Ktoś mógłby
odpowiedzieć na tytułowe pytanie: "dokładnie tak samo, jak z dzieckiem
biologicznym". W pewnym sensie miałby rację - jednak nawet w przypadku
bardzo małego Adoptusia może być to proces nieco bardziej żmudny, długotrwały i
wymagający od nas jeszcze większego zaangażowania, niż w przypadku dziecka
biologicznego.
Musimy przecież pamiętać o tym, że nasz adoptowany maluszek ma już swoją wcześniejszą historię i pewien bagaż życiowych doświadczeń. Najprawdopodobniej zdążył już nawiązać pewne relacje z ludźmi, którzy zajmowali się nim wcześniej, zanim trafił do naszej rodziny - i niestety nie zawsze były to relacje oparte na pozytywnych emocjach oraz pozwalające stworzyć dziecku najbardziej optymalny, bezpieczny styl przywiązania do opiekunów...
Dzisiaj
chciałabym opowiedzieć Wam o kilku bardzo prostych i oczywistych wskazówkach,
które przekazały nam na etapie warsztatów panie z naszego ośrodka adopcyjnego. Zanim jednak zacznę rozpisywać je wszystkie na poszczególne punkty musicie pamiętać, że każde dziecko jest wielką indywidualnością i coś, co przynosi rewelacyjny efekt u jednego maluszka - już u innego może okazać się kompletną klapą i nieporozumieniem...
Po pierwsze - nie staraj się być specjalistą i super-rodzicem za wszelką cenę!
Rodzice adopcyjni chyba trochę tak mają...Wydaje im się, że muszą być kimś naprawdę wyjątkowym i bliskim ideału, żeby zrekompensować dziecku wszystkie ewentualne zaniedbania i nadużycia, jakich do tej pory doświadczyło. A tymczasem - nadmierne dążenie do perfekcji może przynieść skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego. Zbyt intensywne "osaczanie" dziecka swoją miłością i fundowanie mu za dużej ilości bodźców może doprowadzić najzwyczajniej w świecie do przestymulowania - oraz sytuacji, w której maluszek będzie po prostu zmęczony naszą rodzicielską nadgorliwością.
W budowaniu więzi naprawdę nie chodzi o "efekt WOW", o jakieś ekstremalne dążenia i wyzwania. Chodzi przede wszystkim o troskę, zabawę, bycie razem i spędzanie ze sobą czasu - tak po prostu, w normalnych codziennych sytuacjach. Chodzi o to, żeby pomóc dziecku przyzwyczaić się i przekonać do zupełnie innego otoczenia i nowej, zaskakującej rzeczywistości - a najlepiej zrobić to właśnie przez wszystkie wspólne (zwyczajne i niewydumane) aktywności.
zdjęcie: Internet |
Po drugie - utrzymuj
częsty kontakt wzrokowy.
Wcale nie jest to takie łatwe i bezproblemowe, jakby się mogło wydawać. Nasz Bąbel przez pierwsze trzy miesiące reagował na próby kontaktu wzrokowego totalnym unikaniem i odwracaniem głowy - zdecydowanie większą uwagę skupiając na zabawkach, grzechotkach i gryzakach, niż na towarzyszących im ludziach.
Idąc za radą zaprzyjaźnionej pani psycholog - próbowaliśmy na nim ten wzrokowy kontakt w pewnym sensie "wymusić". Pochylaliśmy się nad dziecięcym łóżeczkiem, zbliżaliśmy swoją twarz maksymalnie do jego twarzy, przysłanialiśmy własne oblicze kontrastowymi kartami - i kiedy choć na chwilę skupiał na nich wzrok, robiliśmy świetnie znane wszystkim rodzicom "a ku-ku".
Najlepszą okazją do utrzymywania długotrwałego kontaktu wzrokowego okazało się natomiast dla nas karmienie mlekiem modyfikowanym. Wbrew pozorom - nie polega ono wyłącznie na odmierzeniu stosownej ilości proszku, połączeniu go z ciepłą wodą i mechanicznym podaniu niemowlakowi gotowej mieszanki w butelce. W trakcie takiego karmienia można przecież do dziecka czule przemawiać , głaskać je po buźce, przytulać, śpiewać ulubione dziecięce piosenki...A przede wszystkim - nawiązywać ten wspomniany kontakt wzrokowy, który jest niesłychanie istotny dla budowania więzi.
