Przepraszam serdecznie za chwilowy zastój na blogu, ale przeżywałam ostatnio bardzo intensywny romans z...fotelem dentystycznym. Konkretnie? Korygowałam sobie pewną uciążliwą wadę zgryzu, wynikającą podobno z nadmiernego zgrzytania zębami przez sen.
Poza tym dałam się również namówić na dodatkowe wybielanie - i do tej ostatniej decyzji chyba sam diabeł mnie podkusił, bo z niesamowicie obolałą szczęką, dziąsłami, całą twarzą i głową dość trudno było mi cieszyć się nawet z najbardziej spektakularnych efektów przeprowadzonej "kuracji"...Mój stomatolog rzecz jasna nie uprzedził mnie ani słowem, z czym się to wszystko wiąże - za to już po fakcie wyraził głębokie współczucie i nie omieszkał skasować okrągłej sumki ;)
Ostatnio przeglądając najróżniejsze strony w necie trafiam na całe mnóstwo wiosennych akcji i inicjatyw, które mają wspierać aktywność i uprawianie sportów przez młode, świeżo upieczone mamy. Niektóre pomysły naprawdę fajne, cel szczytny, a jego realizacja też zapowiada się obiecująco - jednak już po chwili reflektuję się i zadaję sobie pytanie:
Osobiście mogę śmiało stwierdzić, że takiego poziomu wzmożonej aktywności, jakiego doświadczyłam (i nadal doświadczam) przy Bąblu, chyba jeszcze nigdy w życiu nie zaznałam - nawet regularnie biegając, pokonując kilkadziesiąt kilometrów dziennie na rowerze i ćwicząc z Chodakowską, kiedy jeszcze nasza rodzina nie zdążyła się o Juniora powiększyć. Zresztą, chyba większość mam zna to wszystko z autopsji :)
Poza tym dałam się również namówić na dodatkowe wybielanie - i do tej ostatniej decyzji chyba sam diabeł mnie podkusił, bo z niesamowicie obolałą szczęką, dziąsłami, całą twarzą i głową dość trudno było mi cieszyć się nawet z najbardziej spektakularnych efektów przeprowadzonej "kuracji"...Mój stomatolog rzecz jasna nie uprzedził mnie ani słowem, z czym się to wszystko wiąże - za to już po fakcie wyraził głębokie współczucie i nie omieszkał skasować okrągłej sumki ;)
Ale dziś o czym innym :)
Ostatnio przeglądając najróżniejsze strony w necie trafiam na całe mnóstwo wiosennych akcji i inicjatyw, które mają wspierać aktywność i uprawianie sportów przez młode, świeżo upieczone mamy. Niektóre pomysły naprawdę fajne, cel szczytny, a jego realizacja też zapowiada się obiecująco - jednak już po chwili reflektuję się i zadaję sobie pytanie:
"To przy małym dziecku można w ogóle NIE BYĆ
aktywną i w ciągłym ruchu?!" :)
źródło: Internet |
Osobiście mogę śmiało stwierdzić, że takiego poziomu wzmożonej aktywności, jakiego doświadczyłam (i nadal doświadczam) przy Bąblu, chyba jeszcze nigdy w życiu nie zaznałam - nawet regularnie biegając, pokonując kilkadziesiąt kilometrów dziennie na rowerze i ćwicząc z Chodakowską, kiedy jeszcze nasza rodzina nie zdążyła się o Juniora powiększyć. Zresztą, chyba większość mam zna to wszystko z autopsji :)
Efekty takiego "treningu"? Moja waga poleciała na łeb, na szyję o jakieś 6 kilogramów - aktualnie oscyluje gdzieś w okolicach 52 przy 170 centymetrach wzrostu i pewnie mogłabym z powodzeniem zmieścić się w swoje dawne ubrania z czasów gimnazjalno-licealnych, gdyby takowe jeszcze uchowały się w mojej szafie :)
Jednak najwyraźniej nadal jest mi mało, ponieważ jakiś czas temu
otworzyliśmy oficjalnie nowy sezon rowerowy.
Jak pewnie niektóre z Was pamiętają, w tamtym roku Junior podróżował z przodu, w siedzonku przymocowanym do mojej kierownicy - mogłam więc cały czas mieć go na oku i pilnować, żeby czegoś nie wykombinował. W tym roku siedzonko okazało się już dla niego oczywiście za małe, więc zaliczyliśmy przesiadkę na tyły - i Bąbel najwidoczniej równie świetnie się tam poczuł, bo bardzo szybko i bez żadnego problemu tę zmianę zaakceptował.
