Wyobraź sobie, że spacerujesz ruchliwym, zatłoczonym deptakiem. Mijasz po drodze najróżniejszych ludzi: grubych i chudych, wysokich i niskich, pięknych i trochę mniej urodziwych. Zwykle na żadnej z tych osób nie zatrzymujesz zbyt długo wzorku, zajęta swoimi sprawami albo rozmową z kimś, kto Ci towarzyszy.
A teraz wyobraź sobie, że ludzie na deptaku to cała nasza polska populacja - i że jedna na pięć mijanych przez Ciebie par ma problem z zajściem w ciążę, poczęciem dziecka, zapełnieniem pustego pokoju w swoim mieszkaniu małym, kochanym lokatorem.
Czy te pary czymkolwiek różnią się od innych, które mijasz na swojej drodze? Może tylko tym, że spacerują same, bez dziecka - i czasami napotykasz ich tęskne spojrzenia, rzucane ukradkiem w kierunku cudzego niemowlęcego wózka. Nic poza tym. Na pierwszy rzut oka nie zauważysz żadnej różnicy. Właśnie dlatego, że #niepłodnosciniewidac. Ona siedzi w środku, gdzieś głęboko. I zwykle niezbyt chętnie się o niej mówi - trochę jakby była czymś żenującym, wynikającym z naszej winy. Jakby sprawiała, że jesteśmy inni, gorsi, w pewien sposób naznaczeni...
foto: Internet |
Być może trudno Ci w to uwierzyć, ale znam ludzi, którzy bardzo pragną mieć dziecko, a mimo to nie leczą się w żaden z dostępnych im sposobów, bo po prostu wstydzą się o swoich problemach rozmawiać - nawet z lekarzami czy innym personelem medycznym. Oczywiście bardzo szanuję ich wybór - lecz przyznam szczerze, że nie do końca go rozumiem.
Przecież niepłodność to choroba.
Powtórzę jeszcze raz, wielkimi literami: NIEPŁODNOŚĆ TO CHOROBA !
Podobnie jak cukrzyca, astma, miażdżyca czy jakiekolwiek inne przewlekłe dziadostwo, które potrafi się czasami do człowieka przyplątać. A mimo to odnoszę niekiedy wrażenie, że zupełnie nie jak chorobę się ją traktuje - tylko jak wstydliwy temat tabu, o którym zdecydowanie lepiej i wygodniej jest milczeć, niż mówić. A przecież mówić warto, mówić trzeba, mówić się powinno - bo jest to problem, który dotyka szacunkowo około 20% naszego społeczeństwa.
Tylko w naszym najbliższym otoczeniu dotknął aż trzy inne małżeństwa - a musisz wiedzieć, że nasi znajomi to grono naprawdę niezbyt liczne i starannie wyselekcjonowane... Jedno z tych małżeństw - podobnie jak my - zdecydowało się na adopcję, drugie na in vitro, trzecie podjęło inne, mniej inwazyjne (czyżby?) metody leczenia...Każde z nich w akceptowalny przez siebie sposób walczy o swoje szczęście, zdrowie, realizację marzeń o pełnej rodzinie. I każde z nich na swój sposób cierpi, przeżywa emocjonalne i hormonalne huśtawki, czuje się w swoim problemie dość mocno osamotnione i nie do końca rozumiane przez tę bardziej płodną, nie borykającą się z problemem większość...
Bo tak to już chyba jest, że niepłodność bardzo stara się obudować nas grubym, nieprzepuszczalnym murem. Ten mur wyrasta między nami a naszymi przyjaciółmi, z którymi pomimo najszczerszych chęci nie zawsze potrafimy dzielić radości z pojawienia się na świecie nowego członka ich rodziny. Wyrasta też bardzo często pomiędzy kobietą a mężczyzną - oddzielając ich od siebie poczuciem winy, wzajemnymi pretensjami i wyrzutami (które czasami tak naprawdę nie istnieją, ale osoba będąca "źródłem problemu" i tak będzie nosiła je w sercu i we własnej świadomości jak bolesną, raniącą zadrę).
Przyznam Wam szczerze, że osobiście wolałam o swojej niepłodności głośno mówić, niż spuszczać na nią kurtynę milczenia. Oczywiście nie zawsze i nie z każdym - ale generalnie bardziej odpowiadało mi takie rozwiązanie niż tylko współczujące spojrzenia, cichnące na mój widok "dzieciowe" rozmowy czy dowiadywanie się o ciąży którejś z koleżanek dopiero po porodzie, ponieważ wcześniej nie chciała mnie taką informacją ranić czy "burzyć mojego spokoju" (o ile w przypadku osoby wciąż wędrującej po gabinetach lekarskich, poddawanej najróżniejszym badaniom i tkwiącej latami w niepewności oraz życiowej poczekalni można w ogóle mówić o jakimkolwiek "spokoju").
Dlatego cieszę się bardzo na wieść o tym, że powstają inicjatywy takie jak ta - organizowana przez magazyn "Chcemy Być Rodzicami" - w której już 9 lipca będę miała okazję również wziąć udział. Mam przeczucie, że w jej ramach będzie działo się naprawdę wiele dobrego. A Wy, jak myślicie ? Warto rozmawiać o niepłodności - czy raczej jest to dla Was temat na tyle trudny i krępujący, że lepiej w ogóle go nie poruszać?
foto: Internet |
Przyznam Wam szczerze, że osobiście wolałam o swojej niepłodności głośno mówić, niż spuszczać na nią kurtynę milczenia. Oczywiście nie zawsze i nie z każdym - ale generalnie bardziej odpowiadało mi takie rozwiązanie niż tylko współczujące spojrzenia, cichnące na mój widok "dzieciowe" rozmowy czy dowiadywanie się o ciąży którejś z koleżanek dopiero po porodzie, ponieważ wcześniej nie chciała mnie taką informacją ranić czy "burzyć mojego spokoju" (o ile w przypadku osoby wciąż wędrującej po gabinetach lekarskich, poddawanej najróżniejszym badaniom i tkwiącej latami w niepewności oraz życiowej poczekalni można w ogóle mówić o jakimkolwiek "spokoju").
