O tym, że Bąbel jest adoptowany, wie znakomita większość
osób w naszym otoczeniu. Jeśli nie od nas, to od siebie nawzajem -
ponieważ żyjemy w miejscowości tak małej, że tego typu "sensacyjne"
wieści rozchodzą się tutaj lotem błyskawicy, za pośrednictwem tzw. poczty pantoflowej.
Czasami nadal zdarza się, że ktoś przybiera na nasz widok
bardzo zbolały wyraz twarzy i rzuca : "No cóż, tak w życiu
bywa...Gdybym sam nie mógł mieć dzieci, to pewnie ostatecznie też bym
się na to zdecydował. Ale chyba zrobiliście wcześniej wszystko, żeby
jednak mieć dziecko biologiczne, prawda?"
***
Otóż nie. Nie zrobiliśmy wszystkiego. Pomimo licznych namów
ze strony lekarzy nie przystąpiliśmy do procedury in vitro, nie
otarliśmy się nawet o naprotechnologię, nie zdecydowaliśmy się na
bardziej intensywną stymulację lekami hormonalnymi cięższego kalibru,
które nam proponowano. Rozumiem oczywiście, że niektóre pary chcą
najpierw wykorzystać te wszystkie opcje, wyczerpać wszystkie dostępne
alternatywy i metody oferowane przez medycynę, zanim w ogóle zaświta w ich głowach
myśl o adopcji dziecka - jednak nie zawsze tak jest i w naszym przypadku również tak nie było.
Pisałam już kiedyś w jednym z komentarzy, że w pewnym
momencie po prostu weszliśmy na inny poziom myślenia. Na poziom, na
którym liczy się już nie ciąża, nie pękaty brzuch, nie możliwość
karmienia piersią, przekazania zestawu genów i przecinania pępowiny na porodówce - tylko samo dziecko, mały człowiek (niezależnie od tego, czy
noszony pod sercem moim, czy pod sercem innej kobiety).
Pomimo moich bardzo niechętnych do współpracy jajników wielu wokół nas nalegało, byśmy jeszcze się nie poddawali, nie
rezygnowali z dalszych starań, nie składali broni, jeszcze "chwilę"
wytrwali w tej nierównej walce z chorobą. Podczas ostatniej, pożegnalnej wizyty u mojego prowadzącego ginekologa usłyszałam od
niego nawet "Tak daleko już Pani zaszła, a teraz Pani odpuszcza?" - na
co odpowiedziałam : "Panie doktorze - odpuszczam ciążę, ale nie odpuszczam bycia mamą. A to przecież dwie zupełnie inne sprawy."
***
Chciałabym uświadomić wszystkim sceptykom, że dziecko
adopcyjne nie jest "zamiast". Nie jest jakimś substytutem, ekwiwalentem,
mniejszym złem. Nie jest żadną "nagrodą pocieszenia", którą wprawdzie
jesteśmy uradowani - ale mimo to nadal zerkamy z zazdrością na rodziców
biologicznych, znajdujących się na podium i dzierżących niczym puchary
swoje dzieci o identycznym kodzie DNA. To tak nie działa!
Na dziecko adopcyjne czeka się z takim samym utęsknieniem. Też wyobrażasz sobie, jakie będzie - choć jednocześnie wiesz, że może
być do Ciebie i Twojego męża zupełnie niepodobne. Też urządzasz dla
niego pokoik i kompletujesz wyprawkę - choć zadanie masz nieco
utrudnione, bo często nie znasz jeszcze jego płci ani nawet wieku, w
jakim pojawi się w Waszej rodzinie. Też marzysz tylko o tym, żeby było
(przynajmniej względnie) zdrowe - a jednocześnie wiesz, że jeśli pojawią
się jakieś zaburzenia, choroby czy "tyły" rozwojowe - to zrobisz
wszystko, co w Twojej mocy, żeby zniwelować je do minimum, zapewnić mu
odpowiednie warunki i szczęśliwe życie w kochającej rodzinie. Też
chciałabyś dzielić się swoim radosnym oczekiwaniem z całym światem - a
czasami nie możesz, bo ktoś gasi Twój entuzjazm tekstem, że "bardzo Ci
współczuje"...
"Dlaczego mi współczujesz - do cholery - zamiast zwyczajnie i po ludzku pogratulować?!"- masz ochotę
wykrzyczeć. Ale Twój rozmówca nawet nie czeka na takie pytanie, tylko
ubiega Cię i sam spieszy z wyjaśnieniem. "Bo nigdy nie będziesz karmić.
Bo więź tworzy się, kiedy dziecko przechodzi przez drogi rodne kobiety. Bo
tylko matka biologiczna zna swoje dziecko i wie, czego ono potrzebuje -
a ta adopcyjna nie ma instynktu, nie ma intuicji, nie da sobie rady..."
No bzdury totalne, większych w życiu nie słyszałam! Aż w końcu
przychodzi czas na koronny argument, który najbardziej ze wszystkich
"uwielbiam" : "NIE ZROZUMIESZ TEGO, BO NIGDY NIE RODZIŁAŚ".
