Maj 2009. Nasze zaręczyny. Szalona wyprawa ze znajomymi i jeszcze-nie-mężem nad jezioro. Bez grosza przy duszy, zupełnie na wariackich papierach - a potem nocowanie na sianie w stodole, kiedy totalne oberwanie chmury przegoniło nas spod namiotów, a wiatr i strumienie wody przeniosły niemal cały nasz turystyczny dobytek o dobrych kilkadziesiąt metrów dalej.
Lipiec 2010. Skromny ślub i zupełnie niekonwencjonalne przyjęcie, na którym poza zaledwie kilkoma tradycyjnymi weselnymi szlagierami królowała...muzyka techno i pulsujące światła stroboskopów. (A bawili się przy niej naprawdę świetnie zarówno Ci młodzi, jak i nieco starsi - i do tej pory mam przed oczami mojego dziadka, wywijającego hołubce na parkiecie w rytm dudniących basów ;) ).
Czerwiec 2012. Nasza pierwsza wizyta w ośrodku adopcyjnym - po której wracając do domu na odcinku 60 kilometrów chyba z pięćdziesiąt razy kłóciliśmy się i godziliśmy, naprzemiennie wrzeszcząc na siebie i płacząc ze szczęścia i wzruszenia - takie wielkie emocje nami wtedy targały...
Wrzesień 2014. Kiedy najpierw pocięli mnie, a potem znów złożyli - i kazali chodzić po korytarzu w tę i z powrotem, ciągnąc za sobą stojak z kroplówką i podpierając się na balkoniku niczym niedołężna staruszka...Dwa dni po operacji zadzwonił TEN telefon i wtedy jakbym skrzydeł dostała - bo już wiedziałam, że 2,5-miesięczny ON na nas czeka i że w tej sytuacji nie zostanę w szpitalu ani sekundy dłużej ! (Faktycznie, wypisałam się na własne żądanie.)
Pierwsze spotkanie z Bąblem w domu dziecka -
i nastąpił we mnie jakiś przełom...
Postanowiłam sobie, że od tej pory każdą chwilę będę chwytać
jeszcze bardziej zachłannie i łapczywie - i uwieczniać ją dla siebie, dla nas,
dla NIEGO na pamiątkę...
Nie mam ani jednego zdjęcia z zaręczyn. Kilka nieprofesjonalnych fotek ze studniówki, matury i wesela trzymam schowanych głęboko w szufladzie, bo niemal na każdym z nich ktoś ma albo uciętą głowę, albo rozżarzone do czerwoności oczy ;)
Wcześniej - przez ponad 28 lat - też przecież wciąż coś się w moim życiu działo. Przeżywałam pierwsze miłości, przyjaźnie, zdawałam ważne egzaminy, broniłam pracy licencjackiej i magisterskiej. Chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne, świętowałam swoje pierwsze zatrudnienie, wyjeżdżałam, zwiedzałam - a mam z tych czasów zaledwie maleńką garstkę zdjęć, z których większość w ogóle nie nadaje się, by je komukolwiek pokazać...
Kiedyś wydawało mi się chyba, że czas nie płynie, tylko stoi w miejscu.
Że jeszcze zdążę tych zdjęć narobić, że jeszcze będzie ku temu niejedna okazja.
Odkąd mam dziecko - dostrzegam, że czas dosłownie przecieka mi przez palce...
Chcę go zatrzymać - przynajmniej na tyle, na ile mogę.
Przynajmniej na zdjęciach, w albumach i w fotoksiążkach takich, jak ta od Saal Digital.
