Miałam zacząć ten wpis słowami : "dzisiejszy post powstał głównie z myślą o rodzicach adopcyjnych"... Potem planowałam napisać również: "dzisiejszy post powstał
nie tylko z myślą o rodzicach adopcyjnych - ale z myślą o wszystkich,
którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś o adopcji, nawet jeśli ten temat
bezpośrednio ich nie dotyczy"...
Ostatecznie myślę sobie jednak, że to post po prostu dla
wszystkich. I dla rodziców adopcyjnych, i dla biologicznych - dla których ważna jest bliskość i silna więź z dzieckiem, budowana już od pierwszych chwil jego życia. I dla wielbicieli teatru oraz
sztuki przez duże "S". I dla tych, którzy obcując z tą Sztuką czasami po
prostu lubią się wzruszyć i zafundować sobie prawdziwy emocjonalny
rollercoaster. I może najbardziej dla tych, którzy swoje myślenie o
adopcji przepuszczają przez filtr wielu krzywdzących stereotypów -
nieprawdziwych i... zwyczajnie głupich!
fot. P. Nykowski |
Byłam tam. Na Scenie Wspólnej poznańskiego Teatru Łejery
fenomenalna Magdalena Myszkiewicz i "Wieża z klocków". Jeden rząd za mną
wyelegantowany i bardzo sympatyczny Piotr Gąsowski, a kilka rzędów
przede mną autorka literackiego pierwowzoru - Katarzyna Kotowska, którą
oczywiście z moim "genialnym" refleksem skojarzyłam dopiero w drodze do
domu, kiedy było już zbyt późno na wspólne pamiątkowe zdjęcie czy
autograf :/
Osobom niezorientowanym muszę tutaj króciutko wyjaśnić,
czym w ogóle jest wspomniana "Wieża z klocków". W moim odczuciu to coś w
rodzaju "Biblii" dla wszystkich rodziców adopcyjnych oraz dla tych,
którzy znajdują się dopiero na etapie rozważania decyzji o
przysposobieniu dziecka. To książka, którą osobiście czytałam chyba pięć
razy - a potem mój egzemplarz przeszedł przez ręce kolejnych trzech
zaprzyjaźnionych par, również oczekujących na TEN telefon z ośrodka.
fot. P. Nykowski |
Nie mnie oceniać poziom artystyczny spektaklu i jego
przygotowanie od strony technicznej - wydawało mi się znakomite, ale nie
jestem przecież żadnym krytykiem sztuki. Nie znam się też na tajnikach
gry aktorskiej - więc dla mnie wyznacznikiem świetnego przedstawienia
jest przede wszystkim to, czy potrafi wzruszyć mnie ono do łez, zrobić
mi w głowie totalny mętlik i sprawić, że będę myślała o nim jeszcze
bardzo długo po opuszczeniu teatralnej sali.
I "Wieża z klocków" spełnia
absolutnie wszystkie te kryteria - jest godzina ósma dnia następnego, a ja nadal nie umiem przestać płakać. Nie mam żadnej wiedzy odnośnie tego, czy aktorka również jest mamą adopcyjną - ale wiem, że umiała bardzo prawdziwie i trafnie oddać wszystkie emocje, jakie rodzicom adopcyjnym
towarzyszą. I że potrafiła zrobić to wszystko zupełnie sama, podczas
godzinnego monodramu - za rekwizyty mając tylko kilka prostych przedmiotów i kawałków drewna,
które stają się i fotelikiem samochodowym, i dziecięcym łóżeczkiem, i
nawet pralką, w której mały Piotruś ukrywał przed rodzicami swoje
skarby...A wszystko to w cudowny i zaczarowany sposób ożywa na scenie w jej rękach...
fot. P. Nykowski |
Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję - obejrzyjcie
koniecznie! Spektakl powstał w ramach kooperacji Fundacji Mam Dom, Teatru Współczesnego w Szczecinie i Sceny Wspólnej w Poznaniu - i do tej pory był wystawiany właśnie w tych dwóch miastach, ale może kiedyś
i do Waszej miejscowości zawita. Nawet jeśli nie - to warto tłuc się i kilkaset kilometrów, i nawet przez pół Polski, żeby go zobaczyć !
Magiczny. Naprawdę dający do myślenia. Otwierający głowy i
serca. Bardzo dobitnie uświadamiający, dlaczego żadne, ale to ŻADNE dziecko
nie powinno NIGDY znaleźć się w placówce - i dlaczego domy dziecka
powinny zostać ostatecznie wyparte oraz zastąpione wszelkimi dostępnymi
rodzinnymi formami opieki.
fot. P. Nykowski |
Przy okazji chciałabym jeszcze raz podziękować bardzo
sympatycznej Czytelniczce bloga, która rozpoznała mnie wśród oczekującej
na przedstawienie publiczności - i poratowała swoimi chusteczkami
higienicznymi, kiedy już nie umiałam powstrzymać łez.
