Właśnie na ten film wybraliśmy się z Małżem, korzystając z uprzejmości Bąblowych dziadków i realizując wreszcie nasz długo odkładany w czasie projekt pt. "Rodzice idą na randkę".
Być może faktycznie na pierwsze od dawna wyjście tylko we dwoje bardziej odpowiednia byłaby jakaś zabawna komedia romantyczna, a nie trzymający w napięciu i poruszający trudne kwestie dramat psychologiczny - ale to ja wybierałam repertuar, więc można było z góry przewidzieć, że na niczym lekkim, łatwym i przyjemnym się nie skończy.
***
Jeśli wierzyć filmowemu scenariuszowi, w Szwecji dziecko można odebrać rodzicom praktycznie z dnia na dzień, pod byle pretekstem, potajemnie i pokątnie, w wyniku sprytnej manipulacji, nikogo o tym uprzednio nie informując, wyłącznie na podstawie podejrzeń i jednostkowej urzędniczej decyzji, nie siląc się na przeprowadzenie jakiejkolwiek analizy sytuacji rodzinnej (nie mówiąc już o analizie dogłębnej, kompleksowej i biorącej pod uwagę wszystkie możliwe okoliczności).
Jeżeli dodać do tego polskie pochodzenie bohaterów i barierę językową, praktycznie nie ma szans na skuteczne odwołanie się od tej decyzji i odzyskanie dziecka przebywającego w rodzinie zastępczej - jedynym sposobem okazuje się w filmie działanie niezgodne z prawem, porwanie, wywiezienie dziewczynki poza granice kraju.
(Swoją drogą może są osoby na co dzień w Szwecji mieszkające, które miałyby ochotę się w tym temacie wypowiedzieć? T.vik? Brosha? Faktycznie tak to tam wygląda?)
Jeżeli dodać do tego polskie pochodzenie bohaterów i barierę językową, praktycznie nie ma szans na skuteczne odwołanie się od tej decyzji i odzyskanie dziecka przebywającego w rodzinie zastępczej - jedynym sposobem okazuje się w filmie działanie niezgodne z prawem, porwanie, wywiezienie dziewczynki poza granice kraju.
(Swoją drogą może są osoby na co dzień w Szwecji mieszkające, które miałyby ochotę się w tym temacie wypowiedzieć? T.vik? Brosha? Faktycznie tak to tam wygląda?)
A jak jest w Polsce? Z moich osobistych obserwacji, odbytych studiów, kilkumiesięcznej praktyki w MOPS-ie i w placówce wychowawczej oraz późniejszych kontaktów z tego typu placówkami na naszej adopcyjnej drodze wynika, że pozbawianie praw rodzicielskich trwa w większości przypadków zdecydowanie zbyt długo.
Daje się rodzicom biologicznym niezliczone szanse i okazje do naprawiania ich zaniedbań, nadużyć i błędów - a są to często błędy naprawdę wielkiego kalibru, polegające już nie tylko (jak u filmowych bohaterów) na wzajemnych zdradach czy potrząśnięciu dzieckiem za ubrudzoną błotem, odświętną sukienkę...Są to błędy polegające na permanentnym piciu, biciu, zadawaniu najróżniejszych cierpień albo notorycznym porzucaniu dziecka i ruszaniu w tango za każdym razem, kiedy pojawi się ku temu odpowiednia sposobność lub kompan do butelki.
I potem taki rodzic pijący, bijący i porzucający ma prawo jeszcze przez długi czas swoje dziecko widywać, odwiedzać, zabierać do siebie na weekendy i święta. I choć błędy popełnia wciąż te same, sąd przez całe miesiące lub nawet lata z a s t a n a w i a s i ę, czy mu te prawa ostatecznie odebrać - a jeśli już odebrał, to może jednak przywrócić (bo podobno zapisał się na odwyk, jest w trakcie poszukiwania pracy, a nawet umył się porządnie i wypachnił na ostatnią sądową rozprawę).
Sęk w tym, że dla dziecka te miesiące czy lata spędzone w placówce to czas absolutnie stracony, nie do odzyskania - a jego szanse na znalezienie nowego, normalnego domu maleją proporcjonalnie do upływu tego czasu, aż w końcu spadają praktycznie do zera...
Daje się rodzicom biologicznym niezliczone szanse i okazje do naprawiania ich zaniedbań, nadużyć i błędów - a są to często błędy naprawdę wielkiego kalibru, polegające już nie tylko (jak u filmowych bohaterów) na wzajemnych zdradach czy potrząśnięciu dzieckiem za ubrudzoną błotem, odświętną sukienkę...Są to błędy polegające na permanentnym piciu, biciu, zadawaniu najróżniejszych cierpień albo notorycznym porzucaniu dziecka i ruszaniu w tango za każdym razem, kiedy pojawi się ku temu odpowiednia sposobność lub kompan do butelki.
