Kiedy byłam jeszcze studentką, nie przepadałam za Wrocławiem. Kojarzył mi się głównie z bardzo wczesnymi pobudkami (około 3 nad ranem), drałowaniem na piechotę na oddalony o 2 kilometry przystanek i półtoragodzinną podróżą busem, podczas której tylko dla nielicznych szczęśliwców starczało miejsc siedzących - reszta tłoczyła się stojąc albo wręcz wisząc, ściśnięta jak puszkowane sardynki.
Kojarzył mi się też z kierunkiem studiów, który wybrałam na swoje magisterium i który niestety dopiero w trakcie jego zgłębiania okazał się dla mnie kompletnie nietrafiony - a ukończyłam go z wyróżnieniem chyba tylko dlatego, że od zawsze miałam w sobie mocno zakorzenione poczucie obowiązku oraz przekonanie, że trzeba sfinalizować to, co się zaczęło.
Potem - podczas naszych starań o ciążę - Wrocław również nie niósł ze sobą zbyt wielu dobrych, przyjemnych wspomnień. Gabinety lekarskie, długie godziny spędzone w poczekalniach (bo zawsze była jakaś obsuwa), najróżniejsze badania, wyniki i zabiegi...Całe reklamówki leków hormonalnych, z którymi wychodziłam z apteki obładowana niczym bohaterki "Seksu w wielkim mieście" ciuchami i butami od projektantów.
A jeszcze później zaczęliśmy podróżować do Wrocławia w nieco innym celu - na warsztaty do naszego ośrodka adopcyjnego. I te wizyty również niosły ze sobą pewien stres i emocjonalną huśtawkę - ale niosły też nadzieję, że na końcu naszej drogi czeka wreszcie upragnione, wytęsknione maleństwo.
Aktualnie to właśnie z tym maleństwem (choć już przecież nie takim małym ;) ) odkrywamy Wrocław na nowo - i podczas każdej wizyty miasto pokazuje nam swoje odmienione, bardziej przyjazne oblicze. Zabiera nas na rejs statkiem po Odrze i na spacer po magicznym Ostrowie Tumskim. Rozkochuje nas w swoich ogrodach - Botanicznym i Japońskim, gości w miłych restauracyjkach i zaprasza na niesamowite koncerty i uliczne happeningi, o których w bliżej położonych mieścinach możemy sobie tylko pomarzyć.
Wczoraj natomiast mieliśmy okazję uczestniczyć też w kolejnej edycji wrocławskich Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży DOBRE STRONY - i chociaż wypad był zupełnie spontaniczny, chociaż niezbyt dobrze się do niego przygotowałam, chociaż po ostatnich poczynionych wydatkach fundusze na zakup nowej porcji literatury miałam dość mocno ograniczone - to zdecydowanie było warto ! Dla mnie osobiście takie imprezy mają jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy klimat i już sam kontakt z książkami i przebywanie w towarzystwie tylu świetnych wydawców jest czymś niesamowitym - więc wcale nie musi zakończyć się jakimś wielkim zakupowym szaleństwem :)
Pełną listę wydawnictw i szczegółowy program całej imprezy możecie znaleźć TUTAJ - natomiast ja muszę przyznać, że najbardziej przepadłam przy stoisku antykwarycznym, na którym poza względnie aktualnymi i tanimi jak barszcz tytułami można było znaleźć i takie perełki, którymi sama zachwycałam się jako dziecko, które czytali mi kiedyś rodzice i do których nadal mam wielki sentyment. Szczerze mówiąc, mogłabym tam grzebać całymi godzinami - gdyby tylko Bąbel mi na to pozwolił i nie oznajmił swoim stanowczym "Mama, CHODŹ !", że na chwilę obecną ma już dość obcowania z literaturą ;)
A największe wrażenie zrobiła na mnie książeczka...o psiej kupie, której recenzja za jakiś czas na pewno pojawi się na blogu i którą mój Małż skwitował puknięciem się w czoło oraz tekstem : "No coś ty, naprawdę chcesz kupić dziecku książkę o odchodach?" ;) Tak, bardzo chciałam - bo gdyby wszystkie książki na naszym rynku wydawniczym były tak mądre, wzruszające i przekazujące tyle pozytywnych wartości, to moglibyśmy już w ogóle nie bać się o następne pokolenia na nich wychowywane :)
Po targach wybraliśmy się jeszcze na zwiedzanie okolic Hali Stulecia i Ogrodu Japońskiego. Spróbowaliśmy gofrów, lodów i lemoniady - jej pierwszy łyk ewidentnie nie przypadł Bąblowi do gustu, ale potem było już zdecydowanie lepiej...
