Jakiś czas temu dostałam propozycję udziału w kolejnej - jakże potrzebnej i ważnej - kampanii, organizowanej przez Kliniki Leczenia Niepłodności InviMed. Poproszono mnie, żebym znów zabrała głos w wiadomej kwestii - i odpowiedziała najlepiej jak potrafię na pytanie:
"CZY MOŻNA BYĆ DUMNYM ZE SWOJEJ WALKI Z NIEPŁODNOŚCIĄ?"
Mówiąc zupełnie szczerze - w pierwszej chwili uznałam to pytanie za dość niefortunnie sformułowane. Niejednokrotnie podkreślałam na swoim blogu, że dla mnie
niepłodność zawsze była, jest i będzie przede wszystkim niezawinioną CHOROBĄ - a więc to trochę tak, jakbyśmy spytali człowieka cierpiącego na raka, czy jest dumny ze swojej walki z nowotworem...
Chory na raka leczy się - by móc żyć.
Chory na cukrzycę, astmę czy depresję leczy się - by móc względnie normalnie funkcjonować
i cieszyć się lepszym samopoczuciem.
Zdaję sobie sprawę, że na przestrzeni wszystkich lat leczenia nie jest to wcale takie oczywiste, proste i nieskomplikowane. Wiem, że spotykają nas naprawdę różne sytuacje i towarzyszą nam naprawdę różne stany emocjonalne - od wielkiej tęsknoty, nadziei i euforii aż po ogromne rozżalenie, wściekłość i rozpacz, kiedy znów się nie udaje. Ale ostatecznie wszystko sprowadza się właśnie do tego - do leczenia choroby, która stała się naszym udziałem.
Być może właśnie dlatego na początku nie za bardzo wiedziałam, jak mam ten temat "ugryźć" - ponieważ nigdy nie zastanawiałam się, czy leczeniu niepłodności może towarzyszyć jakiekolwiek poczucie dumy, związane z tym faktem. Nigdy nawet nie próbowałam rozpatrywać tego w niniejszych kategoriach...
Swoim przekornym zwyczajem postanowiłam zatem odpowiedzieć najpierw
na dwa inne, poboczne pytania:
"CZY NIEPŁODNOŚĆ MNIE DEFINIUJE?"
Można powiedzieć, że niepłodność przez kilka lat była moją
wierną życiową towarzyszką. Nie odstępowała mnie nawet na krok. Budziła
się razem ze mną i razem ze mną zasypiała. Chodziła ze mną do pracy i
zasiadała ze mną w uczelnianej ławce. Czasami wręcz śmialiśmy się z
Mężem, że jest w stosunku do mnie bardziej lojalna i oddana - niż on
sam. W pewnym momencie zdążyłam chyba nawet się z nią "zaprzyjaźnić" - i zaprosić ją kilka razy na
babskie zakupy, ploteczki i piwo...
A mimo to, kiedy któregoś dnia w ramach pewnych uniwersyteckich warsztatów rozwojowych miałam napisać na położonej przede mną kartce, kim jestem - pisałam o sobie jako o kobiecie, żonie, i studentce...Pisałam o molu książkowym i wielbicielce kina skandynawskiego. Pisałam też o nerwusie, dość chwiejnym emocjonalnie wrażliwcu i outsiderce, która podchodzi do siebie i do ludzi ze sporym dystansem i podąża zawsze własnymi ścieżkami...
Nigdzie natomiast nie pojawiło się stwierdzenie "jestem niepłodna" - ponieważ jakoś nie uznałam tego za sprawę kluczową i taką, która stanowiłaby moją istotną cechę, świadczyłaby o mnie jako o człowieku oraz przesądzała o mojej wartości...
A mimo to, kiedy któregoś dnia w ramach pewnych uniwersyteckich warsztatów rozwojowych miałam napisać na położonej przede mną kartce, kim jestem - pisałam o sobie jako o kobiecie, żonie, i studentce...Pisałam o molu książkowym i wielbicielce kina skandynawskiego. Pisałam też o nerwusie, dość chwiejnym emocjonalnie wrażliwcu i outsiderce, która podchodzi do siebie i do ludzi ze sporym dystansem i podąża zawsze własnymi ścieżkami...
Nigdzie natomiast nie pojawiło się stwierdzenie "jestem niepłodna" - ponieważ jakoś nie uznałam tego za sprawę kluczową i taką, która stanowiłaby moją istotną cechę, świadczyłaby o mnie jako o człowieku oraz przesądzała o mojej wartości...
zdjęcie: Internet |
"CZY NIEPŁODNOŚĆ ODBIERA MI GODNOŚĆ?"
Myślę, że nie o samą niepłodność tu chodzi - ale o to, jak osoba niepłodna bywa traktowana przez swoje otoczenie (nie zawsze celowo i świadomie - niekiedy z braku wiedzy, z troski czy w ramach nieudolnie okazywanego wsparcia i współczucia). O to, że dla niektórych znajomych, członków rodziny czy nawet zupełnie obcych, postronnych osób w pewnym momencie sama niepłodna staje się jakby "postacią drugoplanową" i "wątkiem pobocznym". Zdecydowanie bardziej liczy się to, czy już ujrzała te upragnione dwie kreski na teście i czy - kiedy wchodzi do jakiegoś pomieszczenia - wyprzedza ją pękaty, ciążowy brzuch. Ehhh...te wszechobecne naciski i wieczna presja na prokreację...
