Po co w ogóle kwalifikacja na rodziców adopcyjnych?
Niektórym osobom - zwłaszcza tym nie mającym bezpośredniej styczności z
tematem adopcji dziecka - konieczność otrzymania kwalifikacji na
rodziców adopcyjnych wydaje się jakimś absurdalnym, wydumanym i generalnie kosmicznym wymogiem.
Nawet w samych kandydatach procedura ta niejednokrotnie rodzi bunt i
sprzeciw - bo przecież rodziców biologicznych się w taki sposób nie
"wybiera". Nie sprawdza się ich i nie testuje ich rodzicielskich
kompetencji, zanim dziecko pojawi się na świecie. W ich przypadku nie
zbiera się żadna komisja - i nie ocenia, czy rzeczywiście będą się na
rodziców "nadawać" oraz pełnić swoje rodzicielskie funkcje tak, jak
należy...
Trochę to niesprawiedliwe?
Być może - a jednak bardzo ważne !
Kwalifikacja na rodziców adopcyjnych jest przecież po to,
żeby zminimalizować ryzyko nieudanych adopcji, zakończonych rozwiązaniem -
Innej opcji nie ma, nie da się tego w żaden sposób obejść - ponieważ jest to sytuacja specyficzna, obwarowana licznymi przepisami i formalnymi wymogami. W toku trwającej kilka miesięcy procedury adopcyjnej musicie więc "udowodnić" pracownikom ośrodka cały szereg najróżniejszych rzeczy - i swoim zachowaniem oraz postawą udzielić im odpowiedzi chociażby na następujące, podstawowe pytania:
- czy kierujecie się właściwą motywacją do adopcji dziecka?
- czy przepracowaliście żałobę po utracie dziecka biologicznego (która w mniejszym lub większym stopniu występuje niemal zawsze - nawet w sytuacji, gdy tego dziecka fizycznie nigdy nie było) ?
- czy będziecie w stanie otworzyć się w pełni na adoptowane dziecko - i zaakceptować je wraz z jego historią, ewentualnymi problemami i deficytami?
Jeżeli po zakończeniu warsztatów adopcyjnych personel ośrodka ma jakiekolwiek wątpliwości odnośnie powyższych kwestii - ma również prawo nie przyznać parze kwalifikacji , odprawić ją z kwitkiem albo odroczyć jej kandydaturę aż do momentu, w którym sytuacja (w jego mniemaniu) ulegnie zmianie.
Czy to dobrze?
Czy decyzja o kwalifikacji na rodziców adopcyjnych zawsze jest trafna?
Z jednej strony - w ośrodkach pracują najczęściej
profesjonaliści z wieloletnim doświadczeniem. Potrafią oni na bazie
swoich obserwacji, rozmów oraz testów psychologicznych określić, czy dana para jest faktycznie gotowa na
adopcję dziecka - czy tylko się jej tak wydaje lub podejmuje taką
decyzję z niewłaściwych, w jakiś sposób "wypaczonych" pobudek.
Pracownicy zwykle umieją spojrzeć na naszą motywację na chłodno, bez emocji i z
odpowiednim dystansem - czego sami często nie robimy, targani
wieloma wątpliwościami i skrajnie sprzecznymi uczuciami.
A z drugiej strony - pracownicy ośrodków adopcyjnych to przecież też
tylko ludzie. Niedoskonali, omylni, popełniający błędy...Ich decyzje
nie zawsze są najwłaściwsze - o czym świadczą chociażby:
- rozwiązane / unieważnione adopcje ;
- podawane co jakiś czas przez media informacje, że rodzice adopcyjni dopuszczali się wobec dziecka nadużyć;
- sytuacje zgoła odwrotne : kiedy w danym ośrodku para nie otrzymuje kwalifikacji - natomiast w innym zostaje przyjęta z otwartymi ramionami i okazuje się naprawdę wspaniałymi , oddanymi i kochającymi rodzicami.
Przyczyny braku kwalifikacji na rodziców adopcyjnych...
...mogą być bardzo różne - i dotyczyć zarówno niespełnionych przez parę wymogów formalnych, jak i nieodpowiedniej motywacji do adopcji lub konkretnych cech osobowościowych kandydatów. Ja spotkałam się jedynie z sytuacjami, w których przyczyny odmowy były naprawdę znaczące, poważne i mogły mieć zasadniczy wpływ na przyszłe życie oraz funkcjonowanie dziecka.
Przykład 1: Przyszli rodzice chcieli adoptować dziewczynkę tylko po to , by po ich śmierci mogła ona zaopiekować się ich biologicznym, niepełnosprawnym synem. (Ewidentnie wiązało się to z uprzedmiotowieniem dziecka - i właśnie tak zostało potraktowane również przez ośrodek adopcyjny.)