Dlatego cieszę się bardzo na wieść o tym, że powstają inicjatywy takie jak ta - organizowana przez magazyn "Chcemy Być Rodzicami" - w której już 9 lipca będę miała okazję również wziąć udział. Mam przeczucie, że w jej ramach będzie działo się naprawdę wiele dobrego. A Wy, jak myślicie ? Warto rozmawiać o niepłodności - czy raczej jest to dla Was temat na tyle trudny i krępujący, że lepiej w ogóle go nie poruszać?
foto: Internet |
Temat jest bardzo ciężki a zarazem delikatny. W Naszym otoczeniu jest kilka par, ktore bardzo długo starają się o dziecko, i różnie do tego podchodzą (jedni nie mówią zupełnie nic, inni ciągle i o wszystkim). Najgorsze jest to tak jak napisalas, te pary nie różnią się niczym od par, które mogą mieć swoje dzieci. I to jest bardzo duza niesprawiedliwość:( każdy idzie inną drogą aby zapełnić ten pusty pokój. Bo jeśli marzysz tylko o tym, aby go zapełnić, jest to myśl od której nie da się uciec. Dzieci i ciężarne są wszędzie, w sklepie na dworze, w rodzinie. Wiem jak moja przyjaciółką to przeżywała. Pękało mi serce z bezsilności i bezradności:( i to chyba jest najgorsze, że tak na prawdę masz bardzo mały wpływ na to wszystko. Możesz mieć dużo pieniędzy, a zajścia w ciąże nie kupisz! Zawsze mowilam też, że ktoś niesprawiedliwie dzieci rozdaje i w biedzie, patologii rodzi się co rok, a inne rodziny walczą latami!
OdpowiedzUsuńJest dokładnie tak, jak piszesz - najważniejszych rzeczy kupić nie można. Usłyszałam kiedyś od jednej osoby stwierdzenie : "A co to za problem? Podchodzisz do in vitro, płacisz i masz!" No ludzie, co za głupota! Jak można w ogóle w taki sposób o tym myśleć. Po pierwsze jest całe mnóstwo przypadków, kiedy IVF się z różnych przyczyn nie udaje - a po drugie często zostaje okupione całym mnóstwem innych kosztów (psychicznych, zdrowotnych, moralnych, emocjonalnych), które są nieporównywalnie wyższe od tych finansowych. Ani IVF ani adopcja to nie jest wyjście do sklepu, podczas którego wybiera się sobie dziecko z określonej "półki". Żal, że niektórzy ludzie w ten sposób do tego podchodzą...
UsuńMój przyjaciel i ja staramy się o dziecko już ponad siedem lat, mieliśmy płodności klinice w ciągu wielu lat, zanim ktoś powiedział mi, aby skontaktować się z rzucającego to zaklęcie, który jest tak potężny, nazywa Agbazara świątynia dla niego, aby mi pomóc zajść w ciążę,i cieszę się, że zwróciliśmy się do lekarza AGBAZARA, bo jej ciąża zaklęcie umieścić nas w spokoju, i szczerze wierzę mu, uprawnienia i bardzo pomógł nam również, jestem wdzięczny za wszystko, co zrobił. skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub ( WHATSAPP; +2348104102662 ) jeśli próbujesz dostać się do dziecka, ma uprawnienia, aby to zrobić.
UsuńTo wszystko zależy od danej osoby, rodziny i ich potrzeb. Nie każdy chce rozmawiać na te trudne tematy a inny tego potrzebuje i musi z siebie wyrzucić to co go gryzie. Ja jestem z tej drugiej "ekipy" która musi rozmawiać tylko czasem trzeba uważać z kim...
OdpowiedzUsuńJa też należę do ekipy nr 2 - i między innymi właśnie dlatego powstał mój wcześniejszy blog, dotyczący stricte tematyki niepłodnościowo-adopcyjnej (zresztą, sama wiesz :) )
UsuńRozumiem, że nie wszyscy chcą ten temat "tłuc" i o nim mówić - tak jak piszesz, to sprawa bardzo indywidualna. Ale na poziomie różnych organizacji, w sensie debaty społecznej i uświadamiania ludzi o rozmiarach problemu rozmowa i poruszanie tych kwestii jest moim zdaniem bardzo potrzebne.
Trzeba ten temat poruszać. Faktycznie jest to taki temat tabu, bo zwyczajnie ludzie nie wiedzą jak się zachować. Ja na przykład przy ogromnym współczuciu, nie wiedziałabym jak najlepiej pocieszyć taką osobę. Może to dobry temat na wpis: jak zachować się gdy się o tym słyszy? Czego oczekuje osoba borykająca się z tym problemem od społeczeństwa? Co mówić a czego nie mówić?
OdpowiedzUsuńMusimy się z tym oswoić, doczytać, dowiedzieć.