Tak, to prawda. Nigdy nie rodziłam. Ale Ty za to nigdy nie adoptowałaś. Nie chcę się z Tobą licytować, bo nie o to tutaj chodzi. Jednak chciałabym, żebyś wiedziała, że moje dziecko nie
jest żadną brzytwą, której chwyta się tonący; nie jest żadną ostatnią
deską ratunku; nie jest też żadnym rakiem na bezrybiu; ani też nie jest
dzieckiem, które kocham na zasadzie "jak się nie ma, co się, lubi - to
się lubi, co się ma"...
***
Moje dziecko było tak samo upragnione i niecierpliwie wyczekiwane, jak Twoje. Jest tak samo kochane, tak samo jestem z niego
dumna, tak samo wzrusza mnie do łez i tak samo czasami denerwuje. Tak samo się o nie martwię i tak samo uszczęśliwia mnie każdy jego uśmiech, przytulenie i słowo "mama". Nie uważam, że
moje macierzyństwo jest w czymkolwiek lepsze od Twojego, ale nie uważam
też, by było gorsze - i również Ciebie bardzo proszę, abyś go nie deprecjonowała.
A przede wszystkim powtarzam raz jeszcze, że miałam wybór (podobnie jak wielu innych znanych mi rodziców adopcyjnych). O
ile niepłodności sama sobie nie wybrałam, nie prosiłam o nią i nie domagałam się jej w swoim życiu - o tyle adopcja była moją świadomą decyzją,
którą podjęłam stojąc na rozwidleniu kilku różnych dróg i mając przed sobą różne alternatywy.
Mogłam spróbować in
vitro; mogłam jeszcze przez kilka lat rozkładać nogi przed
kolejnymi ginekologami równie często, jak przed własnym mężem; mogłam też zdecydować
się na bezdzietność - i nie czuć się z tym wcale aż tak najgorzej.
Zawsze uważałam, że nasze życie ma tyle sensu, ile sami umiemy mu nadać.
Dlatego myślę, że nawet jako kobieta bezdzietna potrafiłabym ten
sens odnaleźć - tym sensem oprócz mojego dziecka jestem przecież ja sama, mój mąż, moje życiowe pasje i zainteresowania... Mogłabym zająć się tysiącem innych rzeczy poza macierzyństwem - i pewnie nawet być równie szczęśliwa, jak jestem w tym
momencie. Ale wybrałam adopcję, bo po prostu bardzo tego chciałam i uważałam, że jest to dla mnie najwłaściwsza ścieżka...
Piękna historia, odważna, dojrzała decyzja. Nigdy nie pomyślałam, że adoptowane dziecko mogłoby być mniej wyczekiwane od biologicznego. To właśnie na nie czeka się jeszcze bardziej i jeszcze mocniej się z nim tęskni. Tak przynajmniej myślę jak, jako osoba, która na adopcję patrzy z boku.
OdpowiedzUsuńZapewne ilu ludzi - tyle też opinii w tym temacie. Niektórzy myślą, że dziecko adoptowane kocha się mniej, inaczej, nie do końca tak jak biologiczne - i podejrzewam, że faktycznie w pewnych przypadkach tak się dzieje, jeśli ktoś nie jest na tę adopcję w 100% gotowy.
UsuńJakbym czytała o sobie. Nawet nie wiedziałam, że nasze historie i wybór drogi życiowej jest tak podobny:)
OdpowiedzUsuńJa też nie wiedziałam, bo na swoim blogu nigdy tego tematu nie poruszałaś - ale dobrze mieć świadomość, że myślimy podobnie :)
Usuńbrawo Ty:) Troska o dziecko (...każde) jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka. Jan Paweł II
OdpowiedzUsuńPiękne słowa !
UsuńPodziwiam Cię za odwagę i nie chodzi mi o to, że adoptując dziecko się nią wykazałaś. Ale o to, że pozostawiłaś sobie prawo wyboru!
OdpowiedzUsuńTo my mamy decydować o sobie a nie lekarze czy nasi bliscy.
I masz rację, nasze macierzyństwo jest takie samo...bo mamą być to stan serca i umysłu!!!
Ja wręcz nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli taką decyzję pozostawić komukolwiek innemu. To w końcu nasze życie, nasze wybory i nasze konsekwencje tych wyborów - zresztą tak ważnej decyzji nie można dokonywać pod presją i pod wpływem zewnętrznych nacisków, bo zbyt wiele od niej potem zależy.
UsuńSama niejednokrotnie zastanawialam sie czy potrafilabym zaadoptowac dziecko I stwierdzam, ze do tego ruchu potrzeba niesamowitej ilosci milosci, ze ja chyba bym nie potrafila, ze nie umialabym zaakceptowac faktu, ze nie jest moje. To byla by blokada, ktorej nie potrafilabym przeskoczyc.
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem gdyby bylo wiecej ludzi tak odwaznych I dobrych na swiecie jak wy , to dzieci z adopcji trafialy by na cudownych rodzicow, takich z powolania.
Dobrze, że masz taką świadomość - bo najgorzej jeśli ktoś jej nie ma i potem krzywdzi zarówno dziecko, jak i samego siebie.
