Jako że osobiście mieszkamy na wsi, na tapetę wezmę najbliższe miasto X, odległe od nas o jakieś 30 kilometrów - to, które najczęściej odwiedzamy, robimy w nim większe zakupy, wyskakujemy przekąsić coś do restauracji i oddajemy się najróżniejszym rodzinnym rozrywkom...
Grunt, to odpowiedni grunt ! ;)
Niestety całe centrum X wybrukowane zostało kostką - wprawdzie nową, pozyskaną ze środków unijnych i poukładaną w niesamowicie efektowną mozaikę, ale przy okazji również mocno nieregularną i wyboistą, na której dziecięce wózki podskakują niczym podczas wyprawy w góry najtrudniejszym, kamienistym szlakiem ;)
Stosunkowo gładkie przejścia po bokach głównego deptaka są natomiast tak wąskie, że bardziej wypadałoby nazwać je "przesmykami". Nawet najbardziej futurystyczne spacerówki mają problem, by się na nich pomieścić - nie mówiąc już o głębokich wózkach typu "landara", rozmiarami przypominających czołg Rudy z "Czterech pancernych" (a sami takowy również z konieczności eksploatowaliśmy przez kilka pierwszych miesięcy).
Rzecz jasna to właśnie do centrum najczęściej wybierają się rodziny z małymi dziećmi (i ich wózkami), by się wspólnie zrelaksować i zostawić tam trochę kasy, więc można było jednak nieco lepiej to przemyśleć...
Place zabaw, "kulki", ogródki jordanowskie.
No te akurat są :) Niektóre wręcz mocno "wypasione" i posiadające wszystko to, co małemu człowiekowi do szczęścia potrzebne - więc tu, nawet ze swoją czepliwą naturą, przyczepić się zwyczajnie nie mam do czego ;)
Miejsca parkingowe dla rodziców z dziećmi.
Też są, najczęściej przy centrach handlowych i większych supermarketach. (A że czasami zajmie je jakiś bęcwał bez dzieci, bo tak mu akurat bliżej/wygodniej/bardziej bezstresowo i bezproblemowo - to już akurat nie miasta wina...)
Rodzinny obiad na mieście.
Większość restauracji posiada w swoim menu kilka dań przeznaczonych dla dzieci (rosołek, nuggetsy, jakieś tam "Puchatkowe naleśniki" czy "Smerfne szaszłyki"). Można też zamówić pół porcji albo podjadać z maminego talerza, moszcząc się wygodnie w foteliku do karmienia, przytaszczonym przez obsługę z zaplecza (oczywiście gdyby tylko Bąbel zechciał w nim spokojnie usiedzieć ;) ).
W naszym ulubionym miejscu jest również kącik z klockami, książeczkami i innymi "dzieciowymi" gadżetami, drewniany konik na biegunach, a dla starszych pociech - tablica suchościeralna...Jednak nadal daleko temu do lokali widywanych przez nas np. w Berlinie, gdzie dla maluchów wygospodarowano całe odrębne pomieszczenia, w których sami z wielką chęcią byśmy się pobawili ;)
***
Wiadomo, że po porządnym posiłku czasami przytrafia się naszemu Szkrabowi pełna i niezbyt pięknie pachnąca pielucha, a zatem przechodzimy do punktu kolejnego - meritum sprawy, można by rzec... ;)
Toalety dla mamy z dzieckiem.
No niby kwestia wybitnie oczywista, że kilkunastomiesięczne dziecko czasami wymaga przewinięcia i zmiany brudnej pieluszki poza domem. A jednak to właśnie toalety dla mamy z dzieckiem wprawiają nas zazwyczaj w mieście X w największe zdumienie i konsternację i to na ich widok mamy chęć popukać się w czoło i spytać "WHAT THE FUCK ?!"
Zapowiada się z reguły bardzo obiecująco. Toaleta JEST. Ma nawet na drzwiach odpowiedni symbol - o taki:
Tyle że tuż po wejściu do środka oznaczenie to okazuje się kompletnie nieadekwatne, ponieważ toaleta...nie posiada przewijaka... Ani żadnego stolika, szafki, czegokolwiek bądź, na czym można byłoby dziecko położyć w wiadomym celu...Czasami nawet prysznic jest, a na nim kotara prysznicowa z rybką Nemo - ale przewijaka NIE MA, mimo że w przypływie desperacji szukamy go wszędzie ;)
Pozostaje zatem jedynie wyciągnąć z naszego podręcznego osobistego bagażu nasz podręczny osobisty przewijak jednorazowy, ułożyć go na podłodze, na nim Bąbla, potem zrobić co trzeba i wyjść psiocząc pod nosem, że po raz kolejny spotkała nas taka dyskryminacja ;)
Choć - UWAGA ! - zdarzają się też chlubne wyjątki od tej niechlubnej reguły. Na przykład wczoraj się zdarzył, w hipermarkecie Carrefour - i tak byliśmy tym zaskoczeni, że aż musieliśmy zrobić zdjęcie ;)
A jak jest z tym u Was?
