Dziś będzie o dobroczynności.
Zwłaszcza o tej świątecznej, która - choć jak
najbardziej pożądana i wskazana -
jest jednak przez wiele osób dość niefortunnie i niewłaściwie interpretowana.
Bożonarodzeniowa podniosła atmosfera wzrusza i chwyta za serca - a jednocześnie sprawia, że chętniej i częściej sięgamy po portfele, by wesprzeć jakąś charytatywną akcję, zbiórkę darów dla potrzebujących czy inną szlachetną inicjatywę. W końcu to ten magiczny czas miłości, przebaczania i otwierania serca na drugiego człowieka...
Wiecie , na czym
polega jedyny problem? Na tym, że wraz z nastaniem nowego roku
wybujałe świąteczne nastroje gasną, opadają i więdną jak niepodlewane,
skarłowaciałe roślinki - a serca znowu zamykają się na cztery
spusty, aż do kolejnego Bożego Narodzenia...
communityhelpingplace.org |
"Sierotkę z domu dziecka wezmę do siebie na święta"
Dom dziecka, okres okołoświąteczny. Telefon wręcz się tam urywał, a ja jako jedna ze stażystek nie nadążałam z jego odbieraniem. Co rusz jakiś nowy sponsor - jakaś harcerska, kościelna czy prywatna zbiórka - jakiś samozwańczy Święty Mikołaj, który nagle przypomniał sobie o istnieniu tamtejszych "biednych sierotek". Co chwila padało również pytanie, czy nie można byłoby "wziąć do siebie któregoś dzieciątka na święta" - zupełnie jakby to były muzealne eksponaty, tylko czekające na ich wypożyczenie...
Paczki i upominki napływające szerokim strumieniem w listopadzie i grudniu - a potem znów wielomiesięczna cisza, nie przerywana nawet najdrobniejszym miłym gestem...
W efekcie wychowankowie mieli w grudniu szafki cale wypełnione słodyczami , chrupkami i innymi "zapchajdziurami", od których aż bolały ich zęby i brzuchy - bo żaden ze wspaniałomyślnych Mikołajów nie spytał, czego w gruncie rzeczy najbardziej potrzebują (a uwierzcie mi, że istniały tam sprawy zdecydowanie bardziej palące - niż piąta czekolada, dwudziesty batonik czy dziesiąta paczka chipsów).
pixabay.com |
Jeśli pomagać - to rozsądnie.
Dobroczynność celowana.
Dlatego właśnie jestem zwolenniczką czegoś , co określam jako dobroczynność długofalową i celowaną. Zamiast "brać do siebie sierotkę na święta" - ukończ odpowiedni kurs i stań się dla niej RODZINĄ ZAPRZYJAŹNIONĄ , która oferuje swoje towarzystwo i wsparcie nie tylko w okresie Bożego Narodzenia. ( Z psychologicznego punktu widzenia jest to z pewnością bardziej słuszne - choć nadal nieidealne - rozwiązanie). Na jednorazowe ugoszczenie dziecka w domu w okresie bożonarodzeniowym NA SZCZĘŚCIE żaden rozsądny dyrektor placówki Ci nie pozwoli - bo to może nieść za sobą cały ogrom najróżniejszych konsekwencji, niekoniecznie pozytywnych.
Jeśli chcesz pomóc - najpierw zapytaj o największe deficyty i luki, wymagające najpilniejszego uzupełnienia. Zamiast działać na oślep i po omacku - zwyczajnie zbierz informacje lub przekaż cegiełkę finansową, którą powołane do tego osoby wykorzystają w najbardziej słuszny, trafny i adekwatny sposób.
Trochę metaforyczne pytanie :
"Po co Ci pięćdziesiąt widelców, skoro chcesz zjeść zupę?"
Zdecydowanie bardziej przydałaby Ci się w takiej sytuacji jedna jedyna łyżka, prawda ?
To prawda - i wcale nie o to chodzi, by pomóc wszystkim. Bo to nierealne. Bo osób potrzebujących tej pomocy jest naprawdę ogrom. Ale zawsze możesz wybrać konkretną instytucję, fundację lub jednego z jej podopiecznych. Wtedy będziesz miał poczucie, że Twoje pieniądze nie trafiają w próżnię - tylko są przeznaczane na ściśle określony cel i na pomoc człowiekowi, którego znasz ze zdjęcia, z nazwiska i z diagnozy. Możesz też sam zostać wolontariuszem - jeśli czas, psychika i tryb życia Ci na to pozwalają.