UsuńZostawiam tylko slad, ze bylam, bo powiedzialas, bardzo pieknie zreszta, wszystko w tym temacie. Sciskam Was!
OdpowiedzUsuńDziękuję za te słowa :) I odwzajemniam serdeczne uściski :*
UsuńA ja podziwiam, szczerze podziwiam tych, którzy potrafią pokochać ogromną, bezinteresowną miłością obce dziecko. Mam wrażenie, że ja bym tak nie potrafiła, że unieszczęśliwiłabym tego maluszka tylko
OdpowiedzUsuńWszystko przewartościowuje się również wtedy gdy nie można mieć swojego dziecka :-)
UsuńWiadomo, że mając dzieci większość nie czuje tego.. co innego by było gdyby mieli jakiś problem.
Choć znam i takich, którzy wspominają o chęci adopcji mimo posiadania biologicznego potomstwa.
Wybór- życie z dzieckiem, albo bez.
Wybieram życie z dzieckiem... które wkrótce będzie po prostu.. moje :-)
I od tego momentu to nie jest obce dziecko..:-)
I najważniejsze jest to, że to nie jest tak, że my obdarzamy miłością sierotkę z domu dziecka.. to przede wszystkim dziecko daje nam miłość, pozwala cieszyć się tymi wszystkimi chwilami, które i Wy przeżywacie.
Normalna rodzina...
Choć rozumiem co masz na myśli, bo podchodziłam kiedyś do tego tematu w ten sposób. Geny były dla mnie najważniejsze, ciąża..
Teraz wiele zrozumiałam i gdybym mogła cofnąć czas to jak Bąbelkowa Mama nie podjęłabym leczenia za pomocą ivf..(4 pełne procedury) ani chyba żadnego innego.. :-)
Na samą myśl mnie wzdryga... Choć wtedy po prostu żyłam od wizyty do wizyty i było to dla mnie normalne, że podejmuję jakieś kroki. No, ale z perspektywy czasu jestem zła, że tak mną kierowano bez sensu. I, że sama dałam się tak manipulować...
Czyż za wszelką cenę chęć przekazania swoich genów nie jest zbyt egoistyczna? Sprzeczna z czymś co stawia przed nami, niepłodnymi/bezpłodnymi los? Chyba troszkę tak :-)
Przede wszystkim jest chyba najmniej istotna w macierzyństwie... Ciąża to jedna z dróg, która prowadzi do dziecka. Mamy (eh-adopcyjne) dzieci noszą troszkę wyżej od samego początku ;-)
Pozdrawiam,
Monika
Tak naprawdę to zgadzam się z obydwoma powyższymi stanowiskami. Jeśli nie "czujesz" tego tematu i wiesz, że adopcja nie będzie dla Ciebie spełnieniem marzeń o rodzicielstwie - nie decyduj się na nią, nie rań siebie i dziecka, które już przecież raz zostało odrzucone i zranione. Adopcja nie jest dla każdego, nie ma sensu kogokolwiek do niej namawiać czy na siłę przekonywać. Albo jest się na to gotowym, albo nie - tylko dobrze mieć pełną świadomość w tej kwestii.
UsuńZ drugiej strony, dziecko adoptowane przestaje być dla nas obce. Tak naprawdę staje się nasze jeszcze na długo przed pierwszym spotkaniem, przed TYM telefonem i sądową rozprawą. Człowiek zaczyna je kochać, zanim jeszcze pojawi się w jego życiu - podobnie zresztą jak w przypadku dziecka biologicznego, które kochamy już kiedy zaczynamy się o nie starać, a nie dopiero w momencie kiedy jest po drugiej stronie brzucha.
Wszystko zależy od ludzi, ich priorytetów i perspektywy, z której patrzą.