Nie było również kłopotów z namówieniem go do założenia kasku, o który jeszcze rok temu toczył z nami naprawdę zaciekłe batalie - ale to prawdopodobnie wpływ naszej małej sąsiadki, która podróżuje w nakryciu głowy niemal identycznym, tylko utrzymanym w bardziej dziewczęcej tonacji ;)
Mi osobiście na razie trochę trudno się przyzwyczaić do tego, że mała bestia podszczypuje mnie w trakcie jazdy w wiadomą część ciała i śmieje się przy tym do rozpuku ;) Poza tym z 12-kilogramowym, wiercącym się nieustannie ciężarem z tyłu mam nieco większy problem z utrzymaniem równowagi - ale za to wszelkie skręty i manewry kierownicą okazują się mniej kłopotliwe i karkołomne niż w sytuacji, kiedy miałam ten ciężar uczepiony przed sobą.
Oprócz tego odkurzyliśmy też i wyciągnęliśmy z piwnicy wehikuł trójkołowy - i nawet już zaczęłam tego żałować po dzisiejszej czterogodzinnej wyprawie z kilkoma postojami, podczas której Młody siedział sobie w swojej maszynie rozwalony jak basza, a ja zasuwałam na piechotę, pchając go przez wszystkie nasze polne i nadrzeczne wertepy ;)
Oczywiście żeby być naprawdę "fit" same rowery nie wystarczą - więc zapraszam chętnych na warzywną sałatkę a'la Bąbel, którą Junior tak zaciekle pomagał mi przygotować, że do tej pory znajduję jej resztki na kuchennych blatach i ścianach ;)
My musimy wreszcie się wziąć i kupić hamaczek do przyczepki rowerowej i będziemy we czwórkę jeździć :D
OdpowiedzUsuńSuper :) Teraz jest tyle różnych wynalazków i udogodnień, że tylko korzystać !:)
UsuńNajlepsze jest gdy zimne łapki lądują pod koszulkę w celu zagrzania się w czasie jazdy😄
OdpowiedzUsuńOsobiście jeszcze tego nie doświadczyłam, bo jeździmy zwykle kiedy jest ciepło, więc i Bąblowe łapki jakoś szczególnie nie marzną ;)
UsuńJa tyle kilometrów ile już c córeczką zrobiłam tylko spacerując, nie zrobiłam już bardzo dawno. Nogi i kręgosłup dają już o sobie znać:) A o rowerach to pomyślę na przyszły rok.
OdpowiedzUsuńAle za to ile radości z takich spacerów, prawda? :) Rowery naprawdę polecam, nawet jeśli wcześniej nie byliście ich wielkimi fanami - świetny sposób na rodzinne spędzanie czasu i poznawanie bliższej i dalszej okolicy :)
UsuńKochana ja po zdjęciu kamienia z uzębienia mego przed ślubem nabawiałam się (w środę przed ślubem) wielkiej opuchlizny która wynikiem była martwego zęba..
OdpowiedzUsuńOD TAK? nie wiem, czy to się zdarza... ale pecha miałam niesamowitego... Własne wesele na ketonalu, z lękiem, czy oby moja broda nie powiększa się tracąc specyficzny dołeczek :P Wytrwałam! Nadal ten ząb stanowi jednak problem :/
To faktycznie niefajnie Ci się przydarzyło :/ Mam nadzieję, że mimo to wesele było udane i wszystko poszło zgodnie z planem :) U mnie na szczęście żadna opuchlizna się nie pojawiła, ale za to środek wybielający to takie mocne i żrące dziadostwo, że już po pierwszym użyciu czułam się, jakby mi ktoś szpilki w dziąsła i twarz wbijał - a musiałam stosować go regularnie przez cały tydzień...Na samo wspomnienie aż mam ciary...auć!
UsuńO, ja też romansuję, w dodatku z kobietą! Zęby mi się sypnęły jakoś nieszczęśliwie, i odwiedzam moją dentystkę.