***
Gdybyście chcieli komuś pomóc i mieli problem ze znalezieniem beneficjenta - podaję namiary na Fundację Szlachetny Gest, gdzie potrzebujących dzieci nie brakuje, a wsparcie jest wskazane zawsze, nie tylko od święta.
www.szlachetnygest.pl |
Bardzo ważny i istotny gest. Nigdy w sumie nie patrzyłam na całość w tym aspekcie. Dałaś mi dużo do myslenia. Dziękuje :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że coś z tego wpisu wyniosłaś.
UsuńWart pomagać i jak tylko mam możliwość to robię.
OdpowiedzUsuńJa też - bo poza samą pomocą innym wierze, że dobro do nas wraca. Nie zawsze , ale jednak.
UsuńJa bym nie była w stanie być rodzina zaprzyjaźnioną, jeśli już to poszłabym na całość i przygarnęła dzieciątko na zawsze :)
OdpowiedzUsuńProblem polega na tm, że ogromna część dzieci nie może trafić do adopcji ze względu na swoją nieuregulowaną sytuację prawną. I właśnie dla takich dzieci w dużej mierze można formować rodziny zaprzyjaźnione - tylko to wszystko musi być przeprowadzone rozsądnie, przemyślane, poparte rozmowami z psychologiem i odbyciem stosownego kursu. Nie każda osoba się do tego nadaje - i nie dla każdego dziecka taka forma pomocy jest właściwa.
UsuńPomoc na wagę złota, nie tylko w okresie świątecznym, ale pomoc z rozwagą i namysłem, obowiązkowo po konsultacji z domem dziecka, tak aby nie powielać przedmiotów, nie dawać tego, co nam się wydaje, ale to, co jest faktycznie potrzebne. :)
OdpowiedzUsuńA ile taka pomoc przynosi satysfakcji, zrozumienia i spełnienia. :)
UsuńDokładnie o to chodzi - konsultacja to tutaj słowo klucz :) Dlatego za każdym razem kiedy chcemy pomóc i coś dzieciom zawieźć - to najpierw dzwonimy albo piszemy maila do DD i pytamy, czego najbardziej potrzebują albo czy mają jakiś konkretny cel, na który zbierają pieniążki.
UsuńWarto pomagać i to nie tylko na święta. I należy to robić kierując się nie tylko sercem, ale i głową z razsadkiem wybierając zarówno komu, jak i w jaki sposób pomóc.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - świetnie to podsumowałaś.
UsuńJa jestem zbyt emocjonalna i nie umiałabym pomagać na odległość ani na chwilę. Wolałabym adoptować dziecko i mieć je przy sobie, aby w każdej sytuacji móc je przytulić.
OdpowiedzUsuńOsobiście też myślę, że bycie rodziną zaprzyjaźnioną czy zastępczą nie jest dla mnie - bo nie mogłabym się pogodzić z tym, że w pewnym momencie trzeba się z dzieckiem pożegnać.
UsuńBardzo ważny tekst. Wiadomo, że święta, grudzień mają w sobie moc, która sprawia, że chcemy komuś pomóc. Szkoda, że zapominamy, że pomagać trzeba cały rok, nie tylko od święta, żeby podnieść swoje morale - ja już pomogłem, a ty? I masz rację, że powinno się pytać, co jest najbardziej potrzebne, bo pieniądze wydane na słodycze, można wydać np. na nowe zimowe buty dla dziecka czy coś innego pierwszej potrzeby.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza że część dzieci boryka się z takimi problemami zdrowotnymi, przy których słodycze powinny być bardzo mocno limitowane albo wręcz wkluczone z diety.
UsuńJak będę niezależna finansowo, to będę pomagać - na pewno:)
OdpowiedzUsuńTo się chwali.
UsuńDokładnie tak!! Nie wszystkim można pomóc.. A jeśli każdy z nas pomoże 1 osobie - świat będzie piękniejszy!! warto!!