...choć i tak największym powodzeniem cieszyły się wszelkie zbiorniki wodne, fontanny i wodospady, do których Junior ma tak wielkie ciągoty, aż czasami śmiejemy się z M., że w poprzednim wcieleniu musiał chyba oddychać przy pomocy skrzeli - i oczywiście najchętniej do każdego takiego akwenu skakałby od razu na główkę, zupełnie nie zważając na jego głębokość ;)
Ostatnim punktem naszej wycieczki była Aleja Juniora, w której Bąbel tak pięknie i długo się bawił, że mogłam spokojnie zostawić go na jakiś czas w towarzystwie taty i zrealizować swój bon prezentowy od Super-Pharm, wygrany jakiś czas temu w konkursie z okazji ich 15-lecia. Takie zakupy to lubię - wrzucasz do koszyka, skanujesz przy kasie, a ostatecznie płacisz tylko podziękowaniem i szerokim uśmiechem ;)
Na zdjęciach wprawdzie tego nie widać, bo z oczywistych względów nie mogłam opublikować tutaj fotek innych dzieci - ale na mój gust Junior poczynił naprawdę spore postępy jeśli chodzi o kontakty społeczne. Coraz częściej wchodzi w relacje z innymi maluchami, próbuje do nich zagadywać i inicjować wspólne zabawy. Swoje przybycie do każdego "dzieciowego" miejsca ogłasza wszem i wobec głośnym "CZEEEŚŚŚĆĆĆ !" rzucanym do wszystkich obecnych - choć potem bardzo mocno się zawstydza, kiedy ktoś mu na takie powitanie odpowiada ;)
Na kulkach albo podczas zabawy na zjeżdżalni zawsze czeka grzecznie na swoją kolej, nie przepycha się i tylko czasami ponagla inne szkraby, wołając "Dzidzia, JEDŹ !" Czasami wolałabym jedynie, żeby był bardziej przebojowy i na przykład nie pozwalał starszym dzieciom zabierać sobie zabawek - ale domyślam się, że na etap pewnej stanowczości i walki o swoje jeszcze przyjdzie pora ;)
Kojarzył mi się też z kierunkiem studiów, który wybrałam na swoje magisterium i który niestety dopiero w trakcie jego zgłębiania okazał się dla mnie kompletnie nietrafiony - a ukończyłam go z wyróżnieniem chyba tylko dlatego, że od zawsze miałam w sobie mocno zakorzenione poczucie obowiązku oraz przekonanie, że trzeba sfinalizować to, co się zaczęło.
Potem - podczas naszych starań o ciążę - Wrocław również nie niósł ze sobą zbyt wielu dobrych, przyjemnych wspomnień. Gabinety lekarskie, długie godziny spędzone w poczekalniach (bo zawsze była jakaś obsuwa), najróżniejsze badania, wyniki i zabiegi...Całe reklamówki leków hormonalnych, z którymi wychodziłam z apteki obładowana niczym bohaterki "Seksu w wielkim mieście" ciuchami i butami od projektantów.
A jeszcze później zaczęliśmy podróżować do Wrocławia w nieco innym celu - na warsztaty do naszego ośrodka adopcyjnego. I te wizyty również niosły ze sobą pewien stres i emocjonalną huśtawkę - ale niosły też nadzieję, że na końcu naszej drogi czeka wreszcie upragnione, wytęsknione maleństwo.
Aktualnie to właśnie z tym maleństwem (choć już przecież nie takim małym ;) ) odkrywamy Wrocław na nowo - i podczas każdej wizyty miasto pokazuje nam swoje odmienione, bardziej przyjazne oblicze. Zabiera nas na rejs statkiem po Odrze i na spacer po magicznym Ostrowie Tumskim. Rozkochuje nas w swoich ogrodach - Botanicznym i Japońskim, gości w miłych restauracyjkach i zaprasza na niesamowite koncerty i uliczne happeningi, o których w bliżej położonych mieścinach możemy sobie tylko pomarzyć.
