiewa - to na całe gardło. Kiedy tańczy - to kompletnie się w tym zatraca. Fascynuje się wulkanami i dinozaurami - których kolekcja rozrosła się już do takich rozmiarów, że z powodzeniem moglibyśmy obdzielić nimi całą przedszkolną grupę. Jest też niesamowicie ciekawy świata i bardzo wrażliwy - pochyla się z wielką troską nad losem każdego człowieka, zwierzątka czy polnego kwiatka.
Piszę do Ciebie - bo chcę Ci podziękować. Dałaś mi coś najważniejszego, co w życiu mam. Urodziłaś - a potem podjęłaś decyzję, która musiała kosztować Cię cenę, jakiej nie da się do niczego porównać i w żaden sposób przeliczyć.
Tak bardzo Ci współczuję - bo niejedna osoba pewnie Cię za to potępiła, przeklęła i zmieszała z błotem. Taki już mamy w Polsce mentalny klimat - że niektórzy traktują kobietę oddającą dziecko do adopcji niemal na równi z tą, która utopiła je w beczce albo pozbyła się na śmietniku...
Ale wiesz co? We mnie nie ma na to zgody! Ja nie oceniam Twoich motywów i powodów - i nigdy nie powiem o Tobie nawet jednego złego słowa. Dla mnie to, co zrobiłaś - to był w Twojej trudnej sytuacji akt miłości i wielkiej odwagi. Miłości - ponieważ chciałaś dla dziecka jak najlepiej. Odwagi - ponieważ będziesz musiała żyć z tą decyzją do końca swoich dni.
Piszę do Ciebie - bo próbuję wyobrazić sobie, co wtedy czułaś. Co może czuć kobieta, która patrzy na swoje dziecko jednocześnie pierwszy i ostatni raz - mając świadomość, że może nie zobaczyć go już nigdy więcej albo spotkać się z nim dopiero jako z dorosłym, w pełni ukształtowanym człowiekiem? Nie wiem...Nie potrafię tego ogarnąć...Jest mi niezmiernie przykro, że znalazłaś się w takim punkcie swojego życia...
Piszę do Ciebie - jednocześnie żałując , że Ty nie napisałaś podobnego listu. Mogłaś nakreślić chociaż kilka zdań, nawet na wystrzępionym kawałku kartki albo na papierowej serwetce. Za jakiś czas przeczytałabym mu Twoje słowa - i miałby przynajmniej jeden namacalny dowód na Twoje istnienie. Musisz jednak wiedzieć, że często opowiadam mu o Tobie - i o tym, że obie go bardzo kochamy : ja w bliskości, obecności i na co dzień - a Ty w myślach, tęsknocie i oddaleniu...
***
Nie oceniajmy pochopnie kobiet, które
oddają dziecko do adopcji lub zostawiają je w oknie życia... Najpierw znajdźmy się w ich sytuacji, przejdźmy ich drogę - i przeżyjmy to, co one przeżyły. Pomijając przypadki ewidentnego znęcania się nad dzieckiem, zaniedbywania swoich rodzicielskich obowiązków i tego, co określamy powszechnie mianem szeroko pojętej "patologii" - nic nie jest tylko czarne lub tylko białe...Gdzieś pomiędzy istnieje jeszcze całe mnóstwo odcieni szarości - dlatego bardzo zgadzam się ze zdaniem pracowników naszego ośrodka adopcyjnego , że szacunek do rodziców biologicznych naszego dziecka to również szacunek dla niego i jego historii.
Potępienie i ostracyzm społeczny nikomu w niczym nie pomogą - ani matkom, ani tym bardziej dzieciom. Mogą spowodować jedynie tyle, że kobiety faktycznie w obawie przed linczem będą wolały anonimowo pozbyć się dziecka w najgorszy z możliwych sposobów - niż osobiście zrzec się praw rodzicielskich przed sądem, zgodnie z obowiązującą literą prawa...
***
Szerzej kwestia zrzeczenia się praw rodzicielskich oraz przekazania dziecka do adopcji
poruszona została w TYM REPORTAŻU [KLIK] -
więc koniecznie zajrzyjcie, jeśli tematyka adopcyjna jest Wam szczególnie bliska.
Pięknie napisane. No mamy prawa nikogo oceniać i potępić kiedy nie znamy histori drugiego cZłowieka.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMyśmy też napisali takie listy. Początkowo wydawało mi się to takie dziwne i bardzo trudne. Co można napisać do zupełnie obcej kobiety, wtedy jeszcze nierealnej - odległej. Teraz jak wracam do tych zapisków bez problemu mogłabym wysłać nasze listy do rodzicielki naszej córeczki.