Poza tym, to właśnie głód naszego dziecka jest jedną z podstawowych potrzeb, które jako rodzice powinniśmy zaspokoić - a przecież właśnie odpowiednio szybkie i właściwe reagowanie na te potrzeby stanowi podstawę tworzenia się silnych, prawidłowych i opartych na zaufaniu relacji.
Po trzecie - masuj i dotykaj.
Wydaje mi się, że ten punkt nie wymaga już zbyt rozbudowanego komentarza. Ponieważ małe dziecko poznaje świat przede wszystkim przy pomocy zmysłów - bardzo ważny jest dla niego rodzicielski, troskliwy dotyk.
Najbardziej rozpowszechnioną techniką masażu jest w przypadku niemowląt masaż Shantalla - natomiast za optymalny moment na jego wykonywanie uznaje się chwilę po wieczornej kąpieli. Zabieg taki nie tylko pozwala maluszkowi na odpowiednie uspokojenie się i wyciszenie przed nadchodzącym snem, lecz również może okazać się pomocny przy problemach z niemowlęcą kolką.
zdjęcie: Internet |
Po czwarte - mów do dziecka, nawet jeżeli jeszcze nie jest w stanie Ci odpowiedzieć.
Pamiętam doskonale zdumienie na twarzy jednej z sąsiadek - kiedy okazało się, że spacerując z wózkiem wokół naszej wioski, cały czas z Bąblem "rozmawiam". Opowiadałam mu wtedy praktycznie o wszystkim : że właśnie przechodzimy obok parku i mijamy po drodze bardzo wysokie drzewa; że to co słyszy w tle to ćwierkanie ptaków; że obok przejeżdża traktor i wydaje z siebie głośne "pyr, pyr, pyr..." ;)
Ja wiem, że ze strony pięciomiesięczniaka nie mogłam jeszcze wówczas liczyć na jakąkolwiek formę dialogu poza gardłowym "a-guuu" - ale mimo wszystko miałam nadzieję, że te nasze rozmowy zaprocentują w przyszłości nie tylko większym zasobem Bąblowego słownictwa, lecz również nieocenionymi korzyściami w sferze emocjonalnej.
Po piąte - daj sobie
czas tylko i wyłącznie dla Waszej rodziny.
Wiem doskonale, jak to jest. Przywozicie szkraba z placówki, zaczynacie Waszą wspólną życiową podróż - a pod drzwiami już czają się dziadkowie, którzy bardzo chcą tego nowego członka rodziny zobaczyć, poznać i choć na chwilę zawłaszczyć go tylko dla siebie.
Jakkolwiek okrutnie i brutalnie by to nie zabrzmiało - na początkowym etapie nie możecie im na to pozwolić! Dziecko potrzebuje przede wszystkim czasu spędzonego z Wami - rodzicami - natomiast cała reszta rodziny może spokojnie poczekać aż do momentu, kiedy będzie już gotowe na spotkania w nieco szerszym, nieznanym sobie gronie. Najpierw pozwólcie mu się nieco "zakorzenić" w nowym otoczeniu i utwierdzić w przekonaniu, że tym razem jest tu na stałe - i że nie jest to tylko kolejny tymczasowy, "przejściowy" dom , który za jakiś czas znów przyjdzie mu opuścić.
Po szóste - wprowadź
rodzinne rytuały i względnie stały, powtarzalny rytm dnia.
Chyba nikogo nie muszę przekonywać, że regularność i rutyna jest dla większości dzieci bardzo wskazaną i pożądaną kwestią. Nawet jeżeli nam - dorosłym - może wydawać się ona nudna i bezcelowa, to dla dziecka stanowi istotny fundament rozwoju i w naprawdę dużym stopniu pomaga radzić sobie z ogromem nowości, jakie przynosi każdy dzień.