Myślę, że lepiej nie pocieszać, nie pytać... Ale przede wszystkim uczulać na pytania chamskie w stylu: "Co Ty tak walisz po tych poprzeczkach? Facet jesteś czy co, że dziecka spłodzić nie możesz?HEHEHEHE" .............. Na pewno nie sypać komentarzy w stylu "a moja znajoma tyle się starała i ma po kilku latach, trzeba być cierpliwym" - bo każdy przypadek jest inny. I strasznie denerwuje jeśli ktoś wie lepiej od Ciebie, że jednak urodzisz :) Choć Ty wiesz, że nic z tego już nie będzie :) Mówię przynajmniej od swojej strony..:)
UsuńZgadzam się z odpowiedzią na Twój wpis: dobre rady typu"wyjedźcie gdzieś", "łykajcie kwas foliowy". " ja wiem,że jescze urodziś" to niech pocieszający sobie ...gdzieś.Po prostu złośc i rozpacz w takiej chwili mnie rozsadza.Lepiej powiedz,że chcesz ale nie wiesz jak mnie pocieszyć, albo nic nie mów a jedynie pogłaszcz po ręce.Generalnie o tej sprawie rozmawiam z najbliższymi i ludźmi, którzy też mają taki problem.Z całą resztą niekoniecznie jest sens.Naszej choroby nie widać, więc tematu nie ma, ale co innego RAK, taak, to jest tragedia! Mimo,że podobno poziom stresu osób borykających się z niepłodnością jest identycznie wysoki jak właśnie u osób z nowotworem
UsuńDokładnie... Też bym wolała usłyszeć "Nie wiem jak Cię pocieszyć".
UsuńTe wszystkie rady są mega frustrujące, szczególnie jeśli wypowiadają je osoby, które z niepłodnością czy bezpłodnością nie mają nic wspólnego.. lub uporały się zbyt szybko i wydaje im się, że innym też tak szybciutko się uda. Jeśli w ogóle...
"Wyluzujcie się, moja koleżanka tak miała, wyluzowała i od razu w ciąży" hm... to chyba klasyk :)
Zgadzam się ze wszystkimi powyższymi komentarzami. Nawet jeśli miałam potrzebę rozmowy - to na pewno nie wysłuchiwania takich fantastycznych "złotych rad". Do tej pory zdarza mi się słyszeć, że teraz - po adopcji - na pewno jeszcze "zaskoczę" - nawet jeśli dosłownie sekundę wcześniej poruszony został temat moich operacji, które zajście w ciążę absolutnie wykluczają. Zresztą, adopcja nie ma być środkiem umożliwiającym komuś "obdblokowanie" i zajście w ciążę - i chyba najbardziej denerwuje mnie, kiedy ludzie właśnie w ten sposób ją traktują. Jakby dziecko adoptowane nie było celem samym w sobie - tylko środkiem do ostatecznego celu, jakim jest dziecko biologiczne. Nie znoszę, kiedy się w ten sposób moje dziecko uprzedmiotawia - i mam ochotę wtedy dosłownie gryźć.
UsuńI to słynne "wyluzowanie" ! No błagam...Jeśli para walczy z niepłodnością od wielu lat, bierze całymi garściami najróżniejsze pigułki, bez przerwy poddaje się wszelkim możliwym zabiegom, badaniom i nie ma w promieniu kilkuset kilometrów chyba żadnego "speca" od niepłodności, którego by jeszcze nie zdążyła odwiedzić - to jak w ogóle można takie teksty rzucać?
Natomiast do raka swojej niepłodności nigdy nie porównywałam. Wydaje mi się to zbyt drastyczne zestawienie. Aczkolwiek rozumiem, o co chodzi anonimowemu komentatorowi chodzi. I zgadzam się, że jeśli jakaś choroba nie jest widoczna gołym okiem - to wcale nie oznacza, że nie istnieje i że nie jest w stanie znacząco zaważyć na naszym życiu oraz psychice.
UsuńDziękuję Ci za ten post, Kochana :-* Temat jest niezrozumiany i nieporuszany przez wiele osób nie mających problemu z poczęciem, a jeśli już go poruszają, to dają "dobre rady", co zrobić, by zajść w ciążę (O, Ironio!!!!). Nawet jak mówiłam, żem w połowie wycięta itd, to słyszałam, że jak się wyluzujemy i sobie oduścimy, to wtedy się uda! O_O szlak człowieka wtedy trafia. My z mężem już po tylu latach podchodzimy do sprawy w miarę "na luzie" (choć comiesięczne chodzenie do lekarza, zabiegi, badania itp. powoduje, że w głowie jest tylko jedno..) i ze znajomymi normalnie gadamy na ten temat - uważam, że tak trzeba. Teraz otaczają nas ludzie, którzy ani się nie litują nad nami, ani nie radzą niczego, także czujemy się z nimi rewelacyjnie i przede wszystkim NORMALNIE, a nie jak trędowaci...
OdpowiedzUsuńściskam Was mooocnoooo!!! buzi :-* :-* :-*
Mila
aaa i jeszcze jedno - ostatnio mi się aż śmiać chciało, jak spotkałam się ze znajomą na spacer - dawno się nie widziałyśmy, choć kontakt telefoniczny był. No i zapytała jak u nas itd, no i nakreśliłam ciut naszej historii, to niemalże sama się popłakała i w pewnym momencie, to ja ją pocieszałam i uspakajałam.. :-D dobra uwaga Wyrodnej Matki - warto zawrzeć tak w pigułce, czego lepiej unikać, co mówić w tej sytuacji - choć i tak to trudny temat, bo każda osoba jest inna i czego innego oczekuje.. Ja na pewno nie lubię litości i użalania się nad nami. Ja o naszym problemie mówię normalnie - przedstawiam fakty i nie znoszę gładzenia, tulenia czy pocieszania - aż się we mnie wtedy gotuje! Ale domyślam się, że są osoby, które takiej właśnie reakcji oczekują.