UsuńMądre. Nie oceniajmy w ogóle, nie jesteśmy w stanie stanąć na miejscu drugiej osoby, w danej sytuacji.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowo otwartego bloga https://anty-chemiczni.blogspot.com/ Może spodoba Ci się treść, którą jest naturalne życie, zdrowe jedzenie, niekonwencjonalne leczenie itp.
Gratulację za odwagę głośnego apelu o zrozumienie dla tych kobiet, za podjętą decyzję oraz za szerzenie swych pozytywnych doświadczeń. Tak mało się w Polsce mówi, o tak ważnej kwestii.
OdpowiedzUsuńŚliczny tekst :) Wiadomo, że mamą jest dla nas zawsze osoba, która była nas kochała i dała nam swoją obecność, jednak tak jak piszesz - nie można odbierać dziecku możliwości spotkania z biologicznymi rodzicami, ani tym bardziej pochopnie oceniać decyzji o oddaniu dziecka.
OdpowiedzUsuńO kurcze, niespodziewając się tego, uroniłam łezkę. Piękne słowa. Zawsze zastanawiałam się czy adoptujac dziecko można je pokochac jak własne. Po Twoim liście, jestem pewna, że można. Brawo dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńPiękny list.
OdpowiedzUsuńGdybym miał coś co przekazania osobie, która sama zrzekła się swoich praw do dziecka bo kierowała się jego dobrem. A nawet choćby tylko dlatego, że sama nie czuła się na siłach do roli rodzica to... Może też zdobyłbym się na taki list. Może chciałbym podziękować.
Ale osobie, której dziecko odebrano z "użyciem przymusu" by je ratować przed przemocą. Osobie, która latami zwodziła system przedłużając pobyt dziecka w DD nie jestem w stanie nic przekazać. Wiem, że była i tyle... Reszta jest milczeniem i tym co między człowiekiem a Bogiem.
Pozdr
M
Zawsze się zastanawiałam, jak to jest mieć dziecko adoptowane. teraz już wiem, ze nie rożni się niczym od tego, które urodzi się samemu.
OdpowiedzUsuńPiękny, emocjonalny, wzruszający list. Nie oceniajmy, różne są sytuacje. Mało się tym mówi, za to często potępia takie kobiety.
OdpowiedzUsuńKarolina się dziś i nie wiem co napisać. To jest po prostu piękne. Cudownie, że Twój synek ma tak wspaniała mamę.
OdpowiedzUsuńPoruszyłaś mnie,pięknie napisane kochana <2
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się i to bardzo. Moja ciocia, z którą jestem naprawdę bardzo blisko adoptowała małego chłopca ponad 20 lat temu. Miała już córkę, ale nie mogła zajść w kolejną ciążę. Zdecydowali się z mężem na adopcję i ten mały chłopiec stał się ich synkiem, ich oczkiem w głowie. Niestety zatajone zostały przed nią różne kwestie dotyczące biologicznych rodziców dziecka. Za co dyrektor placówki stracił stanowisko. Poszperała, poszukała na własną rękę i wiele się dowiedziała. Choroba alkoholowa, padaczka, wiele innych, ciężkich zaburzeń ... chłopiec (a raczej już dwudziestokilkulatek) ma Zespół Aspergera. Niestety swoją adopcyjną mamę uważa za zero. Ciężka sytuacja tam panuje, jednak nadal jest oczkiem w głowie dla nich.
OdpowiedzUsuńWiem jedno, matka adopcyjna potrafi kochać jak matka biologiczna.
A Ty jesteś tego najlepszym przykładem :*
Pięknie napisane, ale i bardzo trudny temat.
OdpowiedzUsuńMoja siostra cioteczna, adoptując córeczkę i synka - rodzenstwo 1,5 i 3 latka, znała doskonale historię tych dzieci. Zapewne każdy rodzic adopcyjny zna taką historię swojego dziecka. Nie ma pewnie innej opcji. I pewnie nie każdy z tych rodziców mógłby tak ładnie do biologicznych napisać mimo wszystko.