Przykład 2 : Mama-artystka bardzo pragnęła adoptować dziecko równie utalentowane plastycznie, jak ona sama - a dodatkowo fizycznie do niej podobne, o konkretnych zewnętrznych cechach. Miała w głowie tak sprecyzowany obraz dziecka, że nie potrafiła pójść na żadne ustępstwa - a więc ośrodek postanowił dłużej z nią nie negocjować. (Przypominam, że adopcja to nie zakupy w supermarkecie - i nie można traktować dziecka jak gotowego produktu, który zabiera się z półki i wrzuca do swojego koszyka).
Jednak czasami słyszy się też o dość kuriozalnych powodach braku kwalifikacji na rodziców adopcyjnych - jak chociażby zbyt małomówny i niewystarczająco ekspresyjny partner (co przez ośrodek może zostać odczytane jako niechęć do adopcji oraz uleganie presji drugiego małżonka). Inna sprawa - że niekiedy faktycznie tak bywa; a brak aktywności w trakcie warsztatów i niechętne wchodzenie w interakcje w innymi uczestnikami oraz pracownikami ośrodka rzeczywiście może oznaczać jakieś głęboko tajone, zamaskowane opory...
Generalnie rzecz biorąc - naprawdę nie zazdroszczę pracownikom ośrodków adopcyjnych i absolutnie nie chciałabym znajdować się na ich miejscu oraz decydować o czyimś życiu na podstawie tak wątłych, niejednoznacznych i mylących przesłanek...
foto: pixabay.com |
Ośrodek adopcyjny i kandydaci na rodziców -
po tych samych, czy przeciwnych stronach barykady ?
Współpracę z naszym ośrodkiem adopcyjnym wspominam całkiem dobrze - i myślę, że nie mamy sobie nawzajem zbyt wiele do zarzucenia. Wprawdzie nie nazwałabym naszej relacji idealną symbiozą - lecz absolutnie nie był to też klasyczny antagonizm. Nie czuliśmy się zaszczuci, nadmiernie naciskani, w jakikolwiek sposób szykanowani czy dyskryminowani. Prawda jest jednak taka - że wszystko zależy od ludzi, na jakich się trafi: i albo przypadniecie sobie wzajemnie do gustu, albo niekoniecznie...W obu przypadkach jednak warto BYĆ PONADTO - zapomnieć na chwilę o własnych urazach i antypatiach i kierować się, tym co najważniejsze : czyli dobrem dziecka (jakkolwiek patetycznie i enigmatycznie by to nie brzmiało).
Brak kwalifikacji z ośrodka adopcyjnego - i co dalej?
W takiej sytuacji najprawdopodobniej trudno zachować obiektywizm. Raczej nie unikniemy żalu do personelu, poczucia skrzywdzenia i niesprawiedliwego potraktowania. Na pewno będziemy zadawać sobie pytania : "Dlaczego akurat nam się nie udało? Co jest w nas takiego, że zostaliśmy zdyskwalifikowani - podczas gdy inne pary już wkrótce będą cieszyły się swoim adopcyjnym rodzicielstwem ?" A może zechcemy zrzucić całą winę na ośrodek - oceniając go jako instytucję niekompetentną , źle funkcjonującą i wadliwą ?
1) Na początek - proponuję nie obrażać się i nie unosić dumą. Raczej poprosić o uzasadnienie takiej decyzji (najlepiej na piśmie) - i na spokojnie przeanalizować je oraz zastanowić się, czy nie ma w nim ziarenka prawdy.
2) Spróbować nad sobą popracować i coś zmienić ; mając na uwadze nie tyle siebie i ośrodek - ile dziecko, na które czekamy. Warto potraktować całą procedurę adopcyjną oraz kwalifikację (lub jej brak) - jako okazję, by wejrzeć w siebie naprawdę głęboko, lepiej siebie poznać i dostrzec rzeczy, których w normalnych warunkach pewnie nigdy byśmy nie zauważyli. Być może faktycznie nie jest to jeszcze dla nas właściwy moment na adopcję dziecka ?
3) Kolejna kwestia - to możliwość odwołania się od niekorzystnej dla nas decyzji. Według słów bocianowego eksperta - można także poprosić o uzupełnienie badań psychologicznych lub przeprowadzenie ich przez innego psychologa . A jednocześnie trzeba pamiętać o tym, że:
1) Na początek - proponuję nie obrażać się i nie unosić dumą. Raczej poprosić o uzasadnienie takiej decyzji (najlepiej na piśmie) - i na spokojnie przeanalizować je oraz zastanowić się, czy nie ma w nim ziarenka prawdy.