Nie chodzi tutaj wcale o to, żeby robić wszystko z przysłowiowym "zegarkiem w ręku" i nie pozwalać sobie na absolutnie żadne odstępstwa od utartego, stałego rytmu - zwłaszcza, że z niektórymi niemowlętami jest to zwyczajnie niemożliwe lub graniczy niemal z cudem ;) A jednak warto mieć pewne powtarzalne schematy, stałe pory posiłków, kąpieli czy spacerów - ponieważ dają one dziecku poczucie bezpieczeństwa i przewidywalność zamiast ciągłej niepewności i wszechobecnego chaosu.
Po siódme - nie posyłaj zbyt wcześnie do placówki.
Dla niektórych rodziców może być to temat dość kontrowersyjny - natomiast dla pracowników naszego ośrodka adopcyjnego była to kwestia raczej oczywista i nie podlegająca żadnej dyskusji.
Jestem skłonna zgodzić się z nimi, że nie po to adoptujemy dziecko, by już za chwilę przekazać je pod opiekę pań w żłobku czy przedszkolu. Zastanówmy się, czy roczniak bądź dwulatek widzi jakąkolwiek różnicę pomiędzy grupą przedszkolną - a tą, w której przebywał jako wychowanek ośrodka opiekuńczo-wychowawczego? Moim zdaniem - niekoniecznie...
Jesteś dla swojego dziecka najlepsze mama jaka możesz być i tego się trzymaj. Wiem że pomimo tego że nie jest twoim biologicznym dzieckiem nie ma to znaczenia. Piękny wpis.
OdpowiedzUsuńMasz rację - to nie ma absolutnie żadnego znaczenia :) Szczerze mówiąc nawet gdybym mogła mieć dziecko biologiczne - to i tak podjęłabym decyzję o adopcji. Dla mnie to dokładnie taki sam CUD NARODZIN :) Dziękuję :*
UsuńTo właściwe troszkę tak jak budowanie więzi zw swoim biologicznym dzieckiem :-) Chociaż tutaj wymaga on troszkę więcej czasu pewnie. Wszystko to co opisalaś u nas jest naturalne nawet rozmowy z dzieckiem na spacerze czy w sklepie :-)
OdpowiedzUsuńPiękny wpis, który tak na prawdę może być przeznaczony dla każdego rodzica :-)
Właśnie o to chodzi, że często wcale nie trzeba nie wiadomo jakich "specjalistycznych metod" - choć niektórym kandydatom na rodziców adopcyjnych może się tak wydawać (nam też się wydawało, kiedy jeszcze byliśmy w trakcie szkoleń i warsztatów :) ) Na pewno dużą rolę odgrywa tutaj wiek, w jakim dziecko trafia do rodziny - my akurat mieliśmy stosunkowo łatwo, bo zaadoptowaliśmy 2,5-miesięcznego szkraba.
UsuńNatomiast te rozmowy z dzieckiem dla wielu rodziców wcale nie są aż tak naturalne i oczywiste. Kiedy spotykam niektóre mamy na placu zabaw czy w parku - to słyszę jedynie jak rozmawiają między sobą, natomiast z dziećmi komunikują się tylko jakimiś półsłówkami...
Zawsze podziwiałam ludzi, którzy adoptują dzieci, nie każdego stać na taką decyzję. Myślę, że to bardzo świadomi w swoim rodzicielstwie ludzie i robią dużo dobrego. A, że po drodze błądzą, to cóż? Nikt nie jest doskonały i nawet nie o to chodzi.
Usuńwww.mojaszkolaangielskiego.wordpress.com
Piękny wpis a zarazem taki prawdziwy! Kochana dla swojej pociechy jesteś najlepsza mama na świecie!
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję, ale ostateczną ocenę trzeba pozostawić Bąblowi - i poczekać trochę aż podrośnie, żeby mógł ją wyrazić ;)
UsuńZapisuję sobie ten tekst, bo jest naprawdę wartościowy. Myślę, że przyda się nam za jakiś czas. Pokażę też mężowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wiesz dobrze, że zawsze możesz pytać też w wiadomościach prywatnych - o wszystko, nie ma dla mnie tematów tabu ;) Życzę Mężowi przyjemnej lektury :)
UsuńWiem ;) i dziękuję. Myślę, że za jakiś czas mogę zacząć Cię tymi pytaniami zasypywać.