Wczoraj natomiast mieliśmy okazję uczestniczyć też w kolejnej edycji wrocławskich Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży DOBRE STRONY - i chociaż wypad był zupełnie spontaniczny, chociaż niezbyt dobrze się do niego przygotowałam, chociaż po ostatnich poczynionych wydatkach fundusze na zakup nowej porcji literatury miałam dość mocno ograniczone - to zdecydowanie było warto ! Dla mnie osobiście takie imprezy mają jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy klimat i już sam kontakt z książkami i przebywanie w towarzystwie tylu świetnych wydawców jest czymś niesamowitym - więc wcale nie musi zakończyć się jakimś wielkim zakupowym szaleństwem :)
Pełną listę wydawnictw i szczegółowy program całej imprezy możecie znaleźć TUTAJ - natomiast ja muszę przyznać, że najbardziej przepadłam przy stoisku antykwarycznym, na którym poza względnie aktualnymi i tanimi jak barszcz tytułami można było znaleźć i takie perełki, którymi sama zachwycałam się jako dziecko, które czytali mi kiedyś rodzice i do których nadal mam wielki sentyment. Szczerze mówiąc, mogłabym tam grzebać całymi godzinami - gdyby tylko Bąbel mi na to pozwolił i nie oznajmił swoim stanowczym "Mama, CHODŹ !", że na chwilę obecną ma już dość obcowania z literaturą ;)
A największe wrażenie zrobiła na mnie książeczka...o psiej kupie, której recenzja za jakiś czas na pewno pojawi się na blogu i którą mój Małż skwitował puknięciem się w czoło oraz tekstem : "No coś ty, naprawdę chcesz kupić dziecku książkę o odchodach?" ;) Tak, bardzo chciałam - bo gdyby wszystkie książki na naszym rynku wydawniczym były tak mądre, wzruszające i przekazujące tyle pozytywnych wartości, to moglibyśmy już w ogóle nie bać się o następne pokolenia na nich wychowywane :)
Po targach wybraliśmy się jeszcze na zwiedzanie okolic Hali Stulecia i Ogrodu Japońskiego. Spróbowaliśmy gofrów, lodów i lemoniady - jej pierwszy łyk ewidentnie nie przypadł Bąblowi do gustu, ale potem było już zdecydowanie lepiej...
...choć i tak największym powodzeniem cieszyły się wszelkie zbiorniki wodne, fontanny i wodospady, do których Junior ma tak wielkie ciągoty, aż czasami śmiejemy się z M., że w poprzednim wcieleniu musiał chyba oddychać przy pomocy skrzeli - i oczywiście najchętniej do każdego takiego akwenu skakałby od razu na główkę, zupełnie nie zważając na jego głębokość ;)
Ostatnim punktem naszej wycieczki była Aleja Juniora, w której Bąbel tak pięknie i długo się bawił, że mogłam spokojnie zostawić go na jakiś czas w towarzystwie taty i zrealizować swój bon prezentowy od Super-Pharm, wygrany jakiś czas temu w konkursie z okazji ich 15-lecia. Takie zakupy to lubię - wrzucasz do koszyka, skanujesz przy kasie, a ostatecznie płacisz tylko podziękowaniem i szerokim uśmiechem ;)
Na zdjęciach wprawdzie tego nie widać, bo z oczywistych względów nie mogłam opublikować tutaj fotek innych dzieci - ale na mój gust Junior poczynił naprawdę spore postępy jeśli chodzi o kontakty społeczne. Coraz częściej wchodzi w relacje z innymi maluchami, próbuje do nich zagadywać i inicjować wspólne zabawy. Swoje przybycie do każdego "dzieciowego" miejsca ogłasza wszem i wobec głośnym "CZEEEŚŚŚĆĆĆ !" rzucanym do wszystkich obecnych - choć potem bardzo mocno się zawstydza, kiedy ktoś mu na takie powitanie odpowiada ;)