Bo każde piękne wspomnienie zasługuje na równie piękną oprawę -
wyjątkową, trwałą i bez "pikselozy" :)
Też mamy foto-książkę od Saal i jest godna polecenia! Przepiękne fotografie są w Twojej
OdpowiedzUsuńOdkąd jest z nami Bąbel, zdecydowanie większą wagę przywiązuję do naszych zdjęć :) Szkoda by było, żeby nie miał w przyszłości żadnych ładnych ujęć i pamiątki na całe życie :)
UsuńMy dostalismy w prezencie slubnym fotoksiazke, która jedna pani komponowala przez miesiac. Przynajmniej tak nam powiedziala. Ja mam dosyc podobnie. Bardzo malo mam zdjec z czasow przedmalzenskich. Jakos nigdy mnie do nich nie ciągnęło...
OdpowiedzUsuńWiesz co, jestem w stanie uwierzyć, że skomponowanie takiej fotoksiążki może tyle trwać. Ja akurat wybrałam wersję najprostszą i najszybszą z możliwych - czyli jedno zdjęcie na jedną stronę, bez jakichkolwiek innych "wypełniaczy", cytatów, ramek i tego typu ozdobników. Ale gdybym faktycznie chciała skorzystać ze wszystkich tych wspaniałości, które znajdują się w programie Saal do samodzielnego projektowania - to nie wiem, czy i ze dwa miesiące by mi to nie zajęło ;) I wcale nie chodzi tu o trudność - bo program naprawdę intuicyjny i łatwy w obsłudze - ale po protu ilość opcji taka ogromna, że ciężko byłoby mi się zdecydować.
UsuńJa sam to pewnie nawet bym sie za to nie zabrał. Estetykę zostawiam żonie;)
UsuńMoże i dobrze - swojemu mężowi też bym takiego zadania nie powierzyła ;)
Usuńtak samo jak Andrzej Maj, i ja mam mało zdjęć przedmałżeńskich...
UsuńAndrzej Maj teraz intensywnie nadrabia zaległości, z tego co widuję na jego Facebooku :)
UsuńŚwietna! ;) uwielbiam wywoływać zdjęcia a potem często je oglądać nawet jeśli nie sa idealne ;-)
OdpowiedzUsuńNaszym też do ideału jeszcze duuużo brakuje - ale teraz bardziej się staramy i próbujemy nadać im pewne walory "artystyczne" ;)
UsuńPiękna pamiątka��
OdpowiedzUsuńŻałuję, ze dopiero teraz się na taką formę wydruku zdjęć zdecydowałam - ale zawsze można to nadrobić i stworzyć też fotoksiążki z wcześniejszych lat :)
UsuńMam podobnie. Z czasów z przed dzieci zdjęć malusio, a odkąd pojawili się chłopcy zaczęłam uwieczniać każdą chwilę. Cudowną macie pamiątkę- zdjęcie w rzepaku odjazd :)
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam mieć zdjęcie w rzepaku - a jako młoda dziewczyna myślałam nawet o tym, że może by tak nagie (lub chociaż mocno roznegliżowane)... ;) No ale, teraz mi już nie wypada - więc trochę zweryfikowałam te moje dawne marzenia ;)
UsuńZdjęcia dziadka mi tu wybitnie zabrakło! Widzę go jednak oczyma wyobraźni.. ;)
OdpowiedzUsuńOtóż to - ale zdjęcia dziadka nawet nie posiadamy, bo na własne wesele też nie zaprosiliśmy profesjonalnego fotografa ;)
UsuńPrzy dzieciach czas ucieka za szybko. One tak.szybko.rosną... aaaaa za chwilę wyprowadza się z domu. Czadami mnie to przeraża
OdpowiedzUsuńTo prawda, też nie mogę za tymi wszystkimi zmianami w moim Bąblu nadążyć...Dopiero co maleństwo zawinięte w kocyk - a od września będzie już przedszkolak "pełną gębą". Chętnie cofnęłabym się znów do tych naszych początków :)
UsuńWzruszyłam się... wiem, że post nie koniecznie o tym, ale czuję przez skórę Twojewzruszenie kiedy po raz pierwszy utuliłaś synka...♡
OdpowiedzUsuńBo każda mama takie wzruszenie przeżywa, jestem tego pewna - niezależnie od tego czy dziecko rodzi, czy adoptuje. Ja byłam jak w jakimś amoku wtedy - z jednej strony wielkie szczęście, a z drugiej niesamowita trema i myśli "żeby tylko się nie rozpłakał na nasz widok" ;)
UsuńMiałam podobnie. Z bardzo długiego okresu czasu mojego życia nie mam prawie ani jednego zdjęcia. Aż mi przykro się robi, jak sobie pomyślę, że w przyszłości moje dziecko zapyta a ja nie będę mogła się niczym pochwalić. Odkąd mała jest na świecie biegam z aparatem jak szalona i uwielbiam uwieczniać na zdjęciach naszą codzienność :)
OdpowiedzUsuńP.S. A na fotoksiążkę od Saal też czekam z niecierpliwością, zwłaszcza, że widzę, że warto!