UsuńPozdrawiam! :-)
Milu, znam Cię już trochę wirtualnie - i uwierz mi, że jesteś jedną z naprawdę nielicznych znanych mi osób, które z tematem niepłodności radzą sobie tak świetnie i podchodzą do niego tak optymistycznie, pomimo wielu przeciwności. Dlatego wcale mnie nie dziwi fakt, że ostatecznie to Ty koleżankę pocieszałaś - a nie odwrotnie ;) Cieszę się, że teraz macie wokół siebie właściwych ludzi, którzy reagują i zachowują się adekwatnie do Waszych oczekiwań i potrzeb :*
Usuńhehe ;-) a co mi pozostało, Słoneczko?;-) załamania już przechodziliśmy i wcale nie pomagały. Robimy, co możemy, by mieć rodzinę i nie możemy dać się zwariować :-)
UsuńNo i właśnie taka postawa mi się w Tobie podoba :) Bardzo słusznie ! :*
UsuńOtóż to - niepłodność to chora, którą trzeba leczyć, bo da się z niej wyjść (nie zawsze, ale istnieje duża szansa). Wiem coś o tym - akurat byłam szczęściarą, gdyż niemal od razu po rozpoczęciu leczenia farmakologicznego udało mi się zajść w ciążę. Teraz wiem, że należy zadbać o to jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńPoza tym, wiele osób załamuje się, nie widząc różnicy pomiędzy niepłodnością a bezpłodnością, a to przecież dwa różne bieguny.
UsuńNo to byłaś szczęściarą :) Gratulacje.
UsuńAle to fakt. Z wieloma osobami, które podchodziły w tym samym czasie do in vitro (30-40? -miałam kontakt forumowy). Tylko mi się nie udało. Mi, która miała statystycznie największe szanse :)
Teraz w Polsce nie ma lekarza, który by coś mądrego wymyślił. Ale fakt - wyjść można. A jeśli jeszcze obejdzie się bez ivf to już całkiem super. Pewnie, że trzeba próbować, a nie załamywać ręce. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo :)
Sylwia, ja również szczerze gratuluję, że znalazłaś się w gronie tych szczęśliwców :*
UsuńA odnośnie statystyk...wiadomo, jak to jest - słupki, cyferki i wykresy sobie, a życie i tak pisze dla nas często zupełnie inne, nieprzewidywalne scenariusze. Ja również nie trafiłam tak naprawdę w historii swojego leczenia na lekarza, który faktycznie kompleksowo by mnie przebadał, zdiagnozował, zaprezentował przynajmniej namiastkę indywidualnego podejścia do pacjentki. W większości gabinetów była typowa sztampa - te same metody leczenia dla wszystkich pacjentek, niekoniecznie dostosowane do schorzenia, zaburzeń, cyklu i innych specyficznych parametrów czy predyspozycji.
I jeszcze trzeba pamiętać o tym, że w przypadku niepłodności opieka jednego specjalisty zwykle nie wystarcza - bo poza ginekologiem trzeba przynajmniej otrzeć się o endokrynologa, diabetologa, dietetyka, immunologa, często też kogoś od genetyki...
Mnie temat niepłodności bezpośrednio nie dotknął, bo nie miałam nigdy problemów z poczeciem dziecka.
OdpowiedzUsuńAle...
Ale...
W rodzinie miałam łatkę "tej bezplodnej "bo w wieku 30lat i po 5 latach małżeństwa nie mieliśmy dzieci. A tuż przed ślubem miałam operacje usunięcia torbieli jajnika i rodzina łącząc oba te fakty a jeszcze dodając to,ze miałam dwa koty przykleily mi łatkę bezplodnej i obgadywali po rodzinie.
To taka dalsza rodzina,ale bolało, bo nie rozumieli że my z wyboru nie mamy, a też siali we mnie zwątpienie, ze.może "ja faktycznie...."
Chamskie są wszelkie pytania, insynuacje i wlazenie z butami w czyjeś życie.
Heh...rozbawiłaś mnie tym przyklejaniem łatki osoby niepłodnej na podstawie ilości posiadanych kotów (tudzież samego faktu ich posiadania) ;) A jednocześnie smutne jest to, że tak łatwo się te łatki przykleja - i że przykleja się je w ogóle.
UsuńSwego czasu moja lekarka taką właśnie diagnozę mi postawiła. Wtedy aż tak bardzo się nie przejęłam, bo nie myślałam w tamtym czasie o dzieciach i zakładaniu rodziny. Przez 10 lat miałam problemy hormonalne i usłyszałam wtedy od tej lekarki, że macicę mam jak 70cio letnia staruszka... Niezbyt to miłe było. W każdym razie albo pani doktor się pomyliła, albo stał się cud, bo dziś mam wspaniałego syna, choć w ciąży sporo strachu przeszłam i całą drugą połowę na podtrzymaniu byłam.
OdpowiedzUsuńWspółczuję przeżyć z okresu ciąży, natomiast Was i Waszego Synka miałam okazję poznać i mogę z pełnym przekonaniem potwierdzić, że jest wspaniały ! :) I bardzo dobrze, że tę lekarką jej wiedza oraz intuicja wtedy zawiodła !
UsuńZdecydowanie warto o tym mówić. U mnie trochę inny problem, bo z utrzymaniem ciąży, ale też podobnie, jak niepłodność jest często pewnym tabu. Nie mówi się o poronieniach. Nie mówi się o tym strachu, że nigdy nie będzie się miało przez to dziecka. A także powinno. Osoby, które dopiero co zaczynają starania o dziecko i napotykają na problemy, często nie wiedzą, jak sobie z nimi radzić. Rozmowa bardzo pomaga a i dodatkowo przynosi wiedzę, która w takich przypadkach jest niezbędna.
