"Słaba płeć?" (2015)
Niby tylko lekka, niespecjalnie ambitna komedyjka, lecz właśnie o to nam chodziło, kiedy się na nią wybieraliśmy. Uśmiałam się, ale i wzruszyłam. Niektóre momenty doprowadziły mnie do łez (bardzo smutna scena pożegnania z najwierniejszym psim przyjacielem), a w innych doszukałam się też zupełnie NIE-komediowego drugiego dna, do którego (jak to ja) podeszłam bardzo emocjonalnie. Generalnie wizja drobnej kobietki, biorącej odwet na swoim szefie - tyranie i typowym męskim szowiniście - niesamowicie przypadła mi do gustu :)
Miejsce w Sieci: www.calareszta.pl
Tutaj trafiłam kiedyś zupełnym przypadkiem, zachęcona jednym z postów Czupurkowej Mamy (dzięki, dzięki, dzięki !!!) Dagmara Hicks pisze o macierzyństwie (i wielu innych sprawach) tak, że mam ochotę nauczyć się jej tekstów na pamięć albo okleić nimi każdą wolną powierzchnię naszego mieszkania - żeby mieć je przed oczami zawsze w chwilach zwątpienia, kryzysu, matczynej niedyspozycji. Szczerze i prosto z mostu, bez lukru i mdłej różowej posypki. Bez kreowania się na matkę-wyrocznię, która wszystkie rozumy pozjadała. Jakkolwiek to zabrzmi, zakochałam się w jej poglądach od pierwszego przeczytanego zdania - i każdy kolejny wpis tylko mnie w tej "miłości" utwierdza ;)
Miejsce w "realu" : sieć designerskich sklepów Tiger
Odkryta podczas ostatniej wizyty we Wrocławiu (ul. Szewska 6). Kiedy tam weszłam, to już wyjść nie mogłam - i Małż musiał mnie niemal siłą wyciągać, bo inaczej z pewnością puściłabym nas w tym przybytku z torbami ;) W sumie to taki "dżem, mydło i powidło", ale za to bardzo oryginalny i w skandynawskim stylu - a to jest coś, co bardzo, bardzo lubię ostatnimi czasy :)
TYPY BĄBLOWEGO TATY:
Tato trochę nam się "migał" i usiłował za wszelką cenę uniknąć podawania swoich typów. Zaczęłam nawet podejrzewać, że ma w zanadrzu coś nielegalnego, jakieś strony internetowe tylko dla dorosłych albo inne rzeczy, które niekoniecznie nadają się do publikacji ;)
Ostatecznie został przeze mnie lekko przyparty do muru i stwierdził, że najbardziej zasmakowało mu jedzenie z pewnej małej, włoskiej restauracyjki, do której zawiódł nas wilczy głód po zakończonym kinowym seansie - a szczególnie gnocchi ze szpinakiem i sosem serowym oraz spaghetti bolognese.
U niego chyba faktycznie "przez żołądek do serca" - nie mam w takim razie bladego pojęcia, dlaczego związał się akurat ze mną: totalną kulinarną kaleką ;)
TYPY BĄBLA:Ostatecznie został przeze mnie lekko przyparty do muru i stwierdził, że najbardziej zasmakowało mu jedzenie z pewnej małej, włoskiej restauracyjki, do której zawiódł nas wilczy głód po zakończonym kinowym seansie - a szczególnie gnocchi ze szpinakiem i sosem serowym oraz spaghetti bolognese.
U niego chyba faktycznie "przez żołądek do serca" - nie mam w takim razie bladego pojęcia, dlaczego związał się akurat ze mną: totalną kulinarną kaleką ;)
Wodne kolorowanki.
Pamiętacie z dzieciństwa? Ja mogłam malować w nieskończoność! :) Nawet dla niewprawnych małych rączek nie ma tu nic trudnego - wystarczy zamoczyć pędzelek w wodzie i przeciągnąć po stronie, a pigment w niej ukryty sam zabarwi nasz obrazek. Można ciapać z fantazją i zamaszyście - i wcale nie obawiać się, że pobrudzimy coś tak koszmarnie, jak w przypadku zwykłych farbek.
Moim skromnym zdaniem malowanka z pieskami fajniejsza, bo strony ma bardziej sztywne i "nieprzemakalne", a pigment jest skupiony w tych malutkich, widocznych na zdjęciu kropeczkach, dzięki czemu nie rozmazuje się i nie spływa po całej kartce.
Książeczki - rozkładanki.