OdpowiedzUsuńLudziom się wydaje, że sami nic nie są w stanie zdziałać - ale przecież czasami naprawdę niewiele trzeba, żeby kogoś uszczęśliwić.
UsuńTekst dający dużo do myślenia... Sama staram się pomagać zazwyczaj wpłatami charytatywnymi, gdyż uważam że powinniśmy się dzielić z innymi tym co mamy, a dobro zawsze do nas wróci.
OdpowiedzUsuńMyślę bardzo podobnie.
UsuńJak zwykle bardzo mądry tekst.
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuń"Co chwila padało również pytanie, czy nie można byłoby "wziąć do siebie któregoś dzieciątka na święta" - zupełnie jakby to były muzealne eksponaty, tylko czekające na ich wypożyczenie..."
OdpowiedzUsuńAż trudno uwierzyć, że takie teksty padają. Przecież takie "wypożyczenie" pomaga "wypożyczającemu". Dzieciom wyrządza krzywdę, bo po świętach przychodzi czas na powrót do "normalności"
Dokładnie tak. Sobie "robimy dobrze" i udowadniam, jacy to jesteśmy "szlachetni" - a dziecko potem wraca do placówki i jeszcze bardziej dotkliwie odczuwa dysonans pomiędzy swoim życiem, a życiem normalnej, przeciętnej rodziny.
UsuńSprawa jest prosta: łatwiej się szarpnąć jednorazowo, nawet na taki gest jak wzięcie dziecka do siebie na święta (to w ogóle tak można??) niż długofalowe pomaganie, przez które stajesz się za coś odpowiedzialny. Zawsze mi się przypomina "Mały Książę" - "Jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś". A co, jak któregoś dnia ci się znudzi pomaganie? Zostanie ci wyrzut sumienia, że dziecko na ciebie liczyło...
OdpowiedzUsuńNo właśnie teraz już (mam nadzieję, że wszędzie!) nie można - ale z tego co piszą choćby dziewczyny poniżej, kiedyś było to praktykowane. Być może ludzie mają nawet i dobre intencje - ale nie wiedzą, że takim postępowaniem mogą wyrządzić więcej krzywdy, niż pożytku.
UsuńBardzo mądre i ważne słowa; wiele osób powinno się nad tym zastanowić, tym bardziej teraz, w okolicach Świąt...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem zawsze - ale faktycznie taka refleksja najczęściej waśnie w okresie świątecznym nam towarzyszy.
UsuńCzasem pomoc na odległość jest lepsza. Czytam, że każdy by "przygarął", wiele osób tak właśnie "rzygarnia" po czym zaczynają sięproblemy i szkodządziecku bardziej niżgdyby nie przygarnęli. U nas nadal traktuje się dziecko jak paczkę przekazując z rąk do rąk, a właściwie z miejsca na miejsce i nikt nie pomyśli o dobru tego dziecka, nie jako kolejnej sierotki, ale tego, konkretnego dziecka, które może właśnie sierotką nie jest i potrzebuje kontaktu ze swoją mamą (a tej to nie zaakceptujemy).
OdpowiedzUsuń"Przygarnia" - tam miało być
UsuńWiesz, z tymi mamami to bywa różnie. Czasami faktycznie mają bardzo trudną sytuację , ale starają się utrzymywać kontakt z dzieckiem, odwiedzać je w placówce i zabierać do siebie tak często, jak się da. A innym razem zachowują się jak typowy "pies ogrodnika" - niemal zero kontaktu z dzieckiem aż do momentu, kiedy pojawia się możliwość adopcji lub utworzenia RZ. Wtedy nagle się pojawiają, blokują wszelkie działania - i tak w kółko. A dziecko tkwi w instytucji i w zawieszeniu przez całe długie miesiące lub nawet lata - co na pewno mu na dobre nie wychodzi. Niektórym kobietom tak jest po prostu łatwiej - bo mają dziecko właśnie tylko na odległość i tylko wtedy, kiedy same tego chcą - a nie muszą łożyć na jego utrzymanie i brać za nie odpowiedzialności.
UsuńBardzo mądry wpis, myślę, że każdy powinien go przeczytać!