I jeszcze jedno - Bąbel, Twoje dziecko dzięki temu ma prawdziwą i wspaniałą mamę :) Wyobraź sobie, że kiedyś tak panicznie bałam się ciąży, że chciałam adoptować dziecko i gdyby los nie zdecydował za mnie na pewno byłabym mamą dziecka adoptowanego i kochałabym je tak samo jak swoje własne. Nie rozumiem ludzi mówiących "bo Ty nie byłaś w ciąży, bo nie karmiłaś itd", to strasznie głupie.Żeby kochać dziecko nie trzeba nosić je dziewięć miesięcy w brzuchu. A tak z przymrużeniem oka, to zazdroszczę Ci macierzyństwa bez rozstępów, obolałych piersi, popękanych sutków, mdłości i całej tej reszty niefajnych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMożesz wierzyć lub nie - ale ja też panicznie bałam się ciąży, porodu, zmian które nastąpią potem w moim ciele i wyglądzie - i te obawy towarzyszyły mi praktycznie przez cały czas, nawet kiedy się jeszcze o tę ciążę starałam. Także (również z przymrużeniem oka) też się cieszę, że ostatecznie mnie to wszystko ominęło :)
UsuńKochana, bardzo dobitny i szczery tekst - dziękuję za niego! Niektórzy, jak słyszą, że my nie chcemy in vitro, napro i tego innego czegoś, to się dziwią i widzę takie współczucie w ich oczach... To jest straszne... Wy tworzycie wspaniałą Rodzinę i tak jak sama niedawno napisałaś: nieważne, że adopcyjną, po prostu RODZINĘ. Jesteście cudownymi rodzicami i macie cudownego syna! I jest mega do Was podobny!!! Ściskam przeogromnie! :-*
OdpowiedzUsuńJa tak sobie czasami myślę, że ludzie po prostu lubią komuś współczuć (nawet jeśli ta osoba niekoniecznie tego współczucia potrzebuje) - bo wtedy im się wydaje, że mają od kogoś "lepiej" ;)
UsuńŚwietnie dobitnie przystępnie napisane. Jednego czego nie lubię to tego nazewnictwa adopcyjna mama adopcyjna rodzina. A bzdura! Rodzina, po prostu. Polska jak zwykle jest takim krajem w którym panuję takie przekonanie że jak to choć raz można nie urodzić?! Już pomijam niepłodność ale przecież są kobiet które nie chcą dziecka bo jest Im ok bez. Kto na starość poda szklankę wody? Jak to słyszę to mnie trzepie choć słowa nie są kierowane bezpośrednio do mnie. Ja chcę potomka i to nie dla tej szklanki wody na starość ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię tego nazewnictwa, ale jednak na potrzeby bloga sama go używam, żeby pewne rzeczy podkreślić i rozgraniczyć i żeby było wiadomo, o jakiej mamie w danym momencie mowa :) Na co dzień wiadomo, że moje dziecko nie mówi o mnie : "moja mama adopcyjna" - tylko po prostu "mama" ;)
UsuńZgadzam się z Tobą, że w Polsce niektórzy traktują płodzenie dzieci jako obowiązek ustawowy. A moim zdaniem jeśli jakaś kobieta nie czuje się "powołana" do macierzyństwa, nie czuje się na siłach by dziecko wychować, nie lubi dzieci, nie ma do nich cierpliwości albo zwyczajnie ma w życiu inne priorytety niż macierzyństwo - to ma do tego pełne prawo i nikt nie powinien na niej takiej presji wywierać.
A ten ostatni argument - no klasyk po prostu! Też niejeden raz tak mi próbowano wmawiać i też mi się nóż w kieszeni otwierał, kiedy to słyszałam - bo ja nie oczekuję od mojego dziecka ani szklanki wody, ani czegokolwiek innego na starość ;)
Dobrze to wszystko ujęłaś. Tak po prostu. Ja zawsze podziwiam takie osoby, które decydują się na adopcję. Bo wiem że nie jest to łatwa decyzja. I to wszytko co trzeba przejść żeby mieć dziecko adopcyjne. Choć nie wiem czy tak powinnam to napisać. Ale nie przychodzą mi inne słowa na myśl teraz. Ale tak czy inaczej, dla mnie to wspaniały krok, dać swoją miłość i dom małej osóbce która tam gdzieś czeka.
OdpowiedzUsuńAnula, wcale nie trzeba aż tak wiele przejść w sensie biurokratycznym i formalnym (jeśli o to Ci chodzi). Bardziej są to procesy, które zachodzą w naszych głowach i sercach :)
UsuńJuż dzisiaj podpisuję pod wszystkim, co tu napisałaś. Podczas badań psychologicznych w ośrodku adopcyjnym bardzo się bałam pytań o niepłodność i jej leczenie. Właśnie dlatego, że nie zrobiliśmy z mężem "wszystkiego", bym była w ciąży. Obawiałam się, że nasza decyzja o adopcji zostanie uznana za nieprzemyślaną albo za sposób ominięcia działań medycznych. Panie w ośrodku jednak dobrze wyczuły to, co Ty wyeksponowałaś już na początku - że nasze dziecko nie ma być "zamiast". Pewnie, czasem żałuję, że nie urodzę mojego malucha. Ale to niczego nie zmienia. Można być matką biologiczną i nie nawiązać z dzieckiem żadnej więzi. Można być adopcyjną i sprawić, że dziecko będzie się czuło bezpieczne i kochane.
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja już od bardzo dawna nie żałuję. Mam dziecko, czuję się spełniona jako mama, jest nam wszystkim dobrze tak, jak jest. Może źle to zabrzmi, ale w pewnym momencie tak bardzo sfokusowałam się na adopcji - że chyba już nie umiałabym cieszyć się ciążą, gdybym jednak w nią zaszła.
UsuńA kwestia więzi - jest dokładnie tak, jak piszesz. Tyle że w przypadku rodziców biologicznych nikt nawet tego jakoś specjalnie nie analizuje - natomiast jeśli nie uda się nawiązać więzi z dzieckiem adoptowanym i w przyszłości Wasze drogi się rozejdą - to i tak wszyscy postronni obserwatorzy zrzucą to na karb adopcji i "innych genów".
W punkt, Bąbelkowa Mamo! Nie żałuję, że nie byłam w ciąży. Ciąża zawsze była dla mnie tylko etapem po dziecko. Kompletnie nie rozumiem tego "uwielbienia" do ciąży. Zawsze miałam się przez to, za trochę nienormalną ;) Nie czuję się gorszą przez to, że nie urodziłam. Mam dziecko. Jestem szczęśliwa. Ja chyba bardzo wierzę w to, że tak właśnie miało potoczyć się moje życie.