UsuńWspaniały tekst, bardzo potrzebny :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Mi też się przydał, bo przywołał wiele wspomnień :)
UsuńBardzo mądrze napisane.
OdpowiedzUsuńStarałam się ująć to w miarę krótko i treściwie - a jeśli Twoim zdaniem wyszło też mądrze, to bardzo mi miło :)
UsuńBardzo podobne porady dla rodziców biologicznych dzieci, ale zdaję sobie sprawę, że dla rodziców adopcyjnych proces budowania więzi może być dłuższy i bardziej złożony, gdzie właśnie bez Twoich porad się nie obędzie i konieczność ich stosowań okaże się obowiązkowa :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że takie porady przydadzą się wszystkim, niezależnie od charakteru ich rodzicielstwa - ale jednak mam wrażenie, że w przypadku dzieciątka adoptowanego człowiek bardziej potrzebuje i poszukuje takich wskazówek, więc bardzo chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami :)
Usuńwłaściwie mogę napisać "nie dotyczy mnie to", ale i tak przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem. czyta się Ciebie wybornie!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :) Nawet jeżeli Tobie bezpośrednio się ten tekst nie przyda, to może kiedyś będzie ktoś, kogo będziesz chciała do niego odesłać...
UsuńNiby takie proste wskazówki, ale jak istotne...
OdpowiedzUsuńNas namawiają - szczególnie teściu, aby "brać" dwójkę dzieci jak coś...
Bo się będą lepiej chować, bo od razu i z głowy...
Na nasze słowa, że któreś może wymagać więcej uwagi, opieki, że może się okazać nie w pełni zdrowe. Dostaliśmy odpowiedź "no przecież prosicie o zdrowe, nie bierzcie jakiś chorych..."
A później wszelkie odstające od biologicznych wnuków zachowanie będą winą naszego wychowania...
Wiesz, jak to jest - najciemniej zawsze pod latarnią. Człowiek czasami szuka nie wiadomo jakich metod i sposobów - a tak naprawdę są one wszystkie w zasięgu ręki i nie mają w sobie absolutnie nic skomplikowanego.
UsuńOdnośnie adopcji rodzeństwa - też się zastanawialiśmy przez jakiś czas, jednak potem stwierdziliśmy, że byłby to dla nas skok na zbyt głęboką wodę. Moim zdaniem nie ma sensu ulegać jakiejkolwiek zewnętrznej presji - tylko robić to, co podpowiada Wam serce (oraz zdrowy rozsądek). Choroba tak naprawdę może pojawić się na każdym etapie życia dziecka - zarówno adoptowanego, jak i biologicznego - i nie da się tego w żaden sposób przewidzieć. Ale jeśli nie czujecie się na siłach, by przyjąć do siebie od razu dwójkę maluszków - to moim zdaniem lepiej słuchać własnego wewnętrznego głosu i nie porywać się z motyką na słońce tylko dlatego, że ktoś Wam tak doradza.
Jestem jeszcze przed calym procesem adopcyjnym. Dzieki za ten wpis. Pomogl mi zmniejszyc moje obawy.
OdpowiedzUsuńW takim razie pozostaje mi tylko życzyć Wam powodzenia, cierpliwości i jak najkrótszej drogi do Wszego maleństwa :) Gdybyś miała pytania - pisz śmiało, pomogę na miarę swoich skromnych możliwości :)
Usuńo z tym kontaktem wzrokowym, to i my musieliśmy dużo pracować. Szczególny nacisk na to kładła nasza Rehabilitantka. U nas największe efekty przyniosło właśnie akuku! tak stara zabawa, a działa cuda:), podobnie z czasem spędzanym. Do dziadków jak najczęściej, ale w drugą stronę mocno ograniczaliśmy. Córka musiała się nauczyć co to dom. taki natłok ludzi nie jest dobry.. Często rodzice zdrowych dzieci nie zwracają uwagi na takie "błahostki".