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu :* Staram się tak pisać - by faktycznie ktoś chciał to czytać :)
UsuńW szkole u mojego syna jest organizowana Szlachetna paczka. Określone są konkretne potrzeby danej rodziny i można jej podarować produkty z tej listy. Ja również biorę udział w tej akcji.
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo fajna akcja - bo odpowiada się właśnie na konkretne potrzeby, a nie strzela pomocą na oślep, jak popadnie.
UsuńPięknie i mądrze napisany tekst, ale szkoda, że tak wielu ludzi nadal chciałoby taką ,,sierotkę" wziąć jednorazowo i myśli, że to ,,załatwi sprawę". Logiczne, że nikt o zdrowych zmysłach nie pozwoli ,,mącić" dziecku w głowie. To niosłoby szereg okropnych konsekwencji w sferze psychicznej.
OdpowiedzUsuńPrzykro się czyta, że taka pomoc jest raz w roku. Dzieci potrzebuję wsparcia cały rok - lata, a nie raz na Wigilię. Wiem jednak, że są wspaniali ludzie, którzy wspierają dzieci cały rok.
Lepiej czasami dać wsparcie finansowe niż złudną nadzieje na lata.
Pozdrawiam ciepło.
To prawda - takie robienie dziecku płonnych nadziei może się bardzo źle skończyć. Nawet w przypadku rodzin zaprzyjaźnionych wszystko powinno być przeprowadzone na konkretnych, jasnych zasadach - i od samego początku trzeba dziecku uwiadamiać, że nie jest to równoznaczne z pozostaniem w danej rodzinie na stałe. Moim zdaniem i tak zdecydowanie zbyt wiele przejściowości i tymczasowości w jego życiu...
UsuńWspaniale jest pomagać, ja mam osobę której pomagam wielokrotnie w ciągu roku... Więcej szczęścia jest z dawania jak to napisane jest w Biblii. I musimy czasem pamiętać, że nie chodzi tylko o finanse ale czasem najlepszym darem jest nasz czas, serce, albo fizyczna pomoc osobie niepełnosprawnej.
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od potrzeb drugiego człowieka - i to nimi powinniśmy się przede wszystkim kierować, niosąc pomoc :)
UsuńŚwietnie, że ludzie jeszcze potrafią pomagać innym a nie tylko brać.
OdpowiedzUsuńSami też w każdej chwili możemy tej pomocy potrzebować - i pozostaje wierzyć, że w takim przypadku ktoś zechce jej udzielić.
UsuńPOmagam w bardzo różny sposób: biorę udział w zbiórkach dla domów dziecka, oddaje moje przedmioty na aukcje charytatywne, ponadto wiele lat działałam w Banku Żywności.
OdpowiedzUsuńWspaniale! To dobrze, że od najmłodszych lat przyzwyczajasz swoje córeczki do niesienia pomocy <3
UsuńBardzo ważny gest. :) I Wiele mądrych słów.
OdpowiedzUsuńDzięki :*
UsuńKiedy byłam dzieckiem zawsze chciałam, żebyśmy zaprosili kogoś na święta. Może w dorosłym życiu zrealizuję ten plan?
OdpowiedzUsuńKogoś dorosłego ? Czy dziecko z DD ? Bo w tym drugim przypadku - tak jak napisałam - to nie jest najlepszy pomysł.
UsuńDobrze, że o tym piszesz tak mądrze: dziękuję.
OdpowiedzUsuńWnioskuję, że jest to dla Ciebie bliska tematyka. Dziękuję za miłe słowa :*
UsuńKiedy byłam nastolatką, rodzice koleżanki wzięli na okres świąteczno-feryjny dwoje dzieci z domu dziecka. Po Twoim wpisie zaczęłam się zastanawiać, czy byli rodziną zaprzyjaźnioną, czy po prostu kiedyś była inna polityka i takie praktyki stanowiły normę.
OdpowiedzUsuńW każdym razie wpis bardzo potrzebny i dający do myślenia!
Mogła być inna polityka - i prawdopodobne była, czego dowodzi chociażby eksperyment pedagogiczny Marii Łopatkowej (przedstawiony w filmie "Jeśli się odnajdziemy"). Działalność i poglądy pani Marii bardzo cenię - ale uważam, że w dzisiejszych czasach nikt by się na takie granie na emocjach dzieci nie zgodził - i słusznie.