OdpowiedzUsuńTrudności z donoszeniem ciąży to też problem, nad którym zdecydowanie warto się pochylić. Tak naprawdę w obliczu niemożności "posiadania" dziecka nie ma wielkiego znaczenia, dlaczego nie możemy go mieć - czy przez niepłodność pierwotną, czy wtórną, czy też właśnie w wyniku poronień...Każda z tych przyczyn tak samo boli i ostatecznie sprowadza się do jednego - że jesteśmy sami i często nierozumiani. A ból pojawiający się w wyniku poronienia dla mnie byłby chyba jeszcze gorszy niż ten, który sama odczuwałam jako kobieta, która nigdy w ciąży nie była - bo mieć dziecko, a potem je stracić, to chyba najgorsza rzecz, jaka może nas spotkać...
UsuńPewnie ze mowic tak duzo kobiet ma problem a mysla ze sa jedyne. W ten sposob wiedza ze nie tylko ich to dotyczy
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. A jest takich kobiet/par naprawdę całe mnóstwo. Odkąd trochę bardziej "siedzę" w tej tematyce - dosłownie co chwilę dowiaduję się o kimś nowym, kto miał lub ma z tym problem.
UsuńMoże się spotkamy, też dostałam zaproszenie na 9.07
OdpowiedzUsuńOoooo, super :) Byłoby naprawdę miło spotkać kolejną osobę poznaną za pośrednictwem bloga :)
UsuńPrzyznam się szczerze, że nigdy nie zastanawiałam się nad tą kwestią, dopiero po przeczytaniu tego postu. Z jednej strony dziwię się, że udzie wstydzą się leczyć bezpłodność, a z drugiej potrafię ich zrozumieć.
OdpowiedzUsuńAch, no i muszę zwrócić Ci uwagę - bezpłodność to nie to samo co niepłodność. Bezpłodność jest stanem nieodwracalnym, którego już nie da się wyleczyć - bo wynika najczęściej z braku lub niedorozwoju narządów płciowych (czyli o mnie można już powiedzieć, że jestem BEZpłodna - natomiast jeszcze przed zabiegiem byłam NIEpłodna i miałam jakieś tam szanse na wyleczenie). Sorki za tę poprawkę, ale różnica jest dość znacząca :)
UsuńCzytam regularnie ale nigdy nie pisałam. Pięknie to napisałaś duzo zdrowia dla Was i wiecej takich inicjatyw!!pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za Twoją obecność i za życzenia zdrowia - bo to chyba najważniejsze, czego można komuś życzyć. Wzajemnie !
UsuńTemat jest bardzo delikatny, bo nigdy nie wiadomo, jak druga osoba się poczuje. Dla osoby, która jest niepłodna może być to wstydliwe, ale moim zdaniem warto o tym rozmawiać. Warto się wspierać przede wszystkim. Nikt nie jest gorszy! Choć z drugiej strony jest to naprawdę ciężki temat, szczerze, to sama nie wiem, jakbym się zachowywała w takiej sytuacji... Bo jest to jednak intymne, a nie każdy potrafi na intymne tematy rozmawiać
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że nie każdy chce i potrafi rozmawiać. Ale z drugiej strony - moim zdaniem - jeśli nie chcemy kiedyś poczuć się urażeni jakimś mało taktownym i niestosownym komentarzem to powinniśmy sami swoje otoczenie na pewne rzeczy wyczulić i przygotować je do tego typu rozmów, a przede wszystkim - wyznaczyć jakieś granice, w których nie ma miejsca np. na głupie żarty czy docinki.
UsuńJa też należę do osób walczących z niepłodnością. Nie jest to łatwy temat. Ogółem fajnie byłoby z kimś o tym porozmawiać, ale tak na prawdę nie ma z kim. Albo powiesz, a potem zamiast prawdy idzie mega nieprawda i plotki.. Również spotkałam się z ogromem "dobrych rad". Ale to nijak się ma do rzeczywistości. Dla mnie straszne było, gdy w dniu moich urodzin, przy składaniu życzeń, moja babcia powiedziała, że albo się za mało staramy albo wcale, skoro jeszcze nie mamy dzieci. To był cios poniżej pasa. Również nie do końca rozumiem ludzi, którzy wiedzą, że są niepłodni, a nic z tym nie robią. Jakby.. czekali na cud? Albo się poddali na dzień dobry. Jest to mega ciężki temat. A, czytam ten magazyn :) super, że o tym wszystkim napisałaś:*
OdpowiedzUsuńTia... Moja babcia kilka dni temu powiedziała "A po co Ci tyle tych pokoi było?" (w nowym domu) "Nie trzeba było tylko sypialni?" Pewnie nawet nie uwzględnia w swoich myślach adopcji, ale co tam...... Nie będę się nią przejmować, to typ - co ludzie powiedzą.... :)
UsuńMój wujek mojemu mężowi na wigilii powiedział, że sypie piachem... Wtedy to było realne i bardzo dotkliwe dla niego, bo akurat przed świętami odebrał słabe wyniki nasienia.
To jest straszne, ale z drugiej strony ludzie nie wiedzą, nie rozumieją, nie doświadczyli tego... Dla nich to chleb powszedni...
"Gratulacje" dla babci...choć może dla starszych osób trzeba być troszkę bardziej wyrozumiałym, bo kiedyś ten problem nie osiągał aż takich rozmiarów...A czekanie na cud i "niepokalane poczęcie"? No cóż...też znam osoby, które tak właśnie robią - a potem zwykle żałują, że w odpowiednim momencie nie wzięły się za leczenie, bo jest już na pewne rzeczy zbyt późno. Niestety, niepłodność sama się nie wyleczy (zazwyczaj) - i często nawet pomimo usilnych starań i różnych podjętych kroków też się to nie udaje.