2) Spróbować nad sobą popracować i coś zmienić ; mając na uwadze nie tyle siebie i ośrodek - ile dziecko, na które czekamy. Warto potraktować całą procedurę adopcyjną oraz kwalifikację (lub jej brak) - jako okazję, by wejrzeć w siebie naprawdę głęboko, lepiej siebie poznać i dostrzec rzeczy, których w normalnych warunkach pewnie nigdy byśmy nie zauważyli. Być może faktycznie nie jest to jeszcze dla nas właściwy moment na adopcję dziecka ?
3) Kolejna kwestia - to możliwość odwołania się od niekorzystnej dla nas decyzji. Według słów bocianowego eksperta - można także poprosić o uzupełnienie badań psychologicznych lub przeprowadzenie ich przez innego psychologa . A jednocześnie trzeba pamiętać o tym, że:
- na brak kwalifikacji do adopcji zwykle składa się wiele różnych czynników i całościowy, kompleksowy obraz konkretnej pary - a nie jakaś jedna, wyrwana z kontekstu kwestia;
- wedle częstych opinii odrzuconych par możliwość taka istnieje tylko w teorii i na papierze - a w rzeczywistości jest tak zwaną "martwą literą".
4) Jeżeli podjęte przez nas kroki nie przyniosą efektu, a my po głębszych przemyśleniach stanowczo uznamy, że postanowienie o braku kwalifikacji na rodziców adopcyjnych jest w naszym przypadku bezpodstawne i krzywdzące - warto poszukać alternatywnego ośrodka, który być może będzie miał wobec nas zupełnie inne podejście oraz odmienne plany. Być może to właśnie w nim odnajdziemy swoje wyczekane dziecko? Tego życzę wszystkim Kandydatom !
foto: pixabay.com |
Bardzo przydatny artykuł
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że potencjalni rodzice adopcyjni na niego trafią.
UsuńTrudny temat, bardzo potrzebny i sądzę, że niejednemu Twój tekst pomoże. niestety w naszym kraju procedury adopcyjne są tak skomplikowane, że szkoda gadać... Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że procedury adopcji zagranicznych są z reguły jeszcze bardziej skomplikowane - bo tam wszystko odbywa się za pośrednictwem specjalnych agencji i trwa znacznie, ale to znacznie dłużej. U nas sama procedura (w sensie dokumentów, warsztatów i rozpraw sądowych) to tak naprawę "pikuś" przy tym - a najgorszy i najbardziej obciążający jest w moim odczuciu i tak ten okres oczekiwania na telefon, kiedy adopcyjna machina zwalnia i człowiek czuje się zawieszony w próżni.
UsuńMyślę, że owo "skomplikowanie" procedur adopcyjnych w Polsce to w znacznej mierze mit, ochoczo podchwytywany i powielany przez media. Przeszliśmy z mężem wszystkie etapy tego procesu, od prawie roku jesteśmy rodzicami adopcyjnymi. Tak naprawdę jedyne, co było dla nas skomplikowane, to zgromadzenie wszystkich aktualnych dokumentów w jeden dzień, bo tyle czasu mieliśmy pomiędzy poznaniem dziecka a sprawą o styczność (czyli tzw. pieczę).
UsuńZgadzam się, Lady Makbet - i niestety spora część osób rezygnuje z adopcji w przedbiegach, przerażona właśnie tym "skomplikowaniem". A w gruncie rzeczy najbardziej skomplikowane są chyba procesy emocjonalne i to, co dzieje się w naszych głowach - a nie formalności.
UsuńKiedyś robiłam reportaż o rodzicach adopcyjnych. Absolutnie mnie poruszyli moi bohaterowie... Adopcja to wielkie wyzwanie i proces wymagający mnóstwa sił i determinacji.
OdpowiedzUsuńA możesz podrzucić jakiś link do tego reportażu ? Jestem go bardzo ciekawa, chętnie bym obejrzała / przeczytała. Jeśli tutaj nie zajrzysz po raz drugi - to zgłoszę się do Ciebie na priv :)
UsuńW takim wypadku chyba pozostaje przemyślenie wszystkiego solidnie. Odcięcie się od tego wszystkiego i tak jak napisałaś, jeżeli stwierdzimy, że nadal chcemy - można spróbować jeszcze raz w innym ośrodku.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to najrozsądniejsza opcja - a najgorsze co możemy zrobić to działać pochopnie i pod wpływem emocji. Lepiej trochę odczekać , ochłonąć - ale nie poddawać się tak łatwo, bo jest o kogo walczyć.