Na kulkach albo podczas zabawy na zjeżdżalni zawsze czeka grzecznie na swoją kolej, nie przepycha się i tylko czasami ponagla inne szkraby, wołając "Dzidzia, JEDŹ !" Czasami wolałabym jedynie, żeby był bardziej przebojowy i na przykład nie pozwalał starszym dzieciom zabierać sobie zabawek - ale domyślam się, że na etap pewnej stanowczości i walki o swoje jeszcze przyjdzie pora ;)
Przed nami kolejne intensywne dni, wypełnone jazdą na rowerach, zwiedzaniem i rodzinnymi festynami. Na jedną z wycieczek wybieramy się nawet w towarzystwie teściów, z którymi ostatnio nieco ociepliły się relacje - więc trzymajcie kciuki, żeby taki stan rzeczy utrzymał się jak najdłużej i żeby obyło się bez ofiar w ludziach ;)
Miłego weekendu - niezależnie od tego, jakie macie pomysły i plany na jego spędzenie :) :*
Wspaniałe spędzony dzień, uwielbiam takie wyjazdy, pozdrowienia i buziaki dla Juniora :*
OdpowiedzUsuńMy też uwielbiamy ! Ciągle nas gdzieś nosi i już nie pamiętam kiedy większość dnia spędziliśmy w domu :) Pozdrawiam :)
UsuńWe Wrocławiu byłam raz - kojarzy mi się magicznie!!!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za relacje z teściami:)
Tak, niektóre miejsca są naprawdę magiczne - a zwłaszcza Rynek i Ostrów Tumski po zmroku :)
UsuńZa kciuki dziękuję - chyba pomogły, bo wspólny wypad był całkiem udany jak na nasze możliwości :)
Wrocław bardzo lubimy. Swego czasu nasi Przyjaciele tam mieszkali, więc mieliśmy okazję poznać go bliżej. Ostrów nas zauroczył. I jak małe dzieci biegaliśmy za krasnalami. Może kiedyś uda się pokazać to miasto Tygrysowi. Taka Aleja z pewnością by mu się spodobała. Póki co u nas nie znalazłam tak fajnego miejsca.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że dziś i jutro znowu będziecie w drodze. Miłych wrażeń dla całej Rodzinki
My też za każdym razem poszukujemy nowych krasnali - i znajdujemy je czasami w naprawdę zaskakujących miejscach :) A w drodze byliśmy nieprzerwanie przez cały weekend - do domu wracaliśmy tylko na noc, jak do hotelu.
UsuńWrocław wspominam bardzo ciepło, 16lat temu zaczynałam tam studia:) na Polibudzie, mieszkałam w tekach...kolo ZOO, fajny czas miło wspominam, wciąż mam przyjaciół. Różniej przeniosłam się do Krakowa i tu odnalazłam swoje miejsce na ziemi. Może kiedyś wrócę na wycieczkę:)
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu:*
Ooooo, Polibuda !? No to szacunek - ja jestem typową humanistką i kompletnie bym się tam nie nadawała ;) Kraków też piękny - ostatnio byliśmy w nim jakieś cztery lata temu i chętnie pojechałabym znowu, bo wspomnienia mam niesamowite :)
UsuńPozdrawiam z Wroclawia😊Co prawda jestem napływowa 😉ale kocham to miasto!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jesteś z Dolnego śląska - ale nie przypuszczałam, że właśnie z jego stolicy :) My też lubimy coraz bardziej - i żałujemy, że za każdym razem musimy tych kilkadziesiąt kilometrów pokonać...
UsuńJa we Wrocławiu zawsze przejazdem jestem :) musimy kiedyś z mężem się wybrać pozwiedzać.
OdpowiedzUsuńKoniecznie. A jak już będziecie - to dajcie znać, może gdzieś się razem wybierzemy :)
UsuńNigdy nie byłam jeszcze w Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńMój Junior też uwielbia wodę w każdej postaci ;) Więc rozumiem co masz na myśli ;)
U nas zabawy wodą (a co za tym idzie - również W wodzie ;) ) są na porządku dziennym. A jak jeszcze można tę wodę z piachem zmieszać i zrobić błotko - to już w ogóle rewelacja ;)
UsuńJa kocham Wrocław, zawsze bardzo miło wspominam wszystkie wyjazdy. W lipcu będziemy tam znowu gościć na koncercie, może uda nam się spotkać?!