UsuńTo "sypanie piachem" natomiast - dajcie mi tu tego wujka, to go wezmę odpowiednio w obroty i wyjaśnię, dlaczego tego typu komentarze są bardzo nie na miejscu...
UsuńTemat ciężki i delikatny... bardzo dobrze to ujelas!!
OdpowiedzUsuńDziękuję...Ale zazwyczaj tak sobie czytam poszczególne posty po jakimś czasie i dochodzę do wniosku, że czegoś zabrakło, że zawsze można byłoby zrobić to lepiej...Takie spaczenie ;)
UsuńWitaj, podczytuję z przyjemnością od jakiegoś czasu i w końcu postanowiłam się odezwać.
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Ty nigdy nie miałam problemu z mówieniem o naszej niepłodności, o tym, że staramy się o dziecko, ale nie wychodzi. Wiedziała rodzina, przyjaciele, bliżsi znajomi. Nie wszyscy potrafili nas w tym odpowiednio wesprzeć. Teściowa po mniej więcej 1,5 roku starań uznała, że nie możemy mieć dzieci i musimy adoptować. A ja potem jednak zaszłam w ciążę. Ale kiedy o tym mówiłam, było mi lżej, nie musiałam się kryć z emocjami. Trzeba być jednak przygotowanym na porady typu: jedźcie na długie wakacje, za bardzo chcecie, musicie odpuścić itp. Są nieuniknione. Często wynikają z niewiedzy, braku świadomości, że to choroba, którą się leczy. Cieszą mnie takie inicjatywy, jak magazynu "Chcemy być rodzicami". Ten problem dotyka tak wielu par... Trzeba wyjść z tym na zewnątrz.
No i bardzo dobrze, że postanowiłaś ! - bo zajrzałam do Ciebie i wsiąkłam (wsiąknęłam? ;) ) , a przy okazji znalazłam jeszcze kilka odnośników do blogów, o których istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia :)
UsuńMnie inicjatywa też bardzo cieszy - a zwłaszcza fakt, że sama będę miała okazję i zaszczyt wziąć w niej udział i dołożyć swoją malutką, skromną cegiełkę. Może uda się coś fajnego wspólnie zbudować :)
Nie wiem czy będąc w takiej sytuacji chciałabym rozmawiać o swojej niepłodności. Może z bliskimi osobami, które by mnie zrozumiały, a nie tylko wysłuchały i wspołczuły. Niektorzy ludzie nie wiedzą jak się maja zachować i co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja tak sobie myślę, że nie wiedzą, bo nikt ich tego nie nauczył. Sama mam doświadczenia z bardzo różnymi ludzkimi reakcjami - od drwin po współczucie i zrozumienie - ale przekonałam się, że niektórym trzeba po prostu naświetlić, czym ta niepłodność w ogóle jest i z czym się wiąże - a wtedy ich błędne wyobrażenie i podejście do tematu bardzo się zmienia.
UsuńCiężki temat. Jako matka współczuję parą, które nie mogą mieć swoich dzieci. To musi być dla nich straszne..
OdpowiedzUsuńNo jest straszne...:)
UsuńNajgorzej budzić się i zasypiać z myślą, że stało się coś czego się tak bardzo obawiałam.
No i ogólnie wszystkie imprezy rodzinne są koszmarem, mimo, że wiedzą o bezdzietności.
Pozdrawiam.
Imprez rodzinnych przez jakieś dwa lata unikałam jak piekielnego ognia - albo szłam na nie z musu (zwłaszcza jeśli były pełne dzieci) i upijałam się czymś, co akurat było pod ręką, żeby zbyt dużo nie myśleć... ;)
UsuńDziękuję za ten post. Idealnie to wszystko ujęłaś.
OdpowiedzUsuńW otoczeniu znam kilka par, które borykają się z niepłodnością i kilka, które przeszły tę trudną drogę do macierzyństwa.
Ja w upragnioną ciążę zaszłam "przypadkiem", a później przy adopcji Smerfa nasłuchałam się od niektórych, że przecież mogę "mieć swoje", to po co adoptuję. Jak mnie to irytowało, nie tylko ze względu na to, że przecież Smerf jest mój, ale również ze względu na fakt, że chcieć to ja sobie mogłam dużo, a dostać od losu mogłam znów jedynie ból i rozczarowanie - a tego nie chciałam.
Dodam tylko, że pomimo urodzenia dziecka nadal określam się jako niepłodną. Ciąża mnie nie wyleczyła, a niepłodność to dla mnie nie tylko choroba w medycznym rozumieniu, ale też rysa na duszy.
I, całkiem serio, jestem niejako wdzięczna niepłodności. Gdyby nie ona, nie miałabym najcudowniejszego syna pod słońcem!
Masz rację, że z niepłodnością jest trochę tak, jak z alkoholizmem czy uzależnieniem od narkotyków. Alkoholik już zawsze nim będzie, ćpun też już na zawsze pozostanie ćpunem. Tylu różnych przeżyć, strat, całego leczenia po prostu nie da się wymazać z pamięci - i nawet jeśli już na co dzień się o nich nie myśli i nam one nie towarzyszą, to i tak wracają w określonych, konkretnych sytuacjach...I może dobrze - bo przypominają nam o tym, jak wielkie mimo wszystko mamy szczęście. Są przecież osoby, którym nigdy się nie udaje - a na adopcję nie są w stanie się zdecydować.
