Dzisiaj będzie post o miłości.
Ale nie o tej miłości
euforycznej, walentynkowej - która przychodzi z bukietem pachnących
kwiatów i pudełkiem czekoladek pod pachą. Nie o tej, która w okolicach
14 lutego spogląda na nas z każdej sklepowej wystawy oczami uroczego
pluszowego misia i kusi czerwienią wyciętych z papieru serc. Nie o tej
beztroskiej, młodzieńczej, która ma "motyle w brzuchu" i jeszcze nie zna prawdziwego życia -
tylko o tej dojrzałej i trudnej, której na drugie imię "walka".
Walka o zdrowie i życie ukochanego człowieka.
Walka o przyszłość dwójki dorastających córek i małego synka,
który nie chce wychowywać się bez taty.
Walka o prawo do terapii, która daje naprawdę obiecujące rezultaty -
ale znacznie przekracza możliwości finansowe.
Walka,
którą od wielu miesięcy toczy Asia - żona, mama, zaprzyjaźniona
blogerka,
Co bym zrobiła na jej miejscu, gdyby to mój mąż albo synek zmagał się z chorobą? Gdybym miała świadomość, że to mogą być te ostatnie Walentynki razem, jeżeli nie uda się zgromadzić odpowiednich funduszy na leczenie?
Myślę,
że również pukałabym do wszystkich możliwych drzwi - nawet tych, które
ktoś z całych sił i z wielkim impetem zatrzaskiwałby mi przed nosem.
Myślę, że schowałabym swoją dumę do kieszeni i prosiłabym o pomoc
każdego, kto mógłby mi tej pomocy udzielić. Myślę, że założyłabym gruby
pancerz, żeby uchronił mnie przed ludzką drwiną i znieczulicą...
Ale
myślę też, że nie umiałabym być aż tak silna i dzielna, jak Asia. Że nie
potrafiłabym dodatkowo wspierać jeszcze innych chorych, dodawać im
otuchy i nadziei. A ona właśnie taka jest - niezłomna, nadal
uśmiechnięta i niosąca pomoc, pomimo wszystkich przeciwności losu i kłód
rzucanych jej pod nogi.
<<< FILMIK >>>
Co można zrobić, żeby wesprzeć Asię i Irka w ich walce?
Najszybciej i najprościej - można zasilić choć symboliczną kwotą ich konto na Zrzutka.pl albo przekazać 1% podatku. Można wspomnieć o nich w swoich mediach społecznościowych - i po raz kolejny udowodnić, że Internet i blogosfera mają wielką moc !
Ale można też dołączyć do grupy na Facebooku, na której praktycznie codziennie pojawiają się nowe licytacje. Wystawiane
są tam nie tylko piękne przedmioty hand made, świetne książki,
kosmetyki i biżuteria. Zdarzają się również profesjonalne sesje
zdjęciowe, karnety na zabiegi SPA czy restauracyjne i hotelowe vouchery.
Mówiąc krótko - możecie pomóc, a przy okazji podarować sobie jakiś
ładny gadżet albo chwilę relaksu i przyjemności.
Wiem, że takich apeli jest całe mnóstwo.
Czasami wydaje się nam, że nasza pojedyncza wpłata niczego nie zmieni -
i że sami nie będziemy w stanie naprawić całego tego niesprawiedliwego świata.
i że sami nie będziemy w stanie naprawić całego tego niesprawiedliwego świata.
Ale ja wierzę i wiem, że pomagających jest znacznie więcej -
a każda taka pojedyncza wpłata może zbliżyć Irka do celu i ocalić mu życie...
a każda taka pojedyncza wpłata może zbliżyć Irka do celu i ocalić mu życie...
zdjęcie: blog Asi |
Z okazji Walentynek życzę Wam wszystkim mnóstwo miłości ,
która nigdy nie będzie musiała stać się walką...
która nigdy nie będzie musiała stać się walką...