Czy Wasze miasta są rzeczywiście mother-friendly ?
Ja to się ogromnie ciesze, że Młody wyrósł już dawno z pieluch i nie muszę psioczyć pod nosem bo u nas nie ma takich atrakcji jak przewijaki w miejscach publicznych. I trzeba nosić cały ten tabun rzeczy ze sobą. W naszej lokalnej gastronomi owszem są krzesełka do karmienia i jakieś tam zabawki też się znajdą. Place zabaw mamy 3 i to jak na małą wieś jest naprawdę na dobrym poziomie.
OdpowiedzUsuńU nas do odpieluchowania Bąbla jeszcze daleka droga, więc przez jakiś czas będziemy musieli popsioczyć ;) Cały tabun tak czy siak nosimy, ale największym psikusem jest dla mnie to oznaczenie z rysunkiem przewijaka, a potem jego brak - i finalnie konieczność układania dziecka niemal bezpośrednio na podłodze.
UsuńI tak jest zdecydowanie lepiej niż jeszcze parę lat temu, bo jak wtedy ruszałam w miasto z moją kuzynką i jej szkrabami to nie było prawie żadnej z wymienionych przeze mnie w poście rzeczy :)
u nas są oddzielne pomieszczenia służące do przewijania i karmienia dzieci ;) ale oczywiście też nie wszędzie :/ Niedaleko mojego mieszkania jest ogromny plac zabaw i tam jest też domeczek z toaletami, prysznicami i oddzielnym pokojem do przewijania/karmienia :) Buziaki, Kochani! :*
OdpowiedzUsuńNo czyli wszystko tak, jak być powinno :) A tak swoją drogą to właśnie śmiejemy się z Małżem, że kiedyś analizowaliśmy atrakcyjność miasta X pod kątem ilości imprez, pubów, fajnych klubów - a teraz place zabaw, toalety i przewijaki ;) Jak to się potrafią priorytety człowiekowi pozmieniać hehe ;)
Usuńjak to mówią: "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" - w jakiś sposób i w takich okolicznościach się to sprawdza :)
UsuńU nas naprawdę różnie, zależy chyba od miasta (a tych w promieniu ok. 25 km mam kilka). W tych większych raczej wszystko funkcjonuje jak należy, czasem nawet jestem miło zaskoczona (jak np. kącik zabaw dla dzieci w punkcie obsługi interesanta jednego z operatorów energii elektrycznej). W tych mniejszych czasem brakuje przewijaka czy dań dedykowanych dzieciom, ale to kilkanaście minut drogi od domu w razie potrzeby - a i zawsze w promieniu 5 minut pieszo znajdzie się jakaś dobra dusza ze znajomych, u której możemy załatwić potrzeby Smerfa i swoje ;)
OdpowiedzUsuńJedyne, co naprawdę mnie denerwuje czasem, to zajęcie miejsca parkingowego dedykowanego dla rodziców przez osoby bez dzieci, ale jak sama zauważasz, nie ma na to rady.....
Buziaki :*
Czytałam gdzieś ostatnio o kobiecie, która zajęła jedno z takich miejsc swoim autem,choć nie była w towarzystwie dzieci. Któraś z wkurzonych mam zwróciła jej uwagę,a ona odparła na to, że przecież jest matką z dzieckiem - tylko akurat dziś dziecko zostało w domu ;)
UsuńZ chodnikami jest porażka. Albo stare albo kostki. Po jednych i drugich jeździ się tragicznie. W okolicy mam już wytyczone szlaki. Czasem nadkładam drogi, żeby jechać po w miarę przyzwoitej nawierzchni. Jeśli chodzi o place zabaw to pewnie na wiosnę temat będzie nam bliższy. Jeden znamy, ale mamy do niego kawałek, a poza tym jest tak oblegany, że trudno się wcisnąć. W restauracjach na razie nie bywamy, ale w okolicznych centrach handlowych nie jest źle. W jednym są piękne pokoje rodzinne nie tylko z zabawkami, przewijakiem, umywalką, fotelem, krzesełkiem do karmienia, ale nawet z podgrzewaczem do butelek. Gorzej z towarzystwem. Raz trafiły nam się dwie mamy, które bez skrępowania w obecności mojego M. mówiły o tym, że zmienią pampersy dzieciom, a za chwilę pójdę obok, żeby zmienić swoje pieluchy. A było tak przyjemnie dopóki nie weszły.
OdpowiedzUsuńW mieście X na placach zabaw też dość tłoczno, więc albo staramy się korzystać z nich w najmniej uczęszczanych godzinach, albo idziemy na ten nasz "wsiowy", który prawie zawsze mamy na wyłączność :) Podgrzewacz w takim miejscu to już prawdziwy luksus, zasługujący na pięć gwiazdek ;) - ja osobiście nigdy się z tego typu udogodnieniem nie spotkałam.