OdpowiedzUsuńNiestety ja z tych nieruchliwych przy dziecku... Wstaję przed piątą, ogarniam temat śniadania, auto, praca, powrót około 16.00, po drodze robię zakupy i Ł odbieram ze świetlicy, potem obiad, chwilę na dwór, ale to na zasadzie: dziecko biega, ja ukradkiem sprawdzam prace, ewentualnie uzupełniam e-dziennik, a potem posiłek, kąpiel i modlę się, by nie zasnąć przed F (przed Ł to już norma, że zasypiam). W weekendy nadrabiam wypracowania, gotuję na cały tydzień plus zakupy. I w tym zabieganiu mało jest ruchu :(
Wiesz Juti, ja to bym czasem nawet chciała, żeby Bąbel sobie po placu zabaw sam pobiegał, a ja mogłabym wtedy coś tam ukradkiem zrobić, maile przeczytać albo jakiś artykuł w gazecie ;) Ale u nas to tak wygląda, że mama zawsze musi brać czynny udział we wszystkich harcach - czy to o robienie piaskowych babek chodzi, czy o szusowanie ze zjeżdżalni ;)
UsuńAj nie zazdroszczę tego dentysty. Choć i ja od tygodnia borykam się poranionym językiem i policzkiem. Coś aparat znowu daje mi się we znaki.
OdpowiedzUsuńSałatka wygląda smakowicie ;)
Niedługo i my planujemy w końcu wyciągnąć rowery z piwnicy. Ale dzisiejsza pogoda nie skłania do wycieczek. Zimno jakoś i pochmurnie.
Dostarczymy sobie za to dawki ruchu biegając za trójką dziewczynek - jedna z nich - nasza chrześniaczka świętuje dziś 4 urodziny.
Spokojnej niedzieli :)
Pogoda generalnie jakaś taka mało wiosenna - w tamtym roku o tej porze mieliśmy już znacznie więcej kilometrów na licznikach, a w tym słabiutko i niestety często musimy kapitulować wobec warunków atmosferycznych (pieszo spacerujemy, ale jednak rower to co innego i istnieje większe prawdopodobieństwo, że kogoś przewieje :/ )
UsuńMam nadzieję, że urodzinowa impreza się udała - i jestem pewna, ze dziewczynki zagwarantowały Wam niezły maraton ;)
Sezon rowerowy dla całej rodzinki, to super sprawa:)
OdpowiedzUsuńI dla całej rodzinki razem wziętej, i dla każdego z osobna :) Jeździć uwielbialiśmy jeszcze na długo przed pojawieniem się Bąbla - i postanowiliśmy absolutnie z tej pasji nie rezygnować :)
UsuńRowery fajna sprawa. Ja ze względu na kręgosłup musiałam się pożegnać ze swoim "góralem" :( tylko czasem niewielkie dystanse pokonuje na nim. Mój Podopieczny krótko jeździł w foteliku na rowerze. Rodzice zakupili przyczepkę rowerową i to tam sobie siedział. Natomiast od niedawna zasuwa już na biegówce i jest zachwycony wiatrem we włosach :D
OdpowiedzUsuńBąbel w przyczepce raczej by nie posiedział, bo żadnego z nas by tam nie było - a to u niego warunek konieczny ;) O biegówce pomyślimy pewnie w przyszłym roku, bo na razie mamy trójkołowca ze zdjęć, który świetnie się sprawdza :) Może lepiej, żeby Bąbel jeszcze nie zorientował się, ile nowych możliwości rowerek biegowy z sobą niesie ;)
UsuńMy właśnie szykujemy się na pierwszą wyprawę rowerową we czwórkę. Nareszcie Marcel dorósł do fotelika rowerowego. Pogoda budzi w nas aktywność :0
OdpowiedzUsuńOj, pogoda u nas mogłaby być akurat trochę lepsza (dziś deszcz, grad i wiatr dosłownie urywający głowę) - ale nie ma co narzekać i trzeba korzystać z tych nielicznych naprawdę ciepłych dni, które się zdarzają :) Powodzenia na pierwszej wyprawie :)
UsuńTo tylko pogoda niech dopisuje tym wycieczkom ale nie taka jak dzisiaj,brr zimno,mokro :(
OdpowiedzUsuńFotel dentystyczny czeka mnie za 3 tygodnie:( no i trzeba iść . Wybielanie hm..siostrę ma technikiem dentystycznym jest i nie poleca tego ale co osoba to opinia. A ja ratuje co mam żeby mi protezy nie musiała robić;) chociaż sprawiedliwości to nie ma bo ona no nie ma ani jednej plomby,takie ma zęby zdrowe! ;)
Odnośnie wybielania też bardzo różne głosy już słyszałam, ale mi akurat dentysta doradził roztwór 16% zamiast wyższego stężenia - i całe szczęście, bo tego wyższego (używanego tylko w gabinecie, bo pacjentowi strach go dać do domu) chyba bym nie przeżyła ;) Mam nadzieję, że jakoś przetrwasz i że wspomnienia z fotela dentystycznego nie pozostawią po sobie żadnej traumy ;)
UsuńRowerów zazdroszczę :-) sałatka wygląda na pyszną - a zjadł ten Twój niejadek?