I tak - odpowiadając na dwa zadane samej sobie pytania -
docieram wreszcie do sedna i do odpowiedzi na pytanie główne,
postawione mi przez organizatorów kampanii.
NIE NAZWĘ TEGO DUMĄ - BO TO CHYBA ZBYT WIELKIE SŁOWO -
ale cieszę się, że nie wstydzę się swojej niepłodności.
Cieszę się, że potrafię zupełnie otwarcie o niej mówić, pisać,
brać udział w tego typu inicjatywach.
Cieszę się, że niepłodność mnie nie definiuje
i nie odbiera mi godności.
Cieszę się, że podchodzę do niej właśnie jak do choroby -
jednej z wielu, które mogły mnie w życiu spotkać
(i w moim odczuciu wcale nie najstraszniejszej ze wszystkich możliwych).
Cieszę się, że potraktowałam ją raczej zadaniowo -
a nie jak jakąś moją życiową tragedię czy wielką martyrologię.
Cieszę się, że niepłodność mnie nie definiuje
i nie odbiera mi godności.
Cieszę się, że podchodzę do niej właśnie jak do choroby -
jednej z wielu, które mogły mnie w życiu spotkać
(i w moim odczuciu wcale nie najstraszniejszej ze wszystkich możliwych).
Cieszę się, że potraktowałam ją raczej zadaniowo -
a nie jak jakąś moją życiową tragedię czy wielką martyrologię.
Cieszę się, że niepłodność nie zachwiała moją wiarą w siebie -
i że nie udało jej się wmówić mi, że jestem kimś gorszym,
mniej zasługującym na szacunek, szczęście i miłość !
Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej na temat kampanii,
poznać historie osób walczących z niepłodnością,
podzielić się z nimi własną opowieścią i słowami wsparcia - koniecznie zajrzyj TUTAJ.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej na temat kampanii,
poznać historie osób walczących z niepłodnością,
podzielić się z nimi własną opowieścią i słowami wsparcia - koniecznie zajrzyj TUTAJ.
____________________
Tekst powstał w ramach akcji organizowanej przez kliniki leczenia niepłodności InviMed, które od 16 lat każdego dnia wspierają Polaków w realizacji ich marzenia o dziecku.
Ten problem dotyczy coraz większej liczby osób, obserwuje to wśród moich znajomych. Myślę,że to dla osób borykających się z niepłodnością to temat bardzo wstydliwy dlatego dobrze,że o tym piszesz.
OdpowiedzUsuńZgadza się, to coraz bardziej powszechny problem - a wręcz choroba cywilizacyjna. Dobrze, że tego typu kampanie są organizowane na coraz większą skalę - bo im więcej się o tym pisze i mówi, tym bardziej wzrasta świadomość społeczeństwa w tym temacie.
UsuńDzięki za ten tekst.. Niestety często wiara w siebie jest zachwiana.. Sama mam z tym problem. Ale zaczęłam o tym mówić głośniej ;) ehhh nie jest to łatwy temat. Daje do myślenia..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
A ja Ciebie odbieram jako bardzo pozytywną i silną osobę - która idzie przez życie z uśmiechem i podniesioną głową, pomimo przeciwności. Mam nadzieję, że tą wiarę w siebie odzyskasz, jeżeli faktycznie została ona zachwiana - i z całego serca Ci tego życzę :*
UsuńTeż chciałabym przyłączyć się do tej kampanii! Przez prawie 10 lat walczyłam z niepłodnością. Dzisiaj mam wspaniałe dwie córki :)
OdpowiedzUsuńGratuluję córek i wytrwałości! :) 10 lat walki to dla mnie jakiś kosmos - my już po niespełna dwóch zdecydowaliśmy się pójść inną drogą i zapukać do drzwi ośrodka adopcyjnego.
UsuńTeż chciałam adoptować dziecko. Z ówczesnym moim partnerem rozpoczęliśmy procedurę adopcyjną i ... zaszłam w ciążę :) Niestety mój partner zrezygnował z adopcji - uważając, że skoro ma dziecko to nie potrzebuje adoptowanego. Dlatego ja zrezygnowałam z niego. Oszukał mnie, mimo wszystko :/
UsuńHmmm...Z jednej strony lepiej, że otwarcie Ci o tym powiedział - niż gdyby potem miał traktować adoptowane dziecko gorzej, niż Wasze biologiczne. Ale z drugiej strony - gdyby mój facet zrobił coś takiego, to chyba też podziękowałabym mu za dalszą "współpracę" - i uznała go za zwykłego gnojka...
UsuńTrudny temat i ciężki zwłaszcza dla rodziców. Dobrze, że coraz więcej się o nim mówi
OdpowiedzUsuńDla mnie już nie taki ciężki, bo niejednokrotnie go przepracowałam i "oswoiłam". Ale chcę mówić o nim dla innych,którzy na razie jeszcze tej łatwości nie mają...
UsuńCiężki temat. Mam koleżankę, która się z mężem zmaga z niepłodnością.
OdpowiedzUsuńWśród moich znajomych też jest kilka takich par - i jedni decydują się na in vitro, inni na adopcję, jeszcze inni wciąż próbują metodami naturalnymi. Potrzeba dużo siły i cierpliwości - ale warto się w nią uzbroić i dążyć do realizacji swoich marzeń, którąkolwiek z wyżej wymienionych dróg.
UsuńPięknie ujęłaś temat! Mamy znające problem powinny mówić o tym bardzo głośno i często! Dziękuję Ci za ten wpis!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Właśnie stąd jest we mnie potrzeba prowadzenia tego bloga i uczestniczenia w takich kampaniach.