UsuńPrzepięknie i bardzo mądrze napisane. Ja z kolei podziwiam i darzę ogromnym szacunkiem rodziców adopcyjnych. Jesteście wspaniali!!
OdpowiedzUsuńA mnie niezmiennie robi się głupio i czuję się skrępowana, kiedy słyszę takie pochwały pod swoim adresem. Uwierz, że nie ma we mnie naprawdę nic wspaniałego - jestem mamą jak każda inna: w dodatku bardzo nieidealną i taką, która musi jeszcze mocno nad sobą popracować ;)
UsuńMiałam dreszcze jak czytałam twój post. Brawo! jak dla mnie nic dodać nic ująć. Zgadzam się w 100%. My też nie podchodziliśmy do in vitro. Każdy ma wybór. Dzięki naszej dość szybkiej decyzji o zmianie drogi od 4 miesięcy jesteśmy szczęśliwymi rodzicami. I nie zamieniłabym tego co mam za nic w świecie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dla mnie każda z dróg prowadzących do macierzyństwa jest tak samo wartościowa - czy jest to in vitro, czy naprotechnologia, czy adopcja. Nie różnicuję tego w żaden sposób - bo finalnie najbardziej powinno liczyć się po prostu dziecko :) Brawo Wy - i powodzenia na dalszej rodzicielskiej drodze ! :)
UsuńPiękny, poruszający i jakże uświadamiający wpis. Mam koleżankę, która adoptowała synka, a teraz też jego młodszą siostrę. Pamiętam, gdy nieśmiało powiedziałam jej o swojej ciąży i ona wtedy też przeszczęśliwa przyznała, że też będą mieć synka, że nie mówiła wcześniej, nie chciała zapeszać itd. Nawet ten sam mechanizm zadziałał, ona po prostu czuła się mamą czekającą na swojego synka tak samo jak ja na narodziny mojego. Są wspaniałą rodziną, cieszę się ich szczęściem. I cieszę się, że Wy odnaleźliście się z Bąblem. Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńNie bez powodu używa się określenia "ciąża adopcyjna" - te mechanizmy są w gruncie rzeczy bardzo podobne, a oczekiwanie tak samo radosne, choć jednocześnie wypełnione licznymi obawami :)
UsuńTwoje słowa są tak piękne, że nawet nie wiem za bardzo, co napisać. Każdy podejmuje swoje decyzje, do których podejrzewam po prostu trzeba dojrzeć.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Najważniejsze, żeby to były decyzje nasze i poprzedzone dogłębną analizą wszystkich możliwych argumentów "za" i "przeciw" - a nie podjęte pod wpływem jakichś skrajnych, przejściowych emocji.
UsuńBije od Ciebie niesamowita mądrość. Wiesz co piszesz i o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś posta powinna każda mama go przeczytać.
Pozdrawiam
Dziękuję za tyle komplementów na raz :) Tak piszę, bo tak właśnie myślę i czuję :)
UsuńPiękny,mądry tekst. Ja ostatnio usłyszałam od znajomej, że jesteśmy bardzo odważni i że podziwia naszą decyzję, bo jej znajomi adoptowali dziecko i mają z nim taaaakie problemy, bo agresywne, bo niedobre itd. O adopcji powiedzieli mu jak miał ok. 7 lat, źle to przyjął, więc fakt, że ma rodzeństwo, przemilczeli...
OdpowiedzUsuńA ja właśnie ostatnio rozmawiałam ze znajomymi, którzy mają ogromne problemy ze swoim biologicznym sześciolatkiem - bo agresywny, bo niedobry, bo nie potrafią do niego nijak dotrzeć...Także - nie ma reguły !
UsuńA druga sprawa - może właśnie dlatego źle przyjął ten fakt, że powiedzieli mu o adopcji w dość późnym wieku? Wydaje mi się, że młodszemu dziecku jednak łatwiej jest przyjąć taki stan rzeczy jako coś zupełnie naturalnego...(Choć oczywiście ekspertką nie jestem i tylko mogę sobie gdybać na ten moment).
Jesteś odważna i inteligentna kobietą!! Olej innych!! Ja Ci zazdroszczę, bo trzeba mieć jaja by tak i tym mówić!!
OdpowiedzUsuńOlewam, olewam - już od ładnych paru lat ;) A jaja? Może i faktycznie mam - zamiast jajników, które już mi nie towarzyszą ;)
UsuńDoskonale Cię rozumiem, choć moja sytuacja była nieco inna. Ja zdecydowałam się na in vitro, ale nie było to podyktowane chęcią posiadania koniecznie biologicznego dziecka czy chęcią wykorzystania wszystkich możliwości. Adopcja trochę trwa, poza tym u nas liczył się także staż małżeński i nie chciałam bezczynne czekać.