UsuńTrudny temat! Jednak bardzo potrzebny... Wciąż za mało o nim się mówi. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńDlatego stwierdziłam, że będę mówić więcej - bo o ile przez jakiś czas było o adopcji trochę głośniej, tak teraz znów przycichło. Nie wiem, być może to zmiana opcji rządzącej - ponieważ wielu z tej obecnie panującej jest za tym, by reintegrować rodzinę biologiczną za wszelką cenę (co moim zdaniem jednak powinno mieć swoje granice).
UsuńBardzo fajny temat :) Ja chce adoptować swoje drugie dziecko :)
OdpowiedzUsuńDla osób, które nie dostały kwalifikacji - temat raczej średnio fajny...Ale trzeba być przygotowanym na wszystko, bo czasami to zależy tylko od "widzimisię" ośrodka.
UsuńPowodzenia w realizacji zamierzeń - tylko wiesz, samo "chcę adoptować" może nie wystarczać. Nie próbuję absolutnie Cię zniechęcać - ale w obecnej sytuacji (kiedy dzieci do adopcji jest jak na lekarstwo, bo większość nie ma uregulowanej sytuacji prawnej - natomiast kolejka oczekujących par się wydłuża )niektóre ośrodki traktują priorytetowo małżeństwa bezdzietne, a w przypadku tych "dzietnych" czas oczekiwania ciągnie się w latach i sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Usuńdobry artykuł bardzo pomocny :D
OdpowiedzUsuńStarałam się ukazać temat z różnych perspektyw - choć tak naprawdę jest na tyle rozległy, że nie da się go ująć w jednym wpisie.
UsuńMyślę, że taka procedura jest jak najbardziej uzasadniona, choć tak, jak piszesz, nie ma rozwiązań idealnych, bo wszystko zależy od ludzi. Czasem odmowa może być w pełni uzasadniona, a czasem wręcz przeciwnie, ale dopóki nie wymyślą jakiegoś skanera mózgu, który prześwietli wszystkie myśli danych osób, to nie ma innego wyjścia, jak kierować się ustalonymi kryteriami.
OdpowiedzUsuńOczywiście, jest w pełni uzasadniona - bo też nie wyobrażam sobie, jak inaczej można byłoby zweryfikować kandydatów. Inna sprawa - że zarówno narzędzia diagnostyczne (testy itp.) , jak i intuicja pracowników bywają zawodne - ale na to się już nic nie poradzi, a jakoś trzeba minimalizować ryzyko.
UsuńBardzo trudny temat - z jednej strony jest tyle dzieci, które marzy o rodzinie, z drugiej - wiadomo, nie można ich rozdawać jak towarów w sklepie, każdemu, kto ma ochotę. Mam nadzieję, że rozwój nauki pozwoli kiedyś usprawnić procedury adopcyjne i pomóc zarówno pracownikom ośrodków, jak i potencjalnym rodzicom w jednoznacznej ocenie, czy adopcja powinna dojść do skutku.
OdpowiedzUsuńW pierwszej kolejności powinno się usprawniać regulację sytuacji prawnej dzieci przebywających w placówkach - bo czasami trwa to przez całe lata, a dla dziecka jest to niestety czas stracony.
UsuńMoja koleżanka i jej mąż starali się o wszelkie formalności zaraz po ślubie. Oczywiście, planowali dzieci biologiczne i doczekali się dwóch synów, ale mówili mi, że jeszcze przed ślubem wiedzieli, że kiedyś będą adoptować. I przyszedł taki moment, a ponieważ historia jest niezwykła, pozwolę sobie podlinkować do niej, bo w komentarzu nie dam rady opowiedzieć. http://katarzynagrzebyk.pl/prawdziwa-lekcja-milosci-rozmowa-z-rodzicami-dziecka-z-zespolem-treacher-collinsa/
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten link serdecznie - zaraz się zapoznam :) Dla niektórych ludzi to jest zwyczajnie nie do pomyślenia, że można adopcję planować - to znaczy móc mieć dzieci biologiczne, a jednak decydować się na przysposobienie. Twoi znajomi są świetnym przykładem, że można - i łamią stereotypy !
UsuńAdopcja to trudna sprawa, mam w rodzinie dzieci adopcyjne, hm nie nie adopcyjne po prostu dzieci z innej rodziny. Teraz mają możliwośc innego życia i na pewno skorzystają.
OdpowiedzUsuńRodzice adopcyjni też na pewno skorzystają - bo nie ma nic piękniejszego niż bezinteresowna i szczera miłość, którą ofiaruje dziecko.
UsuńŚwietny post! Na poważnie podeszłaś do tego tematu i przekazujesz dzięki temu dużo ważnych wartości.