Myślę, że w takich sprawach każda złotówka ma znaczenie, bo gdyby każdy czytający wpłacił choć jedną złotówkę, to już uzbierałaby się spora kwota. Trzymam mocno kciuki za tę rodzinę i gorąco życzę wygranej walki!
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest, Kasiu ! Jedna osoba wcale nie musi wpłacać nie wiadomo jakiej kwoty - ale myślę, że każdy może wesprzeć choć symbolicznie i "ziarnko do ziarnka,a zbierze się miarka"...Trzeba działać, bo czasu niewiele.
UsuńNie wiem jak Asia to robi, skąd znajduje siłę, podziwiam ją !!!! Myślę że na jej miejscu każda z nas chciałaby wszelkimi metodami walczyć o tę swoją miłość!!!
OdpowiedzUsuńAsia to jest po prostu ktoś, kogo ja określam jako "kobietę z jajami" - i sama też chciałabym taka być, ale nie do końca mi wychodzi. Ja pewnie bym się rozczulała nad sobą, rozpadła się na sto tysięcy maleńkich kawałków - a ona po prostu działa i robi wszystko, co w jej mocy ! Też jestem pełna podziwu i wspieram ich na tyle, na ile tylko mogę.
UsuńDziękuję za ten wpis, to dla nas bardzo wiele znaczy. Walczymy, ale tylko dzięki takim Aniołom jak Ty :)
OdpowiedzUsuńAsiu, nie masz za co dziękować - to oczywiste, że chcę Wam jak najwięcej pomóc ! Jesteście cudowną rodzinką - i mam nadzieję, że ze ze zdrowiem Irka będzie coraz lepiej i że cała Wasza historia doczeka się szczęśliwego zakończenia :*
UsuńW pewnym momencie i u nas pojawialy się myśli, ze moze byc potrzeba gromadzenia pieniedzy. Robilbym tak jak napisałaś. Walilbym drzwiami i oknami. W desperacji moze nawet bym kradł nie zważając na nic. To sa straszne sytuacje i znam osobiscie osoby, ktore musza sie z nimi zmagac. Trzymam kciuki za pozytywny rozwoj sytuacji.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że człowiek ma w takiej sytuacji bardzo różne pomysły - nawet te na granicy prawa. Obyśmy nigdy nie przekonali się, jak to jest - a Asia i Irek zgromadzili wszystkie środki dzięki ludziom dobrego serca.
UsuńStraszne są takie historie, bardzo to smutne i trudne. Dlatego trzeba pomagać, bo sami możemy znaleźć się w takiej sytuacji w każdej chwili.. Nie wiemy co nam los i przyszłość przyniesie.. Wiem, że w takiej walce każdy grosz się liczy. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńDokładnie, taka choroba czy inna losowa sytuacja może spotkać każdego. Dlatego warto pomóc - bo wierzę, że czynione dobro kiedyś do nas powróci :*
UsuńDorzucam "grosik" od siebie. Wierze, ze uda pokonac tego potwora! Jestem z Wami I goraco kibicuje!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Miniu ! :* Każdy grosik jest na wagę złota w takich przypadkach ! :*
Usuńmiłość niejedno ma imie, a kiedy moze zostac nam odebrana pojawia się strach...paniczny, to zrozumiale i jednoczesnie strasznie smutne
OdpowiedzUsuńCzasami myślę sobie, że człowiek mniej boi się własnej choroby, niż cierpienia bliskiego człowieka - i bezsilności, jaką się wtedy odczuwa...Ale zawsze jest nadzieja - i nie wolno jej porzucać.
UsuńWpłaciłam. Bezsilność w obliczu choroby jest straszna.
OdpowiedzUsuńMam mieszane odczucia odnośnie tych terapii naturalnych. Wiadomo, że człowiek zdesperowany kupi wszystko. Ale tak jak krążą słuchy o spiskach farmaceutycznych, tak nie wierzę, że Ci od diet, pestek brzoskwiń i witaminy C to same anioły. Też chcą zarobić na nieszczęściu. I też ciągną zdecydowanie za duże pieniądze - cztery tysiące miesięcznie za witaminę C?