OdpowiedzUsuńJa naprawdę nie mam absolutnie nic przeciwko in vitro - żeby nie było :) Kibicuję z całego serca każdej parze, która podeszła do procedury - i sama też się nad nią zastanawiałam przez pewien krótki okres mojego życia. Jednak jakoś tego nie czuliśmy, nie chcieliśmy, nie wydawało nam się to akurat dla nas najlepsze - kiedy już zaczęliśmy myśleć o adopcji to zaangażowaliśmy się w nią całym sercem - i nie wiem co by się musiało stać, żeby nas od tego odwieść :)
UsuńMama to mama. Ta, która kocha i dba całym sercem o swoje dziecko. Gratuluję Kochana, jesteś wspaniałą mamą :)
OdpowiedzUsuńDo wspaniałości jeszcze mi sporo brakuje, uwierz - ale pracuję nad sobą i mam nadzieję kiedyś usłyszeć pozytywną opinię na swój temat z ust swojego dziecka :) Niemniej jednak dziękuję Ci za ciepłe słowa :)
UsuńNo właśnie! Są pary, które po wykorzystaniu wszystkich dostępnych, akceptowalnych itp, dróg do posiadania biologicznego dziecka - nie decydują się na adopcję. Są pary, które wtedy właśnie się decydują. Inne już w trakcie procedur medycznych, rezygnują z dalszych starań i udają się do Ośrodka (lub nie). Jeszcze inne nie szukają przyczyn braku ciąży (lub nawet nie starają się o nią jakoś specjalnie) - zostawiają ten aspekt losowi lub/i od razu udając się do Ośrodka. Adopcja - nie jest niczym zamiast, jest jedną z dróg do rodzicielstwa. Albo ją wybieramy, albo nie. Albo jesteśmy na nią gotowi, albo nie (podobnie jak na inne drogi), Każdy indywidualnie, w różnym momencie swojego życia
OdpowiedzUsuńŚwietnie to wszystko zebrałaś i podsumowałaś :) Zgadzam się z Tobą w pełni, że ile różnych par - tyle też dróg, opinii, historii i życiowych wyborów :)
UsuńGratuluje Ci, wyboru, decyzji, malucha i dojrzałości Waszej wspólnej decyzji. Nie wiem jak bym postąpiła. Myśle ze żadna kobieta która ma bez rożnych procedur spłodzone dzieci nie wie jak by postąpiła. Jestem za to pewna ze taka decyzja wymaga prawdziwej gotowości i dojrzałości do bycia rodzicem, niż naturalne poczęcie. Czy kobieta planuje ciąże czy nie,ale w nią zajdzie, po prostu naturalnie przechodzi jej miłość do dziecka i odnajduje się w macierzyństwie już od początku ciąży, nawet jeśli wcześniej tego nie planowała. W przypadku adopcji jest inaczej, tu hormony i natura tego nie załatwia ale sam człowiek.
OdpowiedzUsuńA wiesz, z tym naturalnym pojawianiem się miłości (w wyniku samej ciąży i działania hormonów) też różnie bywa. Mam koleżankę, która jest mamą biologiczną - i niby planowała swoje dziecko,niby go razem z mężem mocno oczekiwała - ale potem przez wiele miesięcy po porodzie nie potrafiła pokochać, nie potrafiła się w to swoje macierzyństwo odpowiednio "wczuć". Poza tym tyle jest też matek biologicznych (i wcale niekoniecznie pochodzących z patologicznych środowisk), które swoje dzieci oddają, zrzekają się praw do nich albo po prostu nie umieją nawiązać z nimi więzi - że ta teoria o działaniu hormonów i ich automatycznym wpływie na macierzyński instynkt wydaje mi się jednak nieco naciągana...
UsuńPięknie napisane. Można chyba jednak powiedzieć, że macie to szczęście, że macie takie podejście. Tak czujecie i to jest piękne. Naprawdę u Was nie było to zamiast, bo świadomie wybraliście adopcje mając jeszcze szanse na biologiczne dziecko, ale nie zawsze tak jest. Ja przyznaję że nigdy nie wyobrażałam sobie bezdzietnego życia, ale na adopcję nie byłam gotowa i...szczerze u nas byłaby ostatnim krokiem.
OdpowiedzUsuńPotępiam jakiekolwiek złe komentarze, ale rozumiem to ...nie wiem jak to nazwać trochę współczucie (?) kierowane na wieść o adopcji, mi to uczucie nie jest obce, ale wcale nie oznacza ono, że uważam dziecko za gorsze, NIE! odnosi się to do tego co parze się nie udało, a przezcież większość próbowała - mieć bilogiczne dziecko.
Ja po prostu nie potrafiłabym tak pięknie iść po tej drodze jak Wy.
Sprawy związane z ciążą, porodem mają dla mnie znaczenie. Uważam, że to nie miejsce na rozpisywanie się o tym, ale nie chodzi np. o geny, ale piękne jest dla mnie to że syn powstał z naszej miłości, jego istnienie na zawsze nas połączyło (w takim sensie metafizycznym). Jako kobieta, która urodziła i kocha nad życie swoje dziecko nie wiem czy umiałabym żyć ze świadomością, że gdzieś tak jest Ta Kobieta, że moje dziecko będzie ją chciało poznać...itp.
