Rok 1992. Bąblowa mama (lat 6) i jej rodzice.
1) "Nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz wszystkich warzyw. To przecież same witaminki ! Na ciastko będzie czas po obiedzie, kiedy już cały zniknie z talerza."
2) "Tyle już masz tych zabawek, że kolejna nie jest ci potrzebna. Potem tylko leżą po kątach bezużyteczne, a ty i tak się nimi nie bawisz. Za moich czasów człowiek miał jedną szmacianą lalkę albo jednego pluszowego misia - i to musiało mu w zupełności wystarczyć."
3) "Pewne rzeczy w domu nie są przeznaczone dla dzieci. Mogą dotykać ich tylko dorośli, a jeśli chcesz je sobie z bliska obejrzeć, to musisz poprosić mamę albo tatę o pozwolenie. Inaczej ani mi się waż..."
3) "Pewne rzeczy w domu nie są przeznaczone dla dzieci. Mogą dotykać ich tylko dorośli, a jeśli chcesz je sobie z bliska obejrzeć, to musisz poprosić mamę albo tatę o pozwolenie. Inaczej ani mi się waż..."
Rok 2015. Bąbel, Bąblowa mama (lat 29) i jej rodzice.
1) "Może masz ochotę na czekoladkę, Wnusiu ? I takie dobre ciasteczka babcia upiekła dla ciebie ! Mama nie pozwala przed obiadem? No daj spokój, to tylko jedno głupie ciastko - przecież najeść się tym do syta nie sposób...No nie bądź taka, dziecku nie żałuj! "
2) "A może samochodzik mu kupić ? O, jaki ładny, czerwony ! Ma już podobny? Aż trzy podobne? No ale jednak czymś się tam różnią przecież...Jak się te pozostałe zepsują, to dziecko bez samochodzika zostanie..."
3) "No masz Wnusiu, pobaw się pisaczkiem. Porysujemy sobie tu, na karteczce. Oj nie, Wnusiu ! Na karteczce dziadek mówił, a nie na skórzanej sofie ! I nie na białych kafelkach w kuchni ! No nic to, zmyje się zaraz, prędziutko, żeby mama nie widziała...Oj kurcze, kurcze, to chyba jednak jakiś niezmywalny marker był, bo zejść za nic w świecie nie chce..."
Co się takiego wydarzyło w ciągu tych 23 lat?
I skąd ta rewolucyjna zmiana w podejściu moich rodziców
do kwestii wychowawczych?
Jako odpowiedź na powyższe pytania słyszę tylko powtarzany niczym mantra frazes, że "dziadkowie są od rozpieszczania, a rodzice od wychowywania". I choćbym nie wiem jak usilnie próbowała i starała się takie forsowane przez nich stanowisko zrozumieć, to nijak nie jestem w stanie się z nim zgodzić.
Po pierwsze, Bąbla naprawdę nie trzeba już bardziej rozpieszczać - myślę, że spora część roboty w tym zakresie została już wykonana, w ciągu dotychczasowych 17 miesięcy jego życia.
Po drugie - jeśli już koniecznie chcecie rozpieszczać, to róbcie to jednak z umiarem i z zachowaniem zdrowego rozsądku. Być może faktycznie granica pomiędzy dzieckiem rozpieszczonym a dzieckiem "rozpuszczonym jak dziadowski bicz" jest bardzo płynna, nienamacalna i trudno dostrzegalna - ale jednak istnieje, więc przynajmniej STARAJCIE SIĘ jej nie przekraczać.
Po trzecie - spróbujcie, proszę, tym swoim rozpieszczaniem nie utrudniać nam wychowywania i nie podważać naszego rodzicielskiego autorytetu. Bo jeśli Młody od mamy i taty słyszy, że czegoś robić nie powinien, a za chwilę babcia i dziadek jednak mu na to pozwalają, i to z ogromnym, szerokim uśmiechem na ustach - to chyba może się lekko pogubić i warto byłoby jednak trzymać się tych samych, uzgodnionych wcześniej reguł...
Po czwarte - nie róbcie z nas w oczach dziecka jakichś potworów, które wszystkiego zakazują, w swoim słowniku mają tylko słowo "NIE!" i generalnie rzecz biorąc trzeba uciekać przed nimi gdzie pieprz rośnie i poszukiwać azylu u wszystko-rozumiejącej, wiecznie-pobłażającej babci. Nie mówcie "dziadziuś by ci pozwolił, ale mama nie daje" - bo po takim tekście nóż mi się w kieszeni otwiera i naprawdę mogą się we mnie obudzić jakieś potworne, mordercze żądze !