I potem taki rodzic pijący, bijący i porzucający ma prawo jeszcze przez długi czas swoje dziecko widywać, odwiedzać, zabierać do siebie na weekendy i święta. I choć błędy popełnia wciąż te same, sąd przez całe miesiące lub nawet lata z a s t a n a w i a s i ę, czy mu te prawa ostatecznie odebrać - a jeśli już odebrał, to może jednak przywrócić (bo podobno zapisał się na odwyk, jest w trakcie poszukiwania pracy, a nawet umył się porządnie i wypachnił na ostatnią sądową rozprawę).
Sęk w tym, że dla dziecka te miesiące czy lata spędzone w placówce to czas absolutnie stracony, nie do odzyskania - a jego szanse na znalezienie nowego, normalnego domu maleją proporcjonalnie do upływu tego czasu, aż w końcu spadają praktycznie do zera...
Który z tych modeli jest lepszy, bardziej optymalny?
Moim zdaniem - oba zdecydowanie niewystarczające i wcale nie mające na uwadze tak szeroko promowanego i głoszonego przez instytucje "dobra dziecka"...
Ja nie odważyłam się pójść na ten tytuł do kina. Bałam się swojej reakcji. Jak na wieczór we dwoje to mocny tytuł wybrałaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hmmm...w sumie to nie ma się czego bać. Film faktycznie dość mocny, trzyma w napięciu i do optymistycznych nie należy, ale gorsze thrillery się w życiu oglądało...Czasami tuż obok, w sąsiedztwie, a nie tylko na wielkim ekranie...
UsuńFaktycznie, niebanalny tytuł jak na randkę z mężem;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś bardzo lubiłam takie filmy. Tymczasowo przerzuciłam się na filmy akcji i komedie, bo w codziennym życiu troche za dużo tych dramatów i potrzebuję odreagować. Ale liczę, że jak już stanę mocno na nogi to wrócę do swoich przyzwyczajeń:)))
P.S. A jak Małżowi podobał się film?
Małż był nieco wstrząśnięty (podobnie jak ja), ale ogólnie rzecz biorąc film mu się podobał - choć stwierdził, że lepiej nadawałby się do oglądania na małym ekranie, w domowym zaciszu, a nie w kinowej sali pełnej ludzi. Ale on akurat najczęściej wybiera się do kina w poszukiwaniu innego rodzaju mocnych wrażeń i spektakularnych efektów specjalnych, więc nie ma się co dziwić takiej opinii ;)
UsuńBardzo ciekawie tu piszesz, podobały mi się wpisy o Halołinie i 1 listopada. A temat przewodni- adopcja, trzeba trąbić długo i głośno aż podejście społeczeństwa się zmieni. Już szwedzki model lepszy, chociaż pewnie w filmie trochę przejaskrawiony. Nie wolno narażać dzieci na traumatyczne przeżycia dając kolejne szanse biologicznym rodzicom. Często nie udaje się ich później naprawić. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak właśnie sobie myślę, że temat w filmie chyba trochę przerysowany, bo aż nie chce się wierzyć, by biurokratyczna machina mogła wywierać aż tak ogromny, drastyczny wpływ na ludzkie życie...Oba te modele trzeba byłoby jakoś ze sobą połączyć i wypośrodkować, żeby odbieranie praw rodzicielskich nie następowało ani zbyt pochopnie, ani zbyt opieszale - a przede wszystkim faktycznie miało na uwadze indywidualną sytuację każdej rodziny i podyktowane było dbałością o losy małego człowieka, który sam o siebie zadbać niestety nie jest w stanie...
My już od dwóch lat wybieramy się na kręgle i ... nic z tego nie wychodzi :)
OdpowiedzUsuńMyszka dwa razy była odbierana rodzicom zanim w końcu mogła trafić do adopcji. Tak właśnie to u nas jest, rodzice biologiczni dostają wiele szans, a w telewizji ciągle się słyszy, że dzieci są odbierane za byle co.
Może w końcu się wybierzecie - zwłaszcza że pogoda coraz bardziej barowo-kręglowa się robi ;)
UsuńPrzykro mi strasznie, że Myszka musiała przez to przechodzić :/ Również znam przypadki dzieci, które były odbierane rodzicom kilkukrotnie i za każdym razem jednak do nich wracały. Czasami niestety trzeba naprawdę wielkiej tragedii i dziecięcej krzywdy, żeby kogoś ostatecznie tych praw pozbawić...
Z przyjemnością sama zrealizowałabym podobny projekt. Może w niedalekiej przyszłości się uda.
OdpowiedzUsuńChyba żaden z modeli nie jest doskonały. Każdy przegina w inną stronę.