Pewnie, że ciąża, itd jest piękne, ale uważam, że istnienie dziecka adopcyjnego też łączy małżeństwa, nie chcę kłócić się, że bardziej. Ale również łączy często po tych strasznych trudach. Jednak dużo małżeństw się rozstaje na wieść o niemożności poczęcia biologicznego. To tylko świadczy o wielkiej sile miłości jeśli nie zwraca się uwagi na takie rzeczy. I łączy mega...
UsuńJa z mężem nigdy nie byliśmy tak dojrzali jak teraz przed adopcją. Nasza miłość teraz jest tak wzmocniona, że chyba nic jej nie rozwali.
Mówię ja, która adopcja też była ostatnim krokiem, ale chętnie cofnęłabym czas, żeby nie przeżywać leczenia, mimo 25-letniego wieku wyczerpałam wszystkie możliwości. I naprawdę nie mam poczucia, że chociaż nie będę żałować, że nic nie zrobiłam. Wolałabym tego nie przechodzić.
Ale wiadomo jakby się udało to na pewno bym się cieszyła, że jednak skorzystałam z wszystkich szans.
Metafizyka o której piszesz jest również bardzo odczuwana przy adopcji... tutaj jest duża rola biologii w ciąży itd. tutaj wszystko odbywa się duchowo... poród też... :) cały czas przynajmniej ja mam wrażenie, że tak miało być widocznie, wszystko się składa na jakieś piękne daty, wydarzenia..
Dużo by mówić. Cieszę się, że się Tobie udało, ale myślę, że przekonałabyś się do tej drogi gdybyś była w gorszej sytuacji :-) Niekoniecznie trzeba to czuć od początku, ja miałam straszne opory... Jednak teraz czuję, że to jest Błogosławieństwo, nie kara.
Monika
Ja chciałabym tylko dodać od siebie,że dziecko adoptowane też jest owocem miłości - tylko nie fizycznej. Gdyby adoptujące pary się nie kochały - to pewnie nigdy nie zdecydowałyby się na ten krok, bo i po co?
UsuńNatomiast odnośnie tej świadomości istnienia rodziców biologicznych - no niestety, na to też trzeba się przygotować. Nasze życie już zawsze w pewnym sensie będzie toczyło się w swego rodzaju "trójkącie": my - nasze dziecko - jego rodzina biologiczna. I nawet jeśli Bąbel nigdy nie wykaże chęci, żeby ich poznać - to nie zmienia to faktu, że gdzieś tam są. Ale tego każdy rodzic adopcyjny jest świadomy, nie jest to żadne zaskoczenie, żadna niespodzianka - my natomiast znajdujemy się akurat w tak "komfortowej" sytuacji, że do mamy biologicznej Bąbla możemy czuć tylko wdzięczność, ponieważ zadbała o jego los najlepiej, jak to było możliwe w zaistniałych okolicznościach.
Najważniejsze, że nie przespaliście i weszliście na ten inny poziom myślenia, dzięki temu jesteście w tym, a nie innym momencie życia, dzieląc je z tym, a nie innym Dzieckiem. I jesteście szczęśliwi. Zupełnie, jak my z naszym wyczekanym, wytęsknionym Synkiem.
OdpowiedzUsuńKilka dni temu podłamałam się czytając komentarz pod jednym z wpisów, w którym autorka boi się, że adopcja będzie koniecznością, jak nie uda się jej zajść w ciążę. Mam tylko nadzieję, że i ona będzie potrafiła wejść na wyższy level ze względu na dobro swoje i dziecka.
Uściski
W naszym ośrodku generalnie raczej odradzano adopcję parom, które przesadnie się jej boją, uważają ją za coś w rodzaju "kary" i najgorszą z możliwych opcji. Jeśli jest to dla Ciebie kara - to się na nią nie decyduj, nie narażaj na cierpienie siebie ani dziecka. W końcu nikt nikogo do tego kroku nie zmusza, nikt nie wymaga od Ciebie podjęcia takiej decyzji - ma ona należeć tylko i wyłącznie do Ciebie i Twojego męża, a dziecko nie każdy musi mieć. Nic na siłę.
UsuńWiem, że brzmi to dość brutalnie i okrutnie - ale chyba lepiej jeśli osoby bardzo mocno "zablokowane" na adopcję pozostaną bezdzietne. Na szczęście po to są właśnie warsztaty, żeby ewentualny całkowity brak gotowości wyłapać i odpowiednio zweryfikować.
Piekna, prawdziwa, wzruszająca historia... ogromny szacunek w kierunku Waszej wspaniałej, kochającej się RODZINKI :)
OdpowiedzUsuńPo drodze nie zawsze było tak pięknie, bywało też burzliwie i pod górkę - ale najważniejsze, że jesteśmy w tym punkcie, w którym jesteśmy - i że udało nam się do niego wspólnie dotrzeć :)
UsuńPięknie!!! Nie odpuściłaś bycia mamą, a Bąbel dzięki Wam dostał szansę na szczęśliwe zycie :)
OdpowiedzUsuńJa bardziej postrzegam to w ten sposób, że to my dzięki niemu dostaliśmy szansę na rodzicielstwo. Bo gdyby nie my - to spokojnie, na pewno trafiłby do innych kochających rodziców. Kolejki w ośrodkach są naprawdę długie, oczekujących par całe mnóstwo - a dzieci w placówkach gotowych na adopcję wcale nie takie "zatrzęsienie", jakby się mogło wydawać.
