Strony

czwartek, 18 sierpnia 2016

#MyFirst7Jobs - czyli gdzie się podziewałam, zanim zostałam pełnoetatową mamą.



Od pewnego czasu wpisując w wyszukiwarkę tag #MyFirst7Jobs możecie dowiedzieć się między innymi, jakich zajęć imali się w początkach swojej kariery obecni celebryci, słynni blogerzy czy osoby zajmujące decyzyjne stanowiska w wielkich korporacjach. Możecie również dowiedzieć się, jakie były pierwsze prace zupełnie zwyczajnych, przeciętnych ludzi - i ja dzisiaj też jako taki zwyczajny, przeciętny człowiek chętnie się tym z Wami podzielę ;)

Praca nr 1. Zbieranie truskawek. Na to wakacyjne zajęcie dałam się namówić (jeden, jedyny raz) koleżance z mojej gimnazjalnej klasy. Pracowałyśmy w polu przez jakieś 10 godzin, natomiast zakwasy męczyły nas potem przez kolejne dwa tygodnie. Koleżanka wydała wszystkie zarobione pieniądze już w drodze powrotnej do domu (z tego, co pamiętam - na pączki i papierosy), natomiast ja okazałam się zdecydowanie bardziej rozsądna i przezorna - i kupiłam za nie...doładowanie do telefonu ;) Takie to właśnie były "kokosy"! ;)


Praca nr 2. Coctail bar, w którego prowadzeniu pomagałam moim znajomym. Poznałam tam całe mnóstwo nowych drinków - a  większości z nich osobiście skosztowałam, żeby móc potem polecić lub odradzić potencjalnym klientom. Zatrudnienie, będące najkrótszą drogą do uzależnienia alkoholowego ;) Na szczęście trwało tylko kilka miesięcy, bo wieczne użeranie się z nietrzeźwymi, ledwie stojącymi na nogach imprezowiczami okazało się zdecydowanie ponad moje siły.

Praca nr 3. Castorama. Tutaj stałam na promocjach. Miałam przed sobą imitację ściany, w ręku trzymałam upaćkany malarski wałek, ubrana byłam w biały kombinezon. Moim zadaniem było zachęcanie klientów do zakupu farb i pigmentów, chyba ze trzy takie zestawy udało mi się nawet sprzedać ;) - ale zrezygnowałam niemal równie szybko jak z truskawek, ponieważ czułam się po prostu okropnie w tych roboczych ciuchach i w wyłącznie męskim towarzystwie, które niestety nie szczędziło mi głupich żartów i aluzji na wiadomym tle...


Praca nr 4. Dom dziecka. To chyba najtrudniejsze z moich dotychczasowych doświadczeń. Niestety, na studencką praktykę trafiłam akurat do takiego miejsca, gdzie trudno było o personel z powołania, gdzie wychowankowie byli tylko statystyką i kolejnym numerkiem na liście, gdzie tak naprawdę zupełnie nie liczyły się ich indywidualne potrzeby, odczucia i doświadczenia, z jakimi przyszli do placówki. Mogę tylko dziękować niebiosom za to, że kilka lat później odbieraliśmy naszego Bąbla z zupełnie innego, zdecydowanie bardziej przyjaznego przybytku...

Praca nr 5. Przedszkole. Tutaj było mi (jako pomocy wychowawcy przedszkolnego) całkiem przyjemnie - nawet pomimo faktu, że poza zajmowaniem się dziećmi myłam też okna, szorowałam podłogi, przesadzałam klomby w przedszkolnym ogródku...Do tej pory z sentymentem wspominam niektóre dzieciaki ze swojej grupy, choć w tej chwili mają już "naście" lat, mnóstwo pryszczy, klną jak szewc i notorycznie kurzą papierosy na naszych miejscowych przystankach...


Praca nr 6. Urząd miasta. To tutaj uświadomiłam sobie, że praca w naszym lokalnym samorządzie z całą pewnością nie jest tym, co chciałabym w życiu robić. Co więcej - nie życzyłabym jej nawet swojemu największemu wrogowi. Poznałam też na własnej skórze znaczenie słów "podkładać komuś świnie" oraz srogi gniew naszej "najwyższej władzy" w sytuacji, kiedy zaparzona przeze mnie kawa okazała się zbyt słaba lub za mało słodka. Chyba w żadnym innym miejscu nie spotkałam tylu leniwych, zakłamanych, zawistnych i niekompetentnych osobników, skupionych ma tak małym metrażu.  Szczególne pozdrowienia przesyłam pani kadrowej, całymi dniami młócącej w "Snajpera" na służbowym komputerze ;)