OdpowiedzUsuńCo do ruchu to ja przy tej mojej ekipie może znikną przy odrobinie szczęścia?
A dentysty współczuję, temat zębów omijam, nie chce nawet myśleć co by mi taki znalazł ...
Buźka!
No właśnie d... - nie tknął prawie, coś tam kurczaka tylko skubnął...Ale przynajmniej radochę miał z pomocy mamie w kuchni ;)
UsuńTy lepiej nie znikaj, choć ja sama mam względem własnej osoby takie obawy - już teraz babcia się ze mnie śmieje, że "jestem taka chudzina, że mnie pająk za obraz wciągnąć może" ;)
Ja dentysty już nie mogłam uniknąć, bo jakbym tak dalej tymi zębiskami zgrzytała to bym je sobie spiłowała pewnie aż do samych dziąseł za parę lat (znam nawet osobiście taki jeden "przypadek"). Teraz będę sobie w specjalnej szynie relaksacyjnej sypiała, która podobno ma problem wyeliminować. Minus taki, że dało mi to naprawdę porządnie po portfelu - ale mus to mus.
Pamiętam swoje wybielanie....brrr bolało :)
OdpowiedzUsuńRower super sprawa, w zeszłym roku Tolcia jeździła że mną z tyłu i było super, teraz waży ok 15 kilo, zobaczymy czy będziemy nadal takie jeżdżenie kontynuować w tym roku, chciałabym bardzo, też pamiętam jak mi kg wtedy leciały ;)
Bolało, bolało, a oprócz tego jeszcze na drwiny męża byłam narażona i zyskałam nawet przydomek "biały kieł" hehe ;) Ja to w ogóle chyba mam jakiś niski próg wytrzymałości na ból, więc nawet ten preparat o mniejszym stężeniu dał mi nieźle popalić.
Usuń15 kilo pewnie jeszcze spokojnie z tyłu uwieziesz :) A waga od niczego mi tak szybko nie spadała, jak od rowerów właśnie - wystarczyła godzinka dziennie i nawet nie musiałam jakoś specjalnie ograniczać ulubionych słodyczy ;)
Ale Ty masz nogi smukłe!!! Zazdrość mnie przepełnia ;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję przejść dentystycznych. Już przeszło chociaż? Ja po ostatniej wizycie, kiedy to świat przykryty był jeszcze białą pierzyną, nadal nie mogę gryźć kedną stroną, bo ząb taaaki wrażliwy. Łączę się w dyskomforcie:)
Widziałam ostatnio siodełko rowerowe pomiędzy koerownicą, a siodełkoem kierującego. Kobieta jechała z całkiem dużym szkrabem. Bardzo mi się to rozwiązanie spodobało ze względu na utrzymanie równowagi właśnie:)
Tylko czy aby takie rozwiązanie jest bezpieczne? Domyślam się, że dziecko siedzi na nim przodem do kierunku jazdy. Co się dzieje przy uderzeniu czołowym? Czy rodzic nie wpadnie wtedy na fotelik dziecka? Chyba lepiej tradycyjnie - z tyłu.
UsuńT.vik nasze siodełko na przód miało różne atesty, więc na pewno zostało przebadane pod kątem bezpieczeństwa. Obserwuję, że tego typu rozwiązania są coraz bardziej popularne i coraz szerzej dostępne. Natomiast wydaje mi się, że każde zderzenie - czy dziecko siedzi z przodu, czy z tyłu - niesie pewne ryzyko i najlepiej, gdyby nigdy nie miało miejsca. Tym bardziej cieszę się ogromnie, że udało nam się przekonać Bąbla do kasku :)
UsuńUczuciowa, wybielanie już mam za sobą i ból z nim związany również. W przyszłym tygodniu czeka mnie jeszcze jedno dłuższe, około 2-godzinne "posiedzenie", a potem będę swój uśmiech na noc "upiększać" specjalną szyną.