O dzieci mojej siostry ich biologiczna matka dostała szansę aby zawalczyć i wyrwać je z piekła patologicznej rodziny jaką tworzyła ze swym mężem i pełnoletnimi już dziećmi.. nie skorzystała z niej, a może nie potrafiła, a może była zbyt słaba, a może nie chciała, a może była niezaradna życiowo, a może nie umiała unieść tego, a może była zbyt słaba, a może nie wierzyła w siebie, a może się bała, a może nie ufała sobie, a może chciała ich dobra, a może go nie chciała... tego nigdy się nie dowiemy.Ktoś jednak dał jej tą szansę, czyli widział w niej nadzieję na lepsze jutro dla tych dzieci, na wyrwanie się wspólne z piekła. Postawiono pewne warunki, dla jej i dzieci dobra. Z czasem zrezygnowała z tej walki z jakiegoś powodu, tylko jej znanego. Być może tak było Jej wygodniej, a być może zrobiła to dla ich dobra? Zaczęła wycofywać się z ich życia, aż w końcu zniknęła i podpisała dokumenty, że się ich zrzeka.. dla mnie niewyobrażalna sytuacja, ale równocześnie żal mi jej, tak po prostu po ludzku. Odbieram jej uczucia przez pryzmat swoich, być może błędnie. Bardzo szkoda było mi tych dzieciaczków, które na tą mamę bądź co bądź czekały w DD, które zanim do DD trafiły, przeszły swoje piekło we własnym domu rodzinnym, równocześnie szkoda było mi też tej biologicznej matki, która musiała się z tym zmierzyć i podjąć tak trudną decyzję. Nie potrafiła się uwolnić od patologicznego męża, nie potrafiła zawalczyć o lepsze jutro dla siebie wspólnie z dziećmi, a moze zawiódł tez system, może, może.. gdybać można. Stało się. Ciężka sytuacja. Nie oceniam Jej, miała swoje powody, my tylko widzimy to z boku, nie wiemy co nią kierowało, być może nic nadzwyczajnego, a być może wielkie intencje..
Ale czy moja siostra potrafiłaby taki list do niej napisać? nie wiem, myślę, że zbyt dużo złego się wydarzyło do tego momentu, zanim ona nie adoptowała tych dzieci...
Tak, to prawda - musimy pamiętać, że nasze dzieci mają biologicznych rodziców. Zazwyczaj myślę o tym racjonalnie, rozumiem wszystko, nie boje się, żyję. Od momentu kiedy znalazłam profil mb mojej Hani nie umiem już tak pozytywnie myśleć o niej. Patrzę na nią, na jej dwójkę dzieci - młodszy urodzony rok temu - jak ich przytula, troszczy się o nich, zdjęcia z wyjazdów, ze spacerów, urodzin, jak pisze jak ich kocha... Patrzę i coś we mnie pęka. Dlaczego właśnie Hania? Dlaczego??? Czasami, kiedy o tym myślę, aż mi dech zapiera, boli mnie każdy kawałek ciała, rozpadam się. Tak bardzo chciałabym, abym mogła urodzić nasza Hanię. Wiem, że dużo zależy od nas choć nie na wszystko mamy wpływ. Tak bardzo chciałabym aby umiała wybaczyć swojej matce, aby umiała żyć, kochać, cieszyć się. Aby na dnie serca nie miała rany, która będzie jej towarzyszyć przez całe życie, sączyć się...
OdpowiedzUsuńMatko mojego dziecka dziękuję za to, że miałaś odwagę, że przyszłaś do sądu i zrzekłaś się praw, że dałaś Hani szansę. Takie moje rozdwojenie jaźni.
Tak, to prawda musimy pamiętać, że nasze dzieci mają rodziców biologicznych. Zazwyczaj myślę o tym racjonalnie, bez zbędnych emocji, po prostu żyję. Ale od kiedy znalazłam profil na fb mb Hani, już nie umiem tak zupełnie pozytywnie myśleć o niej. Kiedy patrzę na zdjęcia, gdzie ona przytula swoje dzieci - młodszy ma ponad rok - z wakacji, ze spacerów, z urodzin, kiedy piszę jak ich kocha...Coś we mnie pęka, boli mnie każda cząstka, tracę oddech. Dlaczego Hania????Dlaczego???? Wtedy tak bardzo żałuję, że to nie ja urodziłam naszą Hanię. Wiem, że dużo zależy od nas, choć nie na wszystko mamy wpływ. Tak bardzo chciałabym aby była szczęśliwa, aby umiała wybaczyć swojej matce, cieszyć się życiem. Dałabym wszystko, aby jej serce było wolne od rany, która może towarzyszyć jej przez całe życie, sączyć się..