OdpowiedzUsuńByłoby super ! Koniecznie odezwij się do mnie bliżej Waszego przyjazdu - i jak tylko będziemy w tym czasie w domu, to bardzo chętnie się z Wami umówimy :)
UsuńSłabo znam Wrocław, ale od kiedy mieszka tam moja przyjaciółka, udało mi się w nim być (zima tego roku). Bardzo mi się podobał :) Wegańska mafia rządzi ;) Knajpa roślinna na każdym rogu. Polecam Żyzną - nawet jeśli kuchnia roślinna to nie Wasza bajka :)
OdpowiedzUsuńMy akurat wolimy dania z dodatkiem mięska, ale faktycznie we Wrocku oferta restauracyjna jest bardzo urozmaicona. No i nawet w takich zwykłych budach z fast-foodem można znaleźć prawdziwie mistrzowskie dania, o których potem trudno zapomnieć :)
UsuńAch, Wrocław <3
OdpowiedzUsuńI chodź nie mieliśmy jeszcze okazji spędzić tam więcej czasu, bo zawsze raczej przejazdem, to i tak mnie zauroczył. Mam nadzieję, że kiedyś wpadniemy tam z dłuższą wizytą. Zwłaszcza, że kusisz tymi Ogrodami. Szczególnie Japońskim... Ciekawe, czy jesienią też tam jest ładnie?
Torbę na książki miałaś pakowną, że tak powiem :)
Cóż, sama z przyjemnością zrobiłabym takie zakupy i zapłaciła tylko uśmiechem :)
Jesienią w Japońskim to może nawet i ładniej - bo bardziej kolorowo :) Także jak trafi się Wam okazja - gorąco polecam !
UsuńA torba jest ręcznie pleciona (ale nie przeze mnie ;) ) z takiego papierowego sznurka, który się odpowiednio rozciąga i dopasowuje do rozmiarów zawartości ;)
Jeszcze nie zwiedzałam Wrocławia :) zazdroszczę tych targów książki :) bardzo miło spędzony czas :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTargi wprawdzie niewielkie, ale za to fajnie zorganizowane i z licznymi imprezami towarzyszącymi. Żałujemy, ze nie mogliśmy uczestniczyć we wszystkich trzech dniach wydarzenia - a do Wrocławia zapraszamy :)
UsuńUwielbiam Wrocław i mam do niego wielki sentyment po 6-letnim mieszkaniu tam :) A gdzie taka fajna Aleja Juniora? Wkrótce mamy zamiar jechać na wycieczkę w te strony, to może i o to byśmy zahaczyli
OdpowiedzUsuńAleja Juniora jest w Alei Bielany na Czekoladowej. Mają masę różnych dziecięcych atrakcji, ale akurat Bąblowi najbardziej podoba się wysepka przed wejściem do właściwego lokalu - i to właśnie tam spędzamy większość czasu :)
UsuńO widzisz to masz bliziutko a nie nasze 3,5 godziny jazdy. My niestety na jeden dzień to tylko zoo zaliczone i rynek. Ale bardzo ładnie:) Udanego tygodnia!
OdpowiedzUsuńZOO i Rynek - punkty obowiązkowe :) W tym nowym Afrykarium byliśmy,kiedy Bąbel miał jakieś 10 miesięcy - ale planujemy powtórkę, bo wtedy jeszcze niespecjalnie mógł skorzystać ze wszystkich atrakcji :)
UsuńAleja Junira - rewelacja! Wrocław uwielbiamy - za klimat, za krasnale, za pyszne lody, za ZOO (poza kolejkami rzecz jasna) itd
OdpowiedzUsuńWarto w miarę możliwości wybierać takie momenty poza "godzinami szczytu", kiedy nie ma zbyt dużych kolejek - można wtedy naprawdę zdecydowanie bardziej skorzystać :)
UsuńNigdy nie byłam we Wrosławiu. Może kiedyś się to zmieni. Nie mogłabym mieszkać w tak dużym mieście ale weekendowe wypady i zwiedzanie bardzo lubię. :)
OdpowiedzUsuń