No to identyczna sytuacja, jak u mnie :) Chociaż patrząc na swoje niektóre zdjęcia z tego wcześniejszego okresu myślę, że może lepiej ... - bo w czasach nastoletnich nie wyglądałam zbyt korzystnie i zupełnie nie przypomniałam obecnej siebie ;)
UsuńNa naszym weselu grał rock lub... góralska muzyka, takie połączenie ;) A fotoksiążka to super pamiątka :)
OdpowiedzUsuńTeż fajna mieszanka! Ja uwielbiam takie wesela, które są zrobione trochę inaczej i "pod włos" - według faktycznych upodobań pary młodej, a nie pod publiczkę i tak, żeby za wszelką cenę wszystkich gości zadowolić :) Ci, którzy mają być zadowoleni - i tak będą. A ci, którzy lubią sobie ponarzekać - zawsze znajdą cos, do czego można się przyczepić :)
UsuńI ja nie mam fotek z zaręczyn :( teraz łapie w obiektyw każdą naszą chwilę :)
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze razem jakieś pamiątkowe zdjęcia musimy sobie porobić - bo mamy chyba tylko jedno z Mielna ;)
UsuńPrzy dzieciach, czas faktycznie przecieka przez palce. Fajny wpis i super zdjecia:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńUwielbiam fotoksiążki ale tej firmy nie znałam
OdpowiedzUsuńJa dopiero niedawno poznałam i jestem naprawdę zadowolona - ale też nie mam porównania z innymi, bo to nasza pierwsza tego typu pamiątka.
UsuńTakie fotoksiążki stają się naprawdę wyśmienitym pomysłem na zatrzymanie wspomnień, wspaniała pamiątka. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Z tego co wiem to często profesjonalni fotografowie czy modelki robią sobie nawet portfolio w takiej formie - i też uważam, że to fajny pomysł.
UsuńW zasadzie to już wiem, że wykorzystam ten pomysł, kilka ciekawych projektów można by było stworzyć. :)
OdpowiedzUsuńOooo, szybko się zdecydowałaś - ale w sumie wcale mnie to nie dziwi :)
UsuńJa zdjęć z przesżłości tez mam niewiele. JEden album z calego zycia by sie uzbierał. Jednak! odkąd jestem mamą, to co tydzień musze zgrywać zdjęcia, bo telefon pełny. Zdjęcia i filmiki robie non stop. Ale i tak wszystkiego nie uchwyce, bo czasem mi się nie chce, nie dam rady zrobić zdjęć w każdym ,slicznym ubranku małej, które dostalismy w prezencie, bo jest ono po jakims czasie za małe. Wiem dzieki temu ze czas leci, szybko leci, wiec staram sie chwytać go ile się da. I tak przed kilanaście lat pewnie bede robic :)
OdpowiedzUsuńJa też teraz więcej tych momentów będę "tracić" - bo Młody już od września pójdzie do przedszkola. Ale za to pojawią się też nowe okazje do robienia pięknych zdjęć - wszystkie te przedszkolne bale, artystyczne występy i akademie ;)
UsuńA ja zawsze uwielbiałam zdjęcia i tych starych z czasów liceum, studiów i z czasu narzecznstwa mam mnóstwo- kilka grubych albumów :)) Bo kiedyś były one bardzo modne i nie raz dostałam jakiś w prezencie na urodziny itp. ;) Odkąd Młody się urodził robię mu tonę zdjęć, ale nie wywołuje już.. Teraz wszędzie ma się ze sobą telefon z w miarę dobrym aparatem, więc nim robię zdjęcia i tak już zostaje..