OdpowiedzUsuńZawsze podchodzę do tematu adopcji tak rzetelnie i poważnie, jak to tylko możliwe. Staram się nie wprowadzać nikogo w błąd - tylko raczej pomóc spojrzeć na temat z wielu różnych perspektyw.
UsuńWiele ludzi, którzy chca adoptować, moga znaleźć tu sporo informacji
OdpowiedzUsuńLiczę na to - ponieważ to dla nich tworzę takie posty :)
UsuńDobre ;)
OdpowiedzUsuńOA chętnie tworzą wokół siebie otoczkę, że to one prowadzą adopcję.
A tymczasem OA to tylko albo aż - procedura administracyjna.
Na to się dzieje w kandydatach OA ma średnio żaden wpływ. Nie uczyni nikogo gotowym. Będzie tylko sprawdzał czy w ich opinii kandydaci są przygotowani na to co ich czeka.
I nie zapominajmy o sądach. Sąd nie jest tylko po to by klepnąć to co podsunął pracownik OA.
Przewinąłem się przez kilka Ośrodków i... nie zawsze ten najbliższy jest najlepszy.
Pozdr
M
Oczywiście , że ośrodek nie uczyni nikogo gotowym - jeśli ktoś sam w sobie tej gotowości nie poczuje albo jego obawy będą zbyt paraliżujące i silniejsze, niż chęć zostania rodzicem. Bo czy w ogóle można przygotować się w pełni na jakikolwiek rodzaj rodzicielstwa? Nie sądzę ;)
UsuńAle ja bym roli ośrodków jednak nie bagatelizowała - ponieważ to właśnie od nich w dużej mierze zależy nasze adopcyjne "być albo nie być". A rola sądu akurat z naszej perspektywy wyglądała bardziej jak "przyklepanie" - ponieważ cała rozprawa trwała mniej niż kwadrans i w sumie więcej czasu zajęło odczytanie oficjalnego postanowienia, niż rozmowa z nami. Sędzia nigdy wcześniej nas na oczy nie widział, opierał się o dokumenty dostarczone przez ośrodek - a więc raczej niewiele mógł powiedzieć o nas jako o ludziach i bazował tylko na wiedzy zgromadzonej w naszej teczce.
Oczywiście każda sprawa jest inna , każdy przypadek bardzo indywidualny - więc tak naprawdę ile par, tle różnych doświadczeń i opinii.
Adopcja to temat trudny pod wieloma względami i mogę mieć tyko nadzieję, że osoby pracujące w ośrodkach adopcyjnych po prostu kierują się dobrem dziecka bez personalnych "widzimisię".
OdpowiedzUsuńMyślę, że u nas tak właśnie było - jednak wystarczy poczytać dyskusje na forach i grupach adopcyjnych, by stwierdzić, że jednak nie zawsze...To jest tak złożona kwestia - że trudno tu o jednoznaczną ocenę postępowania każdej ze stron.
UsuńCzasami pada pytanie: Co bym zrobiła, gdybym miała supermoce? Zawsze nasuwa mi się myśl, że zostałabym dobrą wróżką, która każdej kochającej się rodzinie przynosiłaby w darze owoc ich miłości... A rodzicom, które mają już dzieci wyryłabym na wieki w pamięci, że dziecko to ich największe dobro!
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że to dziecinne, ale jak piękny byłby wówczas świat...
Idealistka...Piękne jest takie podejście - ale fakt, niestety nierealne...
UsuńPrzydatne informacje, temat tak jak tu wszyscy piszą bardzo ważny, i niestety trudny.
OdpowiedzUsuńCzasami te ich "widełki" są nie pojęte i bywają złe decyzje :/ Niestety znam taki przypadek :( Rodzice adopcyjni katowali trójkę adoptowanych dzieci... Tak więc nie ma reguły.
OdpowiedzUsuńBo tak jak napisałam - ośrodek też może się pomylić (albo kandydaci mogą tak świetnie grać i udawać, że nikt nie byłby w stanie przejrzeć ich prawdziwych intencji). Dla dzieci to musiała być podwójna trauma - raz porzucone lub wyrwane z nieciekawych warunków, trafiły z deszczu pod rynnę :(
Usuńfantastic & helpful post dear thanks for sharing..
OdpowiedzUsuńhttps://clicknorder.pk online shopping in lahore
mam wrażenie że o adopcji coraz więcej się mówi. To dobrze bo temat ten zostaje niejako "oswojony". Nie wszyscy są tak otwarci i choć myslę że to prowincjonalne podejście to tak właśnie jest a dzięki takim blogom jak Twoje ma to się szansę zmienić.