Tu pozostajemy jeszcze w klimatach typowo świątecznych - na każdej stronie zaskakują nas bowiem trójwymiarowe postaci Mikołaja, reniferów, bałwanków i elfów, które poruszają się i robią różne ciekawe sztuczki w momencie, kiedy przekłada się kartki :)
W książeczce "Noc Świętego Mikołaja" umieszczone są dodatkowo elementy, za które dziecko może pociągnąć - a wtedy Święty pomacha do niego przyjaźnie, fotel na biegunach zacznie się bujać, renifer poruszy głową i zatrzepocze porożem, a prezent powędruje prosto do zawieszonej na kominku skarpety :)
Niekwestionowanym ulubieńcem Bąbla stał się natomiast ten koń (osioł?), który wciąż przeżuwa i rozdziawia paszczę - w związku z czym Młody ma tendencję do jego ciągłego dokarmiania (płatkami kukurydzianymi, rodzynkami, a nawet z lekka wyeksploatowanymi i wyplutymi fragmentami własnego obiadu ;) )
Czy Bąbel nie niszczy tych elementów wystających w książeczce? Mój Podopieczny rozwalił w pt książeczkę taką jakby piankową która miała naklejone kartki, i wkładane elementy(Disney owoce, z Puchatkiem). I taką z której coś wystaje, próbuje rozwarstwić kartkę i się dostać do tego elementu :/
OdpowiedzUsuńA u Was jak jest?:))) fajne te wodne kolorowanki! Może pracodawcy kupią Maluchowi.
Fakt, czasem zdarza mu się pociągnąć za te elementy zbyt mocno - i w niektórych książeczkach już troszkę naderwał - ale generalnie zaczyna chyba rozumieć, że nie powinien tego robić ;) Trzeba go czasami przypilnować podczas oglądania i powtarzać do znudzenia, że o książeczki należy dbać i nie wolo ich niszczyć ;)
UsuńPodejrzewam, że prędzej Ty kupisz, niż pracodawcy ;) - sądząc po wcześniejszych wpisach, zwykle dbasz osobiście o tego typu rozrywki dla dzieciaków...Ale możesz zawsze podrzucić im taki pomysł - i poczekać na reakcję ;)
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńPozycje dziecięce warte
nie wiedziałam,że istnieje coś takiego jak wodne kolorowanki.Muszę koniecznie nabyć!
bardzo mi się spodobało "totalną kulinarną kaleką ;)" sorry hhehe
Druga, hehe - tym razem Anula Cię wyprzedziła ;)
UsuńZ tą "kaleką" piszę zupełnie szczerze - żadna ze mnie Magda Gessler niestety i jakoś nigdy nie czułam się do gotowania stworzona :) Dla Bąbla oczywiście bardziej się staram i coś tam pichcę, ale sama mogłabym żywić się wyłącznie czekoladą i kanapkami ;)
My nasze kolorowanki kupiliśmy w Pepco, ale podejrzewam, że w każdym markecie czy kiosku powinnaś bez problemu znaleźć :)
Ooo dobrze, że mi przypominasz o tych kolorowankach! Muszę koniecznie takie nam sprawić :-) z książkami znów - mamy co po niektóre :-) i też lubimy.
OdpowiedzUsuńA ten sklep... Tiger, jest w jednym centrum handlowym, ale niestety niezbyt nam tam po drodze, a też uwielbiam! tam jest wszystko!
Ściskamy
Mnie o kolorowankach przypomniała siostra, która kupiła podobne dla swoich wychowanków, bodajże z okazji Mikołajek (jest nauczycielem klas 1-3).
UsuńMnie Tiger zachwycił po prostu ! A może nawet nieco przytłoczył ogromną ilością tych wszystkich cudeniek, bo dalej z szoku wyjść nie mogę i już tworzę w głowie swoją wishlistę na następny wypad do Wrocławia ;)
W styczniu nic dobrego nie było:(
OdpowiedzUsuńRozumiem, Elu...A jednak myślę, że coś/kogoś dałoby się znaleźć - tego domowego Anioła, który czuwa, troszczy się i wspiera w kiepskich momentach...Tulę mocno :*
UsuńOki, masz 100% rację! Do tego dojdzie jeszcze kisiel żurawinowy z owocami, który pochłaniałam ostatnio litrami:)
UsuńTeż lubię :) I na pewno skutecznie rozgania smuteczki - a przynajmniej niektóre z nich :)
UsuńWodne kolorowanki?! W życiu o tym nie slyszalam... chyba muszę zacząć się doksztalcac w tym kierunku :) Swoja droga, super to ktoś wymyslil.