OdpowiedzUsuńMuszę zamówić sobie taką foto-książke, żeby mieć pamiątke. Fajna sprawa.
Wasze zdjęcia piekne!
My też nie wszystkie wywołujemy, bo to jest po prostu fizycznie (i finansowo) niemożliwe - dlatego musimy za każdym razem dokonywać jakiejś sensownej selekcji :) A telefon z kolei mam taki, że jak trochę więcej plików się na nim zgromadzi, to zaczyna się wieszać - taki oto "cud techniki" ;)
UsuńFotoksiążki nie mami nie zwracam na to uwagi - za to post przepiękny!
OdpowiedzUsuńNie chciałam, żeby to była taka typowa recenzja...takie "blablabla" o jakości użytego papieru i grubości okładki ;) Wolałam podzielić się z Wami czymś jeszcze :*
UsuńA ja od dwóch lat zbieram się, by zamówić fotoksiążkę ze zdjęciami ślubnymi. Mamy wprawdzie album, ale jest duuuży i ciężki. Nie mówiąc o tym, że pół rodziny ściga mnie o nagranie zdjęć na płytę, choć były dostępne w sieci przez rok i każdy dostał link, ale przecież łatwiej jest komuś zlecić nagranie ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, nie ma to jak dostać gotowe i nie zmęczyć się za bardzo, klikając w link ;)
UsuńDo nas natomiast rodzina miała na początku straszne pretensje, że na weselu nie było "orkiestry", kamerzysty ani fotografa z prawdziwego zdarzenia. Z perspektywy czasu jedynie profesjonalną sesję zdjęciową bym zamówiła, nic poza tym :)
Też odkąd mam Maluchy bardziej doceniam ”łapanie chwil" :)
OdpowiedzUsuńPS. Muszę to napisać, choć chyba już to pisałam:) Masz niesamowity własny styl. Masz w sobie to COŚ, co umiesz wydobyć, uwypuklić i podkreślić. To nie zdaża się często i u każdego! Jesteś taką niezwykle charakterystyczną niespokojną duszą:)Przypominasz mi bardzo moją koleżankę ze studiów.
Heh, dziękuję Ci bardzo za tyle komplementów :) Ale musisz wiedzieć, że nie każdy mnie za to lubi - no bo jak można przyjść na plac zabaw z dzieckiem w długiej sukience w azteckie printy, zamiast starych dresowych portek? ;) Ot, taka mentalność niektórych mam w naszej miejscowości ;)
UsuńZdjęcia to najlepsza pamiątka. Od dawna zbieram się aby wybrać serię zdjęć do wywołania, bo nigdy nie wiadomo co się może stać z komputerem, ale jakoś ciągle brak mi czasu, muszę to w końcu nadrobić.
OdpowiedzUsuńTo fakt, ja też się trochę martwię o wszystkie dane na naszym dysku - bo laptop już nie pierwszej młodości i coraz częściej coś tam w nim szwankuje. Chyba wkrótce przyjdzie pora na wymianę - bo zapłakałabym się, gdybym nagle wszystkie zdjęcia i inne ważne pliki utraciła.