UsuńZnasz moją sytuację! Nie wstydze się, płacze po kątach, tak, nadal płaczę, ale staram się wspierać jak moge innych z tym samym problemem!
OdpowiedzUsuńPłacz, Kochana, płacz - jeśli tylko Ci to w czymkolwiek pomoże i pozwoli dać upust nagromadzonym emocjom, to w płaczu nie ma nic złego. Ja traktowałam go jako oczyszczenie - i potem było mi zawsze choć trochę lepiej.
UsuńKurczę, to naprawdę ciężki temat i nie wiem czy mogłabym o tym tak swobodnie pisać. Co zauważyłam to mam wrażenie, że społeczeństwo jest delikatniesze niż kiedyś w ocenianiu kobiet niemających dzieci. Ludzie nagle zdali sobie sprawę jak wielkim problemem jest niepłodność i po prostu nietaktem jest teraz pytać kobietę o dziecko, szczególnie jeśli jest w stałym związku od kilku lat.
OdpowiedzUsuńJa w swoim otoczeniu mam osoby, które przez długie lata walczyły z niepłodnością jednak bezskutecznie. Teraz mają dwie urocze córki. Adoptowali je po wielu latach starań o własne.
Dla mnie pisanie i mówienie o tym nie stanowi już absolutnie żadnego problemu - ale pewnie dlatego, że swoje już przeżyłam, a czas leczy rany. Poza tym zupełnie inaczej myśli się o tym będąc w takiej sytuacji - a inaczej, kiedy już ma się przy sobie to długo wyczekiwane i wytęsknione dziecko. Teraz już nie boli - jednak też potrzebowałam "chwili", żeby się z tym uporać.
UsuńNie wiem jak to jest być bezpłodną, mam dwie upragnione córy... Ale - obie ciąże miałam ciężkie i kilka razy leżałam w szpitalu, również z kobietami walczącymi z bezpłodnością (nie powinni nas kłaść razem, ale... to inna historia). Tak czy owak dla mnie każda dziewczyna walcząca o własne marzenie, o dziecko - z tymi zastrzykami, posiniaczonym brzuchem, ogromnymi wyrzeczeniami itp. - jest bohaterką. I nie, nie chcę współczuć ani się litować (nie zawsze to wychodzi :(). Po prostu na własne oczy widziałam jak ciężka jest to walka z tą "chorobą".
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że się "przyczepię" - ale pomiędzy bezpłodnością i niepłodnością jest zasadnicza różnica. Z bezpłodnością już się nie walczy w sensie medycznym - bo ona jest nieodwracalna i nie da się jej wyleczyć (w przeciwieństwie do niepłodności). Ale wiem, że czasami nawet autorytetom zdarza się używać tych pojęć zamiennie - i chyba tylko osoby niepłodne są na tym punkcie wyczulone.
UsuńJeśli chodzi o bycie bohaterką - to ja absolutnie się nią nie czuję (i nigdy nie czułam - czy to w trakcie leczenia, czy w momencie podejmowania decyzji o adopcji). I szczerze mówiąc wręcz nie lubię, kiedy ktoś mnie w ten sposób postrzega i traktuje - a zdarza się to dość często. Dla mnie to nie jest żaden heroizm - tylko po prostu naturalny odruch, dbałość o własne zdrowie, chęć realizacji swoich marzeń. Choć oczywiście rozumiem, że inne kobiety mogą mieć odmienne zdanie i odczucia w tym temacie. Szanuję to i nie neguję.
Współczuję osobom, które muszą tyle walczyć aby mieć dzieci.
OdpowiedzUsuńJedni faktycznie potrzebują tego współczucia, a dla innych jest ono po prostu nie do zniesienia. Wszystko zależy pewnie od konkretnej osoby, jej indywidualnej sytuacji i psychiki.
UsuńNa początku też sobie pomyslałam, że jak - ty o walce z niepłodnością z dumą. Skoro nie walczyliście z tą chorobą za wszelką cenę. Na pewno to ciężki temat i trudno się wypowiadać, trudno zrozumieć, gdy samemu nie przeszło się przez to. Ale myślę, że w wielu przypadkach ta walka jest toczona bez informowania rodziny czy przyjaciół o tym -być może by nie czuć presji. I pewnie w takich przypadkach,gdy parze bardzo zależy na urodzeniu dziecka - duma pojawia się po wygranej walce. Ale część par uświadamia sobie w trakcie tej walki, że jej wynik czy sposób zakończenia nie jest najważniejszy
OdpowiedzUsuńTa duma jakoś nie do końca mi tu pasuje - i wydaje się trochę na wyrost (choć szanuję, że ktoś może mieć inne zdanie). Jedno wiem na pewno : każdego dnia jestem dumna ze swojego dziecka (niezależnie od tego, jaką drogą trafiło do naszej rodziny) :)
UsuńNiestety niepłodność dotyka coraz większej liczby osób, to ważne aby uświadamiać wymiar problemu i pokazywać, ze niepłodność to nie wyrok, a choroba, z ktora możemy walczyć. Prawdziwy, poruszający tekst. Ja słysząc kilka lat temu, ze dziecka być może doczekam po latach farmakoterapii, załamałam się. Nie czułam wstydu, jedynie żal. Żal, że zabrano mi atrybut kobiecości. Na szczęście sytuacja potoczyła się inaczej i dziś mam pięknego synka. Pozdrawiam, Mamatywna :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, piękny tekst, łapie za serce.