Praca nr 7. Sklep z bielizną. Tutaj zaczepiłam się tuż po studiach licencjackich - żeby samodzielnie zarobić na dalsze, magisterskie wykształcenie. Miało być tylko na chwilę - a utknęłam na ponad 5 lat: zmagając się z kierowniczym mobbingiem oraz dopasowując gorsety i staniki klientkom, które chciały być traktowane z zaszczytami godnymi brytyjskiej królowej, natomiast nader często zapominały o antyperspirancie, depilacji pach tudzież powszechnie obowiązujących zasadach kultury. (Ale w międzyczasie przeszłam też kilka profesjonalnych szkoleń z brafittingu, więc jeśli macie problem z doborem odpowiedniego dla siebie kształtu czy rozmiaru miseczki - walcie do mnie jak w dym! ;) )


Moje obecne stanowisko to : mama na pełnym etacie.  Nigdy jeszcze nie miałam takiego wymagającego, nie uznającego kompromisów szefa. Nigdy nie musiałam być aż do tego stopnia dyspozycyjna - bez wynagrodzenia, bez jakichkolwiek świadczeń, bez prawa do urlopu dłuższego niż kilka godzin w tygodniu. Ale nigdy też żadne dotychczasowe zatrudnienie nie dawało mi takiej satysfakcji i nie przyprawiało codziennie o tyle nowych wzruszeń. 

A jak to było z Wami? 
Macie za sobą wiele zmian zatrudnienia,
czy raczej trafiłyście od razu "w dziesiątkę" i w odpowiednie dla siebie miejsce? 

59 komentarzy:

  1. To pewni byś pomogła mi dobrac odpowiedni stanik do moich maleńkich piersi :)
    Ja pracowałam również na promocjach!
    Pakowalam też książki przy tasmie, odbierałąm telefony do północy na infolinii TP....
    Poważna praca była dopiero po studiach, pracowałam w ubezpieczeniach, totalnie daleko od zawodów wyuczonych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość moich dotychczasowych prac była całe lata świetlne od tego, czego się na studiach wyuczyłam - ale to chyba standard w tych czasach ;)

      A do maleńkich piersi też da się dobrać - wiem, bo sama takie właśnie mam ;) U mnie najlepiej sprawdza się (o dziwo!) nie żaden super push-up, tylko zwykła, klasyczna bardotka.

      Usuń
  2. Nosz to Ty bylas u mnie i nie chwaliłaś sie że biustonosze dobierałaś!! Jak ja mam odwieczny problem z moim biustem w sklepie wszystko leży jak ulał a w domu z lewej miseczki wylatuje😒 a wiem ze nawet dla dużych piesi sa odpowiednie miseczki..... Helppppp
    Ja też przeszłam przez prace za barem w kuchni, owoce sezonowe najmilej wspominam fizjoterapie i masaże 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak bym wiedziała, że masz taki problem - to zostawiłybyśmy naszych facetów z dziećmi, a same udałybyśmy się do domu na ekspresowy brafitting ;) Wirtualnie Ci wiele nie poradzę - ale może jeszcze kiedyś będzie okazja do spotkania w realu, to pogadamy ;)

      Usuń
    2. No widzisz to mamy kolejny powód żeby się spotkać 😃

      Usuń
    3. Każdy powód jest dobry, żeby się z Wami znów zobaczyć :) :*

      Usuń
  3. Zastanawiam się, czy znalazłabym siedem miejsc, w których pracowałam i, czy znalazłabym siedem różnych zajęć, które dane mi było wykonywać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to chyba lepiej - bo wnioskuję, że od razu trafiłaś w takie miejsce, w którym Ci się spodobało i w którym zdecydowałaś się zostać na dłużej ? ;)

      Usuń
  4. W pewnym sensie jestem szczęściarą. W liceum i na początku studiów imałam się dorywczej pracy w drukarni, bardziej dla kaprysu, niż z konieczności. Pracę "pełną parą" rozpoczęłam pod koniec czwartego roku - najpierw w sklepie, ale za to w branży bardzo pokrewnej do zdobywanego wykształcenia, więc choć w małym stopniu mogłam wykorzystać swoją wiedzę. Pół roku po obronie magisterki zaczęłam pracować w zawodzie i robię to do dziś. :) Gdybym poszperała głębiej w pamięci, to pewnie też znalazłabym takie "jednorazówki" jak Twoje zbieranie truskawek... na przykład byłam kiedyś tzw. "Tajemniczym klientem" - jeden jedyny raz, w zastępstwie za chorą koleżankę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no...tajemniczy klient - to przecież bardzo odpowiedzialne zadanie ;) Sama takich miewałam podczas mojej "kariery" w branży bieliźniarskiej - i potrafili naprawdę krwi napsuć swoimi raportami ;)