UsuńZdjęć oboje mamy sporo. Z dzieciństwa również slajdów. A teraz to idzie z ilości znaczne, tylko że nas na tych fotografiach jakoś mniej :) Przekonaliśmy się do fotoksiążki w zeszłym roku i z każdego w miarę możliwości będziemy ją tworzyć. Zdjęcia już obrobione, jutro wrzucamy na serwer i projektujemy :) Drukujemy w dwóch egzemplarzach, dla nas i Tygrysa, żeby miła jak wyjdzie z domu. Oczywiście jeszcze dla dziadków i cioć :)
OdpowiedzUsuńJa z dzieciństwa mam sporo - bo już chyba kiedyś wspominałam, że mój tato sam je robił i wywoływał. A potem - zwłaszcza w czasach nastoletnich - byłam bardzo zakompleksiona i na widok aparatu dosłownie uciekałam w popłochu. Teraz nadrabiam tamten okres - chociaż i tak Bąbel jest dla mnie zdecydowanie bardziej wdzięcznym "obiektem" i modelem :)
UsuńAż tyle fotoksiazek? No, no - jestem pod wrażeniem :)
Każdy chce taką pamiątkę, ale żeby nasz budżet mocno nie ucierpiał wykorzystujemy jakieś okazje i obdarowujemy najbliższych.
UsuńUwielbiam oglądać zdjęcia, a taka fotoksiążka to rewelacyjna pamiątka z pięknych chwil :)
OdpowiedzUsuń:) Bardzo się cieszę, że kilka naszych pięknych chwil mogłam Wam tu pokazać :)
UsuńWzruszyłam się Twoim wpisem. Całym. A pomysł ze zdjęciami jest wspaniałą pamiątką :)
OdpowiedzUsuńJa sama się nim niesamowicie wzruszałam i płakałam, kiedy pisałam - więc w sumie się nie dziwię :) Serdecznie pozdrawiam ! :*
UsuńMy czekamy na nasza foto książkę :) bo to najlepsza pamiątka
OdpowiedzUsuńJestem przekonana, że będziecie zadowoleni :)
UsuńUwielbiam zdjecia, bo pamiec taka zawodna jest :) Menzon "cyka" ich tysiace i nie pozwala nic zmazac, ja marudze a po latach ogladam i sie wzruszam- tak jak teraz przy Waszej ksiazce- sliczne zdjecia, sliczna Ty!
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam do Ciebie zaglądać i podziwiać te Wasze cudne fotki z różnych pięknych zakątków ! Wy to dopiero jesteście "obywatelami świata"! :)
UsuńJa tez do pewnego czasu robiłam bardzo mało zdjęć albo nie przykladalam do nich uwagi i w ten sposób minęło mnóstwo okazji, że których nie mam żadnej pamiątki. Choć i tez prawda, że kiedyś bardzo nie lubiłam zdjęć i ich unikalam. Taki album to świetna sprawa :)
OdpowiedzUsuńJa niektórych okazji po prostu nie mogę przeżałować - bo niestety nie da się już do nich wrócić i odtworzyć na nowo, a jedyną pamiątką po nich są wspomnienia, które z czasem stają się coraz bardziej mgliste i wyblakłe...
UsuńTaka książka to na pewno świetna sprawa! W sumie strasznie żałuję, że 2 lata temu (kiedy jeszcze nie blogowałam na 100%), robiłam bardzo mało zdjęć. Dzieci naprawdę tak szybko rosną, a my mamy coraz lepsze sprzęty i aparaty, a tych zdjęć tak naprawdę jest coraz mniej. Kiedyś było ich więcej ;) Nie można było wejść na fejsa, żeby zobaczyć zdjęcie ukochanego, trzeba było zrobić sobie wspólną fotkę.