UsuńA co do kwestii uświadamiania, to racja. I dlatego ta kampania jest tak pożyteczna.
Dokładnie - to nie wyrok. I nawet jeżeli nie da się zbyt wiele zrobić w kwestiach medycznych - to wcale nie musi oznaczać to przekreślonych szans na szczęśliwe życie i poczucie jego sensu. Sens możemy nadać zawsze, bez względu na sytuację - a możliwość urodzenia dziecka nie powinna być wyznacznikiem kobiecej wartości. Kobiecość jest w naszych głowach - nigdzie indziej.
UsuńZbyszku, Twój tekst w ramach kampanii również szczery, mocny, dający do myślenia. Wrócę do niego na spokojnie wieczorem, jak już uda mi się "spacyfikować" Juniora.
UsuńZgodzę się z Tobą - pytanie naprawdę zadanie niefortunnie. Myślę, że bardziej ta kampania powinna celować w hasło nie wstydź się swojej bezpłodności. Bo i czego. Jest to bolesne, dotkliwe, pomijane. To temat tabu. Bardzo mało par o tym mówi, mało się do tego przyznaje, przez co cierpi jeszcze bardziej musząc odpowiadać na głupie pytanie: no a wy kiedy wreszcie. Kiedy powiedzą otwarcie nastaje cisza, bo i nikt nie chce urazić, każdemu głupio, nie wiadomo jak się zachować. Czy to kogoś definiuje: nie! Absolutnie - dopóki nie słyszę hasła: że dzieci są dla ludzi, którzy nie mogą mieć kotów ... Ręce opadają. Super że umiesz o tym mówić, bo powinno się mówić. I to jak najwięcej. By nikt nie czuł się dyskryminowany, by ta choroba go nie definiowała, by czuł się swobodnie w rozmowie z ludźmi, którzy dzieci mają lub wśród własnej rodziny, która ma wspierać, a nie zadręczać.
OdpowiedzUsuńOdwrotność tego tekstu też zdarzało mi się słyszeć : "jeśli nie ma się dzieci, to zawsze można kupić sobie psa albo kota". Co to w ogóle za porównanie i zestawienie? Chyba trochę nie na miejscu...
UsuńW każdym razie, dla mnie niepłodność nie jest żadnym tabu. W sumie nigdy nie była i jakoś specjalnie nie unikałam tego tematu, kiedy ktoś mnie o to pytał. Wprawdzie nie prosiłam o nią - ale skoro już się w moim życiu pojawiła to można albo ją zaakceptować i nauczyć się z nią normalnie funkcjonować, albo umartwiać się nieustannie i pozwalać, żeby życie przeciekło nam przez palce.
tutaj właśnie najbardziej o tą godność chodzi. choć mamy córkę jak sama wiesz, to przez to, że nie mogę zajść w drugą ciążę, w towarzystwie znajomych czuję się gorsza, traktują mnie jakbym była niepełnosprawna, gorsza, jakbym na nic innego nie zasługiwała a jedynie na litość... taka młoda a nie może zajść w ciążę ....
OdpowiedzUsuńja litości nie potrzebuje, jedynie silnych, otwartych przyjaciół, dzięki którym nie upadnę na tej trudnej drodze, a przejdę ją z głową uniesioną do góry, jak kobieta, nie jak ktoś nad kim trzeba się litować i przy nim jęczeć, jaki on biedny...
To pokaż im kiedyś zęby i pazury - i daj do zrozumienia, że zaczniesz gryźć, jeśli nadal będą podchodzić do Ciebie w ten sposób. Czasami trzeba ostro i zupełnie wprost powiedzieć o tym, co nas boli - bo niektórzy sami nigdy tego nie wywnioskują. I zgadzam się z Tobą w 100%, że litość to jest naprawdę ostatnia rzecz, jakiej niepłodnym potrzeba. Przydałoby się raczej normalne traktowanie - a nie zachowanie, jakbyśmy byli trędowaci i wybrakowani...
UsuńJa tez nie chcę żeby niepłodność determinowała mnie jako kobietę.Jestem niepłodna ale nie chce żeby moje życie kręciło sie wokół choroby.Nie chce wykorzystywać jej by tłumaczyć swoje potknięcia,niepowodzenia.Jestem niepłodna ale jestem przede wszystkim człowiekiem,kobietą,przyjaciółką,nauczycielką i kim tylko sobie zapragnę.A najbardziej się boje,że choroba zabierze mi radość życia.Do tej pory jej się to nie udało😜Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTak trzymać, Kochana - TAK TRZYMAĆ ! :) Z każdego Twojego przemyślenia i wpisu, spaceru z psiakami, kreatywnych artystycznych zajęć z dziećmi - wnioskuję, że ta radość życia nadal Ci towarzyszy :) I niech tak pozostanie, bez względu na okoliczności. Ściskam z całych sił ! :*
Usuńach... napisałaś to świetnie. Co prawda o niepłodności nie wiem praktycznie nic, ale znam przypadek, że para od ponad 5 lat się stara i nic. była jedna ciąża, ale stracona. Lekarz dodatkowo powiedział, że kobieta nie będzie mogła donosić bezpiecznie tylkozawsze będzie tracić. I jak z takimi osobami rozmawiać? Jak wspierać, kiedy w momencie jak o tym nie wiedzieliśmy dodatkowo poprosiliśmy ją na chrzestną naszego dziecka? słabo... Najlepsze rzeczy o niepłodności usłyszałem na naukach przedmałżeńskich... "nie ma niepłodności. To zła dieta, stres i brak modlitwy powoduje chwilowe problemy z zajściem w ciążę"
OdpowiedzUsuńAch, poprzez wizyty na moim blogu na pewno dowiesz się więcej. Gwarantuję - bo dzięki moim Czytelnikom mam coraz większą motywację, żeby o tym pisać i nieść dalej w świat. A te straty...koszmarna, smutna, przykra, niesamowicie tragiczna rzecz...Poznałam kiedyś kobietę po 20 poronieniach. Leżała razem ze mną na pooperacyjnej sali - i moje dylematy w porównaniu z jej problemem wydawały się tak błahe i maleńkie, jak ziarnko piasku na całej ogromnej plaży cierpienia...