UsuńCo do wdzięczności - czuję dokładnie to samo! I wobec mojej niepłodności, i wobec mamy biologicznej Bąbla - bo jakby na to nie patrzeć to przecież właśnie dzięki niej możemy teraz cieszyć się swoim Szczęściem :)
Nie każdy ma ochotę rozmawiać o niepłodności,tak samo jak o raku,stomii i innych przykrych chorobach.Moim zdaniem powinniśmy to uszanować.Jedni chcą,inni nie.Jedni mówią z łatwością,innym jest ciężej.
OdpowiedzUsuńIlu ludzi,tyle sposobów radzenia sobie z chorobą.
Heh też miałam jechać na to spotkanie ale po raz drugi mi nie pasował termin.Może byśmy się spotkały😊Pozdrawiam!
Tak, szanuję to. Nikogo nie można zmusić do rozmów - jak i nie można zmusić do milczenia w danym temacie. Jednak tak, jak już wcześniej wspomniałam - debata publiczna dotykająca kwestii niepłodnościowych jest w naszym kraju bardzo potrzebna. Zwłaszcza, że niektóre sprawy bardzo mocno dzielą nasze społeczeństwo i niestety odnoszę wrażenie, że osoby niepłodne są w związku z tym jeszcze mocniej marginalizowaną grupą.
UsuńNo i szkoda wielka, że termin Ci nie odpowiada :/ Może jeszcze będzie inna okazja, żeby się spotkać - mam taką nadzieję ! :)
UsuńPamiętam, jak w początkach zmagania się z niepłodnością, dowiadując się o problemach znajomych, pomyślałam sobie, że nam się uda, bo statystyki się wyczerpały. Wstyd się przyznać, ale tonący brzytwy się chwyta. Jak się okazało i my poprawiliśmy słupki, które obawiam się będą rosły.
OdpowiedzUsuńMy raczej nie rozmawialiśmy o naszych problemach. Nie była to kwestia wstydu, po prostu tego nie potrzebowaliśmy. Niepłodność bolała, ale raczej od czasu do czasu. Na co dzień nie była problemem. Po prostu chorobą, jak każda inna, z którą walczyliśmy. Bardziej potrzebowałam rozmowy o wszystkich sprawach okołoadopcyjnych i tu nie znalazłam wsparcia wśród bliskich. Ale to wszystko sprawa indywidualna, co nie zmienia faktu, że trzeba o tym głośno mówić. Fajnie, że powstała taka inicjatywa.
Prawda jest taka, że tylko i wyłączenie możemy zrozumieć siebie nawzajem. Nikt nawet najbliższy nam nie pomoże i nie zrozumie tego jak się czujemy. Ja poinformowałam najbliższą rodzinę już na początku starań, żeby ograniczyć pytania i uczulić na męczenie tematami dziećmi z rodziny itd..
UsuńJednak teraz jak wiedza, że się nie udaje i już nie mamy jak walczyć to nikt się tym specjalnie nie przejmuje...
Pozdrawiam!
"Syty głodnego nie zrozumie" - coś w tym jest. Wszystko oczywiście zależy od poziomu empatii, jakim dana osoba dysponuje, ale nie oszukujmy się - jeśli sam nie zostaniesz postawiony w danej sytuacji i nie natrafisz na mur, jakim jest niepłodność - to można sobie tylko gdybać, rozważać, zastanawiać się...Dobrze, że są również ludzie, którzy przynajmniej próbują wczuć się w te niepłodnościowe klimaty. I szkoda, że są wśród naszych bliskich też tacy, którzy mają na to kompletnie wy...walone.
UsuńRzeczywiscie to bardzo trudny temat, ale tak... powinno sie mowic o nim otwarcie.
OdpowiedzUsuńI dobrze, ze jestes na tyle odwazna byc wziac udzial w inicjatywie o ktorej pisalas powyzej.
Wiekszosc z Nas nie ma pojecia przez jakie trudy I klody przechodza pary starajace sie o dziecko.
Nie wiem, czy to odwaga. Chyba nie :) Kiedy dostałam zaproszenie na to spotkanie - nie zastanawiałam się nawet przez sekundę. Jeśli mogę komuś w ten sposób pomóc albo (co zdecydowanie bardziej prawdopodobne) sama coś z tego wynieść - to nie mogłabym z takiej okazji nie skorzystać i przejść obojętnie obok inicjatywy, która w tak wielkim stopniu mnie dotyczy. A poza wszystkim - sama możliwość osobistego poznania Magdy Modlibowskiej i pozostałych członków Redakcji to będzie dla mnie naprawdę mega doświadczenie i wielki zaszczyt :)
UsuńWczoraj przeczytałam u Agi o tym spotkaniu . Kochana jak tam się dostać? Chętnie też wzięłabym udział i spotkała z WAMI osobiście :))))
OdpowiedzUsuńNapisałam Ci wiadomość na FB :)
UsuńJa jestem już mamą, ale pamiętam bardzo dobrze obawy związane z moim zdrowiem kiedy podjeliśmy decyzję o chęci zostania rodzicami. Bałam sie czy nam sie uda, bo lekarze różnie mówili. Teraz dziękuję losowi za szczęście jakiego oboje z mężem mogliśmy doświadczyć i za naszego już 2,5 letniego synka biagającego po naszym domu.
OdpowiedzUsuńWspaniale, że było Wam dane :) A Synuś faktycznie przeuroczy - więc wcale mnie nie dziwi, że jesteście tacy szczęśliwi i dumni z niego :)
UsuńUważam, że warto o tym mówić szerzej. Jeśli tylko ktoś ma na tyle siły by się z tym dzielić... Nie każdy umie, ale myślę że warto - obydwie strony na tym korzystają. Społeczeństwo dostrzega sprawy, o których być może nie miało pojęcia i zmienia swój stosunek do niepłodności. Wśród moich bliskich znajomych też mam trzy pary, które wiele lat straciły na walce o maleństwo...