      A tak poważnie - masz rację, jesteś szczęściarą :) Nie wszystkim jest dane pracować w wyuczonym zawodzie i robić coś, z czym od samego początku wiązało się swoją przyszłość. Ale ja też w sumie nie mam na co narzekać, bo każde zdobyte doświadczenie podobno w jakiś sposób człowieka ubogaca - a już na pewno uświadamia nam, czego z całym przekonaniem w życiu robić NIE CHCEMY ;)

      Usuń
  5. Pierwsza praca - raz jeden jedyny jeszcze w średniej szkole roznosiłam w wakacje z bratem ulotki po blokach. Co się nachodziłam po schodach to moje hehe
    Potem zaraz po maturze zaczęłam staż w dziale kadr w prywatnej firmie. I tam nauczyłam się naprawdę dużo. Podobała mi się ta praca, bo był i kontakt z ludźmi, i sporo nowych rzeczy człowiek się cały czas uczył. W między czasie zaczęły się też studia licencjackie, potem magisterskie.
    A zaraz po stażu trafiłam do miejsca, gdzie pracuję do tej pory. Zmieniały się trochę moje obowiązki, ale podstawowe zadanie i zakres udzielanych informacji od ponad 7 lat są te same. Choć jak wiadomo przepisy lubią się zmieniać więc trzeba trzymać rękę na pulsie. I szczerze przyznaję - gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę pracować na słuchawkach - to bym go wyśmiała. :)
    A co dalej będę w życiu robić? Nie wiem. Nadal szukam jeszcze pomysłu na siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to witaj w klubie :) Ja też wciąż szukam, próbuję swoich sił w różnych dziedzinach i pomimo trzydziestki na karku ciągle nie jestem do końca pewna, co chciałabym w swoim życiu robić :)

      Usuń
    2. Kurcze to tak jak ja:) szczerze to czasem mnie to przeraza w tym wieku i nie wiedziec

      Usuń
    3. Ejjj, przecież to jeszcze nie wiek emerytalny :) Na pewno coś nam się jeszcze uda wymyślić - i znaleźć jakiś pomysł na siebie ;)

      Usuń
  6. U mnie też jest sporo w temacie pracy:) kiedyś już trochę o tym wspomniałam.
    Bo ja kobieta pracująca jestem, żadnej (albo PRAWIE żadnej;) pracy się nie boję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze ! W końcu podobno żadna (lub prawie żadna) nie hańbi :)

      Usuń
  7. Trochę w życiu "zasmakowałaś" :) Moją pierwszą pracą sezonową był zmywak w smażalni ryb. Na ten czas nie było szans na randki, bo tego zapachu nie mozna było się niczym pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre z tych zajęć nie były mi absolutnie "w smak" - ale za coś żyć trzeba ;) Doświadczeń w smażalni natomiast nie zazdroszczę - czasami nawet jako klientka takich miejsc czuję na sobie zapach ryby i oleju przez kolejny tydzień ;)

      Usuń
  8. W temacie więcej do powiedzenia/napisania miałby Tata Tygrysa. Ja miałam jedynie krótki epizod ze stażem w ZUS, co nijak ma się do mojego wykształcenia. To była raczej taka przechowalnia na czas szukania innego zajęcia, które znalazłam lat temu 12 i tak trwam do dziś. Cieszę się, bo pracuję w zawodzie i lubię to, co robię. Czasem ponarzekam na sprawy personalne, ale nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to u mnie same "przechowalnie" w takim razie ;) Ale z każdej z nich coś wyniosłam, czegoś nowego się o sobie i o ludziach dowiedziałam - więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)

      Usuń
  9. Zaintrygowalaa mnie mobbingiem w pracy. Ja jutro w tej samej sprawie wybieram sie wlasnie o porade do prawnika.
    Ja mialam poki co jestem na 7 I chyba najgorszej w mojej "karierze"... chce uciec, ale poki co nie mam dokad....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nie szukałyśmy pomocy prawnej. Być może to był nasz błąd, ale było-minęło...Najważniejsze, że już dłużej nie muszę się tam męczyć - i Tobie też życzę tego, żebyś znalazła inne, bardziej sprzyjające miejsce.