OdpowiedzUsuńJa z kolei odczuwałam "boom" na tematy adopcyjne jakiś czas temu - a teraz jakby znowu ciszej. Co ekipa rządząca - to od razu inne podejście mediów, które jak wiadomo siedzą w kieszeni u polityków.
UsuńJeju jakie to wszystkie trudne, rozumiem rodziców, którzy pragną adopcji bo o swoje córeczki tez długo się staraliśmy z mężem, współczuje tej narastające frustracji i bólu.
OdpowiedzUsuńFrustracja narasta na szczęście tylko do pewnego momentu - mi towarzyszyła głównie przed decyzją o adopcji, w trakcie leczenia. A potem był spokój- i jakaś taka dziwna, trudna do opisania ulga, że wreszcie jesteśmy na dobrej dla nas drodze.
UsuńBardzo mi się podoba Twoje podejście. Bo przecież w tym wszystkim chodzi o jedno - o możliwie najlepszą ochronę dzieci, które i tak doświadczyły niejednej traumy. Warto postarać się, żeby im oszczędzić kolejnych, choćby od dorosłych to wymagało dodatkowego wysiłku i pracy nad sobą.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozumiesz :) Dokładnie to chciałam przekazać tym wpisem. I jeszcze jedno - że procedura i kwalifikacja to również świetny czas na poznanie samego siebie (takie dogłębne, aż do szpiku).
UsuńNa pewno ciężko jest przez to przejść...
OdpowiedzUsuńBywa trudno emocjonalnie - ale bywa też zabawnie, radośnie, euforycznie :) Dużo zależy od nastawienia :) Generalnie - wspominamy miło i nawet z nutką rozrzewnienia.
UsuńPamiętam gdy na początku swojej przygody z adopcją bardzo byłam źle nastawiona na szkolenie, na to, że ktoś mnie będzie uczył, uświadamiał, mówił mi jaką mamą mam być...
OdpowiedzUsuńWszystko minęło po pierwszych zajęciach. Zrozumiałam, że to tak wcale nie wygląda, a szkolenie jest BARDZO potrzebne. Otworzyłam się na wiele spraw po kursie, zrozumiałam, że to wszystko nie jest tak proste jak mi się wydawało...
Jeśli chodzi o brak kwalifikacji to może się zdarzyć, że np. ojciec był karany w poprzednim związku np. za niepłacenie alimentów, bądź przemoc w rodzinie. Wtedy to komplikuje sprawę :-(
My o mały włos też nie zakwalifikowaliśmy się do procedury... Pani Dyrektor uważała nas za zbyt młode osoby :( Jednak Panie, które nas prowadziły wytłumaczyły, że mamy ustabilizowaną sytuację, jesteśmy razem 9 lat i mimo młodego wieku mamy taką drogę za sobą, jakiej czasami nie mają o wiele starsze pary. I się udało... :-)
A! Świetnie, że będzie tu więcej o adopcji <3
My przed rozpoczęciem warsztatów też mieliśmy mieszane uczucia. Stres, nerwówka, niepewność jak to wszystko będzie wyglądało - a potem z każdym kolejnym spotkaniem napięcie z nas schodziło jak powietrze z przebitego balonika i na końcu stwierdziliśmy: "o kurczę, nie taki diabeł straszny!" ;)
UsuńW naszej grupie też byliśmy najmłodsi - 2 lata po ślubie w momencie zgłoszenia, 7 lat razem. Na szczęście dla naszego ośrodka nie stanowiło to problemu.
Świetny wpis. Sama prawda. Jeśli faktycznie któraś para nie dostanie kwalifikacji to powinna przysiaść i zastanowić się nad "problemem", przez który ośrodek zadecydował akurat tak a nie inaczej. Powinni go sobie przepracować, a potem próbować jeszcze raz ze zdwojoną siłą i motywacją :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Gdyby mi się to przydarzyło - nie umiałabym tak po prostu odpuścić, zrezygnować z raz obranej drogi. Czasami trzeba zwolnić i odczekać - ale generalnie trzeba być fighterem :)
UsuńCałkiem niedawno o tym czytałam, tak, o, z ciekawości. Przydatny post. Tym lepiej, że to post z perpektywy pracującej tam osoby. Taka opcja jest dla niektórych wręcz zbawieniem. Jako dziecko pragnęłam mieć rodzeństwo nawet z sierocińca. Niestety, rodzice tego też nie spróbowali.