UsuńLekcję z Twoich nauk przedmałżeńskich pominę milczeniem - w moim odczuciu nawet nie zasługuje na jakikolwiek komentarz.
O niepłodności wiem tyle, co zaobserwowałam wśród bliskich mi osób. Nam się udało, mogę sobie więc jedynie wyobrażać przez co przechodzą osoby starające się latami o upragnione dziecko. Ale cieszę się, że organizowane są takie kampanie- na pewno w jakiś sposób wspierają takie pary.
OdpowiedzUsuńBardzo cenię osoby takie, jak Ty - które same nie doświadczyły, ale rozumieją, umieją się wczuć, wykazują choć minimum empatii. Nie każdy to potrafi - więc chwała Ci za Twoją obecność i towarzyszenie nam w tych naszych zmaganiach z krzywdzącymi stereotypami :*
UsuńPięknie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, piękna Mamo :* <3
UsuńPrzeczytałam kilka postów naten temat i najbliższy jest mi Twój:)Też nie mogę powiedzieć że jestem dumna ze swojej niepłodności uważam że to trochę przesada z takim określeniem.Jednak podobnie jak Ty nie wstydzę się niepłodności i mogę o niej rozmawiać.A jeśli chodzi o dumę,to dumna jestem z Adopcji;)
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak ! :) Jestem tutaj zupełnie szczera - absolutnie nie działam pod publiczkę - i o adopcję starałabym się na ten moment tuż po ślubie, bez tego dwuletniego oczekiwania i rozważania wszystkich "za" i "przeciw". To była najlepsza życiowa decyzja, jaką mogliśmy podjąć ! :*
UsuńBrawo dla Ciebie za Twoje podejście! Myślę, że swoją niezłomnością, zaradnością i siłą motywujesz wiele par, które są w podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu :* Tak naprawdę nadal miewam momenty, kiedy można określić mnie jako "słabą płeć" - ale rzeczywiście niepłodność odkryła we mnie takie pokłady siły, o które nigdy wcześniej nawet się nie posądzałam.
UsuńJa się też nie wstydziłam... mówiłam o tym otwarcie prawie każdemu kto dopytywał.. Ale i tak odczułam, że nikt nas, niepłodnych nie rozumie. Owszem są piękne słowa, ale gdzieś daje się odczuć, że tak naprawdę wszyscy mają to gdzieś, ich celem jest tylko dowiedzieć się co jest grane, dlaczego nie ma pięknego 4-kilogramowego bobaska, który może pobawić się z moim bobaskiem. Później pytania się kończyły, a zaczęło się mimo całej wiedzy na temat naszego problemu męczenie swoimi cudownymi oczywiście dziećmi, a w rodzinie wśród młodych, dzieciatych osób odczułam bagatelizowanie naszego problemu. Przecież co my tam wiemy o życiu, jak dziecko ma grypę to jest tragedia. Dziś wiem, że nikt nas nie zrozumie lepiej niż my sami i nie ma co wymagać tego od innych :)
OdpowiedzUsuńO adopcji również chcę mówić, choć gdy z kilkoma osobami zdarzyło mi się już rozmawiałać to oczywiście usłyszałam...: "O! to teraz adoptujesz i zobaczysz, zanim się obejrzysz będziesz miała swoje, zobaczysz będzie dobrze!" :-)
Właśnie w tamtym tygodniu czekając pod pokojem na odpis zupełny aktu ślubu spotkałam moją kuzynkę. Właściwie żonę kuzyna. (Piękny ślub 10 lat temu, dwójka dzieci od razu po ślubie, piękny dom wybudowany przez tatusia - to tak, żeby nakreślić sytuację).
UsuńNie mówiliśmy, że się staramy o adopcję, natomiast wie, że podchodziliśmy do 4 in vitro.
Zaczęła afiszować na cały urząd, że ona przyjedzie do nas wkrótce dziećmi i mężem i nas pobłogosławi (!) bo ona jest płodna i miłość jej i jej rodziny sprawi, że będziemy mieli naszą gromadkę.
Śmiała się w głos, że my jakoś nie tak się bierzemy do sprawy i muszą nam pomóc.
Młoda, inteligentna, bardzo wierząca, kreująca się na mega empatyczną i biorącą udział we wszystkich możliwych akcjach charytatywnych i kościelnych osoba...
Nie wiem czy to brak empatii czy nietakt.
Czekając na ten odpis powtarzałam sobie w duchu, "uspokój sie Monika,już niedługo to się skończy, przecież adopcja..." to zabolało jak wcześniej...:/
Moniko ! Ja już od dłuższego czasu wyznaję zasadę, że jeżeli ktoś ma mnie gdzieś - to rewanżuję mu się dokładnie takim samym podejściem :) Tobie również serdecznie polecam :)
UsuńA jeżeli chodzi o żonę kuzyna - na Twoim miejscu dałabym jej takie "błogosławieństwo", że nie wiedziałaby, w którą stronę ma z tego urzędu uciekać. Serio. To już nie jest ani brak empatii, ani nietakt - tylko zwyczajny debilizm. I akurat określenie "inteligentna" niespecjalnie mi tu pasuje...