UsuńJa bardzo chciałam adoptować dziecko. Mimo, że teoretycznie nie mam problemów z niepłodnością to jednak mój instynkt podpowiada, że kochałabym wszystkie "moje" dzieci. Jednakże nasze prawo adopcyjne ma coś innego do powiedzenia w tej kwestii. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAdopcja nie jest tylko dla niepłodnych. Jeśli poważnie zastanawiasz się nad adopcją, to radzę udać się na rozmowę do ośrodka adopcyjnego na rozmowę. Trzymam kciuki!
UsuńMiłość rodzi się w sercu - niektórym ciężko to zrozumieć ..choć sama jestem potrójna mama nigdy bym nie powiedziała do kogoś kto adoptowal "wspolczuje " czego współczuć ?szczęścia ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Miłość rodzi się w sercu - niektórym ciężko to zrozumieć ..choć sama jestem potrójna mama nigdy bym nie powiedziała do kogoś kto adoptowal "wspolczuje " czego współczuć ?szczęścia ?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Piękne i bardzo trafne podsumowanie :) Również pozdrawiam :)
UsuńDzięki za ten wpis....ja też miałam wybór i również wybraliśmy adopcje...mogłam jeszcze walczyć ale obydwoje doszliśmy do wnisku że kiedy my siedzimy w kolejnej poczekalni u kolejnego specjalisty gdzieś tam czekają Małe Istotki....nie chcieliśmy aby dłużej czekały...dziś mamy dwoje dzieci...niczego nie żałuje, kocham Ich całym serduchem i są zwyczajnie moje...Gdybym jeszcze raz musiała wybrać to znowu bym to zrobiła :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Bogusia
Gratuluję podwójnego szczęścia i pięknej, dojrzałej decyzji ! :) Mam tak samo - za nic w świecie nie zmieniłabym tej decyzji, nawet gdyby ktoś zaproponował mi ciążę w zamian :)Serdeczności ! :)
UsuńWiesz, mam dwie rodzone córki ale zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. Nie jestem psychicznie w stanie zajść w kolejną ciążę i naprawdę coraz częściej myślę o adopcji. I to całkiem poważnie. Nie wiem jeszcze co z tych myśli wyniknie, bo to zdecydowanie nie jest to samo co kupno nowego mebla - adopcja nie może być tylko spełnieniem moim rodzicielskich potrzeb. Muszę być pewna, że dziecko które miałoby dołączyć do naszej rodziny znajdzie w niej miłość i zaspokoi wszystkie swoje potrzeby - tak, jak to mają moje rodzone córcie. Ale kto wie...? Może gdzieś tam jest kolejne małe serduszko, które znajdzie u nas swoje miejsce...?
OdpowiedzUsuńPiękna historia <3 Każde dziecko, które jest wyczekiwane, jest potem najukochańszym skarbem rodziców.
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś. Chociaż ja mam dzieci biologiczne to denerwują mnie stwierdzenia, że jak kobieta urodziła to nagle posiadła jakąś wiedzę tajemną. Z dzieckiem które się urodzi trzeba też nawiązać więź i potrzeba czasu aby je poznać.
OdpowiedzUsuńTo prawda, "to my nadajemy życiu sens" A sensem życia dla mnie są dzieci :) Piękny wpis!
OdpowiedzUsuńDziecko to dziecko każdego powinno kochać się tak samo mocno. Ludzie którzy decydują sie na adopcję powinno się podziwiać a nie snuć dziwne teorie co do ich decyzji. Pozdrawiam ciepło a w wolnej chwili zapraszam na www.wpuszczonawmaliny.blogspot.com 🌱🌱🌱
OdpowiedzUsuńRodzicem nie jest ten, kto urodzi, a ten, kto wychowa. Przecież macierzyństwo to przede wszystkim więź rodząca się z miłości, którą możemy obdarzyć jakąś małą istotkę niezależnie od tego, kto ją urodził :)
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam adoptować dziecko i liczyłam na to, że mój przyszły mąż podzieli moje zdanie. Teraz tylko czekamy, by ukończyć dom i mieć warunki do adopcji. A po Twoim wpisie jestem jeszcze bardziej pewna, że chcę to zrobić.
OdpowiedzUsuńKazde dziecko ma prawo do bycia kochanym i do szczesliwego zycia :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że ci którzy tak komentują nie pomyślą po prostu że sami są tchórzami :) Oczywiście adopcja to nie obowiązek każdego człowieka. I nie każdemu potrzebne jest dziecko do szczęścia. Ale ile dzieci potrzebuje szczęścia od innych. I to im gwarantują adopcyjni rodzice. Zazdroszczę Ci partnera, który tak jak i Ty wybrał adopcję.
OdpowiedzUsuń