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje, że jednak są pewne "drobne" różnice i niuanse. U nas panie wręcz ZAKAZAŁY kontaktów z innymi osobami na początkowym etapie po przysposobieniu - więc przez pierwsze półtora tygodnia przechodziliśmy domową kwarantannę tylko we trójkę, bez jakichkolwiek gości z zewnątrz :)
UsuńZgadzam się z przedmówcami. Bardzo mądry wpis i na pewno okaże się przydatny. Takich praktycznych rad od doświadczonych mam najbardziej brakuje na szkoleniach w OA.
OdpowiedzUsuńU nas akurat panie z OA dosyć kompleksowo i rozlegle nam o tych wszystkich kwestiach związanych z więzią opowiedziały - choć oczywiście zawsze mogłoby być jeszcze więcej, jeszcze lepiej i jeszcze bardziej wyczerpująco :)
UsuńZgadzam sie z każdym punktem!
OdpowiedzUsuńJednak to nie tak samo jak więź z włąsnym dzieckiem. Tu dodatkowo dochodza obawy , bo tak jak napisałaś często dziecko ma już swoją historię, nie rzadko niełatwą! Im starsze dzieciątko tym trudniej! Tu potrzeba wszystkiego o czym wspomniałaś, a przede wszystkim czasu, miłości i cierpliwości :)
Dla mnie adopcja to taka dość specyficzna sytuacja : z jednej strony wielka radość, miłość i emocje podobne jak w przypadku dziecka biologicznego - a z drugiej jednak masz przed sobą już maleństwo w jakiś sposób "ukształtowane" przez wcześniejsze doświadczenia. Dlatego dobrze jest posiadać jak najwięcej informacji o jego wcześniejszej rutynie, nawykach i wszystkich innych okolicznościach - bo wtedy człowiek porusza się jednak nieco bardziej świadomie i pewnie, a nie zupełnie po omacku.
UsuńMyślę, że to cenne rady również dla biologicznych rodziców :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak :)
UsuńBardzo dobry wpis - powtórzę za dziweczynami.
OdpowiedzUsuńU nas z kontaktem wzrokowym nie było problemu o dziwo, ale z balsamowaniem,masażem , zwłaszcza po kąpieli, juz problem był. Z czasem Hania przyzwyczaiła się i teraz uwielbia kiedy masuję jej stopy - sama sie domaga;-)Tak jak napisałaś wszystko wymaga czasu, cierpliwości i powtarzalności=rutyny.
Bąblowi natomiast bardzo trudno było przekonać się do kontaktu 'face to face' - na początku wręcz się odpychał i wolał być noszony tyłem do nas, a przodem do reszty świata. Tak naprawdę dopiero po jakichś trzech miesiącach się to zmieniło - i wymagało sporo zachodu z naszej strony. Najważniejsze to się nie poddawać i próbować, próbować, próbować - bo na każdy (nawet najmniejszy) efekt zdecydowanie warto czekać :)
UsuńWszystkie punkty, ktore wymieniłaś dotyczą tak samo biologicznych dzieci :) Gdy nam się rodzi dziecko powinniśmy postępować tak samo- budować tę szczególną więź z naszym dzieckiem, spełniać jego podstawowe potrzeby, chronić i być dobrym/ najlepszym rodzicem :)
OdpowiedzUsuńZgadza się - a jednak adopcja ma swoją szczególną specyfikę i może (choć nie musi) przychodzić to wszystko nieco trudniej i bardziej mozolnie niż w przypadku dzieciątka, które jest z nami od pierwszego dnia swojego życia. Podejrzewam też, że gdybyśmy przyjęli do naszej rodziny kilkulatka - to miałabym w tym poście zdecydowanie więcej punktów do omówienia.
UsuńMyślę, że to mądre i cenne rady nie tylko dla adopcyjnych rodziców, ale dla wszystkich :)
OdpowiedzUsuńPozostanę jednak przy swoim maleńkim "ale..." - bo w przypadku adopcji cała sytuacja jest jednak nieco inna i specyficzna :) Nawet jeśli chodzi o drobiazgi takie jak np. sposób noszenia, karmienia czy przebierania - dziecko często jest już przyzwyczajone do swoich opiekunek w placówce i ewidentnie wyczuwa, że to już jednak inna osoba i "obce" ręce się nim zajmują. Z związku z tym wszystko wymaga czasu, czasu i jeszcze raz czasu :)
UsuńBardzo fajny, informacyjny tekst. Nigdy sie nad tym wszystkim nie zastanawialam, a widze, ze nic nie jest ot, tak latwe!