UsuńNo a mamuśki faktycznie bardzo...hmmm...bezpośrednie. O ile jeszcze w gronie dobrych znajomych takie żarty byłyby względnie na miejscu, o tyle przy obcych ludziach ( i cudzym mężu) to już naprawdę gruba przesada.
A fuj :( Poczułam się mega zniesmaczona tą bezpośredniością. Swoją drogą, sama mam dwie takie koleżanki, które nie raz wprawiły mnie w stan co najmniej zażenowania. I co ciekawe, w moim odczuciu, to nie ja powinnam się tak czuć, ale cóż... Generalne obie bez żadnego skrępowania opowiadają o swoim życiu seksualnym. I ok, jak ktoś lubi, ma potrzebę- niech sobie gada. Tyle, że... Nigdy nie wysłałam im nawet najmniejszego sygnału, że ja chcę, albo mam ochotę o tym słuchać! I powiem Wam, że jak potem spotykaliśmy się w większym gronie, czyli plus mężowie, to czasem miałam takie dziwne obraz przed oczami :) I po co mi było to wszystko wiedzieć...
UsuńCo do miasta... Ech, nasz Szczecin to zależy gdzie.
Powiem Ci, że ten plac zabaw to macie szałowy po prostu. Eliza też by pewnie tam poszalała :)
Ja mam wprawdzie jedną bliską koleżankę, z którą poruszamy czasami takie tematy, ale i tak jest to bardzo ogólnikowe, aluzyjne i zawoalowane - na pewno do głowy by mi nie przyszło, żeby wywlekać jakiekolwiek szczegóły na światło dzienne :) Obrazów przed oczami zdecydowanie nie zazdroszczę ;)
UsuńTen podgrzewacz to tylko na jednym piętrze, ale na wyższej kondygnacji jest równie przyjazne pomieszczenie.
UsuńKochana, ja też nie jestem jakaś drętwa i żarty- ogólnikowe jak najbardziej, ale zapewniam Cię, że jestem raczona czasem takimi detalami, że niezmiennie od tylu lat nadal jestem w szoku, że tak można. Równocześnie, brak mi chyba tych przysłowiowych jaj, żeby Im powiedzieć, że ja nie chcę tego słuchać. Mam za to swoją metodę i tu od zawsze pomagają mi dzieci- kiedy któraś z nich za bardzo popuszcza wodze fantazji, ja obsesyjnie wręcz skupiam się na dziecku :) Czasem pomaga. Czasem ja w to zajęcie dzieckiem wsiąknę tak bardzo, że nie słyszę co do mnie mówią :)
UsuńJa wcale nie sądzę, że jesteś drętwa - wręcz przeciwnie ! :) Trochę Cię już poznałam czytając Twojego bloga i wiem, że akurat poczucia humoru i dystansu do siebie Ci nie brakuje ;) Niemniej jednak wcale się nie dziwię, że akurat w takich sytuacjach robisz wszystko, by zepchnąć rozmowę na inny tor ;)
UsuńPrzypomniało mi się jeszcze...Moja kuzynka też z takich mocno "wyzwolonych" i też zdarzało jej się czasami raczyć mnie pikantnymi szczegółami prosto z sypialni - aż w końcu otwarcie powiedziałam, że mnie to krępuje i że mam dość. Ona wtedy bardzo przepraszała, ale jednocześnie stwierdziła "no myślałam, że jednak bardziej postępowa jesteś" ;) No i oczywiście przy moim charakterze to mnie było potem głupio, że w ogóle ośmieliłam się zwrócić jej uwagę...
Wolność słowa swoją drogą, ale naruszanie granic innego człowieka (a właśnie za to uważam tego typu opowieści, jeśli ktoś ich sobie nie życzy) też nie powinno mieć absolutnie miejsca.
U nas w parku też jest kostka na głównej alejce, na szczęście mieliśmy dobry wózek :) Z chodnikami jest porażka.
OdpowiedzUsuńNasz głęboki wózek świetnie sprawdzał się na wszelkich leśnych i polnych ścieżkach (pomimo wertepów), natomiast na miejskiej kostce już niekoniecznie ;) A taki "czołg" musieliśmy kupić ze względu na gabaryty Młodego, bo ze wszystkich innych, mniejszych i bardziej "zgrabnych" modeli dosłownie wystawały mu syrki ;)
UsuńU nas miasto na tyle zacofane i małe, że nie ma nic. Niestety. Dalej 50 km od Kielc szczerze mówiąc to nie wiem, bo rzadko bywamy, a ostatnio akcja odbyła się w aucie z konieczności. Skończyło się to upapranym fotelem w kupce, upapranymi spodenkami Amelki i nerwami, ale nie było czasu na szukanie miejsca takiego. Rewelacji jednak wielkich nie ma. Buziaki
OdpowiedzUsuńNo tak też czasem bywa :) My również w razie nagłej konieczności decydujemy się na przewijanie w aucie, bo wolimy to niż odparzoną Bąblową pupę - a odparza się jak wiadomo bardzo szybko, więc nie ma co tracić czasu na długie poszukiwania odpowiedniego miejsca :)
Usuń