OdpowiedzUsuńU nas tych wspólnych zdjęć - robionych faktycznie całą rodziną - jest nadal niestety jak na lekarstwo. Bo jak jedno pozuje, to drugie pstryka - a zazwyczaj nie mamy okazji albo krępujemy się poprosić jakich obcych ludzi o to, żeby robili nam sesję zdjęciową ;)
UsuńCudna ta Wasza fotoksiążka i te zdjęcia! Ja robiłam moje fotoksiążki na innych stronach, ale chyba wypróbuję też taką z Saal Digital :-) A z młodości to mam pełno zdjęć w zwykłych albumach, ale wszystkie zostały w Polsce i leżą w pudle schowane. Chciałabym kiedyś przywieźć je wszystkie tutaj do Irlandii, ale to chyba kuriera musiałabym zamówić, bo ciężkie i wielkie to pudło! :-) Teraz wzięłam się wreszcie za robienie fotoksiążek ze zdjęciami Izuni, bo wiadomo jak to jest z tymi zdjęciami na kompie - jest ich tysiące, ale się nie ogląda, a po taka księgę to aż chce się sięgać :-D
OdpowiedzUsuńTwoje książki też bardzo mi się podobają i niewykluczone, że też zdecyduję się kiedyś na zamówienie u konkurencji dla urozmaicenia ;)
UsuńA taki transport z PL do Irlandii pewnie nie tylko sporo by ważył, ale i kosztował - więc może chociaż wyselekcjonuj te fotki, na których szczególnie Ci zależy :)
Nie miałabym serca wydzierać z albumów po kilka najlepszych fotek - już wolę po jednym albumie zwozić za każdym razem gdy będę w Polsce :)
UsuńBardzo lubię fotoksiazki! I sama co pół roku staram się robić na pamiątkę :)
OdpowiedzUsuńCo pół roku - niezła częstotliwość :) My w tej zawarliśmy minionych 12 miesięcy - i zrobiliśmy przekrój przez wszystkie pory roku :)
UsuńTa książka cały czas chodzi mi po gliwie i czeka ;) a Wasza historia mnie wzruszyła ...
OdpowiedzUsuńMoże w końcu wydepcze sobie tym "chodzeniem" ścieżkę i zaowocuje jakimś fajnym efektem :) A historia...no cóż...sama się wzruszam za każdym razem, kiedy wspominam :)
UsuńU nas mało zdjęć. Są monotematyczne, zazwyczaj jestem z najmłodszą córką, a na wyjazdach to ja robię zdjęcia. Więc o ile mamy jakieś foty dzieci o tyle własnych nie ;)
OdpowiedzUsuńU nas najczęściej Bąbel, Bąbel + mama albo Bąbel + tato - natomiast całą rodziną udaje nam się zrobić naprawdę baaardzo rzadko, bo statywu brak, a ludzi jakoś nadal głupio nam prosić ;)
UsuńPiękna książka! Nigdy nie próbowałam, sama wyklejam albumy, ale może to jakiś pomysł?
OdpowiedzUsuńNo i piękna historia! :)
Pokaż kiedyś te Wasze albumy na blogu - bo jestem ich niezmiernie ciekawa :) Muszą być piękne, znając Twoją artystyczną duszę :)
Usuńczuję, że wkrótce będę czegoś takiego potrzebowała ;-) piękne te zdjęcia. ktoś u was ma ewidentnie oko!
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że będziesz potrzebowała w Waszej obecnej sytuacji ;) Już teraz polecam zacząć, od "brzuszkowej" sesji ;)
UsuńA oko czasami faktycznie mamy - tak mniej więcej raz na sto tysięcy zepsutych i "ruszonych" zdjęć ;)
Po raz kolejny poleciała mi łezka przy Twoim wpisie. Mówiłam już, że z Twoich słów bije ogromna miłość? Jeżeli chodzi o zdjęcia to ja od dziecka ich unikałam. Gdyby nie wesele to praktycznie w ogóle nie miałabym zdjęć z mężem.
OdpowiedzUsuńJa też unikałam, ze względu na swoje dawne kompleksy - a obecnie powiedziałam sobie "kiedy mam robić zdjęcia, jeśli nie teraz - kiedy jeszcze jestem piękna i młoda?" ;)
UsuńOczywiście to żarcik taki - żeby mnie nikt nie posądził o samouwielbienie ;)
Na naszym weselu też była muza dyskotekowa.