OdpowiedzUsuńDziękuję ci matko biologiczna naszego dziecka, że miałaś odwagę, że przyszłaś do sądu dopełnić formalności, że było to dla ciebie ważne.
Takie moje rozdwojenie jaźni.
Tyśka, ale to tylko zdjęcia. Nie wiesz tak naprawdę, co ona myśli i czuje. Ściskam Cię mocno! :*
UsuńMasz rację. Ja to wszystko wiem, ja Jej w żaden sposób nie potępiam, nawet nie mam do tego prawa. Wiem też co Ją skłoniło (zmusiło) do tego, aby oddać Hanię do adopcji. Choć jak widzę, że młodsze dziecko, które urodziło się 4 lata po Hani i z nią zostało boję się, że Hania tego nie zrozumie...Ale tak jak napisałam, czasem mam "pretensje" i to nie koniecznie do mb, tak w ogóle "dlaczego?" - pytanie retoryczne matki.
UsuńRównież ściskam;-)
😘
UsuńCzytając ten post przeszły mnie jakieś dreszcze - bardzo pięknie i wzruszająco to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że nie możemy pochopnie oceniać ludzi. Czasami takie osoby wybierają ,,lepsze" wyjście i tym oto sposobem próbują zapewnić dziecku jakąś przyszłość. Zapominamy o tym w codziennym biegu, ale czasami warto jest pomyśleć.
Gorąco pozdrawiam, Alternatywnie.
Pieknie ujelas ten temat ze spora empatia. Piekny wpis.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie wzruszający list. Aż mi się łezka zakręciła... Jesteś bardzo mądrą, ciepłą i odważną osobą.
OdpowiedzUsuńPiękny, wzruszający list...bardzo mądre słowa, nikt nie ma prawa oceniać drugiej osoby, a oddanie dziecka do adopcji to niezwykle odważny czyn.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszające, aż brak mi słów!
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszający list ;)
OdpowiedzUsuńJesteś cholernie dobrą mamą i człowiekiem o pięknej, czystej duszy. Mówił Ci to ktoś kiedyś? Twój synek ma niesamowite szczęście ❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie sytuacji, w której oddaję swoje dziecko. Ale mam pracę, ciepłe mieszkanie, męża a jeden z synków to nawet był planowany :) Masz rację - nie można oceniać. A czytając list strasznie się zryczałam. Piękny i wzruszający.
OdpowiedzUsuńWdobrze że napisałam że nie możemy oceniać kobiety które oddają swoje dzieci, nie wiemy jaka jest u nich sytuacja. Bardzo wzruszające jest to co napisałaś! Na pewno przekaże tekst osobie której przyda się bardzo . Pozdrawiam 👄
OdpowiedzUsuńPiękny list. Myślę, że warto takie pisać, choć dla siebie.
OdpowiedzUsuńPiękny list. Piszesz o synku z taką miłością i dumą, że aż wzruszasz :* Pięknie zwracasz się do tej kobiety, masz dla niej tyle serdeczności i zrozumienia. Mam nadzieję, że ona to przeczyta. Przecież jest taka możliwość.
OdpowiedzUsuńBałabym się tego dnia, kiedy dziecko zaczęłoby dopytywać albo gdyby nagle ta biologiczna matka objawiła się w naszym życiu... Myślę, że oswajanie pewnych emocji jest dobre, ale i tak nie można być przygotowanym na wszystko...
OdpowiedzUsuńAż się wzruszyłam... Byłam wolontariuszką w domu dziecka w grupie niemowlęcej i wiem, jak to wszystko wygląda z drugiej strony. Owszem, nieraz pojawia się wściekłość, szczególnie na rodziców, którzy świadomie zaniedbują i znęcają się nad swoimi pociechami, ale czasami dużo lepszym wyjściem jest oddanie malca do ośrodka. Zawsze to jakaś szansa na nowy dom... Niestety przykry jest fakt, iż niektórzy muszą oddać swoje dzieci tylko dlatego, że są biedni - zamiast im pomagać, odbiera się to, co najcenniejsze.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie jak bardzo biologiczna mama Bąbla musiała cierpieć podejmując taką a nie inną decyzję. Taka świadoma decyzja, to brzemię na całe życie.
OdpowiedzUsuńList jest pięknie napisany.
Wzruszyłam się.
Myślę, że gdyby biologiczna mama przeczytała go, to poczułaby ulgę i pewność, że jednak dobrze zdecydowała.