Życzę, by się udało - choć wiem z doświadczenia, że od samych zamierzeń do ich realizacji czasami bardzo długa i wyboista droga ;)
UsuńDziękuję za odwiedziny,dopiero zaczęłam i szczerze to sie obawiałam czy u mnie takie mlode mamy malych bąbli znajdą coś dla siebie. A co mi wyjdzie z tego pisania to sie okaże. Zapraszam jednak 😊
OdpowiedzUsuńCo do filmu to nie widziałam ale pewnie by mnie wciągnął. Pozdrawiam
No jasne, że będę zaglądać :) Jeśli nawet nie na teraz mi się przydadzą Twoje doświadczenia, to za parę lat mogą okazać się mnie i innym mamom bąbli bardzo pomocne ;)
UsuńZrezygnowałam świadomie z tej pozycji- wiem, jak się by to u mnie skończyło. Za to moja mama była. Już jak mi opowiadała, to miałam gulę w gardle. Z tego, co gdzieś mi się o uszy obiło, jest to film oparty o prawdziwą historię, więc... chyba można zrobić to wszystko, tak, jak zostało przedstawione... Który model jest lepszy? Oczywiście, że żaden- każdy jest mega skrajny.
OdpowiedzUsuńJa nie płakałam w kinie chyba tylko dlatego, że tak sobie z góry założyłam i od początku miałam twarde postanowienie, by się nie rozklejać. Bardziej byłam wściekła na tych filmowych bezdusznych urzędników i większość scen powodowała u mnie nie tyle wzruszenie i wzbierający szloch, lecz raczej wielki gniew i agresję...
UsuńPewnie nic jak to u nas nie jest czarne i białe, i tam źle i u nas źle. Myślę sobie jednak, że tak naprawdę, losy dzieci, ich rodziców, ich potencjalnych rodziców zależą często od dobrej woli pojedynczego człowieka, od jego wrażliwości, dobrego serca i przedkładania dobra powierzonych mu ludzi nad inne sprawy. A przede wszystkim od ich dobrej woli i mądrości. Szkoda, że tak często brakuje tego pracownikom opieki społecznej, sędziom i innym osobom pracującym w instytucjach "na rzecz" i "dla dobra" dzieci.
OdpowiedzUsuńNam się akurat udało, trafiliśmy na sędziego, który zwyczajnie rozumiał potrzebę pośpiechu w sytuacji naszego dziecka, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że niestety najczęściej jest zupełnie inaczej.
Zgadzam się, że wszystko zależy od konkretnych osób pracujących w tych instytucjach. Niektórzy z urzędników potrafią spojrzeć na dziecko jak na małego, bezbronnego człowieka, a nie tylko jak na kolejny przypadek do "odhaczenia" na swojej liście. Są nawet w stanie nagiąć pewne przepisy, z własnej inicjatywy niektóre procedury przyspieszyć albo pozwolić, by biegły własnym torem, podczas gdy dziecko będzie już w nowej, kochającej rodzinie. Niestety faktycznie zdarza się to rzadko i stanowi raczej wyjątek od niechlubnej reguły.
UsuńZachęciłaś mnie.. planuje spędzić jutrzejszy wieczór w kinie - Bąki u PT i właśnie ten film obejrzę. Jestem ciekawa swojej reakcji.
OdpowiedzUsuńO, to koniecznie podziel się swoimi wrażeniami :) Zdaję sobie sprawę, że odbiór filmu może być różny, o czym świadczą chociażby bardzo skrajne opinie na jego temat na forach. Chyba największą wymowę będzie miał właśnie dla przyszłych (lub obecnych) rodziców adopcyjnych czy zastępczych...No w każdym razie mam nadzieję, że Ci się spodoba :)
UsuńAleż mi się marzy takie wyjście z mężem!!!
OdpowiedzUsuńNiestety, najbliższe babcie 100 km od nas i chyba dopiero jak Hania skończy 18 lat wyjdziemy sami na "randkę":-0
A o filmie słyszałam i chętnie bym obejrzała.
Wiem, że w Niemczech też działają dość szybko, ale zdarza się że kontrowersyjnie zwłaszcza odnośnie do emigrantów np. dzieci trafiają do rodzin zastępczych i w trakcie wizyt rodziców nie wolno im rozmawiać w języku ojczystym.
Wszystko było by idealnie gdyby człowiek był zawsze człowiekiem, a nie tylko urzędnikiem, pracownikiem.
Ja też mam do Was niestety spory kawałek, a chętnie zaopiekowałabym się takim duetem Bąbel + Hania, żeby przekonać się, czy w ogóle nadajemy się na rodziców dwójeczki ;)
UsuńFilm pewnie za jakiś czas będzie można obejrzeć z nieco mniej legalnych źródeł (jeśli takowe uznajesz), więc nic straconego ;)
Ostatnie zdanie w punkt trafione - nic dodać, nic ująć !