UsuńSlyszalam w dziecinstwie o takim "przygarnianiu" sierot na Swieta. Podobnie jak Lady Makbet wyzej, nie jestem pewna czy te 20-30 lat temu to byl taki popularny proceder? Nie moge sobie wyobrazic jak musialy sie czuc takie dzieciaki, ogladajace w Swieta prawdziwa rodzine, cieplo, dom, a potem tak po prostu oddawane z powrotem do Domu Dziecka... :(
OdpowiedzUsuńDla mnie to jest wręcz niewyobrażalne. Damy Ci namiastkę rodzinnego ciepła - a potem odstawimy pod bramę "bidula", jakby nigdy nic...Aż serce boli na myśl o czymś takim...
UsuńSierotka na święta... Zastanawiam się o pomoc komu tu chodzi. Chyba sobie.
OdpowiedzUsuńPomoc, ale mądra - to podstawa.
Intencje mogą być nawet dobre - ale sposób realizacji w tym przypadku kompletnie nie na miejscu. Taka pomoc to faktycznie bardziej sobie, niż dziecku.
Usuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńUważam, że każda pomoc jest bezcenna. jest aktem miłości o drugiego człowieka i nie tylko.
OdpowiedzUsuńPomagać powinno się cały rok, a nie od święta. Słyszałam kiedyś o tym, że niektórzy brali dzieci z domów dziecka na święta obdarowywali je prezentami a potem odstawiali z powrotem do placówki. Zawsze się zastanawiałam jak tak można. Dziecko mam swoje uczucia to nie rzecz, która się znudzi i można ją odstawić w kąt po wszystkim.
OdpowiedzUsuńBardzo mądrze napisane. Warto pomagać tak, żeby to była prawdziwa pomoc, a nie tylko kaprys od święta.
OdpowiedzUsuńKarolina dziękuję za ten tekst. Pokazałaś i mnie i prawdopodobnie większości czytajacych drugą stronę medalu i inne spojrzenie na sprawę. Jak zawsze w punkt
OdpowiedzUsuńJa w ostatnim tygodniu zrobiłam wiele dobrych uczynków "pomocy biedniejszym", niż przez cały ostatni rok. I za każdym razem serce mnie ściskało, ale i czułam dumę wobec tego, że inni nawet nie wysłuchali do końca, bo "ktoś brudny", albo "wygląda jak...". Pomogłam na tyle, na ile mogłam. I bardzo mnie to cieszy. :)
OdpowiedzUsuń„Można nie pomagać, można znaleźć wiele racjonalnych argumentów dla konkretnych przypadków, aby nie pomagać. Ale to nic nie zmieni. Nadal będą głodni, chorzy, cierpiący, potrzebujący. Lepiej zgrzeszyć nadmiarem dobroci i naiwności, niż nadmiarem kalkulacji i nieufności.” (o. Fabian Kaltbach OFM)
OdpowiedzUsuńI dodam jeszcze, że absolutnie sie z Tobą zgadzam z tym ze trzeba odróżniać chęć udzielania pomocy, która nie wymaga świąt czy innych okoliczności...święta święta i po świętach a w styczniu jak wspomniałaś...karnawał i reset...ah:(
OdpowiedzUsuńNiestety - zbiórki bardzo często tak działają - bez uwzględnienia faktycznych potrzeb i zrywami-w okolicy świąt. i pomoc - mimo że w dobrej wierze, nie przynosi w praktyce żadnych zmian.
OdpowiedzUsuńPomagać trzeba ale warto to robic z głową
OdpowiedzUsuńNiestety wiele osób sobie przypomina, że pomóc należy, właśnie dopiero w święta i na chwilę, jak święta mijają, tak jak napisałaś - ten czar pryska. Pomagać gdy się chce, z czystego serca, to pomaga się cały rok. Nie przypuszczałam, że ludzie mogą tak chcieć dzieciom z domu dziecka niszczyć psychikę, która i tak już dostała po bandzie. Wypożyczyć dziecko na święta? jak rower, czy kółko do pływania, niepojęte dla mnie i smutne zarazem :(
OdpowiedzUsuńw tym momencie niestety z każdą taką inicjatywą jest problem, niestety doświadczyłam tego na własnej skórze
OdpowiedzUsuń