Ale cudowne przykłady. Samo życie 😊 oj znam to bardzo dobrze 😃 u mnie moja mama potrafi przy dziecku powiedzieć "nie słuchaj mamy. Jesteś u babci wszystko możesz". Po prostu koszmar!
OdpowiedzUsuńTak, tego typu teksty i u nas się zdarzają. Ostatnio przyszło nam do głowy, że skoro Młody faktycznie u dziadków "może wszystko" to weźmiemy go tam kiedyś i naprawdę pozwolimy na taką totalną demolkę, jaką czasami ma ochotę urządzić. Zobaczymy, czy po czymś takim nie zmienią zdania... ;)
UsuńDziadkowie są od rozpuszczania. Ja też się czasem wkurzam na swoich rodziców, a na teściów jeszcze bardziej, ale z rozrzewnieniem wspominam chwile kiedy babcia pozwalała na to na co nie pozwalali rodzice. Od tego w końcu są babcie!
OdpowiedzUsuńMnie babcia jakoś szczególnie nie rozpieszczała, przynajmniej niczego takiego sobie nie przypominam... Tak czy siak uważam, że we wszystkim trzeba zachować umiar i mieć jakieś granice. Takie bezmyślne pozwalanie na wszystko tylko po to, by pokazać, jakim się jest "luzakiem" i lepiej wypaść w oczach dziecka w porównaniu z osobami, które jednak starają się wprowadzić jakąś dyscyplinę, moim zdaniem niesie ze sobą więcej szkody, niż pożytku (i dla dziecka, i dla jego rodziców).
UsuńMy na ostatnim spotkaniu z panią psycholog w przedszkolu mieliśmy wlasnie ten temat poruszany. Podobno ważne żeby jasno od poczatku stawiać dziecku granice. Wiadomo dziadkowie rozpieszczają i będą to robic dziecko to maly negocjator będzie probowac naginać zasady na swoja stronę. Bo u babci mogę.... Najlepiej wtedy jasno określić teraz jesteś tu i ze mną i takie zachowanie jest nie dopuszczalne u nas w domu. Powiem Ci ze ja po tym spotkaniu tak robię i działa. Tylko zdaje sobie sprawę ze jednak na mlodsze dziecko może to nie zadziałać.
OdpowiedzUsuńNo właśnie młodsze dziecko ( przynajmniej nasze) bardzo szybko koduje sobie, że dziadkowie na coś mu pozwolili, zapamiętuje to i zafiksowuje się na tym. Wystarczy dosłownie raz mu popuścić i mamy w domu ciągły płacz i walkę o tę konkretną rzecz (chociażby o słodycze zamiast obiadu). Dziadkowie swoje już zrobili, a potem mają to głęboko w nosie i niestety to my musimy przez długi czas wykorzeniać wprowadzone przez nich złe nawyki. Sporo nam się udało osiągnąć przez stawianie (dziadkom) wyraźnych granic, ale w pewnych kwestiach nadal są niereformowalni i nic do nich nie dociera.
UsuńA i jeszcze dodam, że dziadkowie zwyczajnie nas ściemniają ;)
UsuńTo znaczy twierdzą, że pod naszą nieobecność absolutnie na to czy na tamto nie pozwalali - a my przecież widzimy doskonale, że Bąbel znów wykazuje ogromne zainteresowanie jakąś zakazaną zabawą czy przedmiotem, o którym wcześniej już (po wielu perypetiach) udało mu się zapomnieć.
No i chyba zapominają, że Młody jest coraz bardziej kumaty i komunikatywny - i kiedy spytamy, czy robił z babcią i dziadkiem to czy tamto, potrafi już sam zaprzeczyć lub potwierdzić ;)
Babcia jest od rozpieszczania ona nie musi zasad przestrzegać od tego są rodzice. Dziadkowe biorą sobie za punkt honoru żeby dziecko przy nich było szczęśliwe ,a kiedy dziecko jest szczęśliwe jak robi to co che a nie to co mu wolno. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuńNiestety nie jestem w stanie się z tym do końca zgodzić. Jako rodzice też robimy wszystko, żeby nasze dziecko było szczęśliwe - ale staramy się robić to mądrze, a nie wpajając Bąblowi, że wszystko może i że nie obowiązują go absolutnie żadne granice i reguły.
UsuńKażdy oczywiście wychowuje wedle własnego uznania, ale my mamy takie zasady i uważam, że dziadkowie też powinni się do nich dostosować, jeśli chcą aktywnie uczestniczyć w życiu naszego dziecka.