Wzruszyłam się czytając.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. To prawda trzeba mieć dużą odwagę oddając dziecko. Odwagę i siłę aby z tym zyc. Jednak dla kogoś kto z różnych powodów nie może mieć własnych dzieci to najcenniejszy prezentacji jaki nam ta osoba daje. Choćby dlatego należy się jej szacunek.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem lepiej oddać w dobre ręce dziecko niż pozbawić szans (zycia)
OdpowiedzUsuńNie, ja nie potrafiłabym napisac takiego listu! Nawet do szuflady!
OdpowiedzUsuńPiękny post! Szczerze mówiąc jestem zwolenniczką adopcji, jeśli tylko miałabym możliwość i warunki z chęcią podjęłabym się adopcji.
OdpowiedzUsuńMiłego popołudnia!
... aż mam dreszcze, jak to czytam...
OdpowiedzUsuńWzruszylam sie. Bardzo gleboki ten list.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane, niesamowicie wzruszający list...
OdpowiedzUsuńMy nie mieliśmy takiego zadania i jakoś do tej pory nie zmobilizowałam się do napisania takiego listu, ale pewnie z czasem to zrobię. I choć są chwile, że przepełnia mnie złość, to czuję ogromną wdzięczność dla MB Tygrysa i zrozumienie.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Z Twojego tekstu bije niesamowita dojrzałość i wrażliwość. Ogromnej siły i świadomości potrzeba, by zmierzyć dię z faktem nie bycia jedynymi rodzicami swojego dziecka.
OdpowiedzUsuńPodziwiam i ściskam mocno ❤️
My też piszemy takie listy, raz w roku. No, może nie tak pełne emocji, bo są pewne reguły, których musimy się trzymać, ale ich wydźwięk pozostaje pozytywny. Tyle, że my naprawdę je wysyłamy.
OdpowiedzUsuńTak, jak myslalam, niesamowicie się wzruszyłam. Pięknie napisany list i z pewnością gdyby biologiczna mama go przeczytała, byłaby równie wzruszona jak ja
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwa razy i napiszę tylko....to jeden z najlepszych postów na Twoim blogu.{Pięknie napisane, prosto z serca.
OdpowiedzUsuńPiękne słowa Karolino ...
OdpowiedzUsuńGdyby tak każda matka miała na tyle odwagi,miłości,rozsądku,troski o dobro dziecka aby zaopiekować się sobą odpowiednio w ciąży (nie spożywać alkoholu i narkotyków uczęszczać na wizyty lekarskie brać witaminy itp) i po porodzie zrzec się praw aby dziecko miało szansę na kochającą rodzinę
O ile lżejsze byłoby zycie dzieci i ich rodziców adopcyjnych gdyby unikać wszystkich FAS RAD traum dziecięcych
.. ile mniej smutnych serduszek które pamiętają tragedie domu rodzinnego
Cudowne słowa i wspaniały przekaz niesie ten tekst.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny wpis!!! Chwyta za serce! Nie wiem czemu komukolwiek tak łatwo przychodzi ocenianie innych i ich wyborów. Może oddanie do adopcji lub okno życia to było najlepsze co mogła temu dziecku dać jego biologiczna mama???
OdpowiedzUsuńMyślę, że im więcej się wie o rodzicach biologicznych, tym trudniej taki list napisać. My również mieliśmy takie zadanie na kursie. Wtedy było łatwo, bo pisaliśmy do osoby wirtualnej, istniejącej tylko w naszej wyobraźni. Dzisiaj miałabym problem, żeby stworzyć tak wzruszającą opowieść, jak Twoja... Szanuję mamę biologiczną Księżniczki i jestem jej wdzięczna za decyzję, dzięki której mała nie musiała tułać się po placówkach i niemal natychmiast trafiła do kochających rodziców. Będę mówić o niej dobrze, bo - tak jak napisałaś - jest nieodłączną częścią historii i tożsamości mojej córki. Natomiast wiem też o niej rzeczy, na które nie ma we mnie zgody, a których konsekwencje Księżniczka będzie musiała ponosić do końca życia... One również miałyby wpływ na kształt takiego listu, gdybym miała go dzisiaj napisać.
OdpowiedzUsuńDroga Autorko, mam syna 6lat po adopcji i mam możliwość przekazać swój list matce biologicznej. Mam mętlik w głowie czy powinnam, a bardzo chce..
OdpowiedzUsuń