Piękny i poruszający tekst na bardzo ważny temat!
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Oby trafił tam, gdzie trafić powinien...
UsuńProblem niepłodności dotyka coraz wiekszą liczbe osób, i stereotypowo myśląc o niepłodności mamy przed oczyma kobiete ale nic bardziej mylnego gdyz niepłodnośc dotyka również mężczyzn. Jednak mimo to cały ciężar niepłodności spada na płęć piękną. My z mężęm przez 5 lat sraraliśmy sie o dziecko, lekarze nie umieli sobie poradzic z naszym przypadkiem, nie umieli określić i jednoznacznie wskazać przyczyny problemu gdyż wszystko niby było ok, a jednak n ie było... Po 5 lata walki, stresu, nerwów, ciągłego myślenia tylko o jednym i znoszenia ze łzami w oczach kolejnych pytań "kiedy dziecko?" stalo się. Zostaliśmy rodzicami, ale nie wszyscy mają tyle szczęścia... Podsumowując uważam iż trzeba byc dumnym że podejmuje sie walkę i nawet jesli jest ciężko i trwa to wydawałoby sie nieskończenie długo to warto czekać na wygranie całej wojny.
OdpowiedzUsuńTo prawda, przeważnie "obwinia się" kobietę. A tymczasem - nawet jeżeli to ona ma problemy natury medycznej - to niepłodność jest sprawą obojga ludzi w związku. Tak samo jak ewentualne późniejsze rodzicielstwo.
UsuńSzczerze Wam gratuluję! :* Tylko pamiętajmy, że "wygranie wojny" dla każdego może oznaczać coś zupełnie innego. Dla nas akurat była to decyzja o adopcji Bąbla - i zaprzestaniu dalszego leczenia.
Niestety to ciągle temat tabu. Pisałam o tym już w ramach projektu w blogosferze, ale to ciągle za mało. O niepłodności powinno się mówić na wychowaniu do życia w rodzinie - w szkole. Uświadomiony powinien być każdy, bo coraz więcej ludzi się z tym zmaga i powinniśmy umieć ich wspierać. Niewykluczone jest, że może to dotknąć każdego z nas.
OdpowiedzUsuńŚciskam!
W obecnych realiach na wychowaniu do życia w rodzinie prędzej powiedzą młodzieży, że trzeba "więcej się modlić albo pójść na pielgrzymkę w intencji ciąży" - jak to zresztą sami kiedyś usłyszeliśmy od księdza, który wypisywał nam zaświadczenie do ośrodka adopcyjnego...
UsuńAle zgadzam się, że poziom świadomości społeczeństwa warto podnosić - bo nadal pozostaje on (mówiąc delikatnie) niezadowalający...
Czytając ten fragment:
OdpowiedzUsuń"Cieszę się, że nie wstydzę się swojej niepłodności.
Cieszę się, że potrafię zupełnie otwarcie o niej mówić, pisać,
brać udział w tego typu inicjatywach.
Cieszę się, że niepłodność mnie nie definiuje
i nie odbiera mi godności.
Cieszę się, że podchodzę do niej właśnie jak do choroby"
Poczułam płynącą z Ciebie siłę i spokój. Ściskam Cię za kolejny osobisty, ważny i potrzebny tekst. Oby szedł w świat!
Siła i spokój - to dokładnie to, co aktualnie ze mnie płynie :) Między innymi za sprawą pewnego małego Rozbójnika,który właśnie wyrywa mi komputerową myszkę z portu i wzywa do wspólnego rodzinnego tańca na środku salonu :) Chyba mu ulegnę,choć to tato miał się nim zająć przez ten krótki moment, kiedy odpowiadam na maile i komentarze ;)
Usuńwzruszyłam się! to bardzo mądry, ważny, życiowy wpis. a jakie wsparcie jest najlepsze? naucz nas!
OdpowiedzUsuńJakie wsparcie ? Po prostu BYĆ, ROZUMIEĆ, NIE WYWIERAĆ PRESJI - i AKCEPTOWAĆ. Traktować normalnie - a nie jak osoby "upośledzone" czy "wybrakowane".
UsuńCzasami dać porządnego kopa w tyłek - kiedy za bardzo się nad sobą rozczulamy i tyle wspaniałych rzeczy przechodzi nam koło nosa, niezauważonych :)
Z niepłodnością borykałam się około 4 lata. Mieszkaliśmy wtedy w Austrii a tam do in vitro podchodzi się dużo spokojniej niż w Polsce. W każdym razie okazało się, że to też nie była nasza droga. Ostatecznie podjęliśmy decyzję - przeprowadzka do Polski i zaczynamy starania o adopcję. Naprawdę odetchnęłam, kiedy podjęliśmy tą decyzje i byłam naprawdę szczęśliwa. I wtedy bardzo szybko okazało się, że jestem w ciąży. Do ośrodka adopcyjnego wróciliśmy, kiedy mała miała rok. Niestety, kiedy okazało się, że mała jest chora na chorobę autoimmunologiczną, z bólem podjęliśmy decyzję o rezygnacji. Boję się, że skrzywdziłabym drugie dziecko. Bardzo, bardzo żałuję, że nie będziemy mieli drugiego dziecka. Niestety ostatni rok pokazał, że byłaby to duża nieodpowiedzialność.