U nas początki nie były łatwe, zwłaszcza jeśli chodzi o Babcię. Niby trzymała z nami wspólny front, ale do pasji doprowadzało mnie, jak mówiła, że ona by pozwoliła na to czy tamto, ale mama nie pozwala. Albo, że uratuje Wnusia, bo przecież mama taka nie dobra. Teraz jest poprawa. Trzyma się tego, o co prosimy. Tylko nadużywa smoka i tv. Ale i nad tym, mam nadzieję popracujemy. Jak już opanowaliśmy Babcię, zaczęło się z Dziadkiem. Nie możemy mu wytłumaczyć, że jak Tygrysowi nie wolno komórki, to jakiejkolwiek, nawet tej zepsutej, ze dla niego to nie ma znaczenia. Za to dla Dziadka ma. I nadal daje Młodemu do zabawy starą komórkę.
OdpowiedzUsuńAle generalnie nie jest źle. Bałam się, że dziadkowie będą rozpieszczać Tygrysa do granic możliwości, rozpieszczają, ale póki co z głową. I ja nie boję się ustalać zasad wspólnych dla wszystkich.
Z drugą Babcią (czyli teściową) widzimy się rzadko, więc nie ma okazji się wykazać, a jej szczególnie trzeba pilnować. Zwłaszcza jeśli chodzi o dokarmianie. W jednym momencie potrafi serwować zupkę, chrupki i jabłko, a i słodziutki kompocik. Ale Tygrys nie zostaje z nią sam, więc jesteśmy w stanie to ogarnąć.
Szczerze powiedziawszy ja wręcz boję się zostawiać Bąbla z moimi rodzicami sam na sam (i dlatego robię to bardzo rzadko), ponieważ praktycznie za każdym razem wynika z tego jakaś "akcja" i związany z nią późniejszy ferment. Z teściami natomiast Młody zwyczajnie nie chce zostawać, nawet na krótko - i może dobrze, bo dzięki temu przynajmniej ich mamy z głowy i nie musimy dodatkowo "szkolić".
UsuńU nas najgorsze jest chyba ciągłe podtykanie słodyczy i noszenie Bąbla wiecznie na rękach ("no bo gdzie mu będzie lepiej, jak nie u babci na rączkach!?") - nawet jeśli on sam nie ma na to ochoty i wyraźnie oponuje.
No i jeszcze przegrzewanie ! Kiedyś zdarzyło się, że "zapobiegliwi" dziadkowie ustawili temperaturę w mieszkaniu na 26 stopni (podczas gdy my nigdy nie przekraczamy 20-21 i tak jest - zdaniem naszym oraz pediatry - optymalnie). Bąbel dosłownie spływał potem, a moja mama nadal próbowała dodatkowo okryć go do spania grubym pledem. No to teraz już nie ma się co dziwić, dlaczego byłam takim chorowitym i słabowitym dzieckiem, które nawet nie miało szans, by się odpowiednio zahartować...
Jakbym czytała o moim ojcu. Nami, jak byliśmy dziećmi średnio się przejmował i mało angażował w nasze życie/wychowanie. Za to na punkcie pierwszego wnuka (bo moich dziewczyn ta dziadkowa zmiana już nie objęła) oszalał, ale tak na maksa. Tyle, że nic kompletnie z tego dobrego nie wynikło. A mojemu bratu, który 8lat mieszkał z rodzicami, serdecznie współczułam. Dziadek miał chyba zapędy, żeby przeżyć ponowne ojcostwo po 50tce. Powiem Ci, że Meksyk tam się dział. Do tego stopnia, że jak kiedyś wyjechaliśmy z moim bratem i dzieciakami, to Dawid przez pierwsze dwie noce (prawie całe) płakał za dziadkiem...
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście nie aż taki Meksyk, choć dziadkowie pewnie byliby zadowoleni z tak ogromnego wpływu wywieranego na wnuka. W tej teorii o ponownym przeżywaniu ojcostwa/macierzyństwa chyba faktycznie coś jest - być może w ten sposób próbują nadrobić czas, który kiedyś (będąc rodzicami) w dużej mierze zmarnowali i wykorzystali nie do końca zgodnie z jego przeznaczeniem. Obym sama nigdy nie była do tego stopnia zaborcza wobec własnych wnuków - wrócę do tego wpisu po latach, gdybym zaczęła przejawiać podobne zapędy ;)
UsuńJakie to znajome. Moi siostrzeńcy mieszkają bardzo blisko babci, co moją siostrę doprowadza do szału, bo widują się non stop. Ile ja się już na to rozpieszczanie napatrzyłam, ech... Nie rozumiem tego.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że powiedzenie "dziadkowie są od rozpieszczania" to jest takie pójście ma łatwiznę. Ja myślę, że dziadkowie powinni być od kochania przede wszystkim. A biorąc pod uwagę ich doświadczenie życiowe powinni mądrze kochać. Ale wiadomo, to wymaga wysiłku. Łatwiej jest pozwolić na zakazaną zabawę raz na jakiś czas, kiedy z konsekwencjami na codzień nie oni będą się musieli borykać.