OdpowiedzUsuńJa zawsze podejrzewałam, że nie jest łatwe i nie przychodzi ot tak (bez względu na "rodzaj" rodzicielstwa) - ale też nie sądziłam, że będzie aż tyle różnych sytuacji, które do tego stopnia mnie zaskoczą i absolutnie nie będą wpisywały się w to, co było mi dane wyczytać wcześniej we wszelakich poradnikach ;)
UsuńKażde dziecko jest inne, zgadzam się z tym w stu procentach, ale czytając ten wpis wydaje mi się, że te rady sprawdziłyby się praktycznie przy każdym dziecku. Uwielbiam Twoje wpisy tego typu, bo bije z nich niesamowita miłość. A co do rozmawiania z dzieckiem to ja sobie nie wyobrażam jak niektórzy mogą tego nie robić.
OdpowiedzUsuńA jednak nie wszyscy to robią - albo porozumiewają się ze swoimi dziećmi wyłącznie na zasadzie wiecznego "warczenia" na nie :( Strasznie przykre, kiedy się coś takiego słyszy - bo przecież dziecko to taki sam człowiek jak my, tylko po prostu mniejszy i wymagający jeszcze większej troski i jeszcze bardziej rozbudowanego komentarza wyjaśniającego świat...
UsuńŚwietne rady dla wszystkich mam - biologicznych i adopcyjnych. Powinny wydawać się czymś naturalnym, ale wiele osób bardzo mechanicznie podchodzi do dzieci, twierdząc, że "ono nic nie rozumie". Tiaaaa, jasne...
OdpowiedzUsuńNiestety tak właśnie bywa - a chyba każda z mam zdążyła się już niejednokrotnie przekonać, że dziecko rozumie doskonale znacznie więcej, niż nam się wydaje. I do tego potrafi naprawdę niesamowicie zaskoczyć swoimi bardzo emocjonalnymi reakcjami na daną sytuację.
UsuńBudowanie więzi z każdym dzieckiem wymaga pracy i zaangażowania, ale w Waszej sytuacji jest to o tyle ważniejsze, że nie jest Wam zazwyczaj dane być z dzieckiem od samego początku. Czasami są to tygodnie/miesiące, które potem trzeba nadgonić... Tym bardziej podziwiam :*
OdpowiedzUsuńZawsze powtarzam, że podziwiać nie ma czego :) Ja po prostu bardzo chciałam zostać mamą i jednak więcej było w tym pragnieniu egoizmu (mam nadzieję, że zdrowego), niż altruizmu z mojej strony :):* Ale nadgonić faktycznie trzeba - i dziękuję losowi, że u nas "tylko" 2,5 miesiąca było do nadrobienia...
UsuńPotwierdzę tylko to co napisało dziesiątki osób przede mną- bardzo mądry, dojrzały i ciekawy wpis. Podziwiam rodziców którzy decydują się na adopcję, bo świadczy to o ich ogromnej dojrzałości w kwestiach macierzyństwa. Brawo <3
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko nadal czasami czuję, że wciąż do tej mojej matczynej roli nie dorosłam ;)
UsuńPiekny wpis. Budowanie wiezi z dzieckiem biologicznym wydawaloby sie prosta , naturalna sprawa, ale nieraz tak nie jest. U nas to dlugo trwalo. Poprzez depresje poporodwa dlugo nie bylo miedzy nami wiezi.Jezeli bedze miala drugie dziecko , to napewno skorzystam z tych dobrych rad. :9 Dziekuje
OdpowiedzUsuńPs. Macie slicznego synka :) Serdecznie pozdrawiam! Justyna
Wierzę, że z dzieckiem biologicznym też można napotkać na najróżniejsze przeszkody i zawirowania. Moja znajoma kiedyś opowiadała mi, że przez pierwszych kilka miesięcy po porodzie zupełnie nie mogła się odnaleźć w nowej roli, zrozumieć swojego dziecka, właściwie zareagować na jego potrzeby. Sytuacja zmieniła się dopiero kiedy jej córeczka zachorowała i wylądowała w szpitalu z zapaleniem płuc (bodajże w wieku 6 miesięcy) - i dopiero wtedy cała ta matczyna miłość spadła na nią wręcz lawinowo...