OdpowiedzUsuńI tak bywa, niestety - czasami mają miejsce sytuacje zupełnie niezależne od nas... Moim zdaniem Wasza decyzja była wyrazem wielkiej dojrzałości i odpowiedzialności - bo przecież poza wewnętrznym głosem serca trzeba jeszcze zachować realne spojrzenie i trzeźwy osąd sytuacji. Pozdrawiam i gratuluję ślicznej Córci !
UsuńBardzo lubię twojego bloga, to jak mówisz wprost o rzeczach trudnych, ale brutalnie prawdziwych <3 Bije od ciebie silą, mądrość i pozytywna energia - mam nadzieję, że będzie nam dane spotkac się na żywo :)
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo mogę powiedzieć/napisać o Tobie i Twoim blogu - więc również liczę na to, że będziemy miały kiedyś okazję do spotkania face to face :)
UsuńNiepłodność dotyka coraz więcej ludzi. W moim gronie znajomych są właśnie tacy, którzy bardzo długo starali się o dziecko i u paru w końcu się udało a u kliku do tej pory nie. Ciężki i delikatny temat, bo nie każdy sobie umie z tym poradzić. Staram się wczuć w ich sytuację i nie komentować tylko wspierać bo nie wiem jak ja zachowałabym się gdybym nie mogła mieć upragnionego dziecka. Fajny tekst!
OdpowiedzUsuńTo jest chyba najlepsze rozwiązanie : wspierać tak, żeby ktoś odczuwał Twoją obecność i wiedział, że może na Ciebie liczyć - ale nienachalnie i bez zbytniego ingerowania w najbardziej intymne szczegóły, o których nie każdy ma ochotę opowiadać.
UsuńNie cierpię presji społecznych i gadania tych wszystkich ludzi dookoła. Również właśnie przez to wyprowadziliśmy się do Nowej Zelandii. Żeby mieć święty spokój :) Pozdrawiam i powodzenia we wszystkim co sobie wymarzycie.
OdpowiedzUsuńŻyjąc w Polsce można albo się do tego przyzwyczaić - albo nie zgadzać się na to, żeby ktoś ładował się z butami do naszego życia, zupełnie nieproszony. Ja wybrałam tę drugą opcję - nawet niekoniecznie w kwestii niepłodności, tylko generalnie - i już od pewnego czasu jakakolwiek cudza presja niewiele mnie obchodzi. Jeżeli ktoś ma prawo do wywierania na mnie presji - to ja sama, żeby pracować nad sobą i się doskonalić :)
UsuńAle tej Nowej Zelandii tak czy siak trochę Wam zazdroszczę ;)
Trudny, ale ważny temat, który dotyczy coraz większej ilości par.
OdpowiedzUsuńZgodnie ze statystykami, co piątej pary - i tak naprawdę nigdy nie wiadomo, na kogo trafi. Jedna wielka loteria i zagadka - trochę jak popularne wyliczanki z dzieciństwa...niestety...
UsuńJa jestem dumna z tego, że potrafiliśmy powiedzieć stop i z decyzji, które to przyspieszyły.
OdpowiedzUsuńTeż jestem zdania, że trzeba umieć powiedzieć sobie "dość". Z tym że dla każdej pary ten moment nadchodzi kiedy indziej. Dla jednych niespełna dwa lata po ślubie, a dla innych - piętnaście lat. Dla jednych po wykorzystaniu wszystkich opcji związanych z naprotechnologią, a dla innych - po pięciu procedurach in vitro. Ale najważniejsze jest moim zdaniem to, żeby zupełnie się w tym wszystkim nie zatracić i dostrzegać jeszcze coś poza niepłodnością - mieć jeszcze jakiś inny sens w życiu, niż tylko oczekiwanie na ciążę.
UsuńBardzo mądrze to ujęłaś. Myślę, że jeżeli ktoś cierpiący na niepłodność przeczyta ten tekst to zyska jakąś nową siłę. Super, że tak dobrze sobie z tym poradziłaś.
OdpowiedzUsuńCzytałam już chyba wszystkie teksty w ramach tej kampanii - i każdy z nich wnosi coś zupełnie innego, ukazuje niepłodność z innego punktu widzenia. Naprawdę warto się w nie zagłębić - chociażby po to, żeby poznać bardzo różne perspektywy i spojrzenia na ten problem.
UsuńMoże pytanie rzeczywiście zostało dziwnie skonstruowane, ale podoba mi się ta kampania. Fajnie, że ktoś mówi głośno o problemach, z jakimi zmierzają się niepłodni na codzień.
OdpowiedzUsuńWażne jest, żeby nie zatracić się w niepłodności i zawsze pamiętać, że tak jak napisałaś-niepłodność mnie nie definiuje. Narazie cieszę się, że pomimo tego, co nas spotkało,nadal umiem doceniać inne piękne rzeczy w moim życiu.
A może to ja jestem za bardzo czepialska i jak zwykle rozkładam wszystko na czynniki pierwsze ? ;) Odnośnie sensu całej kampanii - absolutnie go nie neguję ! Takie kampanie powinny moim zdaniem trwać permanentnie - chociażby w ramach wychowania do życia w rodzinie w szkole - aż do momentu, kiedy zmieni się podejście naszego społeczeństwa, a niepłodność przestanie być wstydliwym tematem tabu, tak często i chętnie zamiatanym pod dywan.