Randka z Mężem - cudownie, nawet jeśli film mało romantyczny. Życzę Wam więcej takich wspólnych wypadów :)
OdpowiedzUsuńWiesz, gdyby to M. wybierał, to pewnie najchętniej poszedłby na jakieś science-fiction, mordobicie albo nowego Bonda ;) A tutaj jednak trochę tego romantyzmu też było - bo film nie tylko o miłości do dziecka traktował, ale też o uczuciu rodziców do siebie nawzajem (choć nie taki to sztampowy romantyzm rodem z Hollywoodu ;) )
UsuńCiężki film. Jakoś nie wybrała bym się na taki na randkę. ;) myślę że jednak kiedyś go obejrzę. Na temat działania urzędników nie będę się wypowiadać, bo nie chcę sobie psuć humoru z rana :)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś również bym się nie wybrała, jeszcze przed ślubem - no ale randka z własnym Mężem to już zupełnie co innego ;)
Usuńfajnie że udało wam się wyjść na randkę. My idziemy w przyszłym tygodniu
OdpowiedzUsuńUdanej randki w takim razie :)
UsuńOdebranie dziecka rodzicom nie jest prostym tematem. nie wyobrażam sobie takiej sytuacji zarówno jako matka jak i dziecko. Nie mogę takich filmów oglądać, bo na samą myśl o czymś takim wkurzam się i łzy mi lecą jak oszalałe. Nie potrafię tutaj znaleźć złotego środka, nie wiem co dla dziecka jest lepsze. Z jednej strony rodzic, to zawsze rodzic, dziecko kocha bez względu na wszystko, ale... później wszystko ma swoje odbicie w jego dorosłym życiu. Żal mi takich rodzin.
OdpowiedzUsuńRacja, że większość dzieci "placówkowych" - zwłaszcza tych starszych,które korzenie w domu dziecka zapuściły na dłużej i raczej nie mają już szans na adopcję - swoich rodziców nadal kocha, tęskni, chce do domu rodzinnego mimo wszystko wrócić. Tylko jaka przyszłość je tam czeka? Kolejne upokorzenia, bicie, zmuszanie do kradzieży czy jeszcze innych, gorszych rzeczy? Czasami odebranie dziecka to jedyne wyjście, jedyny ratunek, bo niektóre rodziny po prostu nie są w stanie się podźwignąć i odbić od dna...
UsuńFantastycznie, że udało Wam się wybrać na randkę i że tak miło spędziliście ten czas! :-)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńNie widziałam filmu. Widziałam zwiastun. Myśle, że kiedyś sie na niego wybierzemy. Bedzie ciekawie spojrzeć na cała sytuacje naszymi oczami-ludzi którzy mieszkają tu już ponad 10 lat.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczynaliśmy naszą adopcyjną drogę przeszło nam przez myśl aby zaadoptować szwedzkie dziecko. Niestety w Szwecji nie ma domów dziecka. Dzieciaki mają tu bardzo duzo praw-niewiele obowiązków ;) dobro dziecka jest tu na bezsprzecznym pierwszym miejscu. Nie wiem za bardzo co było w filmie przyczyną odebrania córki, ale naprawde niewiele trzeba aby rodziną zainteresowały się odpowiednie organy- nie aby je od raz odbierać! Nie mozna oczywiście dziecka bić, na to nikt ty nie przymyka oka! Dziecko wychowywane w rodzinie gdzie jest nadużywany alkohol też jest pod obserwa odpowiednich organów, nawet jesli nie jest krzywdzone fizycznie. Jest sporo grup które wspomagają rodzinie w trudnych sytuacjach. Bede musiała obejrzeć film aby powiedzieć cos wiecej.
Na razie wciąż czekamy w naszej kolejce adopcji zagranicznej (1miejace!).
Filmowej fabuły zdradzać do końca nie będę, bo nie chcę pozbawiać Cię przyjemności oglądania ;)
UsuńTak właśnie wywnioskowałam, że trzeba bardzo niewiele, by zwrócić na siebie uwagę odpowiednich służb. W Polsce natomiast dla odmiany takie sytuacje są często efektem doniesienia na daną rodzinę np. przez sąsiadów - bo gdyby nie to, pewnie jeszcze długo nikt by nie zauważył, nie zainteresował się albo po prostu przymykał oko...Może dlatego, że u nas obowiązują nieco inne "standardy" - przy takiej ilości rodzin z problemem alkoholowym chyba dość trudno wyłapać przypadki skrajne i zasługujące na bardziej wnikliwą obserwację...
Jestem dla Was pełna podziwu ! Mnie tak długie oczekiwanie doprowadziłoby chyba do kompletnego rozstroju i załamania nerwowego. No ale skoro miejsce w kolejce już 1, to chyba bardzo niewiele Was dzieli od tego upragnionego maluszka :) Trzymam kciuki, by stało się jak najszybciej !