A tak a propos białej pierzyny - no kurde, właśnie śnieg u nas sypie ! Co za anomalie jakieś ?! WTF ?!
Kochana przy 170 cm. wzrostu powinnaś ważyć 60 kg.więc już lepie nie ćwicz i poleniuchuj w miarę możliwości :)
OdpowiedzUsuńUwierz mi,że ten spadek wagi nie był zaplanowany ani zamierzony, tylko wyniknął zupełnie naturalnie z biegania za Juniorem, ciągłego ściągania go skądś, puszczania się w pościg kiedy coś zbroi i różnych innych naszych "akrobacji" ;) Ale wiesz co? Dobrze mi z tym, bo jednak najlepiej czuję się w rozmiarze xs/s i 60 to dla mnie już jakiś kosmos, do którego - mam nadzieję - w najbliższym czasie nie dobiję ;)
UsuńAleż fajnie, że ruszyliście w trasę. Nas uziemiło moje choróbsko. Poza tym musimy znaleźć jeszcze jakąś sąsiadkę, która zachęci Tygrysa do założenia kasku. Chętnie by jeździł, ale bez tego nakrycia głowy.
OdpowiedzUsuńA kask Bąbla bardzo fajny.
Kolejnych kilometrów życyzmy
Mam nadzieję, że już choć trochę lepiej się czujesz - i że choróbsko szybko odpuści. Póki co nie ma za bardzo czego żałować, bo to, co dzieje się w tej chwili za moim oknem (śnieżyca!) raczej nie zachęca do dalszych eskapad :/ A z Tygryskiem może "zapolujcie" na jakiś dzieci, które będą jechały w kaskach i pokażcie mu, jakie to fajne i że trzeba brać z nich przykład ;) Buziaczki :*
UsuńPrzed nami właśnie zakup fotelika na rower. Już nie mogę się doczekać wspólnych wycieczek :)
OdpowiedzUsuńNiech będą udane - a latorośl zechce bez problemów współpracować :)
UsuńTych 6 kilo w minusie szczerze zazdroszcze;) Ja mimo poczwornej dawki ruchu nie moge zrzucic kilogramow( tylko po czwartej ciazy mam ten problem, po poprzednich trzech mialam jak Ty-waga na minusie ). Rowerowe wycieczki fajna sprawa! Nie ma to jak aktywnie spedzac z dzieckiem czas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
U mnie ta waga wygląda, jak wygląda, pewnie w dużej mierze właśnie dlatego, że nigdy w ciąży nie byłam ;) Gdybym była, być może wcale nie miałabym się tutaj czym chwalić ;)
UsuńWycieczki rowerowe super, też zaczęliśmy w tym sezonie z siodełkiem z tyłu. Mamy problem z zakładaniem kasku, zakładamy trochę na siłę a potem od razu jazda bo inaczej krzyk. Na postoju kask jest baaa :)
OdpowiedzUsuńU nas z kaskiem dokładnie tak samo było w poprzednim sezonie - albo nawet w ogóle nie pozwalał sobie zakładać i jeździliśmy tylko w żółwim tempie i po najbliższej osiedlowej ścieżce, żeby nie ryzykować jakiegoś upadku. Teraz na szczęście poszło gładko - chyba po prostu musiał do tego dorosnąć :)
UsuńJak już czytałaś ja się wkręciłam w bieganie, ale to sport raczej dla dorosłych, bo jeśli chce się biegać z dzieckiem, to trzeba być jeszcze bogatym i kupić sobie wózek do biegania. A rowery też bardzo lubię! Intensywnie myślimy z mężem nad kupnem takiej przyczepki do roweru, w której dziecko sobie siedzi przypięte pasami. Dwuosobowa jest. Świetnie się sprawdza, bo znajomi mają/mieli i dwóch synów się wyjeździło z nimi na wycieczki.