UsuńA Ty - jesteś absolutnie wspaniała ! :) I ta umiejętność doceniania pięknych rzeczy bije z każdego wpisu na Twoim blogu :)
Trudny temat. Ja wspieram duchowo wszystkich, którzy się z tym zmagają i trzymam kciuki za nich, bo wiem że nie jest łatwo mieć "ot tak" dziecka :)
OdpowiedzUsuńAni nie jest łatwo "ot tak" je mieć, ani potem - jak już się uda - "ot tak" wychować. Każda z tych kwestii to wyzwanie - zresztą sama doskonale zdajesz sobie z tego sprawę :)Dziękuję za duchowe wsparcie :*
UsuńBardzo podziwiam ludzi którzy walczą o dziecko ... przed druga ciąża poroniłam , bardzo wcześnie, często się zdarza ... a ja nie umiałam się z tym pogodzić, byłam rozczarowana własnym ciałem, jego niesprawnością ... wiedziałam wtedy, ze jeśli się nie uda przez kolejne pare miesięcy nie będę walczyć ... nie miałabym na to siły ...dlatego bardzo szanuje i uważam, ze walka z niepłodnością to powód do dumy
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu Twojej straty :( Znam kilka kobiet,które mają problem z nawracającymi poronieniami - zresztą sama też miałabym jeszcze kilkoro rodzeństwa, gdyby moja mama się z tym nie borykała swego czasu...Ale musimy pamiętać o tym, że nieprawność naszego ciała to absolutnie nie nasza wina - i nie można się w związku z tym źle traktować i katować wyrzutami sumienia.
UsuńTrudny i ciężki temat. Takich wpisów wciąż jest za mało w sieci. Kampania to uklon w kierunku rodzicow którzy znaleźli się w takiej sytuacji. A każdy miesiąc oczekiwania i nadzieji to czasem bardzo bolesne doświadczenie kiedy okazuje się ze nic z tego. Że nie ma 2 kresek. Trudno jest wtedy normalnie żyć.
OdpowiedzUsuńJa to znam, i Ty to znasz...Ważne, żeby jak najwięcej takich historii odnalazło swoje szczęśliwe zakończenie.
UsuńNiepłodność nie powinna być powodem do wstydu, czy do wytykania przez ludzi,że osoba z tą "przypadłością" jest inna, gorsza.
OdpowiedzUsuńZ pierwszą ciążą miałam małe trudności - za bardzo chciałam, maniakalnie sprawdzałam co miesiąc czy pojawią się dwie kreski. Dopiero kiedy odpuściłam, wyluzowałam - udało się. Drugą ciążę poroniłam, z trzecią nie było problemów (pomijając wymioty przez całe 8 miesięcy) Podziwiam pary, które latami walczą o dziecko. Ludzi, którzy pomimo tego bólu psychicznego nadal walczą. Chylę przed nimi czoła, bo trzeba być silnym, cierpliwym i wciąż mieć nadzieję...
Kiedy się tak rozglądam wokół we własnym otoczeniu i czytam wszelkie komentarze, posty na blogach i forach internetowych - to chyba naprawdę na palcach obu rąk mogę zliczyć znajome pary, które nie miały absolutnie żadnych problemów z poczęciem czy też z donoszeniem ciąży. To aż przerażające...
UsuńW czasach, gdy coraz więcej osób zmaga się z tym problemem - przestaje być on powodem do wstydu (jak dawniej), a staje się czymś "normalnym" (choć to niewłaściwe słowo).
OdpowiedzUsuńSłowo może i brzmi dziwnie w tym kontekście, ale taka jest prawda - niepłodność staje się coraz bardziej powszechnym zjawiskiem.
Usuń:) Możesz być dumna i w moim odczuciu to nie jest za duże słowo :)
OdpowiedzUsuńdostałyśmy nagrodę od naszej niepłodności i ja ją nawet polubiłam, zaprzyjaźniłam się z nią.
Ale czy chciałabym jeszcze raz przez to przechodzić...? Hmm... Jeszcze raz może nie. Ale gdyby ktoś cofnął mnie w czasie nie zmieniłabym nic, bo dziś wiem, że cała moja droga po dziecko była po to, bym potrafiła zrozumieć więcej, kochać bardziej, bardziej być <3
Ja jestem dumna z naszego Bąbla i z rodziny, jaką teraz tworzymy - to nie ulega żadnej wątpliwości. Ale czy w trakcie leczenia rozpierala mnie duma ? Niekoniecznie. Może dlatego, że nie byłam nastawiona też jakoś szczególnie walecznie - bo od samego początku moja intuicja podpowiadala mi, że życie przewidzialo dla nas inną drogę, jaką jest adopcja. W pewnym momencie już mi się tej walki o ciążę zwyczajnie odechcialo - i wolałam skupić się na oczekiwaniu na Adoptusia :)
UsuńTo faktycznie trudny temat, ale mam wrażenie, że bardziej dla osób postronnych niż samych zainteresowanych. Marzącym o dziecku jest niesamowicie ciężko, ale wiedzą jaka jest stawka, walczą by spełniać swoje marzenia. A nasz stosunek do tej sytuacji może im albo pomóc albo zaszkodzić. Czasem potrzeba taktu, na pewno jednak zrozumienia i wsparcia.
OdpowiedzUsuńTo daje nadzieję, wielu ludziom na posiadanie własnego dziecka. Nikt tego problemu, nie zrozumie dopoki tego nie przejdzie.
OdpowiedzUsuń