Niestety nie pamiętam Twojego imienia - byłam chyba za
bardzo zaskoczona, żeby je zapamiętać... Niemniej jednak - było mi
bardzo miło Was poznać i cieszę się, że zdecydowałaś się do mnie
podejść. Pozdrowienia dla Was i dla Waszego Maleństwa! :)
Szczerze, to ja raczej nie jestem wielbicielką teatru, ale widać, że ten spektakl robi wielkie wrażenie i na pewno dobrze, że takie właśnie sztuki są wystawiane! :)
OdpowiedzUsuńSzczerze, to ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w teatrze. Ale na tę sztukę po prostu musiałam pójść - i byłam tego pewna od pierwszej chwili, kiedy się o niej dowiedziałam. Nie mogłabym pominąć spektaklu, którego tematyka jest tak bliska naszemu sercu :)
UsuńNa pewno bym go obejrzała.
OdpowiedzUsuńPs. Ja wczoraj czytałam "Moje córki krowy". Inna tematyka niż ta, o której piszesz, ale łzy te same...
U mnie o łzy generalnie nie jest trudno - ale faktycznie na niektórych filmach czy przedstawieniach puszczają już wszystkie tamy i nic nie można na to poradzić, choćby człowiek bardzo próbował.
UsuńTo cudownie, że powstają takie teatralne przedstawienia. Z wielką chęcią obejrzałabym ten spektakl!
OdpowiedzUsuńJa z wielką chęcią obejrzałabym ponownie - więc na pewno będę polować na kolejne okazje ku temu.
UsuńUwielbiam teatr niestety nie pamiętam kiedy byłam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo napisałam dwa komentarze wyżej :) Też nie bywam często - ale za to jak już pójdę, to trafiam na majstersztyk gry aktorskiej :)
UsuńKocham Teatr a na ten spektakl poszłabym z miłą chęcią! Moze kiedys zawita do naszego miasta...kto wie?? Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńZ tego co właśnie przed chwilą wyczytałam, do końca tego roku już chyba nie będą go wystawiać. Ale może w kolejnym uda mi się zobaczyć znowu - i tym razem trochę mniej rozbić się emocjonalnie i przynajmniej pójść po autograf...
UsuńJak ja dawno nie byłam w teatrze.. Pewnie też bym się wzruszyła.
OdpowiedzUsuńChwytało za serce i za gardło - nawet najtwardszych osobników, jak Bąblowy Tato :)
UsuńPolecam się na przyszłość :) i przyznaję, że jeszcze nigdy tak bardzo stęskniona nie wracałam do domu..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Marta
Może jeszcze kiedyś będę miała okazję skorzystać ;) Podobnie jak Ty miałam ochotę wtargnąć do dziadków w samym środku nocy, z całej siły się do naszego Bąbla przytulić i już nigdy go z rąk nie wypuścić...Pozdrowienia :)
UsuńTeatr to magiczne miejsce a jeszcze gdy jest taka tematyka to wcale się nie dziwie ze są i łzy 😍
OdpowiedzUsuńTo prawda. Zawsze bardziej poruszające będą dla nas książki, przedstawienia czy filmy, w których w pewnym sensie zawiera się kawałek naszej własnej, osobistej historii...
UsuńLubię teatr. Szkoda tylko, że często brakuje czasu aby się do niego wybrać...
OdpowiedzUsuńNam też najczęściej brakuje - ale akurat dla "Wieży z klocków" po prostu musieliśmy zrobić wyjątek, innej opcji nie było ! :)
UsuńI ja z Poznania i NIC O TYM NIE WIEM?????????
OdpowiedzUsuńOstatni raz w teatrze byłam 2012, a w kinie 2013 - właśnie sobie to uświadomiłam!!!!!!!
Faktycznie "Wieża z klocków" to nasza biblia, ale i "ściana płaczu"...
Ja dowiedziałam się z FB, całkiem przypadkiem - bo mam w znajomych osobę z Towarzystwa Nasz Dom.
UsuńRzeczywiście zaległości z tego typu rozrywkami spore - ale może właśnie jest okazja, żeby to nadrobić ;) I powiem Ci, że czytając książkę tych kilka razy nie odbierałam jej aż tak dramatycznie - raczej jako piękną opowieść z happy endem. Dopiero to przedstawienie mi mnóstwo rzeczy uświadomiło i rzuciło nowe światło...
To czwarte zdjęcie niesamowite...