OdpowiedzUsuńOde mnie to w tej chwili nie wymaga ( i może nigdy nie wymagało) wielkiej siły. Jakoś szczęśliwie tak się złożyło, że zazwyczaj umiałam nawet swoją niepłodność obrócić w żart - choć niektórym osobom pewnie wyda się to dziwne. No co zrobić? Trzeba przyjąć na klatę, żyć dalej i dziękować, że mimo wszystko dzięki adopcji nie zostaliśmy zupełnie pozbawieni możliwości doświadczenia wszystkich uroków rodzicielstwa. Nie zamieniłabym tego na nic innego !
UsuńNa szczęście ten problem mnie ominął i przy każdej z ciąży szybko się okazywało, że w niej jestem. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak to jest starać się o malucha latami, leczyć się, żyć w stresie, takiej swoistej frustracji.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że nie musisz sobie tego wyobrażać - a tym bardziej doświadczać tego czekania i kolejnych rozczarowań. Gratuluję Ci cudownego potomstwa! :)
UsuńZagladalam tu juz i nawet chcialam cos napisac ale brak czasu mnie powstrzymal. teraz na spokojnie napisze kilka slow. jesli sie tego samemu nie doswiadczylo ciezko jest zrozumiec ta chorobe. Masz racje, ludzie wygladaja identycznie, kobieta, facet, zdrowo a tu taka "niespodzianka". Ja mialam to szczescie zostania matka na zawolanie- pierwsze ot, tak nagle- przypadkowo, drugie bardzo zaplanowane- w sumie parka. Teraz obserwuje corke, ktora marzy o licznej rodzinie i powiem ci, ze w duchu prosze boga o spelnienie jej marzen. Mialam w pracy 6 kolezanek z czego 4 ciezko i dlugo staraly sie o dziecko, kazdy alebo po terapi hormonalnej, po poronieniach.... moj wlasny brat od kilku laz zmaga sie z nieplodnoscia...
OdpowiedzUsuńCo do "odblokowania"- znam dwa przypadki:- w pierwszym po latach staran para zdecydowala sie na adopcjei po 2 latach zostala zaskoczona naturalna, "przypadkowa" ciaza :)
druga- po trzech invitro, ktore po 1o- 12 tygodniach konczyly sie poronieniem- po pol roku ot, tak nagle i niespodziewanie ciaza blizniacza :) donoszona i zdrowa. Cuda sie zdarzaja!
Pozdrawiam serdecznie i ciesze sie, ze Wasza rodzina dopelnina Bablem jest przykladem na milosc macierzynska rowniez w innej "opcji"!
Te liczby mówią same za siebie...aż 4 na 6 z Twoich koleżanek miały problem - w naszym gronie wcale nie inaczej...To cholernie smutna, przykra statystyka...
UsuńPrzypadki "odblokowania" - jasne, zdarzają się. Ale nie zawsze i nie każdemu. A niektórzy (jak my na przykład) nawet już tego nie chcą i nie oczekują - bo znajdują dla siebie inną drogę ku rodzicielstwu, równie piękną :)
Cudowna inicjatywa!!! Masz rację - niepłodnosć to choroba i czas by wreszcie wiele osób to zrozumiało!!!!!!
OdpowiedzUsuńSama mam problem, nie raz mysleliśmy o adopcji, ale ....przy jednej córce trochę się boimy, ale może niepotrzebnie?? Może ona lepiej to przyjmie niż myslimy? W końcu sama kiedys zapytałą czy nie moglibysmy wziąć jakiegoś dziecka, które nie ma swojej mamy........
Namawiać Was nie będę, bo to Wy musicie być na to w pełni gotowi i swoją córkę też odpowiednio przygotować...Ale wiesz, czasami wydaje mi się, że my jako dorośli bardzo dużo problemów wyolbrzymiamy i odnosimy wrażenie, że z czymś będziemy mieli kłopot - a dzieci przyjmują to z kolei bardzo naturalnie i nie widzą w tym niczego dziwnego. Z adopcją byłoby pewnie podobnie jak z pojawieniem się w Waszej rodzinie rodzeństwa biologicznego - tylko jeszcze kilka dodatkowych kwestii musielibyście z córką poruszyć :)
UsuńCzas chyba zatem wrócić do rozmowy, bo wiem, że taki proces adopcyjny trwa dość długo... :(
UsuńRóżnie trwa, to zależy od ośrodka - ale faktycznie z reguły przyjmuje się, że około dwóch lat. Jakbyś miała jakieś pytania - wal śmiało do mnie na priv !
UsuńMój przyjaciel i ja staramy się o dziecko już ponad siedem lat, mieliśmy płodności klinice w ciągu wielu lat, zanim ktoś powiedział mi, aby skontaktować się z rzucającego to zaklęcie, który jest tak potężny, nazywa Agbazara świątynia dla niego, aby mi pomóc zajść w ciążę,i cieszę się, że zwróciliśmy się do lekarza AGBAZARA, bo jej ciąża zaklęcie umieścić nas w spokoju, i szczerze wierzę mu, uprawnienia i bardzo pomógł nam również, jestem wdzięczny za wszystko, co zrobił. skontaktuj się z nim przez e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub ( WHATSAPP; +2348104102662 ) jeśli próbujesz dostać się do dziecka, ma uprawnienia, aby to zrobić.
OdpowiedzUsuń