OdpowiedzUsuńJuż chyba gdzieś tu wcześniej wspomniałam, że nasz Bąbel raczej by w takiej przyczepce nie usiedział - bo musi mieć zawsze jakieś towarzystwo tuż obok siebie ;) Ale wiem, że u niektórych tego typu gadżety naprawdę fajnie funkcjonują - sąsiadka z bloku obok wozi w czymś takim swojego trzylatka i oboje wyglądają na bardzo zadowolonych :)
UsuńU nas też sezon rowerowy się rozpoczął. Sałarka wygląda smakowicie a dentysty nie zazdroszczę, zresztą co tu kryć zawsze mam stracha przed wizytą u stomatologa mimo, że moje kochana pani dentystka jest niezwykle delikatna i wyrozumiała
OdpowiedzUsuńA ja stracha mam chyba mniejszego przed dentystą, niż przed ginekologiem (choć niby powinnam być już przyzwyczajona po tylu latach ;) ) Mój dentysta też delikatny, tylko trochę gburowaty - ale dobrze, że na niego trafiłam kilka lat temu, bo wcześniej chodziłam do takiej jednej "rzeźniczki", która z delikatnością nie miała nic wspólnego ;)
UsuńKoniecznie muszę wyciagnąć swój rower :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie ! :)
UsuńWagi zazdroszczę i wypadałoby się nam zamienić ;)Odkąd nie biegam za E. to kg nabijam bez opamiętania .... Sałatka w wykonaniu Bąbla rewelacyjna i na dłużej pozostaje w pamięci :)
OdpowiedzUsuńMy też przygotowani do sezonu rowerowego, jednak inauguracji sezonu niestety jeszcze nie było.
Pozdrawiamy Was i przepraszamy, że tak rzadko się pojawiamy.
No to trzeba wymyślić jakiś rodzinny sport, przy którym wszyscy moglibyście się trochę poruszać :) Brak inauguracji jakoś mnie nie dziwie, kiedy patrzę na niezbyt zachęcającą pogodę za oknem...A przepraszać nie masz za co, bo rozumiem doskonale, że masz mnóstwo innych zajęć - skoro nawet na własnym blogu się nie pojawiasz to trudno wymagać, żebyś jeszcze na innych bywała ;) Pozdrowienia dla całej Waszej Rodzinki :*
UsuńTeż nie wyobrażam sobie nie być aktywną przy Smerfie :) Wciąż mam wrażenie, źe jestem nadaktywna i jak wychodzę sama bez synka czegoś mi jednak brakuje ;)
OdpowiedzUsuńTata Smerfa już mu zakupił Jego pierwszy rower, z kaskiem pod kolor. Będzie to prezent na Dzień Dziecka i wtedy okaże się, ile fascynacji rowerem ma po mamie (ja uwielbiam!), a ile po tacie (ogranicza się do minimum).....
Buziaki dla Was :*
Ja wychodzę bez Bąbla bardzo rzadko (prawie wcale), więc w sumie trudno mi powiedzieć jak to jest i czy odczuwam jakąś różnicę :) Z reguły wychodzę po jakiś konkret, żeby coś ważnego załatwić, odwiedzić jakiegoś lekarza, zrobić niezbędne zakupy - więc i tak jestem wtedy równie zabiegana, co z Młodym ;) Mam nadzieję, że Smerf polubi rower i że razem zarazicie tą pasją również Smerfowego Tatę (już nie będzie miał wyjścia ;) )
UsuńZe wszystkich aktywności to ja najbardziej długie spacery lubię. Leń ze mnie jest:) Sałatkę chętnie bym zjadła :D
OdpowiedzUsuńMłoda śmiga sobie na rowerku biegowym, trójkołowy kompletnie się u nas nie sprawdził. W tym roku jak wyzdrowieje dojdzie jeszcze hulajnoga :)
Długie spacery też kocham i wcale nie uznaję ich za objaw lenistwa ;) Leń to dla mnie przypadek kanapowo-telewizyjny, natomiast każda forma ruchu i aktywności lenistwu przeczy :)Na hulajnodze sama bym chętnie pojeździła !
UsuńOj rowery to świetna sprawa :) Bardzo mi brakuje takiej aktywności.
OdpowiedzUsuńA z jakichś względów nie jest dla Ciebie wskazana czy po prostu nie masz na nią czasu? Bo jeśli chodzi tylko o własne chęci, to naprawdę warto się zmotywować :)
UsuńWybrałem się ostatnio na piaskowanie zębów do www.centrum-stomatologii.pl. Było warto!
OdpowiedzUsuńok
OdpowiedzUsuń