OdpowiedzUsuńI właśnie w tym momencie przedstawienia Bąblowa Mama zaczyna się płaczem zanosić...
UsuńJejku, ja to już nie pamiętam kiedy byłam ostatnio w teatrze, chyba z jakieś 10 lat temu... Chyba trzeba coś nadrobić, tylko żeby jeszcze ten mój Konrad chciał iść, bo samej to tak nie specjalnie:)
OdpowiedzUsuńA czemu nie? Ja to bym czasami wiele dała, żeby samej się gdzieś wyrwać ;)
Usuń"Wieża z klocków" jest i moją biblią. Czytałam ją kilka razy i za każdym razem ryczę jak bóbr. Zazdroszczę Ci, że mogłaś zobaczyć ten spektakl. To musiało być wielkie przeżycie.
OdpowiedzUsuńByło niesamowicie...Chyba żaden inny spektakl nie wywarł na mnie do tej pory aż takiego wrażenia - podobnie zresztą jak sama atmosfera na widowni i wszystkie inne wydarzenia, które nam towarzyszyły tego wieczoru...
UsuńCzytałam tą książkę, jest na pewno jedną z ważniejszych w moim życiu. Sama chętnie bym poszła na to do teatru i naprawdę bardzo się cieszę, że Ty miałaś taką możliwość. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się ten spektakl obejrzeć. Gra pani Magdaleny Myszkiewicz to dla mnie absolutne mistrzostwo !
UsuńW teatrze nie bylo mnie od podstawowki. Bardzo chcialabym zobaczyc ten stektakl. A jesli nie moge, to moze I ksiazke poszukam?
OdpowiedzUsuńPoszukaj, poszukaj...Myślę, że nawet na rodzicach innych niż adopcyjni zrobi naprawdę spore wrażenie...
UsuńOj zachęciłaś mnie do przeczytania książki. Bo że się wyrwę do teatru to nawet nie marzę. A tego, że byłaś w Poznaniu cichaczem to pozwól, że nie skomentuję!
OdpowiedzUsuńTo był bardzo spontaniczny wypad. O spektaklu dowiedziałam się dosłownie dwa dni wcześniej, od razu zaklepałam bilety, a na przedstawienie dosłownie wpadliśmy i wypadliśmy. Na nic więcej nie było czasu - ale jakbym kiedyś miała w planie jakąś dłuższą wizytę to na pewno dam Ci znać :)
UsuńBardzo żałuję, że mam teraz tak bardzo napięty grafik. Niby do Poznania mam blisko, ale taka wyprawa i tak zabrałaby mi cały dzień. Jednak po książkę z chęcią sięgnę.
OdpowiedzUsuńDo sięgnięcia chociaż po książkę naprawdę zachęcam - bo chyba żadna inna tak przejmująco nie opowiada o sytuacji w domach dziecka i emocjach, jakie towarzyszą rodzicom adopcyjnym.
UsuńNigdy nie byłam w prawdziwym teatrze, czas też trochę na to nie pozwala, no i mam do niego daleko.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś jednak się wybierzesz - tak dla samej siebie i dla oderwania od codzienności :)
UsuńBrzmi bardzo ciekawie. Mieszkamy pod Poznaniem, więc trzeba będzie się wybrać.
OdpowiedzUsuńTak jak wcześniej pisałam - w tym roku chyba już grać nie będą. Ale wypatruj - może na wiosnę znów coś się ruszy :)
UsuńMam nadzieję, że i do nas kiedyś dotrze ta sztuka. Z chęcią bym zobaczyła, bo do Poznania nie prędko się wybierzemy.
OdpowiedzUsuńSzkoda :/ Gdybyście kiedyś mieli okazję się gdzieś w tych okolicach pojawić - bardzo chętnie umówilibyśmy się z Wami na wspólny seans :)
UsuńPo samym przeczytaniu Twojego wpisu łzy się cisną do oczu, więc wyobrażam sobie, co by się działo, gdybym była w teatrze... Warto uczestniczyć w takich spektaklach! Buzi :-*
OdpowiedzUsuńO coś czuję że by mi się podobało i to bardzo bom wrażliwa dusza,pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDla nas również WIEŻA jest drogowskazem. A kolejną pozycją oswajającą naszą adopcję okazała się książka A. Fraczek "Jeśli bocian nie przyleci". Wzruszająca i zachęcająca do rozmowy.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy ruszyłoby też faceta?
OdpowiedzUsuńTakiego, który ma doświadczenia adopcyjne - z pewnością. Zresztą podejrzewam, że nawet największego twardziela chwyciłoby za gardło w pewnym momencie.
UsuńSpektakl, który bardzo chciałabym zobaczyć, myślę, że zdecydowanie coś dla mnie. :)
OdpowiedzUsuń