UsuńW imieniu Bąbla bardzo dziękuję za miłe słowa :) Pozdrawiamy ciepło i wszystkiego dobrego! :)
Zawsze mówiłam sobie, że kiedyś adoptuję choć jedno dziecko. ze stworzę taki prawdziwy, rodiznny dom dziecka. Później był taki czas, że zaczęłam się zastanawiać, czy oby na pewno dałabym radę. Czy pokochałabym jak swoje. Ale teraz mam dwa takie Pierdziochy, które są obce, a jednak jak najbliższa rodzina i kocham je całym serduchem. I szczerze mówiąc, gdybym miała pełną Rodzinę i lepsze warunki, wróciłabym pewno do tej myśli ;)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze kiedyś wrócisz, kto wie... Ja jestem niemal pewna, że pokochałabyś identycznie - bo naprawdę nie czuje się żadnej różnicy :)
UsuńTemat mi zupełnie odległy, ale bardzo podziwiam ludzi którzy decydują się na adopcję. Kto wie, może i w mojej sytuacji pojawi się takie pragnienie. Bardzo przydatna treść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Dobrego słowa użyłaś - ponieważ to powinno być właśnie pragnienie, a nie przymus, konieczność, ostateczność :) Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w Nowym Roku ! :)
UsuńBardzo mądry i pomocny wpis. Zwłaszcza dla osób, które zmagają się z podobnymi problemami, mają wątpliwości, nie wiedzą, jak reagować. Pozrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo rozsądnie to brzmi. Nie miałam okazji sprawdzić na dziecku adopcyjnym, ale myślę, że powinno się sprawdzić :)
OdpowiedzUsuńWiesz co - masz rację w pierwszym akapicie - dokładnie tak samo powinno się budować więź z dzieckiem biologicznym, co z adopcyjnym. Każdy punkt mogłabym zastosować u siebie. A najlepsze jest to, że jesteś bardziej świadomą mamą, niż niejedna mama biologiczna...może powinny być z tego jakieś szkolenia? ;)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, że te elementy są istotne w ogóle w nawiązywaniu więzi z dzieckiem :) Pięknie to ujęłaś, ja również gadam do babli non stop :)
OdpowiedzUsuńPodczas warsztatów sporo się o tym mówiło, ale dobrze, że spisałaś to wszystko punkt po punkcie, tak dla przypomnienia i poukładania sobie. Nie jest to łatwy temat. U nas na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest w porządku, jest więź, kochamy się, ale widzę, że Tygrys ciągle nie czuje się pewnie, mimo, że już prawie dwa lata jesteśmy razem. Jeszcze dużo pracy przed nami.
OdpowiedzUsuńTrudny temat. Niby wszystkie z tych rzeczy robimy również z dzieckiem biologicznym, ale z adoptowanym wydaje się być trudniej. Jest tyle szczegółów na które rodzice adopcyjni powinni zwracać uwagę.
OdpowiedzUsuńBardzo cenny wpis. Nigdy nie wpadłam na to, że budowanie więzi z adoptowanym dzieckiem może być tak trudne. Skorzystam z porad, bo w przyszłości rozważam adopcje dziecka.
OdpowiedzUsuńBardzo wartościowy wpis. Poruszyłaś trudny temat, ale dla rodziców adopcyjnych bardzo ważny. Nie łatwo zbudować tę więź i czasem potrzeba po prostu sporo czasu...
OdpowiedzUsuńjest to na pewno bardzo trudny proces nie tylko dla rodziców ale i dziecka, w końcu każdy znalazł się w nowej sytuacji i o ile dorosły jest w stanie to wyjaśnić tak dziecko ma tylko emocje, które może pokazać
OdpowiedzUsuń