OdpowiedzUsuńhttp://screatlieve.blogspot.com/
Nope. To jakieś nieporozumienie. Nie jestem pracownikiem ośrodka - tylko mamą adopcyjną i eks-uczestniczką warsztatów :) A odnośnie decyzji rodziców - adopcja na pewno nie jest opcją dla każdego i jest wielu ludzi, którzy nigdy nie będą na nią gotowi. Zamiast tego będą woleli wybrać nawet bezdzietność. Wszystko to kwestia otwartości.
UsuńMam nadzieję że osoby pracujące w ośrodkach adopcyjnych kierują się przede wszystkim dobrem dziecka bez personalnych "widzimisię". U nas w rodzinie nasi dalsi kuzyni starają się o adopcję 4 dziecka, mam nadzieję że im sie uda, bo to brat rodzeństwa które już adoptowali
OdpowiedzUsuńW takim razie zdecydowanie powinno się udać - bo raczej dokłada się starań, żeby rodzenstwa biologiczne nie były rozdzielane. To bardzo dobra praktyka. Trzymam kciuki za powodzenie!
UsuńBardzo fajnie, że myślisz o całej serii takich postów - dla wielu osób będzie to bardzo pomocne :)
OdpowiedzUsuńMoże moje pisanie się już niektórym ptzejadło - więc mam nadzieję, że i inni rodzice adopcyjni chętnie zabiorą głos :)
UsuńSuper, że piszesz o takich sprawach, mam nadzieję, że komuś będzie to przydatne i okaże się wskazówką;-) Uważam, że takie kwalifikacje na rodziców adopcyjnych są bardzo potrzebne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Są potrzebne i dla dobra dziecka - i samych kandydatów.
UsuńBardzo dobrze, że dzielisz się takimi informacjami :)
OdpowiedzUsuńMyslę, że my byśmy przeszli wszelkie kwalifikace, zwłaszcza, ze już jedno swoje dziecko mamy :)
Pewnie tak - choć akurat fakt bycia rodzicami biologicznymi pozytywnej kwalifikacji nie gwarantuje i nie determonuje :) Tu sprawa czasami bywa jeszcze bardziej skomplikowana - bo liczy się też opinia dziecka, które już jest w rodzinie.
UsuńBardzo fajnie, że piszesz takie artykuły, dla rodziców starających się o adopcję moga okazać się prawdziwym skarbem.
OdpowiedzUsuńJeśli choć kilku osobom w czymś pomogą - to już będzie jakiś sukces :)
UsuńBardzo ciekawy wpis, niewiele na ten temat wiedziałam, teraz jestem mądrzejsza.
OdpowiedzUsuńPamiętam to oczekiwanie na kwalifikacje. Niby człowiek wiedział, że to tylko formalność (z rozmów z naszymi opiekunami), ale zawsze jakaś niepewność jest.
OdpowiedzUsuńTrudny temat, ale to bardzo wartościowe, że przybliżasz takie kwestie
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że my sami zanim udało nam sie pokonać niepłodność dużo rozmawialiśmy o adopcji. Ja byłam bardzo zdeterminowana i było mi wtedy obojętnie jakie to byłoby dziecka. miałam ogromną potrzebę kogoś kochać, z kimś dzielić się tą miłością. Gdyby nam się nie udało mieć biologicznych dzieci, to napewno byśmy walczyli o adopcję
OdpowiedzUsuńJak dla mnie procedura jest bez sensu, bo plusuje ludzi zamożnych. Mieszkasz z teściami? Dziecko będzie dzielić pokój z rodzeństwem? Nie dostaniesz go. Bo nie. Nawet niepełnosprawnego. Ludzie żyjący w wolnym związku też są dyskryminowani, zwyczajnie się im dziecka nie da, choć prawo na to pozwala. Co z tego, że są ze sobą od 10 lat, liczy się papier wg którego są osobno. A potem tylko słychać o rodzicach adopcyjnych, którzy przeszli wszystkie szkolenia a i tak adoptowane dziecko oddają z powrotem. Chyba już wolę supermarket, bo obecne procedury nie są w stanie wyłapać nawet pedofilów.
OdpowiedzUsuńBzdura. Mieliśmy na kursie ludzi, którzy dzielili dom ze swoimi rodzicami. Mieliśmy też takich, gdzie rodzeństwo miało dzielić wspólny pokój - a nawet takich, gdzie dla dziecka nie planowano pokoju , tylko wydzielony kącik do nauki (ze względu na mały metraż). Pisanie, że adopcja jest tylko dla zamożnych - to powielanie nieprawdziwych stereotypów. Podstawowym kryterium finansowym jest - by nie było potrzeby korzystania ze świadczeń z pomocy społecznej. A to akurat bardzo zasadne.