OdpowiedzUsuńTiger... z chęcią bym odwiedzila, ale troszkę za daleko.. na pewno czulabym się w tym sklepie jak w raju :)
Buziule :*
Już my Cię tu odpowiednio dokształcimy i zainspirujemy - a niedługo będziemy się nawzajem doświadczeniami i pomysłami wymieniać ;) A Tiger to sieciówka, mają swoje sklepy też w innych miastach. Wejdź sobie na ich stronkę (www.tiger-stores.pl) i może gdzieś w Twojej okolicy też są :)Pozdrowienia :*
UsuńAle fajna seria! Koniecznie piszcie co miesiąc :)
OdpowiedzUsuńdzięki za podpowiedź z kolorowankami, zapomniałam o nich!
A ta knajpka gdzie??? :)
No piszemy, piszemy - już od listopada bodajże, i postaramy się utrzymać systematyczność :)
UsuńKnajpka na naszej głębokiej prowincji, od Poznania dość daleko - podrzucę Ci namiary na maila, co by tu za bardzo wszystkich kart nie odkrywać ;)
Cała reszta - blog który również i mnie uwiódł 😃
OdpowiedzUsuńChyba niewiele jest osób, które potrafiłyby pozostać wobec niego obojętne :)
Usuń"Słaba płeć" - wpisana na listę "warte obejrzenia". Jeśli chodzi o Tigera - ubolewam, że nie ma go w moim mieście. Choć z drugiej strony mój portfel jest mi pewnie za to wdzięczny hehe.
OdpowiedzUsuńSpodobały mi się także wodne kolorowanki. Sama bym takie sobie pokolorowała ;)
Mój portfel z kolei został tam zdecydowanie zbyt mocno odchudzony - a to dopiero jeden wypad, więc naprawdę nie wiem, co będzie dalej ;)
UsuńNo właśnie pamiętam, że kolorujesz sobie czasami - i ja z kolei zastanawiałam się nad takimi zwykłymi kolorowankami, podobnymi do Twoich :)
Jak wiesz na mnie tez wrażenie zrobil ten film. A co do kolorowanek musze zakupić bo jeszcze nie mieliśmy takowej.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie możemy się na jakiś seans filmowy razem wybrać ;/
Usuńpierwsze słyszę o wodnych kolorowankach...
OdpowiedzUsuńjuż szukam!Dzięki!
Widzę, że na Allegro jest tego całkiem sporo :)
UsuńMuszę obejrzeć "Słabą płeć". Chętnie zajrzałabym do "Tigera", chociaż obawiam się, że byłoby mi smutno ze świadomością, że nie mogę wziąć wszystkiego, co mi się podoba. A malowanki oraz książeczki podbiły moje serce - kiedyś kupię takie Jasiowi. :)
OdpowiedzUsuńFilm naprawdę polecam, "Tigera" najchętniej całego przeniosłabym do naszego mieszkania (albo w nim zamieszkała, alternatywnie ;) ), a z malowanek Jaś na pewno będzie zadowolony :)`
UsuńMuszę koniecznie zobaczyć "Słabą płeć". W Tigerze zakochałam się już lata temu, kiedy mieszkałam w Londynie, i jaka była moja radość kiedy otworzyli w moim mieście w Polsce :D (odkryłam to w grudniu). I mamy takie same świąteczne książeczki, i córcia uwielbia, najbardziej tą o Świętym Mikołaju. A co do wodnych kolorowanek to nigdy nie słyszałam, i myślę że to genialne dla dzieci w wieku mojej, więc na pewno będę się rozglądać za taką. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO proszę. A ja myślałam, że jakąś nową Amerykę tu odkryłam - nie sądziłam, ze to taka popularna sieć o takim dużym zasięgu :)
UsuńWodne kolorowanki sama pamiętam z dzieciństwa. Były produkcji radzieckiej, ale rzecz działa się 30 lat temu, więc nie ma co się dziwić. I przyznam się, że używałam do malowania śliny. Chyba mama nie wpadła na to, że można użyć pędzelka :) Za rozkładankami sama przepadałam i Tygrys ma już niezłą kolekcję, m.in. te z Wyd. Wilga.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mąż się jednak uzewnętrznił. Włoskie jedzonko... Pychota. I tak na noc dostałam ślinotoku :)
Buziaki
Moje też radzieckie, pamiętam z nich rosyjski alfabet ;) Takich zbiorów książeczek jak Twój Tygrys to chyba żaden blogowy maluszek nie posiada - więc nie spodziewam się, że jakąś książeczką uda mi się Was zaskoczyć ;) Mąż generalnie z tych skrytych i introwertycznych - trochę żałuję, że nie chce się na łamach bloga i własnymi przemyśleniami od czasu do czasu podzielić ;)
UsuńOj, kocham Tigery! i strasznie podoba mi się format cen w nich. Nie ma magicznych 0,99 zł, zawsze są równe złotówki. Zauważyliście?
OdpowiedzUsuń