      Usuń
  10. Ja do 7-miu prac to jeszcze nie dotarłam :) Zaraz po liceum zaczęłam pracę w księgowości i miało być na krótko, bo mnie nudziło to siedzenie w papierach. Ale czas leciał i leciał i jakoś zleciało 10 lat! Ale przynajmniej kasa dobra była i całe studia opłaciłam i na wycieczki jeździłam. Po tych 10ciu latach wyjechałam do Irlandii i tam pracowałam na stacji benzynowej robiąc kanapki i inne tłuste irlandzkie dziadostwa, a po 3 latach przeniosłam się na sklep na kasę, bo już miałam dość tego jedzenia. Na kasie fajnie było, ale nie była to praca moich marzeń. Najbardziej podoba mi się, tak jak Tobie, praca na pełnym etacie jako mama :) Tylko żeby jeszcze płacili za tą pracę tak jak za każdą normalną! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jakąś wspólną petycję wystosujemy? ;) Skoro nasze rządy nie chcą płacić, to niech chociaż mężowie zaczną ;)

      Usuń
  11. Ja narazie jestem na etapie - co będę robic w życiu. .. - ja jedynie w mięsnym na ten moment po 3 latach i wykończeniu nerwowym ... :) przeszłam na mamowanie :) a co do urzędu pracy ... co u nas jak się wchodzi juz czuczelni ta atmosferę. .. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie spokojnie zajmujmy się swoim mamowaniem, a na kolejne przygody i wyzwania jeszcze przyjdzie czas ;)

      Usuń
  12. Pełen przekrój różnych zawodów :) Ja też miałam różne przygody zawodowe. Od gastronomii, poprzez finanse, aż w końcu własna działalność i bycie mamą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na własną działalność jakoś nigdy nie miałam odwagi (ani skonkretyzowanego pomysłu) - więc szczerze podziwiam ! :)

      Usuń
  13. Ja tez mialam interesujace zycie (pseudo)zawodowe. :)
    Najpierw na studiach, 4 lata bylam opiekunka do dzieci. Na szczescie pracowalam u tej samej rodziny przez wszystkie te lata (i do dzis mam z nimi kontakt).
    Na ostatnim roku studiow dostalam prace w szkole jezykowej i zostalam nauczycielka angielskiego. To byl tylko jeden rok szkolny pracy jako "edukator" i po nim stwierdzilam, ze nigdy wiecej. ;)
    Zaraz po studiach wyjechalam do Stanow, gdzie jak wielu imigrantow zaczynalam od sprzatania. Na szczescie nie prywatnych domow, a pokoi hotelowych. Po tym doswiadczeniu zostalo mi obrzydzenie do hoteli, bo wiem w jakich miejscach sprzataczki moga isc na "skroty". ;)
    Potem pracowalam jako kelnerka i choc nie lubilam tej pracy (za duzo bezczelnych klientow), to pomogla mi ona ekspresowo pozbyc sie oporow przed uzywaniem angielskiego. ;)
    A potem trafilam do mojej obecnej firmy i mija juz mi tutaj 10 lat. Przez 3.5 roku bylam laborantka, potem zrobili ze mnie audytora w dziale kontroli jakosci i tak zostalo... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to faktycznie masz za sobą bardzo ciekawe i różnorodne przejścia na polu zawodowym :) Najważniejsze, że obecna praca daje Ci satysfakcję i poczucie spełnienia - i że tak świetnie potrafisz pogodzić ją z wychowaniem dzieci :)

      Usuń
  14. Ja chyba nawet siedmiu prac nie miałam ;) Tak teraz sobie próbuję wszystkie przypomnieć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też dobrze :) W końcu nie liczy się ilość, ale jakość :)

      Usuń
  15. Fajny projekt :-) ja mając na liczniku przeszło 30 lat miałam do tej pory 5 prac licząc obecne gospodarzenie w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mim to uważam, że dorobek masz imponujący - bo niektórych z tych moich "prac" tak naprawdę pracą nazwać nie można ;)

      Usuń
  16. Ulotki,kebab, opiekun na obozie,fast food w uk, lektor w pieciu roznych szkolach (max 3 na raz), w międzyczasie sprzedawco- sekretarka w 'naszej' firmie, a teraz mama na 3 etaty ;-) dodatkowo szyjaca i tłumacz, cały czas na dzialanosci gospodarczej. Szaleństwo hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to jesteś multifunkcyjna! :) Pozytywnie zazdroszczę ! :)

      Usuń
  17. Hm... no niech policze... wcale nie duzo : przedszkole, apteka, sklep- rozne branze..choc nigdy o zym nie myslalam- cale zycie pedagog we mnie siedzial a teraz wiecej psycholog przy obsludze roznych kobietek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie też chyba ten pedagog siedzi i nie daje o sobie zapomnieć - stąd właśnie kolejne studia :) A psychologiem podczas obsługi klientek faktycznie niejednokrotnie bywałam - gorzej,że nigdy nie umiałam być nim dla samej siebie ;)