UsuńKurcze, wiedziałam, że adopcja to trudna sprawa, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to aż tak skomplikowane. Z jednej strony to dobrze. ;)
OdpowiedzUsuńPs. Jestem pewna, że Twój artykuł pomoże rozwiać wątpliwości wielu osobom. ;)
To wszystko w teorii bo my nie dostaliśmy kwalifikacji na rodziców adopcyjnych z powodu mojego żartu na pytanie czy mąż pije odpowiedziedzialam że lubi dobrze zeżreć i o słowo żreć nie dostaliśmy kwalifikacji i wszystko byłoby w porządku gdy nie to że w profilu mojej osoby znalazł się opis że jestem wulgarna agresywna arogancja będę biła dziecko i jeszcze inne rzeczy które nie mają miejsca. W dodatku panie były bardzo zadowolone z tej opinii i dumne z siebie. Na piśmie nie dały przyczyny odmowy nie dostał jej także inny ośrodek adopcyjny do którego się udaliśmy i co wy na to czy ośrodek ma prawo gdy ktoś się nie podoba krzywdzic świadomie i cieszyć się że mi dołożył
Usuńrozumiem, moja sytuacja była bardzo podobna. wiem już, że do jednego z ośrodków w Łodzi nie wrócę
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńJestesmy z mezem po 2 spotkaniu w osrodku adopcyjnym.
To bardzo stresujace, przed nami jeszcze dluga droga
Mamy podobne doświadczenia, ja przynałam się że korzystam z pomocy psychiatry oczywiście prywatnie bo państwowo pomocy mi odmówiono, a miałam obniżony nastrój przeżywałam utratę pracy, niemożność. Miałam zaświadczenie od psychiatry o braku przeciwskazań zdrowotnych do bycia rodziną zastępczą. Pytałam ię kirownik ośrodka czy przebyta i wyeczona depresja będzie problemem w kwalifikacji pani twierdziła, ze nie wie. Zostaliśmy zakwalifikowani na szkolenie bez badań psychologiczno pedagogicznych, 2 tygodnie przed szkoleniem odbyliśmy badania psychologicze, ja szczerze powiedziałam o swoich problemach i ośmieliłam się stwierdzić że na niektóre z pytań testu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pani psycholog uzała mnie za osobę bardzo wrażliwą i niestabilną emocjonalnie, a męża za słabego psychicznie. Mimo tej negatywnej opinii do szkolenia doszło. Badania pedagogiczne odbywaliśmy po 1 dniu szkolenia jak wyszły nie zostałam poinformowana. Niestety w czasie przerwy w szkoleniu zaptałam się pani prowadzącej o adopcję, bo parę lat wcześniej się o nią staraliśmy, ale wówczas mieliśmy za niskie zarobki i bardzo małe mieszkanie. Sytuacja nasza pod tym względem uległa poprawie. Po drugim dniu szkolenia odbyło się spotkanie na którym zostaliśmy z niego usunięci ze szkolenia. W uzasadnieniu ustnym panie stwierdziły, że szkoda nas na rodzinę zastępczą bo jesteśmy za dobrzy, wrażliwi, mąż jest małomówny a poza tym to nam chodzi o adopcję a obecnie(tj 2 lata temu) nie spełniamy wymogów formalnych - brak zatrudnienia z mojej strony niskie zarobki męża. Udzielono nam kilku rad jak możemy się realizować jako rodzice ja z wykształcenia wykształcenia jestem pedagogiem w pracy dziećmi a mąż jako wujek w rodzinie. Obecnie oboje mamy pracę kupiliśmy większe mieszkanie i kilka dni temu udaliśmy się na umówone spotkanie w naszym ośrodku adopcyjnym gdzie stwierdzono że nie możemy być rodzicami sugerując się poprzednią opinią. Kolejnie udzielając nam rad jak możemy się realizować, bo możemy podjąć się opieki - pomagać wielu dzieciom a z jednym jako rodzice nie będziemy mogli sobie poradzić. Mimo że jestem osobą wyształconą nie potrafię zrozumieć jak można radzić sobie z kilkoma dziećmi np w okresie dojrzewania a z jednym nie. Mąż chce abyśmy spróbowali w innym ośrodku ale obawiam się że tam nie będą chcieli poznać sugerując się poprzednią opinią.
OdpowiedzUsuńKiedyś jak szedłem na rozmowę kwalifikacyjną o pracę z polecenia, to koleś się mnie przestraszył myślał, że przyszedłem krzywdę mu zrobić!!!! Tak mogę opisać wadę mojego głosu!!! Rozumiem że do OA nie mam sensu iść!!!
UsuńZapytam- jak teraz wygląda Wasza droga? Czy poszliście jednak do innego ośrodka adopcyjnego?
Usuń