OdpowiedzUsuńCo do zdjęć jakoś się ostatnio opuściłam w tym, ale mam amiar powrócić i właśnie co roku robić fotoksiążkę. :)
Ja ostatnio aż zainspirowałam jedną firmę zajmującą się organizacją przyjęć weselnych - i podrzucili na swoim FB różne fajne zdjęcia z nietypowych ślubów (np. pan młody przebrany za Shreka albo wesele w stylu "Gwiezdnych Wojen") ;)
UsuńWasza historia jest świetna - bardzo życiowa, szczera i czuć moc miłości. Mam podobnie z tym utrwalaniem chwil od kiedy jestem mamą, można zwariować ze szczęścia :)
OdpowiedzUsuńA czasami można też oszaleć z nerwów - ale na to już spuśćmy zasłonę milczenia i chwytajmy te lepsze, przepełnione miłością chwile ;)
UsuńJAk to wszystko prosto, ale zarazem niesamowicie opisane... Piękna fotoksiążka :)
OdpowiedzUsuńBo to, co w życiu najpiękniejsze - jest jednocześnie najprostsze :)
UsuńJeden z najlepszych wpisów sponsorowanych jakie czytałem (jeśli to oczywiście taki wpis, bo jeśli nie - to przepraszam). Po prostu - życiowe historie są najlepsze.
OdpowiedzUsuńSponsorowanym bym go nie nazwała - raczej inspirowanym :) Miło mi, że nasza życiowa historia i cały wpis Ci się podoba :)
UsuńPo przeczytaniu posta, chwila refleksji... Robimy coraz mniej zdjęć! Mamy mnóstwo z czasów przedmałżeńskich, mnóstwo naszego pierworodnego, ale drugie dziecko przykuwa coraz mniej uwagi. Muszę to zmienić bo kiedyś będzie nam miała za złe. Masz rację dzieci rosną tak szybko i jak ich w porę nie uchwycimy w kadrze to nie będzie drugiej szansy!
OdpowiedzUsuńA wiesz, ponoć często tak się dzieje - że pierwsze dziecko zostaje obfotografowane dosłownie z każdej strony, centymetr po centymetrze - a w przypadku drugiego z braku czasu nieco się "odpuszcza". Z własnego doświadczenia tego nie wiem, ale już niejeden raz spotkałam się z taką opinią wśród znajomych rodziców. Warto dbać o to, żeby odpowiednie proporcje jednak zostały zachowane :)
UsuńPiękne zdjęcia, taka książka to super pamiątka :)
OdpowiedzUsuńTak jest, na pewno będę do niej zaglądać z wielkim rozrzewnieniem za kilka lat :)
UsuńWzruszyłam się. Póki córki nie było na świecie wszystkie zdjęcia były pod kontrolą. teraz nie mogę się za to zabrać.
OdpowiedzUsuńFotoksiążki to super sprawa, na święta albo na rocznicę moich rodziców planujemy taką sprawdzić ze zdjęciami wnuczki ;)
OdpowiedzUsuńA co do techna na weselu, no cóż, dość oryginalnie :P Ważne że wszyscy się dobrze bawili!
Jesteście cudowną rodziną, Ty jesteś cudowna, taka naturalna. Kiedyś w robieniu setek zdjęć ograniczało nas też to, że utrwalało się je na kliszach, które zawsze za szybko się kończyły albo naświetlały.
OdpowiedzUsuńKocham fotoksiążki <3
OdpowiedzUsuńA Twój wpis wzrusza do granic>
Ja mam wrażenie, że kiedyś robiliśmy więcej zdjęć. I w czasach narzeczeńskich, i kiedy Tosia była mniejsza.
OdpowiedzUsuń