      Usuń
  18. Staż w urzędzie pracy,potem w sądzie i w OSK. Chciałam zostać po zakończeniu ale niestety nie miałam szczęścia. Potem w statystyce medycznej na um o zastępstwo,babka wróciła z macierzyńskiego ja musialam odejść. I potem to już handel i tak do dziś. Choć uwielbiam właśnie pracę biurowe,papiery itp. Ale cóż. A skończyłam resocjalizację, haha. 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pewnie lubiłabym tę biurową, gdybym mogła wykonywać ją zdalnie, z domu (tak jak sobie teraz od czasu do czasu dorabiam) - z dala od tych wszystkich zgorzkniałych osobników, których niestety pełno w naszej miejscowej administracji.

      Usuń
  19. przeszlam intensywna drogę imając sie różnych dorywczych prac podczas studiów. Bardzo miło ten czas wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wspominam niezbyt miło - ale mimo wszystko jestem zdania, że każde doświadczenie nas w pewnym sensie ubogaca (chociażby w wiedzę o sobie i swoich własnych granicach) :)

      Usuń
  20. Ostatnie- najlepszy etat pod słońcem :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ojej,moją pierwszą pracę wspominam najmniej, byłam kelnerką w Domu Wczasowym w Wiśle poznałam wtedy Adama Małysza na dyskotece :D Potem sprzątanie w Niemczech tutaj z kolei byłam na koncercie Michaela Jacksona A potem byłam księgową, barmanką,pracowałam w hurtowni spożywczej i byłam pizzerwoomenką ;))) a teraz jestem mamą i kocham ten stan!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale masz fajne, celebryckie wspomnienia :) Małysz na dyskotece? Kurczę, jakoś niespecjalnie mi to do niego pasuje ;)

      Usuń
  22. Też znam pracę pod "bezkompromisowym" szefem :-D

    OdpowiedzUsuń
  23. Naprawdę fascynujące jest czytanie o tym jak to ludzie w życiu różnych prac się imali. Zainspirowałaś mnie i właśnie kończę u siebie wpis pod tych hasztagiem :)
    A u Ciebie zaintrygował mnie ten brafitting - coś, co na pewno w życiu się przydaje. Chociaż już z tym mobbingiem to nie tak fajnie... Dobrze, że już tam nie pracujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super - bardzo chętnie przeczytam, czym się wcześniej zajmowałaś :)

      A brafitting pewnie byłby mi zdecydowanie bardziej przydatny, gdybym...miała jakiś biust hehe ;)

      Usuń
  24. Ja miałam sporo szczęścia - pracuję w Tivronie, obsługuje klienta we włoskim, i po urodiznach mi powiedzieli, żebym po prostu pracowała z domu - siedzę już tak drugi rok, i jestem bardzo zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co piszesz - dla mnie byłaby to praca wręcz idealna (no może poza obsługą klienta akurat po włosku, bo w tym języku znam tylko "ciao bambino" ;) )

      Usuń
    2. Generalnie w Polsce takie propozycje pracy zdalnej z domu (jeśli ktoś sam sobie nie jest szefem) wydają mi się dość rzadkim zjawiskiem...

      Usuń
    3. To prawda, dlatego też cieszę się, że znalazłam. Ale teraz tez oferują, chyba w słowackim, chorwackim, niemieckim, czeskim i węgierskim. Trzeba dobrze umieć, ale zakres jest!

      Usuń
    4. Ja akurat w angielskim bardziej celuję, jeśli już ;)

      Usuń
    5. Angielski chyba za bardzo powszechny, żeby szukali. Ale warto znać oczywiście!

      Usuń
  25. Niestety ja ugrzęzłam w pracy, której nie lubię. Na ten moment nie mogę nic zrobić, ze wzgl na synka. Korzystam ze wszystkich danych mi praw jakie przysługują matce pracującej... w nowej pracy raczej by to nie przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak "grzęzłam" przez kilka lat - i może dobrze, że wtedy jeszcze nie miałam dziecka, bo w tamtej firmie i tak z żadnych praw nie mogłabym skorzystać bez groźby zwolnienia i innych "represji".

      Usuń
  26. Moja pierwsza praca niestety nie należała do satysfakcjonującej, ale na szczęście po latach poszukiwań udało mi się trafić na biuro, w którym przełożeni dbają o przyjazną atmosferę. Nasza kierowniczka nieustannie szuka sposobów na budowanie zaangażowania w zespole, co przekłada się na jakość pracy.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie opinie, sugestie, nieskrępowana wymiana zdań, a nawet konstruktywna krytyka - mile widziane :)