Córka mojego brata nie lubiła słodyczy. Nie interesowały jej, a nawet jak je dostawała to zjadała pół kostki czekolady, a resztę wypluwała. Moi rodzice postanowili tę sytuację zmienić i regularnie podtykali jej te słodycze na siłę. I to nie tylko gdy zostawali z Małą sami. Nie raz widziałam, jak dziadek daje małej "pod stołem" jakiegoś cukierka tak, żeby rodzice nie widzieli, mimo że ci siedzieli tuż obok. Po wielu miesiącach takiego wciskania łakoci, Mała się przyzwyczaiła w końcu i teraz trzeba jej ciągle zabraniać, co przecież nie jest miłe ani dla dziecka, ani dla rodziców, ani dla otoczenia, które musi teraz wysłuchiwać płaczów:/ Po co to było? No nie mogę tego zrozumieć, po prostu nie mogę. Tzn. trochę rozumiem (pójście na łatwiznę, potrzeba nadrobienia więzi jakiej nie udało się zbudować z własnym dzieckiem, brak refleksji nad tym co dla dziecka dobre i pewnie możnaby mnożyć te powody...), ale jednak nie potrafię tego zaakceptować.
Brawo dla rodziców, którzy borykają się na codzień z takimi kłopotami i dają radę jakoś! Duże wyzwanie, szczególnie jesli mieszka się z dziadkami, albo relacja jest bardzo bliska i okazji do takiego rozpieszczania dużo.
My również mieszkamy bardzo blisko moich rodziców i teściów (na szczęście nie razem z którymiś z nich, bo tego bym już chyba nie zniosła). Zgadzam się z Tobą, że jest to pójście na łatwiznę - oni (we własnym mniemaniu) mogą sobie na to pozwolić, bo potem zamykają za sobą drzwi z drugiej strony i w sumie niewiele ich interesuje, jaki jest ciąg dalszy i co się u nas w domu dzieje wskutek ich "niesubordynacji".
UsuńPoza tym czasami odnoszę wrażenie, że również brak świadomości...Bo kiedyś chyba mniej zwracało się uwagę na jakość czasu spędzanego z dzieckiem, a bardziej na jego ilość (przynajmniej ja tak to pamiętam z własnego dzieciństwa). Moi rodzice nieszczególnie silili się na kreatywność, na proponowanie mi i siostrze wielu rozwijających zajęć - ważne, że byli z nami w domu, a jakiś sposób na zabicie nudy same musiałyśmy sobie wymyślić. Może dlatego teraz i wnukowi prościej jest np. włączyć bajkę w TV, niż trochę się postarać i go czymś innym zaciekawić...
Teź mnie mocno irytują rozbieżności z pozwalaniu/nie pozwalaniu na coś Smerfowi, na co my jako rodzice nie wyrażamy zgody. U nas nie tyle dotyczy to dziadków (Ci akurat rozpieszczają w granicach rozsądku i nie wcinają się w to, jak Go wychowujemy), ale rodzina i znajomi często wiedzą lepiej, co Smerfowi do szczęścia trzeba. Szkoda tylko, że do własnych dzieci tego nie stosują ;)
OdpowiedzUsuńU nas chwała Bogu reszta rodziny ani znajomi w kwestie wychowawcze nie ingerują - za to dziadkowie próbują nadrabiać za nich wszystkich z nawiązką. A kiedy w końcu tracimy cierpliwość, następuje tzw. "obraza majestatu" - i przez jakiś czas nie pojawiają się wcale. Jakoś nadal nie umieją tego wypośrodkować, niestety...
UsuńTo chyba post o moich rodzicach i naszym wychowaniem Syna... Kurna ale to prawdziwe!
OdpowiedzUsuńNo to nie jesteś sama - witaj w klubie walczących i stawiających granice ;)
UsuńOj Tak - choć dzieci nie mam to zauważyłam podejście teściowej do mojego psa ( którego też poniekąd trzeba wychowac) byłam przerażona.. ja mówię nie wolno ona go jeszcze gladkala... myślałam ze wyjdę z siebie i stanę obok... :)
OdpowiedzUsuńMoże to źle zabrzmi, ale ja dość często zauważam różne podobieństwa w wychowywaniu dzieci i czworonogów ;)
Usuń