Czytałam na różnych stronach, że nie ma absolutnie żadnych dowodów, że wit. C pomaga na raka, może poprawiać samopoczucie. Ale Ci wierzący w nią napiszą, że badania zlecają Ci, nie chcący wypuścić z rąk rzeki pieniędzy za wytwory farmaceutyczne.
Mam nadzieję, że to jednak nie bujdy, że coś zadziała. Nawet jeżeli na zasadzie placebo. Z przyjemnością wsparłam tę walkę.
Na ludzkim nieszczęściu faktycznie wielu chce zarobić i bez skrupułów żeruje - i myślę, że Asia ma tego pełną świadomość. Nie mnie oceniać, czy dana metoda jest skuteczna, czy nieskuteczna. Nie znam się na tym kompletnie, nie jestem specjalistką - wiem tylko tyle, że z tego co Asia czasami opisuje na grupie, wyniki Irka w trakcie aktualnej kuracji wyraźnie się poprawiły. Zresztą, takim ludziom jak Asia i Irek pomogłabym bez względu na wszystko - niezależnie od metod, na jakie by się zdecydowali. Tobie również bardzo dziękuję za wsparcie :*
UsuńZachecam lekture Jerzego Zieby " Ukryte Terapie - czesc 1". Tam udowodnione jest,ze witamina C dziala i jest w stanie ujarzmic raka. Polecam goraco i wierze w sile natury bardziej niz w te farmaceutyczne badziewia.
UsuńMiniowe Szczescie, trochę przeraża mnie Twoje podejście. Zależy co się czyta - jest mnóstwo wpisów negujących wiedzę Pana Zięby. To kolejny cudotwórca, który za parę lat zniknie.
UsuńA te farmaceutyczne badziewia też się wzięły z natury. Z drugiej strony natura też nam szkodzi - jest wiele szkodliwych naturalnych substancji, starość, rak i zgniłe zęby też są naturalne.
Właśnie przegięć w obie strony się boję.
Dziewczyny, dużo pewnie zależy od konkretnego pacjenta, stanu jego organizmu, stopnia zaawansowania choroby. Jednemu bardziej pomoże chemio- czy radioterapia, innemu witamina C albo vilcacora. Ale wydaje mi się, że warto próbować wszystkiego - zwłaszcza jeżeli metody tradycyjne zawiodły.
Usuńczęsto pomagam w takich akcjach zbiórkowych . nawet jeśli inni nie wierzą, że warto. chciałoby się każdemu pomóc, o każdym powiedzieć światu, ale możliwości są ograniczone, a szkoda.
OdpowiedzUsuńJa też włączam się w takie akcje tak często, na ile tylko fundusze mi pozwalają. To prawda, że pomóc każdemu w 100% się nie da - ale można zacząć chociaż od tej maleńkiej kropelki, która drąży skałę...
UsuńI my ze swej strony postaramy się pomóc. I "groszem" i dobrymi myślami.
OdpowiedzUsuńTo najlepszy post na Walentynki.
Dziękuję Wam z całego serducha, Tygrysia Rodzinko ! :*
Usuńuwielbiam trzymać zdjęcia w ręce :) z tym, że my robimy sami albumy, dzięki temu mają podwójną wartość :) to podwójna pamiątka!
OdpowiedzUsuńOj, to chyba komentarz do kolejnego wpisu - jakoś przez przypadek tu "przeskoczył".
UsuńA własnoręcznie wykonane albumy to musi być naprawdę arcydzieło ! :)
Postaram się pomóc i ja - grosz do grosza -damy radę :)
OdpowiedzUsuńTaka miłość jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńZawsze wierzyłam i nigdy nie przestanę, że warto pomagać. Nawet mały grosik, puszczenie informcji dalej w świat ma znaczenie <3
OdpowiedzUsuń